Zastanawiam się nad pewnym
zdarzeniem , które miało miejsce kilka miesięcy temu. Usiadłam w parku. Postanowiłam rozdelektować się poezją młodej polski, gdy nagle zauważam, że siada obok mnie pewien mężczyzna. Nie wiem ile ma lat, bo ciężko jest to wywnioskować biorąc pod uwagę jego szkliste i zaczerwienione od alkoholu oczy, brunatna zniszczoną skórę i śmierdzące , brudne odzienie.
Postanawiam się tym nie przejmować i czytać dalej. Ptaki świergolą gdzieś w oddali, delikatny wietrzyk rozwiewa moje kosmyki, gdy nagle , kątem oka dostrzegam, jak ten obok gapi się na moją kieckę. Zresztą wzrok ma obłędny, więc niewiadomo dokładnie czy spodobał mu się fason najnowszej kolekcji , czy po prostu patrzy bezmyślnie.
Nie zamierzam się tym przejmować i dalej zajmuję się czytaniem. Zresztą co mnie obchodzi jakiś pijus przylepiający się niemalże do mojego ramienia. Odsuwam się dyskretnie – w końcu jest jeszcze dobry kawałek ławki obok mnie.
Gdy zaczynam wgłębiać się w kolejne wiersze Staffa, intruz odwraca się w moja stronę i widzę, jak kolebie mu się głowa. To w prawo, to w lewo i znów od początku. Nagle jego łepetyna ląduje na moim ramieniu. Śpi jak suseł.
Nie wiem, czy mam od razu wiać, czy zostać i nie przejmować się tym. Wybieram drugą opcję. W końcu wszystkie ławki są już zajęte, a ja jeszcze nie mam zamiaru wracać do domu.
I siedzimy tak sobie niemalże przytuleni-on chrapie, ja czytam, a przechodnie gapią się na nas, jakbyśmy byli całkiem zabawnym mezaliansem.
W końcu zaczynają mnie wkurzać tępe spojrzenia i poirytowane uśmieszki. Dlaczego dziewczyna w wykrochmalonej bluzce nie może siedzieć na ławce z facetem w dziurawych spodniach?! Że niby oni tacy porządni ? Idzie mi taki jeden garniturowiec i plugawym spojrzeniem ogarnia naszą dwójkę. Dosyć tego!
Postanawiam iść na całość. Obejmuję mojego towarzysza i przytulam się. Zupełnie jak para zakochanych po nocnej balandze. Jestem ciekawa jak teraz wyglądamy… Aż nie mogę powstrzymać się od wewnętrznej pokusy, by go pogłaskać po głowie. Robię to więc. Moja wewnętrzna potrzeba znajduje ujście. Po drugiej stronie widzę siedzące dwie dewotki, które prawdopodobnie postanowiły tu przyjść po popołudniowej mszy. Nie żebym miała coś przeciwko modlącym się- sama robię to codziennie, ale w tym przypadku złośliwość wyłazi z nich aż na wylot. Co za babska!
Siedzą i nawet się nie kryją z głośnymi uwagami na nasz temat. Na nasz… Czuje się strasznie dziwnie, bo od 3 lat nie byłam z nikim w żadnym związku, a tu nagle mężczyzna obok mnie i ja tworzymy całkiem zgrany tandem.
Mam ogromną satysfakcję ucierając nosa tym wścibskim , pruderyjnym babom. A niech myślą sobie co chcą. I w nosie z całą resztą .
Minęły tak już z dwie godziny , a on dalej śpi. Ba! Nawet chrapie mi tuz za nosem, ale postanawiam być cierpliwa.
W końcu się poruszył. Podnosi głowę, patrzy mi prosto w oczy i jakby nigdy nic wraca do pozycji pionowej.
-Ja bardzo panią przepraszam, ale ma pani ładne oczy. Takie błękitne-wybełkotał.
Uśmiechnęłam się tylko, czując jednocześnie wyrzuty sumienia, że nazwałam go na początku pijusem. Nawet jeśli nim był, to dlaczego miałabym go od razu osądzać jak ci wszyscy ludzie. Poza tym , mimo swojego łachmaniarskiego wyglądu ma w sobie jakiś czar, którego nie sposób określić. Nie żeby był zaraz przystojny. Ale z całą pewnością należy do jednego z najmilszych pijaków, jakiego kiedykolwiek napotkałam na swej drodze.
Chciałabym nawiązać z nim jakąś konwersację. Postanawiam dowiedzieć się o nim czegoś więcej, choć zdaję sobie sprawę, że w jego stanie nie będzie to łatwe.
Gdy już przymierzam się do pierwszego pytania, nieznajomy nagle wstaje , otrzepuje się i poprawia spodnie, po czym mówi-Przepraszam panią – i odchodzi.
Krzyczę za nim, wołam ale to na nic. Już zniknął. Nie mam zamiaru go gonić. Bo i po co?
Widocznie miał już dość mojego towarzystwa. Wstaję , zabieram swoją książkę i… widzę jakiś mały pakuneczek leżący na ławce. Nieznajomy coś zostawił. Za późno żeby go dogonić. Sięgam ręką po to coś. Jestem pewna , że schował w niej taniego winiaka na w razie czego. Zastanawiam się, czy powinnam w ogóle go ruszać. Może zostawić i po prostu pójść? Jak sobie przypomni, to pewnie wróci. Ale jeśli tam są jego dokumenty lub cos ważnego? W razie czego zawsze będę mogła go odnaleźć i zwrócić.
Nie waham się już więcej i zaglądam do torby. Wyciągam z niej …list. Zwyczajna koperta, w której na pewno jest list. Wiec otwieram. Być może znajdę tam coś na jego temat.
Ogólnie nie należę do osób czytających czyjąś korespondencję, ale to jest wyjątkowa sytuacja.
Otwieram kopertę i czytam: ‘” Cały swój majątek zostawiam córce- Amandzie G. mieszkającej w Nowej Zelandii. Matce Amandy odstępuję 10procent kapitału firmy, resztę, to jest- 850 000 doalarów, posiadłości w Saint Tropez i dom w Edynburgu należą się Amandzie. Taka jest moja ostatnia wola. Jeśli z jakichkolwiek powodów ten list nie dotrze na czas w ręce adwokatów, ZAPŁACISZ ZA TO ANNO! ‘
-O cholera! –wystraszyłam się nie na żarty-dlaczego …i skąd zna moje imię? Zrobiło mi się słabo i właśnie wtedy upadłam na ziemię. Straciłam przytomność.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
KASIA27 · dnia 13.08.2010 08:17 · Czytań: 647 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 6
Inne artykuły tego autora: