W krainie magii...
Gołąb pogodowy
Wróżka Pogódka, od zawsze, miała swój gabinet w najwyższej wieży Instytutu Magii.
Do jej codziennych zadań należało; przepowiadanie pogody na kolejne dni. I to zadanie pochłaniało ją bez reszty.
Jej nominacja też nie była przypadkowa, gdyż była ona w posiadaniu potężnego awatara: gołębia pogodowego, który jak żaden inny stwór, posiadał nadgołębie zdolności meteorologiczne, a ponadto był z dziada, pradziada meteopatą. Miało to swoje plusy i minusy. Plusy dla wróżki, a minusy rzecz jasna dla ptaszka.
Codziennie rano Pogódka wyrzucała ptaka przez okno, obserwowała jego zachowanie i wszystko skrzętnie notowała w swojej Księdze Czarów.
Na podstawie obserwacji oraz kliku dodatkowych czynników była w stanie przepowiedzieć pogodę z niebywałą wręcz dokładnością.
Przed słonecznym dniem, gołąb wzlatywał wesoło do góry, po kilku chwilach wracał do okna cichutko gruchając. Liczyła gruchnięcia i dzięki temu była w stanie określić temperaturę powietrza.
Trochę gorzej miał przed dniem deszczowym, bo z racji swojej wrażliwości na warunki atmosferyczne, jedno skrzydło całkowicie odmawiało mu posłuszeństwa. Wyrzucany przez okno leciał, jak kamień na spotkanie z brukowanym dziedzińcem.
Zaraz po tym jak wyrżnął o bruk wróżka wiedziała już prawie wszystko.
Jego fatalny stan nigdy nie martwił Pogódki, gdyż miała w Instytucie zaprzyjaźnionego nekromantę, który w mgnieniu oka, stawiał ptaka na nogi.
Bardziej martwiło ją to, że gołąb po takim wypadku nie gruchał, tylko klął pod nosem ile wlezie. Nikt nie wie czy to za sprawą samego upadku, czy może wskrzeszanie powodowało takie anomalie.
Wtedy wróżka musiała się posiłkować starą i bardzo tajną metodą. Wychylała głowę przez okno w komnacie i patrzyła na termometr. Ten skrywany w tajemnicy przyrząd, zawsze wskazywał prawidłową temperaturę.