Avinion: Nowa Nadzieja - rozdział IV: Strażnicy - DJK
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Avinion: Nowa Nadzieja - rozdział IV: Strażnicy
A A A
Rozdział IV: Strażnicy

- Szybciej Shakal! Czekamy już tylko na ciebie! – wykrzykiwała Granda w kierunku okna pokoju, w którym znajdował się jej przyjaciel. Zdołała przez ten cały czas zachować w głosie spokój, jednak na zielonej twarzy, zaczęły się już pojawiać spore oznaki irytacji.
- No już, zaczekajcie jeszcze chwilę! – powtarzał już chyba dziesiąty raz. Zaczynał mieć nawet obawy, że w przypadku dalszego odwlekania spotkania ze znajomymi, Granda normalnie, jakby nigdy nic, wpadnie z uśmiechem przez okno i po szybkim kopniaku w genitalia, wywlecze go półżywego na dwór. Na horyzoncie zaczął się jednak malować powód opóźnienia, który teraz okazał się wybawieniem, a tak dokładnie, to niewielki topór bojowy, który był niezbyt skuteczny do poważnej walki, ale na pokonanie kilku piaskowców, nadawał się wyśmienicie.
- Dobra. Jestem gotów! – zaraportował Shakal w kierunku swojej „przełożonej”, po czym zadowolony, wyleciał z pokoju ku jej spotkaniu.
Podczas opuszczania murów domu przypomniała mu się ostatnia „akcja” Gakasha, który wystawił swoją nogę na próg tak dokładnie, że zaowocowało to serią efektownych salt u biednego poszkodowanego. Tym razem jednak Shakal przyrzekł sobie, że drugi raz, nie popełni tego samego błędu.
- Jestem! – wykrzyczał na wejściu, popisując się jednocześnie efektownym skokiem nad nogą przyjaciela. Chwila triumfu nie trwała jednak zbyt długo, ponieważ z przeciwległej strony nadleciała pięść, która skutecznie powaliła go na ziemie.
- Mam cię! – krzyknął w geście zwycięstwa Mokal. – To cię oduczy spóźniania – dodał, z ironicznym uśmiechem i charakterystycznym dla niego płomieniem w fioletowych oczach. Błyskawicznie jednak podał rękę ku leżącemu na ziemi przyjacielowi.
- Wredne orki – zareagował tylko dysząc i chwytając rękę kolegi.
- Orkowie! - poprawił go z oburzeniem Mokal, przez co nawet nie poczuł, że traci grunt pod nogami.
- To ja cię mam – dodał Shakal, tuż po efektownym położeniu kompana na łopatki.
- Wystarczy dzieciaki! Mamy coś do zrobienia – oburzyła się Granda, która pojawiła się w tej chwili niewiadomo jak i niewiadomo skąd. Wbrew wyrzuconym z siebie słową, była ona najmłodszą osobą w grupie, ponieważ przyszła na świat dopiero czternaście wiosen temu. Ktoś widząc ją z boku, mógł ją przyrównać do róży – niezmierna urodziwość, do której świetnym dodatkiem były włosy i oczy koloru pomarańczy, stawiały ją w czołówce przedstawicielek rasy orków, a niesamowity, wręcz męski charakter przywódczy, tworzyły połączone wręcz mieszankę wybuchową.
- Spokojnie Granda – polecił ze standardowym dla niego stoickim spokojem, przyglądający się z boku całej sytuacji Gakash. – Nie ma to jak mała rozgrzewka przed polowaniem – dodał, po czym oparł się o ścianę i powrócił do swojego świata marzeń. Każdy, kto widział go z boku, mógłby szybko dojść do wniosku, że nie jest on normalnym orkiem. W istocie ten ktoś miałby sporo racji. Gakash miał siedemnaście lat, co powodowało, że był najstarszy w ekipie. Mógłby spokojnie pełnić obowiązki Grandy, ale brak mu było zapału i zdolności przywódczych, przez co zdecydował się nie mieszać w sprawy dowództwa. Wbrew jego spokoju i zdolnością częstej analizy (która była dość powolna), walczył zdecydowanie najlepiej z drużyny i nawet dużo starsi od niego mieszkańcy Ursus, obawiali się potyczek z nim. Jego ubiór też znacząco wyróżniał go spośród rówieśników. Nigdy nie zakładał kolczugi, czy innego obronnego odzienia. Chodził w normalnej, czarnej koszuli i spodniach wykonanych ze skóry. Włosy miał długie, brązowe, które zawsze rozpuszczał luzem, co w połączeniu z jego lekko kobiecymi rysami twarzy, sprawiało że niektórzy mylili nawet jego płeć.
- Dobra już, dobra. Musiałem mu się jakoś zrewanżować za ten cios – wyrzucił beznamiętnie Shakal, po czym na jego twarzy zaczął pojawiać się niewielki uśmiech. Mimo iż narodził się dopiero piętnaście lat temu, jego zwinność była wręcz nieprawdopodobna jak na orka, przez co już teraz został nazywany „najzwinniejszym orkiem, jakiego wydała pustynia”. Zdolności bojowe też były u niego na bardzo wysokim poziomie – głównie z powodu czerwonych oczu, które zwiększały jego szał krwi. Ubierał się niczym doświadczony wojownik orków – spotkanie go bez kolczugi i ochraniaczy na nogi, graniczyły wręcz z cudem, a topór na jego plecach, w przypadku gdy gdzieś nie zaginął, świadczył o jego gotowości do walki. Dodając do tego krótkie włosy i zarost, wielu mogłoby się pomylić w ocenie wieku Shakala. – No, dość już tego leżakowania. Wstawaj – zakończył przyjacielską potyczkę, podnosząc poległego przyjaciela na nogi.
Mokal był zdecydowanie najsłabszy z całej czwórki. Jego umiejętności ledwo wystarczały, by pokonać małego piaskowca, a potulna postura, stawiała go w zupełnie innej sytuacji niż Shakala – jego wiek był raczej zaniżany, aniżeli prawidłowo wytypowany. Tym większe mogło być zdziwienie osób trzecich, gdyby się dowiedzieli, że on i „najzwinniejszy ork jakiego wydała pustynia” pochodzą z tego samego rocznika. Z drugiej strony był on zdecydowanie najlepszym taktykiem w drużynie. Nie raz jego zaplanowane ruchy sprawiały, że grupie udało się omijać siedliska bladescarów, bez zwracania na siebie najmniejszych uwag. Po za smukłą sylwetką, posiadał nietypowe dla orków złote włosy oraz zielone oczy.
- No, skoro już wszyscy gotowi i w jednym kawałku, to możemy ruszać. Dość czasu już straciliśmy – wydała sygnał Granda, a reszta ekipy, która podzielała jej zdanie, udała się tuż za nią, w pobliże Zachodniej Oazy.

Podróż nie trwała zbyt długo, ponieważ Ursus znajdowało się niecałą mile, od jej wschodnich krawędzi. Był to piaszczysty teren, miejscami porośnięty nieliczną roślinnością. Jeżeli zapędzić by się trochę w głąb tego terytorium, można by zauważyć liczne baseny wodne, które jak na pobliskie warunki, zawierały dość spore ilości pożądanej cieczy. Nie to było jednak celem grupy...
- Praży tu jak nigdy – zaczął jęczeć niczym niemowlak Mokal i mimo iż miał sporo racji, reszta ekipy skwitowała jego zachowanie wyrazem twarzy, prędzej mającym na celu politowanie, aniżeli okazanie jakiegokolwiek współczucia.
- Nie mazgaj się tak, to już niedaleko – zlitował się w końcu Gakash, licząc na to, że tymczasowo uspokoi kompana.
Grupę prowadziła oczywiście Granda, której podniecenie wynikające z rangi zadania, nie tyle rozluźniało, jak motywowało do skutecznego wykonania misji w jak najlepszym czasie i stylu. Za nią wlekli się wspomniani Mokal i Gakash. Ten drugi miał już dość majaczenia towarzysza w takim stopniu, że po głowie zaczęły chodzić mu myśli, o agresywnym uciszeniu go. Na samym końcu pewnie stąpał na piasek Shakal, nie mogący się już doczekać łomotu, jaki sprawi tej biednej grupce piaskowców. Z minuty na minutę, zaczynał mieć jednak coraz większe obawy, aż w końcu nie wytrzymał i palnął bez namysłu do swoich towarzyszy.
- Trochę to dziwne, że nie zaatakował nas jeszcze żaden z piaskowych. Ostatnimi czasy, w tym miejscu mój topór był już nieźle rozgrzany, ale dzisiaj wszystkie po prostu zniknęły.
- A tam, nie narzekaj – skwitował wszystko spokojnie Gakash. – Im mniej walki tym lepiej – uśmiechnął się na zakończenie tych słów. Jednakże po następnej próbce jęczenia Mokala, zaczynał powoli żałować, że nie może się jakoś zrelaksować. Przemyślenia jednak przerwał mu dość stanowczy głos „przywódczyni” grupy.
- Jesteśmy na miejscu. Przygotować się! – krzyknęła ile sił w gardle, wskazując palcem na niewielką grotę, prowadzącą zapewne do większej sieci kopalń akishu (twardego piasku). Według raportów od nieuzbrojonych kopaczy, została ona najechana przez kilka grup piaskowców. Nie byli oni zbyt groźni, jednak w ilości jakiej zalali kompleks, nie dali żadnych szans górnikom na skuteczną obronę.
- No to na co czekamy – przerwał chwilę milczenia Shakal. – Czas na zabawę! – krzyknął niczym szaleniec i ruszył w podobnym stylu w głąb tunelu.

- Cholera! Jak zwykle musiał się wyrwać! – wyrzucała co chwila z siebie, porządnie wkurzona Granda. – Mógł zaczekać, ale nie! On woli powyrzynać te wszystkie piaskowce sam! Jakby go w ogóle teraz znajdziemy!
- Uspokój się – stonował ją ze stoickim spokojem Gakash. – Shakal to nie jest mały chłopiec. Na pewno wyjdzie z tego cało, nawet gdyby napadły na niego trzy stada piaskowców – zakończył swoją przemowę, po czym skierował swoją głowę ku przyjaciółce. – No i może byśmy zaczęli go gonić – dodał puszczając oczko. Granda tylko skinęła głową i wydała znak, by kontynuować marsz. Nie zdążyła jednak wychwycić tego, że tajemnicza postać w czerni, obserwuje z góry każdy ich ruch…

- Chodź tu gadzie! – krzyczał z radości Shakal, nadziewając na swój topór dwunastego już piaskowca. Był już przyszykowany do biegu ku następnemu tunelowi, gdy nagle poczuł ogromny ból w plecach. Nie mógł zrobić nic innego, aniżeli upaść na kolana i patrzeć w drogę przed sobą, z której zaczęły wychodzić kolejne piaskowce. – Cholera! Co się dzieję! Dlaczego nie mogę nic zrobić! – krzyczał w myślach, widząc jak niewielki oddział przeciwników zbliża się coraz bliżej. Jego oczy zaczęły płonąć jak nigdy dotąd. Był to jednak płomień zupełnie inny niż wcześniej – zamiast koloru czerwieni, emitował silnym turkusem. Wrogowie, którzy byli już bardzo blisko, zostali błyskawicznie odrzuceni po wszystkich stronach jaskini. Dla piaskowców był to zdecydowanie zbyt potężny cios – wszystkie padły na miejscu. Ork poczuł, że jego siły zaczynają powracać. Stanął pewnie na nogach, po czym odwrócił się w kierunku przeciwnika w ciemnych szatach, który zapewne był zaskoczony nieświadomym atakiem. Shakal czuł, że jego siła się zwiększa, jednak za cenę coraz większej utraty świadomości. Tymczasem tajemniczy osobnik chwycił miecz i ruszył w celu wykonania ataku. Zielonoskóry padł na ziemię, jednak nigdzie nie można było odnaleźć śladów krwi. Wojownik był jeszcze bardziej zdumiony, jednak nie miał zbyt wiele czasu na analizę zdarzenia, ponieważ w jego kierunku zaczęły zbliżać się dwie błyskawice, których z ogromnym trudem udało mu się uniknąć. Był to jednak zły ruch, ponieważ po uniku czekał już na niego topór orka, który wbił mu się skutecznie w klatkę piersiową. Shakal, dalej pozostając w fazie nieświadomości, spojrzał na swojego rywala z politowaniem, po czym wymierzył w jego kaptur kulę energii, która całkowicie rozwikłała sprawę tajemniczego osobnika, po którym pozostał jedynie płaszcz. Młodziak zaczął czuć, że powraca do ciała, jednak było to dla niego tak kosztowne, że ostatnią rzeczą, jaką zdołał zrobić, to podparcie się na swojej broni. Po chwili jednak nie starczyło mu sił nawet na tyle. Spokojnie runął na ziemie i zasnął tak, jakby nigdy to się nie wydarzyło.

- Wiedziałam. Wiedziałam, że zabłądzimy! – wrzeszczała coraz bardziej poirytowana bezustannym zarzynaniem piaskowców Granda.
- Dobrze jest, zmierzamy właściwą ścieżką – próbował nieudolnie uspokoić ją Mokal. – Gdzieś tu na pewno jest Shakal…
- Gdyby był tu Shakal – przerwała mu bez pardonu. – To byśmy nie musieli do cholery przedzierać się przez te pieprzone piaskowce!
- Chyba faktycznie… zabłądziliśmy – wyrzucił beznamiętnie po dość długim okresie ciszy Gakash.
- Świetnie. Kolejna fachowa opinia, bez której nie dalibyśmy sobie rady! Gdyby tylko… - zacięła się na chwilę, zauważając dookoła porozrzucane ciała piaskowców. – No. Świetnie, w końcu jesteśmy na właściwym tropie. Niech na ja cię tylko dopadnę Shakal – groziła bez przerwy, co jej towarzysze skwitowali z błagającym o politowanie wyrazem twarzy.
- A nie mówiłem, że jesteśmy na właściwej ścieżce – wypalił zadowolony z siebie Mokal, który najwyraźniej był bardzo z siebie dumny. Chwila ta nie trwała jednak zbyt długo, ponieważ idący tuż za nim Gakash, odrzucił go za siebie, wyciągając jednocześnie ciężki miecz.
- Granda! Za mnie! Szybko! – krzyknął niczym opętany, wyskakując przed nią. Dopiero teraz reszta mogła zauważyć, jaki był powód nerwowego zachowania towarzysza. Był nim bladescar, który najwyraźniej urządził sobie bufet z ciał piaskowców i nie był zadowolony z tego, że ktoś przeszkadza mu w uczcie. – Wycofaj się! – polecił szybko towarzyszce, mając na myśli jak najszybsze uratowanie Shakala. Granda skinęła tylko głową i ruszyła drugim korytarzem, mając nadzieję jak najszybciej trafić na zaginionego.
Tymczasem Gakash kontynuował pojedynek siłowy z potworem. Mimo iż miał zdecydowaną przewagę siłową, musiał mieć na uwadze szybkość przeciwnika, która nieraz okazała zbyt trudną do wychwycenia nawet dla doświadczonych wojowników. Co sekundę czuł że słabnie i jest dość blisko utraty przewagi. Błyskawicznie wycofał miecz i zdecydował się na szybkie cięcie. Niestety bladescar wykorzystał ten moment uciekając szybko w bok, a następnie wyprowadzając atak w lewą łydkę orka. W ostatnim momencie napotkał on jednak na swojej drodze opór, w postaci miecza młodego wojownika, który w tej pozycji kopnął krwiożercze zwierzę prosto w czaszkę. Nie był to cios który mógł zakończyć potyczkę, a tylko dać trochę czasu na przemyślenie następnego ruchu. Popędzany szałem potwór zawył, przygotowując się do następnego ataku.

- Jak zwykle musieliśmy się przez niego wpakować w kłopoty – gadała sama do siebie, chcąc usunąć strach, związany ze zniknięciem kompana. Biegała ile sił w nogach po całej kopalni, jednak jedyne co zdołała napotkać, to ciała poległych piaskowców. Patrząc na nie, myślała tylko o Shakalu, który właśnie w tej chwili umiera, pod naciskiem odniesionych przez niego ran. „Może tutaj”, przeszła jej po głowie myśl, skręcając w dość jasną alejkę, do której wejścia broniły pięknie prezentujące się trupy piaskowców. To co ujrzała w środku, wielce ją przeraziło. Z trudem przełknęła ślinę, widząc tyle ciał potworów w jednym miejscu. Na środku jaskini leżał jej nieprzytomny towarzysz, który prawie spowodował u niej zawał serca. Podbiegła do niego szybko i podniosła go na swoje barki. Był bardzo ciężko, ale jakimś cudem udało jej się go unieść.
- Dalej! Wstawaj! – krzyczała bijąc go po twarzy. Nie dawało to jednak żadnego skutku. Jej przyjaciel dalej był nieprzytomny, a jedyne oznaki życia jakie można było u niego wyczuć, to oddech i bijące serce. Resztkami sił uniosła Shakala na plecach i ruszyła ku wyjściu z kopalni, chociaż tak naprawdę nie wiedziała, którą ścieżką powinna ruszyć. Gdy oddaliła się na bezpieczną odległość, w tunelu pojawiła się postać w ciemnych szatach, zupełnie taka sama, jaką pokonał młody ork. Rozejrzała się ona dookoła, po czym błyskawicznie ruszyła w pościg za Grandą.

- Twardy jesteś – wyrzucił z siebie Gakash, cały czas próbując zatrzymać krwawienie z prawej łydki. Bladescar był jednak w znacznie gorszym stanie – liczne obrażenia na głowie oraz brak jednej z przednich łap powodowały, że bardziej czołgał się po ziemi, aniżeli zbliżał w kierunku przeciwnika. – Ale dość tego, czas już kończyć – wypowiedział beznamiętnie, błyskawicznie doskakując do potwora i przecinając go w pół.
- Świetnie! Jesteś najlepszy! – zaczął wykrzykiwać przyglądający się całej walce z boku Mokal.
- Nie – zaprzeczył młody wojownik. – Dałem się trafić – dodał, cały czas trzymając się za prawą łydkę, która mimo zanikającego krwawienia, bolała coraz bardziej.
- Czas ruszać – uśmiechnął się w końcu, po krótkiej chwili namysłu. – Pewnie Granda i Shakal już na nas czekają – zakończył, rzucając miecz na plecy i powoli kierując się w stronę tunelu. – To którędy teraz – odwrócił wzrok w kierunku towarzysza, nie zauważając zagrożenia, czyhającego tuż za jego plecami. Niespodziewanie jego prawy bark został przebity przez tajemniczy miecz agresora, stojącego za nim. Gakash nie miał nawet sił na odwrócenie głowy. Gdy klinga odsunęła się od jego ciała, bezwładnie upadł na ziemie. Był w ciężkim stanie, jednak dalej miał siły by dyszeć. Za leżącym orkiem pojawiła się postać ubrana w ciemne szaty, ze złowieszczym kapturem na twarzy, spod którego słychać było wyraźne warczenie. Mokal nie wiedział co ma uczynić – padł bezwładnie na ziemie, a jego oczy napełniły się łzami. Tajemnicza postać, nie zbliżała się jednak do niego… Tak, jakby co coś, na kogoś czekała.

- Zbudź się do jasnej cholery! – wrzeszczała Granda, bijąca swojego towarzysza wystarczająco długo, by na jego policzkach pojawiły się czerwone siniaki. Nie miała jednak czasu na chwilę spokoju, ponieważ cały czas na ogonie siedziała jej mroczna postać, która najwyraźniej cały czas ich obserwowała. – Pisząc się na to zadanie nie miałam pojęcia, że będą nas ścigali jacyś fanatycy do cholery! – zadawała się mówić do Shakala, mając nadzieję, że może to jakoś pomoże w jego przebudzeniu, niestety, bez rezultatów. Po kilku chwilach pościgu, sytuacja wydawała się być zamknięta. Przez swoją nieuwagę, młoda orczyca trafiła na ślepy zaułek. – Ale… jak… - powiedziała, jakby nie wierząc w to, co teraz widzi przed oczyma. Chciała uciekać, ale w jej głowie zapadła już decyzja – Będę walczyć! – powiedziała sobie, kładąc Shakala na ziemi i wyciągając swój topór. Spokojnym krokiem zbliżyła się do przeciwnika, który w międzyczasie zdążył już przyszykować miecz. Oboje ruszyli na siebie z ogromną siłą, jednak żadne nie zdobyło przewagi. Następnie krok w bok i szybkie cięcie… Znowu sparowane przez przeciwnika. Wymiana ciosów trwała już kilka minut, jednak żaden z walczących nie mógł narzucić własnego stylu – wszystkie ruchy jakie jeden z nich wykonał, miały taką samą odpowiedź u przeciwnika. Wiedzieli, że ktoś musi przejąć inicjatywę w tym boju, jednak nikt nie mógł tego dokonać, a każdy szybki cios dostawał w odpowiedzi równie szybki i elegancki unik. Walka mogłaby trwać i trwać… Nagle jednak, coś zachwiało walczącymi – ogromna energia, dobiegająca z końca tego tunelu. Granda nie miała pojęcia co się dzieje, ale już tajemniczy osobnik, miał wszystko jakby pod kontrolą. Posłał on błyskawiczną serię potężnych ciosów w kierunku orczycy, której ta nie mogła w żaden sposób zablokować. Jej topór padł na ziemie, a przeciwnik szykował się już do ostatecznego ataku, który błyskawicznie wykonał. Na ziemi, pojawiła się ogromna kałuża krwi. Wojownik spojrzał spokojnie przed siebie.
- Dlaczego? – dodał tylko, bezradnie upadając na kolana. Skłonił głowę, dzięki czemu mógł ujrzeć ogromną dziurę w miejscu, gdzie powinna znajdować się klatka piersiowa. Ostatni raz zawył z bólu i ostatecznie wyzionął ducha. Po chwili jego ciało zniknęło…

- Czy to już koniec? – zadała sobie pytanie, wiedząc, że powinna być martwa. Bólu jednak nie było. Otworzyła jedynie pomarańczowe oczy. Zobaczyła jedynie krew… krew, która nie należała do niej. Rozejrzała się wokoło. Za sobą zauważyła dalej nieprzytomnego Shakala. Co ciekawe ściana, która wydawała się być ślepą uliczką, zniknęła. Za nią zauważyła rannego Gakasha oraz nieźle poturbowanego Mokala. Stanęła szybko na nogi i próbowała to wszystko ogarnąć. Poczuła jednak, że traci siły. Osuwała się bezradnie w dół i prawie by upadła, gdyby nie tajemnicza interwencja z zewnątrz. Odwróciła głowę i to co zobaczyła, przeraziło ją wielce.
- Ur… Colan? – zdołała tylko wydusić, po czym straciła przytomność.

- To cię oduczy… niepodporządkowywaniu… się… - wyrzucił Kel’Nazad, patrząc z politowaniem na Coldena. – Zapytam więc… raz jeszcze… Wesprzesz nas… w ataku… na wschodnią… pustynie…?
- Tym razem radzę nie odmawiać, bo może się to skończyć znacznie gorzej niż pożarem twoich marnych ogrodów – doradził Steadwick, cały czas przykładając „Gladiusa” do krtani człowieka.
- No… Czekam… Colden! – ponaglał licz, chcąc jak najszybciej wyłonić z niego jak najszybszą odpowiedź. Nie doczekał się jednak zamierzonego skutku.
- Rozumiem… - zaczął spokojnie po chwili. – Steadwick… zrób to…
- Czekaj! – krzyknął w końcu Enisto, któremu niezbyt widziała się perspektywa śmierci. Zwłaszcza z rąk nieumarłych. – No dobrze. Niech będzie – mówił szybko i nieskładne.
- Świetnie. Widzę, że w końcu się jakoś dogadujemy „władco” – zaszydził „Zdrajca”, wycofując swój miecz.
- Zrobię wszystko. Tylko błagam, zostawcie mnie i moje miasto w spokoju – przyklęknął przed Nazadem, co owocowało poddaniem się jego woli.
- Świetnie… Jutro twoje wojska… mają doszczętnie zniszczyć… Terrus… Ursus… i Darribus… Nie mam pojęcia… jak mają się tam dostać… w takim czasie… ale jeżeli ci się nie powiedzie… Moje oddziały przejdą dalej… Aniżeli w dzielnice ogrodów… Rozumiemy… się…? – zakończył licz, przyzywając do siebie Steadwicka.
- I tak zniszczymy to miasto. Mam rację? – uśmiechnął się w kierunku mistrza.
- Tak… - zadumał Kel’Nazad. – Ale wszystko w swoim czasie…
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
DJK · dnia 22.07.2010 08:01 · Czytań: 489 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 1
Komentarze
kresowiak dnia 22.07.2010 23:54
Witam, zaznaczam, że zazwyczaj zajmuję się raczej poezją, jednak techniczne sprawy to i laik zauważy ;)

Cytat:
Szybciej Shakal! Czekamy już tylko na ciebie! – wykrzykiwała Granda w kierunku okna pokoju, w którym znajdował się jej przyjaciel. Zdołała przez ten cały czas zachować w głosie spokój, jednak na zielonej twarzy, zaczęły się już pojawiać spore oznaki irytacji.


się i już, na moje ucho za blisko siebie, poza tym

Cytat:
wykrzykiwała Granda w kierunku okna pokoju, w którym znajdował

Cytat:
zachować w głosie spokój

mi to powyżej brzmi jakoś nienaturalnie, może zbyt skomplikowany szyk, nagromadzenie wyrazów,

Przepraszam, że zapytam, ale nie czytałem poprzednich części - czemu Granda ma zieloną twarz? Bo chyba ni z tej irytacji. To mi się bardziej z chorobą morską kojarzy i to w kreskówkach o marynarzach.

Cytat:
- No już, zaczekajcie jeszcze chwilę! – powtarzał już chyba dziesiąty raz.

znowu to nieszczęsne już

Cytat:
Granda normalnie, jakby nigdy nic

nie powinno być jak gdyby nigdy nic?

Cytat:
Na horyzoncie zaczął się jednak malować powód opóźnienia, który teraz okazał się wybawieniem, a tak dokładnie, to niewielki topór bojowy, który był niezbyt skuteczny do poważnej walki, ale na pokonanie kilku piaskowców, nadawał się wyśmienicie.

Można by tu nieco śmieci wywalić: a tak dokładnie, to, etc. zdanie można śmiało zredagować, żeby nie było takiego poplątania z pomieszaniem, rozumiem, że chcesz przekazać czytelnikowi precyzyjne informacje, ale nie pozwól, żeby się przy tym zgubił.

Cytat:
po czym zadowolony, wyleciał z pokoju ku jej spotkaniu.


ku jej spotkaniu? skąd żeś wziął taką formę, z kroniki Jana Długosza? mógł wylecieć ku niej, chociaż nie wiem czy z tym wylatywaniem to dobry pomysł chyba, że idąc tropem zielonej twarzy, bohater jest kosmitą

Cytat:
która skutecznie powaliła go na ziemie

ziemię

Dalej nie dam rady, nie przez tekst bo zabawa przy nim przednia, ale głód mnie ściska.

PS: Wybacz, jeśli bohater jest domniemanym kosmitą.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty