Moja mama była krawcową. Pamiętam, że gdy byłam małą dziewczynką, siedziałam przy niej, gdy pracowała. Przyglądałam się jak cienkimi igłami i kolorowymi nićmi potrafiła tworzyć niesamowite wzory. Oglądałam, jak przesuwa opuszkami palców po różnych rodzajach materiałów, które udało jej się zgromadzić w najbliższym czasie. Miała ich mnóstwo, od lekkich, jedwabnych i gładkich do szorstkich i twardych skrawków tkanin. Uwielbiałam odgłos maszyny do szycia, który wystukiwał rytm pomysłów matki, bijących się w jej głowie przy każdej pracy. Gdy kończyła, zostawiała po sobie niesamowity bałagan. Na te chwile czekałam najbardziej. Zasiadałam przy całym jej sprzęcie i zaczynałam segregować wszystkie rzeczy. Układałam kolorystycznie wstążki, dopasowywałam do siebie resztki zimnych materiałów, wbijałam igły w specjalną poduszeczkę, którą zrobiłam matce na święta. Na sam koniec zostawiałam sobie koronki. Były tak idealnie delikatne, tak dokładnie i starannie wykonane, tak niesamowicie eleganckie i doskonałe. Wyobrażałam sobie, że właśnie z takich koronek wykonane są dusze dobrych ludzi. Że swoją niewidzialną obwódką okalają ludzkie ciała. Ktoś posiadający taką ramkę własnego ja, musiał być wyjątkowy.
Marzyłam, aby kiedyś stać się właścicielką koronkowej duszy. Gdybym ją miała, na pewno trafiłabym do nieba. A stamtąd obserwowałabym Cię i nigdy nie pozwoliła na to, by stała Ci się krzywda. Pragnęłam być Twoim aniołem stróżem. I obiecałam sobie, że tak się kiedyś stanie.
W dniu, gdy dowiedziałeś się, że już nigdy nie staniesz na nogach, ja siedziałam na ganku i kolorowymi pisakami kreśliłam na kartce z papeterii listę gości, których chciałam zaprosić na urodziny. Za kilkanaście dni kończyłam 6 lat. Już od paru tygodni czułam się taka dorosła, że wrzuciłam wszystkie swoje ukochane lalki do kartonowego pudła na poddaszu. Tata przecież wyraźnie mówił, że duże dziewczynki się nie bawią, tylko czytają i rozwiązują krzyżówki. Kupił mi nawet kilka gazetek z łamigłówkami, ale zamiast zastanawiać się nad wynikami zadań, wolałam wyrywać kartki i składać z nich najrozmaitsze kształty. Od zawsze fascynowała mnie matematyka, szczególnie figury geometryczne. W późniejszych latach potrafiłam z wielką precyzją oszacować w myślach długość, szerokość oraz objętość każdego napotkanego przedmiotu.
- Bóg dał jej taki dar, aby mogła dokładnie zaplanować sobie życie. Takie logiczne myślenie jest bardzo przydatne – mawiała matka, głaszcząc mnie po głowie, gdy ojciec denerwował się znajdując zniszczone gazetki.
O Twoim wypadku dowiedziałam się z rozmowy sąsiadek. Dyskutowały, energicznie gestykulując, na temat nieuważnych kierowców drogowych. Z tego co zrozumiałam, jeden z nich potrącił Cię, gdy wracałeś ze szkoły. Usłyszałam także coś o wózku inwalidzkim. To nowe słowo dziwnie układało się na języku, było nieprzyjemne i przynosiło na myśl coś niedobrego. Dlaczego miałeś na nim jeździć? Przecież byłeś już dużym chłopcem, najwyższym ze swojej klasy. Nie zmieściłbyś się do żadnego wózka! Byłam tak przejęta tą całą sytuacją, że zupełnie zapomniałam o urodzinach i liście gości. Przez chwilę jeszcze zastanowiłam się tylko, czy przyjdziesz na moje przyjęcie i czy opowiesz mi o tym wszystkim, o czym rozmawiały sąsiadki. Miałam wtedy prawie 6 lat i nie wiedziałam jeszcze, że wtedy na ten temat najchętniej chciałbyś pomilczeć.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
ulciak · dnia 03.08.2010 08:54 · Czytań: 581 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora: