Bardzo błękitna historia retro [1] - Rzetak_Powiem
Proza » Inne » Bardzo błękitna historia retro [1]
A A A
Koło wozu uderzyło w kolejny z niezliczonych korzeni ciągnących się w poprzek drogi i natychmiast po pokonaniu tej przeszkody z chlupotem wpadło w błotnistą koleinę. Pojazd z wolna przechylił się na lewą stronę, by dopiero po chwili niepewnie wrócić do pionu. O ile siedzący na koźle woźnica znosił podobne wstrząsy ze stoickim spokojem, o tyle rozparty pod brezentową budą pasażer zaczynał zdradzać pierwsze oznaki zniecierpliwienia.
Baron Julian Skormontt – bo o nim mowa – podróżował już trzeci dzień i zaczynało mu to wyraźnie doskwierać. Obawą napełniał go również fakt, że do Biczów - w kierunku których właśnie jechał - nie został wcale zaproszony. Nie miał pojęcia jak zostanie przyjęty i czy dana mu będzie okazja do realizacji powziętych wcześniej zamierzeń. Powodzenie planów barona opierało się w głównej mierze na nieodpartym uroku osobistym, bystrym umyśle i chłodnej kalkulacji. Julian po postu przybył robić interesy. Nie mógł sobie jednak pozwolić, aby ta prosta prawda przyszła do głowy pani Józefinie Osnowskiej – nieznanej mu jeszcze ciotce.
- Długo będziemy jechać? – rzucił znudzony w stronę woźnicy.
- Nu, jeszcze chwila, wielmożny panie. Od rozstajów będzie wiorsta.
- A gdzie te rozstaje? – burknął Julian.
- Już widać krzyż, wielmożny panie. – Żyd wyciągniętym batem wskazał kierunek.
Skormontt z westchnieniem opadł na siedzenie i leniwie zaczął się przyglądać okolicy. Zimny powiew znienacka smagnął go w twarz i wdarłszy się przez szczeliny ubrania przyprawił Juliana o dreszcz.
Pierwszy raz był na Polesiu i uznał je za jedno z najbardziej niegościnnych miejsc, jakie dane mu było kiedykolwiek odwiedzić. O ile Warszawa żegnała ciepłym, jesiennym słońcem, o tyle Brześć witał nielitościwą ulewą. Kraina ta, szyderczo i prowokacyjnie wabiła barona snującą się leniwie mgłą występującą na zmianę z deszczem i lodowatym wiatrem. Jeżeli jesień w tych stronach miała jakiekolwiek zalety czy barwy, to Skormonttowi nie było dane ich jeszcze poznać. Mimo, iż celowo opóźnił wyjazd z pobliskiego miasteczka (licząc na nocleg w biczewskim dworze, a w konsekwencji i dłuższą rozmowę z ciotką), to powoli zaczynał tego żałować. Otaczająca cisza i płożące się coraz liczniej mgły znad bagien i torfowisk zaczynały robić nieprzyjemne wrażenie, by wprost nie powiedzieć - upiorne.
Skormontt sięgnął do sakwojażu po cygaro i zapałki. „Troszkę więcej dymu w niczym nie zaszkodzi temu smętnemu miejscu” – pomyślał. Wóz znajdował się już koło rozstajów, gdy nagle spłoszone konie zaczęły głośno rżeć i stawać gwałtownie dęba. Pojazd momentalnie zatrzymał się, a z tylnej jego części dobiegł trzask. Zaskoczony baron zastygł z cygarem w ustach i zapaloną zapałką w dłoni. Nie podejrzewał, że w potulnych i smutnych zwierzętach stanowiących zaprzęg, może się czaić aż tyle energii. Nawet woźnica i właściciel koni w jednej osobie, faktor Szmul Fajgidel, był głęboko zdumiony i minęła dłuższa chwila nim przystąpił do ich uspakajania.
- Zaj sztyl, zaj ruig… - mruczał bezradnie Szmul usiłując ściągnąć wodze.
W końcu zeskoczył z kozła, zbliżył się spienionych zwierząt i czułymi słowami zaczął je prosić o spokój. Konie chyba same były zadziwione swoim nieokiełznanym wybuchem, bo zaczęły parskać przepraszająco i po chwili pochyliły łby słuchając delikatnych połajanek woźnicy.
Skormontt zapalił cygaro, włożył monokl i delektując się tytoniowym aromatem obserwował całą tę scenę z udawaną obojętnością, choć lekko go to rozbawiło.
- Karmisz je czosnkiem, macą i gęsim smalcem, w soboty przyzwyczajasz do lenistwa, więc nic dziwnego, że się zbiesiły na widok krzyża – szyderczo odezwał się baron.
Na takie dictum, Żyd wziął się pod boki, stanął w rozkroku na środku drogi, nabrał powietrza w płuca, uniósł ręce nad głowę i miał zamiar rozpocząć przemowę. Zobaczywszy jednak jawną kpinę na obliczu barona zrezygnował z kwiecistej i pełnej nietajonego żalu glosy do drwiących słów Skormontta. Bezradnie machnął dłońmi w kierunku Juliana odwracając przy tym głowę z głębokim westchnieniem. Mrucząc coś pod nosem poszedł sprawdzić przyczynę owego niepokojącego trzasku, jaki rozległ się w chwili erupcji końskiego niepokoju.
Baron zaniósł się śmiechem.
Po chwili okazało się, że finał tego epizodu wcale nie jest wesoły. Konstrukcja wozu, mocno już nadwyrężona bezustanną jazdą po wertepach, nie wytrzymała trudów podróży. Złamany resor i skrzywiona oś zakończyły podróż Skormontta zaledwie wiorstę od celu.
Poczucie winy biednego faktora z powodu wypadku było nie tylko słabo skrywane, ale i niewątpliwie szczere. Stał zgarbiony z opuszczoną głową i obracając nerwowo czapkę w dłoniach zerkał niepewnie na Juliana oczekując wybuchu furii.
Baron jednak ani myślał dostać ataku szału. Strzepnąwszy nonszalancko cygaro, zaordynował:
- Pójdziesz do dworu. Poprosisz o rozmowę z panią Józefiną Osnowską. Powiesz co się stało. Niech wyśle po mnie konie. Powiesz, że wiozłeś jej kuzyna, który był przypadkiem w tych stronach i zapragnął ją odwiedzić. Nie! Czekaj! – Skormont zamyślił się i zmarszczył brwi. – Pamiętaj! Wiozłeś jakiegoś wielmożnego pana barona, jej kuzyna – powiedział Julian z naciskiem. – Rozumiesz?! Tylko tyle i ani słowa więcej! I wróć tu z dworskimi. Chcę wiedzieć jak to przyjęła.
- Zrobię wszystko, jak sobie wielmożny pan baron życzy. Ja jestem faktor, mnie takie interesy nie trzeba mówić dwa razy… - ukłonił się Żyd.
- Tylko spiesz się, zaczyna zmierzchać.
Szmul zniknął we mgle, a Skormontt wydobywszy z torby podróżnej piersiówkę zapragnął skorzystać z okazji do rozprostowania kości. Na szczęście wóz znajdował się na lekkim wzniesieniu pokrytym piachem, więc wokół nie było błota. Baron odbył mały spacer, obejrzał skrzywioną oś, szczelniej otulił się szalem i już miał przytknąć do ust butelczynę z alkoholem, gdy coś niezwykłego przykuło jego uwagę.
Kilkadziesiąt sążni od niego, pomiędzy drzewami rzadkiego, sosnowego lasku stał człowiek. Ubrany w szare portki i ciemną kapotę w prawej ręce trzymał długą tyczkę i niewątpliwie obserwował Juliana. Z powodu zapadającego zmroku i coraz silniejszej mgły Skormontt nie bardzo wiedział, z kim ma do czynienia. Postanowił nawiązać rozmowę licząc na garść informacji o mieszkańcach Biczów. Będąc w miasteczku nikogo nie wypytywał o dwór. Nie chciał zdradzić się z celem podróży. Bardzo liczył na gadulstwo Szmula, ale tu srodze się zawiódł. Stojący w lesie mężczyzna był ostatnią szansą na zdobycie informacji.
- Człowieku! – krzyknął baron i przywołał nieznajomego gestem ręki. – Podejdź tutaj!
Mężczyzna jakby tylko czekał na zaproszenie, bo podpierając się tyczką sprężystym krokiem ruszył w kierunku Skormontta. Stanął jednak w połowie drogi, znieruchomiał jak poprzednio, a z całej jego postury wynikało, że ani myśli zbliżyć się bardziej. Nie przestawał jednak uważnie spoglądać na Juliana.
Baron podszedł do nieznajomego. Był to starszy brodaty mężczyzna o siwych włosach i głębokim spojrzeniu. Jego ubranie było znoszone, choć czyste, a pierś ozdabiała wyblakła wstążka od orderu. Postawa tego człowieka wywarła niejakie wrażenie na Skormontcie. Domyślał się tylko, że musi to być jakiś ubogi obywatel.
- Nazywam się baron Julian Skormontt – rzekł wkładając monokl.
- Wiem. Czekałem tu na wielmożnego pana.
Julian zaniemówił. Przez myśl przeszła mu nieprawdopodobnie wyrafinowana intryga, której sensu nie mógł pojąć, a której być może stał się ofiarą. Któż bowiem mógł wiedzieć o podróży do Biczów i któż mógł przewidzieć uszkodzenie wozu? Tego nie mógł zaplanować nawet Szloma, którego baron zgodził tuż przed wyjazdem z miasteczka.
Tymczasem mężczyzna spoglądał raz z lewej, raz z prawej strony głowy Juliana, jakby czegoś za nim wypatrywał. I nim Skormontt zdążył otworzyć usta, aby dowiedzieć się więcej o sensacyjnym oświadczeniu nieznajomego, ów władczym gestem nakazał milczenie. Cofnął się o dwa kroki.
- Już są… - powiedział głosem pełnym smutku i bezradności.
Julian był pewien, że chodzi o pomoc z dworu, ale nie słyszał żadnych głosów na drodze, ani nie widział świateł. Zaczynał oswajać się z myślą, że oto ma do czynienia z wariatem. Po chwili zyskał co do tego pewność.
Tyczka, którą miał mężczyzna, okazała się ciasno zwiniętym jasnobłękitnym sztandarem. Nieznajomy rozwinął go, podniósł do góry i z wielką wprawą jął wykreślać w powietrzu skomplikowane figury.
Skormontt nie odczuwał strachu. Wprost przeciwnie. Historia była na tyle niedorzeczna, że zaczynała go nieźle bawić. Z zaciekawieniem patrzył na niebieską materię furkoczącą tuż nad jego głową.
Nagle mężczyzna opuścił chorągiew i prawie owinął nią Juliana. Drzewce z błyskawiczną prędkością przeleciało koło głowy barona najpierw z lewej, a potem z prawej strony. Materiał smagnął twarz Skormontta w taki sposób, że poczuł nie tylko jego zapach, ale wręcz smak.
Tego już było za wiele.
Nim jednak zdążył wyrazić swoje oburzenie, mężczyzna zwijał już flagę, ciasno związując ją sznurkami.
- Pan wybaczy, baronie, to niecodziennie powitanie, ale niestety – musiałem. Czcigodny pan baron do Biczów na dłużej? Ach! Zapomniałem się przedstawić! – Tu przerwał na chwilę i stał się jakby nieobecny. – Pan baron do panny Marietty czy do panicza Bernarda…? – spytał chrapliwym szeptem wbijając wzrok w Juliana.
- Do pani Józefiny Osnowskiej – mruknął baron, któremu ta cała historia powoli przestawała się podobać. Lekkie szaleństwo ma niewątpliwy urok, ale z pewnością nie późnym wieczorem, pod krzyżem, na rozstajnych drogach i w kompletnej głuszy.
- Wielmożna pani Osnowska, to dobra pani. Pan baron będzie łaskaw nic o mnie nie wspominać. Młodym państwu też proszę nic nie mówić…
Z otaczającej ciszy ucho Skormontta wyłowiło dźwięk zbliżającej się czterokółki.
- To po mnie, faeton z dworu! – powiedział odwracając się plecami od mężczyzny. – Ciotka musi mocno tęsknić!
Baron nie był tchórzem, ale ta nieoczekiwana znajomość spowodowała u niego lekki rozstrój. W innych okolicznościach chętnie pogawędziłby z nieznajomym, ale w tej chwili zjawienie się pomocy z Biczów uznał za prawdziwe zrządzenie losu. Na szczęście tajemniczy człowiek nie miał ochoty na kontynuowanie rozmowy, bo błyskawicznie zniknął w wieczornej mgle wywołując u Juliana szczere westchnienie ulgi.
W świetle latarni służba przenosiła bagaże, a Szmul zdawał relację ze swej misji.
- Wielmożna pani mówiła, że ona nie ma żaden pan baron w rodzinie. A ja jej na to: to skandal, żeby taka czcigodna pani nie miała żaden pan baron w rodzinie! Skoro wielmożny pan baron jest rodzina wielmożna pani Osnowska, to wielmożna pani Osnowska musi być rodzina wielmożny pan baron! A jak pan baron nie jest rodzina wielmożna pani, to on natychmiast powinien być! Bo to jest bardzo fajn pan baron! Bo choć pan baron jest echt goj, to nawet Szmul Fajgidel chciałby być jego rodzina.
Skormontt wybuchnął śmiechem i wydobył z kieszeni kilka złotych pieciorublówek.
- Masz. Należy ci się. Powiedz mi tylko: któż to jest ten brodaty sfinks z niebieską szmatą snujący się po tutejszych włościach?
Żyd ważył w dłoniach otrzymaną zapłatę.
- Wielmożny pan baron go widział?
- Ba! Rozmawiałem z nim, o ile można to nazwać rozmową.
Faktor milczał przez chwilę ciągle bawiąc się złotem.
- Wielmożny pan baron jest dobry człowiek. Ja pana bardzo proszę... Niech pan nic nie mówi we dworze o tym spotkaniu. Ja pana proszę… Niech wielmożny pan baron zajedzie kiedy do miasteczka, to ja wszystko wytłumaczę. Ale niech pan nic nie mówi…
Skormontt spoważniał.
- Dobrze, nic nie powiem – przyrzekł Julian obiecując jednocześnie w duchu, że będzie to jedna z pierwszych rzeczy, o jakie zapyta ciotkę.
- Jakby pan baron czegoś potrzebował, to ja chętnie usłużę – faktor zgiął się w pasie w geście będącym czymś więcej niż tylko nadzieją na łatwą pracę i hojne wynagrodzenie.
- Będę o tobie pamiętał. A teraz zabieraj się ze mną do Biczów. Poskładają ci wóz i będziesz mógł wrócić do domu.
W drodze do dworu Skormontt nabrał pewności, że nie widział jeszcze takiej mgły, ani nie słyszał takiej ciszy.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Rzetak_Powiem · dnia 03.08.2010 08:55 · Czytań: 583 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 4
Inne artykuły tego autora:
Komentarze
Wasyl dnia 07.08.2010 00:06
Zainteresowałeś mnie. Lubię ten okres w historii. Czekam na kolejne części, bo fabuła zapowiada się obiecująco. Nie czepiam się błędów, bo są w tym lepsi ode mnie.
Pozdrawiam.
Rzetak_Powiem dnia 07.08.2010 15:11
Dziękuję, że pokusiłeś się o przeczytanie tego fragmentu w całości. Szkoda, że nie czepiasz się błędów, bo - jak widzisz - tłumów tu nie ma, a każda uwaga byłaby dla mnie cenna.

Pozdrawiam - Tomek
Wasinka dnia 08.08.2010 09:46
Zatem ja się pokuszę ;) (co do wskazania błędów ewentualnych).
Tekst mnie zaciekawił, mam nadzieję, że rozwinie się równie interesująco, jak się zaczyna. Trochę grozy, tajemniczości, może czasem jeszcze więcej bym tegoż dodała, ale tymczesem się nie czepiam, bo zobaczę, jak wszystko się potoczy...

A oto moje sugestie dotyczące "technicznej" strony fragmentu:

Koło wozu uderzyło w kolejny z niezliczonych korzeni ciągnących się w poprzek drogi i natychmiast po pokonaniu tej przeszkody z chlupotem wpadło w błotnistą koleinę – pokombinowałabym z tym zdaniem, brzmi nieharmonijnie i ma się wrażenie zabałaganienia, ponadto masz np. coś takiego: kolejny/koleina czy w kolejny/w poprzek – wpada na siebie

Nie miał pojęcia (,) jak zostanie przyjęty

czy dana mu będzie okazja do realizacji powziętych – skusiłabym się na małą zmianę: czy dana mu będzie okazja, by zrealizować powzięte

Julian po postu przybył robić interesy – popracuj nad tym zdaniem, skleć je ładniej, ponadto za chwilę napisałeś: Nie mógł sobie jednak pozwolić, aby ta prosta prawda przyszła – i tak zrobiło Ci się powtórzenie po prostu/prosta

twarz i (,) wdarłszy się przez szczeliny ubrania (,) przyprawił Juliana o dreszcz. – może być bez imienia

Kraina ta, szyderczo i prowokacyjnie wabiła barona snującą się leniwie mgłą (,) występującą na zmianę – podkreślony przecinek niepotrzebny, snującą/występującą – wpada na siebie ze względu na użycie po dwakroć imiesłowu (w ogóle słowo „występującą” zamieniłabym na inne, jest zbyt suche dla mnie, jak na ten tekst)

Mimo, iż – bez przecinka (mimo iż)

to Skormonttowi nie było dane ich jeszcze poznać. / to powoli zaczynał tego żałować. – to, to, tego

coraz liczniej mgły znad bagien – wcześniej również miałeś „mgły”, może teraz np. „opary”?

by wprost nie powiedzieć – upiorne – tutaj załamuje Ci się płynność zdania, może: by nie powiedzieć wprost, że upiorne.

minęła dłuższa chwila (,) nim przystąpił do ich uspakajania.

mruczał bezradnie Szmul (,) usiłując ściągnąć wodze – wyrzuciłabym „Szmul”, gdyż wiadomo, że to on właśnie mruczy (wynika z poprzedniego zadania), a tworzy się też niepotrzebne powtórzenie

zbliżył się (do) spienionych zwierząt

zaczął je prosić o spokój. / bo zaczęły parskać przepraszająco – powt. „zaczął/zaczęły

i po chwili pochyliły łby (,) słuchając delikatnych połajanek – po chwili, pochyliły – „po” się nakłada na siebie

monokl i (,) delektując się tytoniowym aromatem (,) obserwował całą tę scenę z udawaną obojętnością, choć lekko go to rozbawiło. – proponuję zminimalizować zaimki (wyrzucić „tę”, choć lekko go rozbawiła)

szyderczo odezwał się baron – bez „baron”, wtedy szyk trzeba zmienić: „odezwał się szyderczo”

Na takie dictum, Żyd wziął się – bez przecinka

nabrał powietrza w płuca (i) uniósł ręce nad głowę (-) miał zamiar rozpocząć przemowę.

Zobaczywszy jednak jawną kpinę na obliczu barona (,) zrezygnował z kwiecistej i pełnej nietajonego żalu glosy do drwiących słów Skormontta. – zakończyłabym zdanie na „glosy”

Bezradnie machnął dłońmi w kierunku Juliana (,) odwracając przy tym głowę z głębokim westchnieniem. – odwracając przy tym, z głębokim westchnieniem, głowę (lub inaczej)

Mrucząc coś pod nosem (,) poszedł sprawdzić przyczynę

jaki rozległ się w chwili erupcji końskiego niepokoju – nie wiem, czy było to Twoim zamierzeniem, ale z powodu „erupcji” zdanie przybiera ton żartobliwy

jaki rozległ się w chwili erupcji końskiego niepokoju. / Baron zaniósł się śmiechem. /Po chwili okazało się, że finał tego – pomyślałabym nad powtarzającym się trzykrotnie „się”

nadwyrężona – nadwerężona

głową i (,) obracając nerwowo czapkę w dłoniach (,) zerkał niepewnie na Juliana (,) oczekując wybuchu furii

Baron jednak ani myślał dostać ataku szału. Strzepnąwszy nonszalancko cygaro, zaordynował: – tych zdań nie wrzucałabym to kolejnego akapitu, lecz zostawiła je w poprzednim

Powiesz (,) co się stało.

Skormont zamyślił się i zmarszczył brwi – bez nazwiska, wiadomo, że to on się zamyśla i marszczy brwi

Chcę wiedzieć (,) jak to przyjęła.

Na razie tyle (połowa tekstu, całość przeczytałam, ale z poprawkami dłużej...), wrócę jeszcze, jeśli uważasz, że mogę się przydać.

Pozdrawiam.
Rzetak_Powiem dnia 08.08.2010 12:34
Wasinko, bardzo dziękuję za podpowiedzi.
Cieszę się, że do czytałaś do końca, to dla mnie duży sukces.
Co do dalszych poprawek, to mam następującą propozycję: jeśli masz ochotę, zajrzyj tu po opublikowaniu drugiej części. To da mi czas na przeredagowanie tekstu.

Dziękuję i pozdrawiam - Tomek
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty