Fragment powieści R 11 - nikejf
Dla użytkownika » Piekło » Fragment powieści R 11
A A A
Rozdział 11.


Deportowali Jolkę i Jurka. Konrad wrócił z pracy dobrze po 21-stej. Marek czekał już na niego, wyraźnie zdenerwowany, w pustym domu. Adama nie było. Dwie torby leżały spakowane przy drzwiach.
- Masakra, stary. Powieźli ich.
- Kogo?
- Naszą parkę, jak myślisz, kogo?!
- Pierdolisz, kiedy?
- Dzisiaj rano.- Marek łaził po całym pokoju, paląc jednego papierosa za drugim. – Wpadli na fabrykę i wzięli ponad 20-ścia osób. Całe szczęście, że Adam zdążył już zejść z nocki. Kurwa mać! Jak nie urok, to wyżymaczka!
- I co teraz? – Zapytał krótko Konrad.
- Co teraz? Nie wiem!
Marek przerwał gorączkową bieganinę i usiadł na fotelu, naprzeciwko Konrada.
- Adam wraca do kraju. Ja się przeprowadzam do znajomych Polaków. Tutaj nie mogę zostać. Czekałem tylko na ciebie.
- Dzięki, że czekałeś.
- Oczywiście, kurwa, że czekałem! Co ty myślałeś, że zostawię cię na lodzie?
Konrad nic nie odpowiedział. Niektóre pytania nie wymagały odpowiedzi.
- Teraz słuchaj.- Marek zaczął się znowu motać po pokoju, jak dzikie zwierze w przyciasnej klatce.- Zostawiam ci moją starą Nokię. Numer znasz. Możesz go sobie zatrzymać. Jakoś musimy się kontaktować, nie? Nie wezmę też wieży i płyt. Wieża to i tak grat z ‘wystawki’, a płyty będą bezpieczne u ciebie.
- Ok.
- Zatrzymam się u kumpli, na razie. Nie mogę cię wsiąść, bo tam już, kurwa, troli cała gromada.
- Ok.
- Będę szukał chaty. Weźmiemy znowu jakąś cholerną parkę i zamieszkamy razem.
- Ok.
- Co ty, do diabła z tym pieprzonym ok.!?- Znów usiadł naprzeciwko niego. – Jeszcze raz usłyszę ok, to przysięgam, że ci coś uszkodzę, koleżko!
- Ok, już nie będę.- Udał skruchę Konrad. – Ech, ty…, specjalisto od uszkodzeń. Słuchaj, a może zostaniesz jeszcze dzisiaj, co? Późno jest. Zresztą, skąd wiesz, że parka sprzedała ten adres ‘psom’?
- Na ‘stówę’ sprzedali. Ja ich znam. Wszystko powiedzą, kto tu mieszka, gdzie pracuję, kiedy przyjechał. Emigracyjni zawsze mówią ludziom, że będą mogli zabrać swoje rzeczy ze sobą, do Polski. Jolka nie wyjedzie bez tych swoich cholernych kreacji z ‘Primarku’. Wszyscy podają adresy, a i tak lądują na lotnisku tak jak ich zwinęli. Czasami tylko w roboczych drelichach…
- A co z ich rzeczami?
- Normalnie, to się wszystko rozgrabia i w nogi. Tak Polacy na emigracji traktują własność innych rodaków.
- Jak to rozgrabia?
- Normalnie!- Marek nie zamierzał się wdawać w szczegóły.
- Ty, jak jeszcze raz usłyszę ‘normalnie’, to też doznasz kilku uszkodzeń. Co się dzieję z rzeczami deportowanych ludzi? Policja je później zabiera, albo jakiś polski kościół, albo co?
- Jaki kościół, odbiło ci?! Bierze się jak swoje i zmienia chatę. Wszystko, telewizor, szklanki, nawet pieprzone skarpetki znajdą amatorów.
Konrad patrzył na niego przez chwilę, ale Marek odwrócił wzrok. Takie rzeczy dzieją się przecież w każdej grupie rasowo-etniczno-narodowej. Zdarza się.
- Jolka ma tu siostrę, Karolina ma na imię.- Kontynuował Marek.- Już do niej dzwoniłem, przyjedzie jutro zabrać te wszystkie ciuchy. Zadzwoni na ten telefon, co ci dałem.
- Jolka ma siostrę?- Zdziwił się Konrad.- Nigdy nie wspominała.
- Bo nie rozmawiają ze sobą.
- Ciekawe, dlaczego? Tutaj, na obczyźnie najbliższa rodzina powinna być na wagę złota, nie?
- Oj naiwny, naiwny, naiwny…- Zanucił kpiąco Marek, starając się jednocześnie odpalić zapalniczką papierosa.- Za krótko tu jesteś, koleżko. Tutaj brat bratu gardło przegryzie za 5 funów, a siostra siostrze wszystkie kudły powyrywa w boju o jakiegoś ładnego, kolorowego chłopaka.
- Dlaczego akurat kolorowego?
- Bo tacy są w cenie u Polek. O to się właśnie siostry pożarły. Karolina znalazła sobie takiego i to z samochodem, też się zdarza, nie? Cholera! Co jest z tą zapalniczką!? - Zirytował się. Zaczął pocierać swoją Zippo o udo.
- To nie krzesiwo! – Zakpił Konrad.- Przestań trzeć i wlej trochę paliwa!
- Dobrze ci się śmiać. To cholerstwo pali więcej niż czołg i do tego fajek śmierdzi benzyną.
- Ale jest cool, co?
- Oj, jest.- Zgodził się bez wahania Marek.- Enywej, Jolka zaczęła zazdrościć siostrze sukcesu, zresztą, wcale się jej nie dziwię. Ten jej Jurek to fajtłapa przecież był nieziemski.
- No to, co? Chyba jej sprawa, z kim łazi do łóżka, nie?
Marek postanowił uznać to pytanie za czysto retoryczne. Znów wyszedł do Recepcji, oglądać świat na zewnątrz, przez ‘Judasza’ w drzwiach. Konrad zauważył zmianę w jego twarzy. To nie był ten dawny Marek, którego znał. Oczy, zawsze wesołe i kpiarsko zmrużone, zasnuła jakaś troska.
- Co jest z tobą?- Krzyknął za nim Konrad.
- Słuchaj, koleżko.- Wrócił do Salonu.- Polubiłem cię nawet trochę i ten, no…,myślę, że wszystkie Konrady, to fajne chłopaki!
- Co ty pierdolisz?!
- Staram się być, kurwa, zabawny, ale widzę, że opuścił cię humor. No to ci powiem na poważnie. Polskie związki na emigracji to kanał. Jestem tu już prawie dwa lata i niejedno widziałem.
- O co ci chodzi?
- O twoją Kaśkę.
- Co z nią?
- Chcesz, żeby tu przyjechała, nie?
- Jak będzie można…
- A nie boisz się, że ten, no,…że się popsuje między wami?
- Myślisz, ze zdradzi mnie z autobusem Arabów?- Konrad roześmiał się.- Nie ma mowy, stary. Ona mnie kocha, mówiła mi to.
- Ok., skoro ci tak mówiła…
Zapadło między nimi niezręczne milczenie. Konradowi myśl o zdradzie Kaśki wydawała się zupełnie niedorzeczną. Przecież oni byli dla siebie stworzeni, byli dla siebie tą drugą, legendarną polówka jabłka. Był przekonany o jej lojalności, nigdy nie dała mu powodu do zazdrości. To już bardziej on obawiał się o siebie. Od pierwszego dnia na wyspach musiał trzymać swoje żądze na wodzy. Prawdę mówiąc, był zafascynowany całym tym orientalnym tabunem pięknych kobiet na ulicach Birmingham. Seks z Murzynką był zawsze jego fantazją seksualną.
- Bzdura.- Powiedział.- Nie wracajmy już do tego. Pogadajmy dla odmiany o tobie. To, co zostaniesz? Wyniósłbyś się rano…- Nalegał Konrad.
- Nie mogę, koleżko…- Marek spojrzał na niego łagodnie, z jakąś dziwną tkliwością w oku.- Co będzie, jak wpadną? Ja nie mogę wracać do kraju…uwierz mi, nie mogę.
- Wierze ci, stary. Zmyjesz się z samego rana, zresztą, masz tą wizę z buraka, nie?
- Niby mam, a co jeśli oni wiedzą?
- Skąd mają wiedzieć? Zresztą sam mówiłeś, że już raz ci sprawdzali i nic.
Marek nic nie odpowiedział. Przemierzał salon, od ściany do ściany, z maniakalną precyzją. Pięć kroków, zwrot przez lewe ramię i znowu pięć kroków.
- Posłuchaj mnie, chcę ci się odwdzięczyć za telefon i płyty. Skoczę po litra i przemyślimy całą sytuację, jak nasi dzielni przodkowie, przy kielichu, co?- Kusił Konrad.- Rano wstaniesz o 5-tej i zwiniesz się stąd. Już prawie dziesiąta, ‘pały’ w życiu już nie wpadną.
Marek przerwał swój więzienny spacer. Zatrzymał się przy tych swoich dwóch spakowanych torbach, wyraźnie niezdecydowany.
- Chyba masz rację.- Powiedział w końcu.- Panikuje za bardzo. Coś mówił o tym litrze?
Konrad już się przebierał w swojej Recepcji. Zrzucał robocze łachy i zakładał świeżą bieliznę. O prysznicu pomyśli rano.
- Ty, a może whisky, dla odmiany, co?- Zapytał, kończąc sznurowanie swoich Martensów.
- Ruda wóda na myszach, a fuj…- Marek wykrzywił twarz w grymasie.
- A Jack? Toż to płynny aksamit!
- Jack to nie whisky, tylko burbon kukurydziany, zresztą nie wydawaj kasy, ciężkie czasy idą.
- To znowu Glennsa? Kurwa, już mi bokiem wychodzi.
- Nie narzekaj, przynajmniej wódka patriotyczna, polskie flagi ma nadrukowane.
Glenns był najtańszą wódką w Anglii i rzeczywiście, na etykiecie miał same polskie flagi, ułożone symetrycznie w czworobok. Smakował jednak ohydnie, a ciepły zabijał. Przypominał Konradowi marki tanich wódek, od których zaczynał swoją alkoholową pracę twórczą, tuż pod koniec lat 80-tych - Bałtycką, Czystą, czy Stołową. Brr…-wzdrygnął się z obrzydzeniem na samo wspomnienie Stołowej.
- Ok., niech będzie Glenns. Nikomu nie otwieraj. Rodziców nie ma w domu. Aha, i pamiętaj,– Odwrócił się, już w drzwiach, wskazując na jego dwie torby.- Jakby co, to wszystko to jest posag Lusi!
- No skoro tak…- Marek uśmiechnął się niemrawo.- Pieprzyć to! Leć po tą wódkę, zanim się rozmyślę! Brawo Jasssiu! Jogi Babuu!!- Ryknął nagle na całe gardło, jakby chcąc sobie dodać animuszu.
Konrad szybko obrócił. Kwadrans nie minął, a oni już siedzieli przy stole. Humory zmieniały im się powoli, z grobowych, przez wisielcze, do minorowych, by wreszcie, jak to zwykle bywa, kiedy dwóch Polaków siada do butelki wódki, osiągnąć poziom biesiadny. Marek polewał, a Konrad cierpliwie łowił widelcem maleńkie ogórki z Aldika i kroił świeżego, angielskiego ‘blómera’. W powietrzu, bezpośrednio nad ich głowami, unosił się Duch Trzeźwości Narodu, mocno zaniepokojony brakiem porządnych zakąsek na stole i ilością wódki w lodówce.
- Nasze Zdrowie!- Zaczął Konrad, wyciągając uroczyście szkło przed siebie.
- Nasze!- Zawtórował Marek. – Za Ducha Narodu!
- Za Ducha!
Pierwsze kilka kieliszków szybko zniknęły im w gardłach, tak jakby obawiali się, że Home Office może w każdej chwili przerwać tę kameralną imprezkę. Konrad świętował koniec pewnego etapu ‘małej stabilizacji’, jak to nazywał w myślach i zaczynał okres, w którym jego status w Anglii miał wyglądać zupełnie inaczej. Postanowił zalegalizować swój pobyt na Wyspach w trybie natychmiastowym. Nie wiedział tylko jeszcze, jak się do tego zabrać...
- Na Aston, zaraz przy stadionie Villii, mieszka taka Angielka.- Marek, jak zwykle wiedział, jak mu pomóc.- Na imię ma Karen, czy Kate, jakoś tak. Mam jej adres, zapisz sobie.
- I co ona może?
- Dużo.- Z Marka już zeszło ciśnienie. Siedział, jak kiedyś, wygodnie rozwalony na kanapie, a dawny błysk w oku, który Konrad pamiętał z wielu przegadanych wieczorów, potężniał z każdym przechyłem kieliszka.- Może z ciebie zrobić studenta, albo biznesmena, tyle że bez szkoły, ani kapitału.
- To trochę magia, nie?
- Żadna magia, tylko kasa i układy, koleżko.
- A jak to wygląda cenowo?- Konradowi legalny pobyt w Anglii wydawał się luksusem, a wiedział, że za luksus trzeba słono płacić…
- Z tego co wiem, chociaż to nie potwierdzone,- Zaznaczył.- za studencką kasuje 200, a za biznes wizę 250 funtów.
- To mało, niepokojąco mało.- Konrad widział w tym jakiś przekręt.- To nie czasami tak jak z tą twoją wizą z buraka, tylko dwa razy drożej?
- A fe…, taka podejrzliwość, w tak młodym wieku, cyt cyt…- Marek cmoknął, marszcząc przy tym nos.- To może świadczyć o paranoi.
- Spadaj.- Odciął się krótko Konrad.- Sam jesteś świadkiem paranoi!
- Ano jestem!
- Znaczy, sam o tym świadczysz i przestań mnie, kurwa, łapać za słowa!
I takie toczyli ze sobą rozmowy. Żartobliwie sobie dokuczając, przeskakiwali z tematów praktyczno-poważnych, do ironiczno-wulgarnych. Nick Cave przygrywał im na pianinie, cichutko, tak żeby nikt nie usłyszał pod drzwiami. Zgasili wszystkie światła, na stole paliły się tylko trzy długie świeczki.
Konrad czuł, jakby znał Marka od lat, a nie od jakiś trzech miesięcy. Pod wieloma względami przypominał Kokona, druha sercu mu najbliższego. Nie fizycznie; Kokon był tylko odrobinę niższy od Konrada, miał szerokie bary, słuszne 118 kilo żywej wagi i ogromny, piwny brzuch; ale mentalnie, duchowo jakoś. Obaj byli jak dwie strony tego samego medalu, ukształtowani przez tę samą szarą rzeczywistość, wychowani na tej samej muzyce i filmach. Dojrzewali w takich samych zadymionych, prowincjonalnych knajpach, w niezliczonej ilości takich samych małych miast i miasteczek, w tym samym biednym, nadwiślańskim kraju. Wszystkich łączyło zamiłowanie do alkoholu, czasami do narkotyków. ‘No future!’ było przecież hasłem generacji trudnych czasów transformacji. Konrada szczerze zdumiał ten prosty wniosek. Polska była pełna Marków i Kokonów, ludzi z jego pokolenia, z którymi po kilku minutach rozmowy mógł nawiązać nić porozumienia. Czasami wystarczył tylko, rzucony jakby od niechcenia, jakiś tekst z Kultu, czy z Pidżamy, albo cytat z Barei. ‘Chociaż nie…, – Pomyślał, przypominając sobie wiecznie uśmiechnięty pysk swojego najlepszego przyjaciela.– Stary Kokon jest jedyny w swoim rodzaju i takiego drugiego to nigdzie nie ma…’
- Ty, coś się tak zapętlił? Chyba trzeba ci muzę zmienić, co? - Marek wstał niepewnie i podszedł do wieży. Konrad wiedział już, co poleci. Tata Kazika Kultu, a jeśli Marek był już mocno pijany, Tata Kazika 2. I tym razem się nie mylił.- Smuci ten Cave, tylko się wieszać…
- A Staszewski to nie smuci, co?- Konrad bronił swojego idola, mentora i nauczyciela angielskiego w jednym.
- Smuci, oj smuci, ale po polsku i przez to się człowiekowi jakoś raźniej robi na tym wygnaniu zarobkowym.- Zapalił papierosa. Zawsze, kiedy pił, robił to trochę takim teatralnym gestem. Jak jakiś zblazowany aktor.- Zresztą, Stanisław też spędził na emigracji kawał życia i przez to mogę się z nim utoszy…, utoszamiś… poczuć to co on, do cholery! Alkohol,- Podniósł palec wskazujący gestem proroka.- konsumowany w obecności Taty nabiera cech magicznych. Staje się elementem baśniowym sensu stricte i vice versa! Ech…polej, koleżko!!
Duch Bojowy Narodu nadleciał nad ich głowy w tej właśnie chwili i jednym machnięciem olbrzymich, huzarskim skrzydeł przepędził gasnącego i coraz słabszego Ducha Trzeźwości. Teraz on krążył w ciemnościach, tuż nad ich głowami, odziany w purpurowy płaszcz. Kręcił w powietrzu ósemki szlachecką szablą i potrząsał buławą hetmańską. Dołączył do niego Duch Romantyczny Narodu, z szacunkiem trzymając się z daleka od zakrzywionej szabli, przykucnął z boku, otulił szalem i zamyślił się, czekając spokojnie na dalszy rozwój wydarzeń. Wiedział z własnego doświadczenia, że ma takie same szanse rozpalić serca i umysły tych dwóch, jak jego skrzydlaty adwersarz.
Marek, tymczasem, wkładał już do wieży Tatę Kazika 2. Dla Konrada był to wyraźny znak, że rozmowa między nimi zejdzie na tory pijackiej melancholii i poetyckiego zamyślenia. Trochę chwiejnie, lecz stanowczo, dźwignął się z kanapy. Postanowił rozruszać trochę Marka, zanim ten na dobre zatopi się w nostalgii.
- Wstaałaj… ty, wstawaj mówię! Tost będzie! Wróć! Toast!
- Jaki tost?
- Polityczny, tak jak te twoje piosenki.
- Jak tak, to dawaj.
Konrad wyprężył się uroczyście i wyciągnął kieliszek przed siebie.
- Na pohybel Policji!
- Na pohybel Emigracyjnym!- Zawtórował Marek.
- Na pohybel Wszystkim!
- Ooo…To jest ładny tost, ale chyba gdzieś już go słyszałem.
- Ja też…
- Nieważne, napijmy się!- Zakończył Marek, osuwając się na ciężko na kanapę. ‘Serce alkoholowe, ponieśli aniołowie, na złotych bluszczach…’- Zanucił rzewnie.
Słuchali muzyki coraz głośniej, już nie obawiali się Policji, ani Służb Emigracyjnych. Nie zapalili tylko światła, świeczki wspaniale tworzyły nastrój. Piosenka, po piosence, zanurzali się głębiej i głębiej w alkoholową iluminację, sugestywnie kreowaną przez pijanego poetę. Przy ‘Samotnych ludziach’ ogarnęła Konrada szalona tęsknota, której źródła nie potrafił nawet określić. Nie lubił słuchać tego kawałka, zwłaszcza, kiedy pił. Straszny żal chwytał go wtedy za serce, trzymał i nie chciał, drań puścić. Żal, że tylko płakać…
Było jednak coś w tych piosenkach, wśród tego całego oceanu alkoholu, smutku, samotności, tęsknoty i rozpaczy, coś co wyrastało jak piękny kwiat na kupie gówna - NADZIEJA. Nadzieja i świadomość, że warto być wiernym samemu sobie, swoim przyjaciołom i swoim przekonaniom, na przekór wszystkim i wszystkiemu, że gdzieś na końcu czeka nagroda, choćby nie z tego świata. Konrad żył już wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że nie zawsze zwycięzca jest w życiu wygranym…
- ‘…po kieliszku koniak płynie jak łza…’.– Marek zawodził z pijacką nostalgią w głosie.- Chlupie wódką na tej płycie, oj chlupie…
- Nie ważne, napijmy się!- Podsumował Konrad, podnosząc kieliszek. Pierwsza butelka 0,7l. leżała już pusta w koszu, byli dobrze w połowie drugiej.
- Do dupy to wszystko…- Marka zaczynał ogarniać splin, typowy skutek uboczny słuchania płyty Taty Kazika 2 pod wpływem dużych ilości alkoholu.– Harujesz jak wół za marne grosze, jeszcze się musisz ukrywać, jak jakiś szczur…Dość mam już tego!
- Ja też.- Przytaknął Konrad.- Nie jestem, kurwa, mordercą, ani złodziejem. Przyjechałem tylko zarobić na cholerne mieszkanie, żeby żyć jak człowiek, na swoim…
- Tak…każdy tu przyjechał zarobić na mieszkanie. Niedługo mieszkań w Polsce zabraknie!
- A kiedyś było dość?
- Zawsze było dość, tylko ludzi było za dużo…
- Ty, a czemu ty właściwie wyjechałeś, co?- Zapytał Konrad.- I czemu nie możesz wrócić?
- Eee…co tu opowiadać…- Marek rozlał wódkę do kieliszków.- Mieszkałem w małej dziurze, wszystko pozamykali, mleczarnie, cukrownie, stolarnie, tylko monopolowe otwierali, wszystkie zakłady, kurwa padły, roboty nigdzie nie mogłem znaleźć, starzy mnie z domu wyganiali, to musiałem kombinować.
- I coś wykombinował?
- Niewiele…Coś się kupiło, coś sprzedało…do Niemiec głównie jeździłem, na ‘jumę’.
- Na co?
- No, kraść jeździłem, jestem złodziejem z zawodu. Co? Boisz się, że cię okradnę?
- Zwariowałeś, co ty w ogóle pierdolisz?- Konrad nie mógł uwierzyć, omal nie wybuchnął śmiechem.- Ty zawodowym złodziejem? Jaja sobie ze mnie robisz.
- A co, złodziej to nie człowiek? Już się ze mną nie napijesz?!- Oczy mu zapłonęły odbitym blaskiem świec. Konrad widział w mroku wokół twarzy tylko dwie rozpalone głownie.- A ty myślisz, że co? Żebyś nie kradł, jakbyś nie miał co jeść? Że jesteś jakims, kurwa, rycerzem?! Na białym koniu, co?!
- Ty, przystopuj, Marek.- Uspokajał go łagodnie Konrad. Nie miał ochoty na takie rozmowy. Już wolał pogadać o starych, zapomnianych, polskich kapelach punkowych, albo o jakimś filmie. Alkohol krążył mu w żyłach jak płynny ogień. Pił wódkę ze złodziejem, który był jego kumplem. Zdarza się.- Nie oceniam cię, ani nic, tylko trudno mi w to uwierzyć. Co ty tam kradłeś, w tych Niemczech? Samochody?
- Ja cię poznałem, tutaj, przez te parę miesięcy.- Marek już go nie słuchał.- Jesteś taki, kurwa, porządny, taki ułożony, jak jakiś pies rasowy. Ciągle opowiadasz o tej twojej Kaśce i o tym Kokonie. Myślisz, że oni są lepsi ode mnie? Co?!
- Nikt nie jest lepszy od nikogo, uspokój się. Pijany jesteś, wódka przez ciebie gada…
- Kto jest pijany?! Ja?! - Wstał gwałtownie, potrącając stół. Butelka wódki zakręciła się, by po chwili wrócić do pionu. Marek stał tak chwilę, kołysząc się, po czym osunął się bezwiednie na kanapę.- Gardzisz mną, co? No, powiedz! Gardzisz… Ty pewnie w życiu nawet lizaka nie ukradłeś.- Konrad zobaczył łzy w jego oczach.- Gardzisz…
Co w niego nagle wstąpiło? Konrad nie widział go wcześniej w takim stanie. Lubił i szanował Marka. Pomógł mu przecież, załatwił pracę u pana Władka, pożyczał pieniądze. Spędzili ze sobą wiele godzin, pijąc i rozmawiając. ‘Czarodziejka-gorzałka, każdego odmieni…’-Myślał patrząc na niego.- ‘Jaki to jednak potężny narkotyk. Największy twardziel się przy niej rozklei, a najgorszy tchórz zmieni się przez nią w zawadiakę…’ Jego kolega rozczulił się nad sobą zupełnie, łzy pijackie ciekły mu po policzku i kapały prosto do pustego talerza.
- Posłuchaj mnie, idioto! No słuchaj!– Konrad sięgnął ręką przez kieliszki i potrząsnął go za ramię.– Mam w dupie co robiłeś w Polsce, ale tutaj okazałeś mi serce i pomogłeś mi, chociaż mnie wcale nie znałeś. Nie zapomnę tego, pamiętaj!- Chciał walnąć pięścią w stół, ale w ostatniej chwili wyhamował dłoń i sięgnął po papierosy.
- Nigdy nie oceniam ludzi, pod kątem takim, że ten…, no kurwa, tego, co zrobili innym, rozumiesz?- Ciągnął, gubiąc trochę wątek. Marek siedział ze puszczoną głową.- Tylko jak traktują mnie…Jesteś dla mnie złodziejem, tylko, jeżeli coś mi ukradniesz. A ty…ty jesteś najbliższą osobą dla mnie, tutaj. Resztę mam gdzieś. Nie chce mi się nawet o tym gadać! Zapomnij o tym…
Polał sobie sam wódkę do kieliszka, chociaż obiecał sobie kiedyś, nigdy tego nie robić. Marka szkło było wciąż pełne.
- Nieważne, napijmy się! Dawaj! Życiem się ciesz! Dopóki, kurwa, jeszcze jest!- Konrad odpalił dwa papierosy i podał jednego Markowi.- Masz, pal! Pij! Za przyjaźń! Zdrowie złodziei!
Marek wypił, Konrad polał jeszcze raz. W butelce błysnęło dno.
- Bo ty nie wiesz jak tu jest…kurwa, ja już dwa lata nie byłem w domu.- Marek powoli dochodził do siebie.- A tutaj…tutaj każdy na każdego wilkiem patrzy, żeby tylko drugi nie miał lepszej roboty, żeby tylko się nie wybił. Jedno bagno…Kurwa, rzygać się chce…
- Ech, ty złodzieju od siedmiu boleści…nie rób mi więcej takich numerów, ok? Jesteś moim najlepszym kumplem i basta!- Konradowi cały świat wirował w głowie. Czuł, że musi sobie przysnąć, choćby na godzinkę.- Daj pyska na dobranoc i choć do wyra, wódki i tak już nie ma. Już kurwa, druga dochodzi, a miałeś wstać o piątej! Słyszysz?!
Wstali obaj, z trudem trzymając pion i objęli się serdecznie, jeszcze raz, z pijackim uporem zapewniając się nawzajem o przyjaźni ‘po grób’. Duchy Narodu już dawno odleciały, szukając kolejnych ofiar. Konrad, na koniec, zgasił świeczki kciukiem i palcem wskazującym, zawsze o tym pamiętał, nieważne jak mocno był pijany. Robił to suchymi palcami, rozkoszując się tą krótką chwilą bólu. Kilka lat temu, kiedy Konrad był jeszcze w wojsku, dwóch jego przyjaciół spaliło się od świeczki. Mieli po 20-ścia lat. Całe miasteczko pogrążyło się w żałobie. Jeden z nich wyremontował właśnie strych u swojej babci, wyłożył drewnem, świeżo polakierował podłogę, pomalował ściany i zaprosił drugiego na wódkę. Nie pociągnął jeszcze prądu. Stało się to jakoś kilka dni przed Świętami Bożego Narodzenia. Pili przy świeczkach, tak jak oni dzisiaj. Zasnęli pijani na kanapach, od świeczki zajął się stół, też zresztą świeżo polakierowany, a reszta była tylko milczeniem. Ogień, który za każdym razem parzył Konradowi skórę, miał przypominać o tym, że Stachu i Borys też byli młodzi, tak jak on i że on też kiedyś musi umrzeć, tak jak oni.
Pożegnali się jeszcze raz, po ciemku, wylewnie obściskując jeden drugiego. Rozeszli się w końcu, szeroko zataczając, każdy na swoją kanapę. Byli wprawdzie zupełnie nieświadomi tego, że alkohol potęguje wrażenia odbieranych emocji i dokonanych czynów, ale za to zasypiali święcie przekonani, iż poprzez niezwykle osobistą poezję Stanisława Staszewskiego, udało im się dotknąć i zrozumieć istotę cierpienia duszy człowieka wrażliwego…
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
nikejf · dnia 10.08.2010 05:59 · Czytań: 598 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty