Opowiadanie - monia25cimka
Proza » Długie Opowiadania » Opowiadanie
A A A
-Jesteś geniuszem! Jesteś geniuszem!- zachwalał się w duchu Charles.

Przemierzał właśnie zaminowany chodnik, klnąc przy tym okrutnie, by po chwili z bocznej alejki parkowej wkroczyć na dość zatłoczony chodnik. Codziennie przelewało się tędy więcej ludzi, niż rocznie przez Disneyland. Nieważne. Szedł teraz wyprostowany i dumny. Wydawało się, że już nic nie zmąci jego radości. Był naprawdę dumny, aż go rozpierało. Minął wejście do biura, okrążył budynek i wszedł do miejsca pracy tylnymi drzwiami. Zawsze uważał, że to głupie. Niby dlaczego personel nie może wchodzić głównym wejściem? Zawsze, gdy przekraczał ten próg, czuł się jak złodziej.
Na przywitanie obrzucono go niemiłymi spojrzeniami. Było to tak gnębiące, że zapytywał sam siebie, co złego uczynił żeby zasłużyć sobie na ich pogardę? Tak,…on też myślał, że minął się z powołaniem. Zaklinał się, że skończy studia i rzuci tą nędzną robotę. Biuro matrymonialne…-miejsce, w którym marnował najlepsze lata swojego życia.

-To nie jest miejsce dla faceta…-ze smutkiem oznajmił jakby sam do siebie.

Po kolejnym męczącym dniu w pracy, z ulgą wrócił do domu. Czekała na niego w sypialni. Była rozpalona. Uśmiechała się, jednak dobrze wiedział, że myślami tuli się do innego. Była czysta i pachniała jak najpiękniejsze kwiaty. Bardzo ją kochał, ale miał tego dość. Za każdym razem, gdy byli ze sobą, sprawiali sobie ból. Gdy było po wszystkim wychodziła i starannie myła swoje ciało. Zupełnie jakby jego miłość była czymś brudnym. Potem wracała. Znowu miał wyrzuty sumienia, że wziął ją, kiedy tego nie chciała. Trwało to już trzy lata, czyli od dnia ślubu. Była bardzo młoda, gdy się pobrali. Miała niespełna osiemnaście lat. Znali się krótko. Jego matka bardzo nalegała…
Teraz, leżała obok niego. Pragnął ją tulić, całować, pieścić…W jej oczach nie było nic. Pustka. Leżała tak milcząca i smutna. Miała piękne ciało. Było smukłe i szalenie delikatne. Wydawało się, że każdy dotyk może sprawić jej krzywdę. Miał ochotę oprawić ją w ramkę i zawiesić nad kominkiem. Popatrzyłby na nią, nacieszył oczy i zostawił w spokoju. Traktował ją niemal jak świętość. Zawsze sprawiała wrażenie niedostępnej, zimnej, jak prawdziwa, wyrachowana, manipulująca kobieta z tych, które potrafią sprawiać mężczyźnie potworny ból. Nie ten fizyczny- ten da się jeszcze przetrzymać...Ból emocjonalny, psychiczny....Charlie nikomu nie życzył takiego losu.
Była z nim, ale pożądała innego. Kogo? Mężczyzny, który już nie żył i nie mógł kochać jej tak, jak mężczyzna kocha kobietę oraz zapewnić dobrobytu. Zmarł w wypadku. Facet zasnął za kółkiem i go przejechał. Na asfalcie zostały flaki, mokre od krwi i deszczu, który strugami zmywał ślady z ulicy. Charlie był jego kolegą. Pamięta, jak dziewczyna jego kolegi, a teraz jego żona cała we krwi zbierała w szoku jego wnętrzności, żeby móc je upchnąć tam, skąd wyleciały. To była miazga. Tak makabryczny widok pozostawia piętno na wiele, wiele lat... To było dawno. Nie ma go wśród żywych, jednak myślami nadal do niego uciekała. Żyła snem.
Każdy jej ruch był do granic obojętny, zimny, surowy. Zupełnie jakby go karała. Karała…tylko za co? Za to, że jej pragnął? Że tak bardzo, tak mocno, tak bezgranicznie ją kochał?...

-To jakiś okrutny żart…-powtórzył po raz niewiadomo który.

Jego życie nie było życiem. Było nieprzerwalnym ciągiem dni bez niej i nocy bez niej. Każde spojrzenie ukochanej sprawiało mu gorzki ból. Ona do dziś żyje tamtą nocą, gdy trzymała jego szczątki, ciepłą galaretę jego martwego ciała.... Dzień. Noc. Ona. Dzień. Noc. Ona…Miał tego dość. Nie chciał takiego życia.

***

-Halo, czy rozmawiam z Jokerem?

Jokera znał od dawna. Kolega z podwórka. Stary kumpel, który wpadł w nieodpowiednie towarzystwo. Charles miał jeszcze w pamięci ich wypady. Razem kradli piwo w supermarkecie. Byli szczeniakami. Charles poszedł do szkoły z akademikiem, a Joker? Joker został na zawszonej klatce schodowej rodzinnego osiedla. Wszędzie tam unosiło się ciężkie powietrze przesycone wonią moczu, alkoholu i nieczystości. Roiło się od much. Ilekroć odwiedzał mamusię, wstrzymywał oddech idąc po schodach. I nic dziwnego. Intensywność fetoru sprawiała, że na klatkę nawet pies z kulawą nogą nie zaglądał…Obrzydliwość.
-Kto mówi?
-Charles..
-Kto?! To jakaś pomyłka. Nie znam żadnego…Charles?!- w głosie Jokera dało się słyszeć nieukrywane zdumienie.
-Tak, to ja.
- Chłopie! Czemu się nie odzywałeś? Tyle lat…- rzekł z lekkim wyrzutem.
-Przepraszam. Mam sprawę. Słyszałem, że masz nową fuchę..
-No…mam. Potrzebujesz pieniędzy?
-Nie. Potrzebuję usługi.
-Kogo?
-Mnie.
-Charles! Co się dzieje?! Dlaczego?
-…
-Charles…Jeśli potrzebujesz pomocy…Jesteś za młody! Człowieku! Co Ty wiesz o życiu?! Charles?...
-Tak?
-Widziałeś wieżę Eiffla?
-Nie…

Joker zawsze miał bzika na punkcie tej wieży i w ogóle Francji. Od kiedy się znali, Joker namiętnie zbierał widokówki i małe figurki z jej podobizną. Właściwie nikt nie wiedział dlaczego. Jest tyle wspaniałych rzeczy. Inni oglądali porno, podglądali koleżanki…a on tylko ta Francja i Francja! Wszyscy mieli dość jego gadek w stylu: -„Jak tylko uzbieram tyle pieniędzy, to wyjadę do Francji. Będę miał prawdziwą winnicę, piękny dom i wspaniałe dzieci. I od rana do nocy będę jadł bagietki. Razem z żoną i dziećmi będziemy napychać sobie nimi brzuchy…”

-Jesteś za młody. Nie mogę.
-Zapłacę, proszę…- w jego głosie brzmiała rozpacz.
-Nie!...- Joker stanowczo zakończył rozmowę, po czym odłożył słuchawkę.

Charles wsłuchiwał się oniemiały w powtarzający się sygnał, by po chwili odłożyć słuchawkę. Przez chwilę siedział w bezruchu. Szumiało mu w głowie. Był na skraju wytrzymałości. Czuł się podle. Ból przeszywający klatkę piersiową podchodził mu do gardła. Pragnął śmierci. Był młody, a czuł się jak styrany, zmęczony życiem weteran. To było silniejsze od niego. Musiał umrzeć.

***

Czwartek. Słoneczny poranek. Charles przemierzał właśnie drogę do pracy. Jego nogi spokojnie sunęły przez trawę, chodnik, deptak, schody, granitowe podłogi biura... Jednak jego duszę targały sprzeczne uczucia. Jego dusza miotała się w niemalże epileptycznych wstrząsach…Na jego twarzy panował prawie że indiański spokój. Żadna żyłka na czole nie dała poznać zmartwienia, ani zdenerwowania. Nie demaskowała go także nienagannie wyprasowana koszula, starannie zawiązany krawat…Nawet pedantycznie wywinięty kołnierzyk nie wzbudzał podejrzeń. Co się więc stało? Czyżby w ogóle do czegoś doszło?
Charles otrzymał dziś papiery rozwodowe. Czuł, że to może nastąpić prędzej, czy później. Nie było im dobrze. On kochał ją. Nie można jednak powiedzieć, że się kochali. Nie. Byli sobą zmęczeni. Dusili się ze sobą. Nie przyjmowali razem gości. Nikt nie mógł wytrzymać napięcia, które obecne było pomiędzy tym dwojgiem młodych, zagubionych dzieciaków. Byli dzieciakami. Czuli się dzieciakami. To było dla nich zdecydowanie za wcześnie, za szybko…
Charles musiał odpocząć, przemyśleć to. Potrzebował czasu.

Tej nocy nie mógł zasnąć. To był jakiś koszmar. Wyszedł więc na świeże powietrze. Oparł się o balustradę balkonu i gapił się w ciemność. Niebo było dziś niezwykle rozgwieżdżone. Przyjemnie było wdychać chłodne powietrze. Charles zamknął oczy, by całym ciałem, całą swoją nędzną istotą chłonąć ciemność. Tonął w niej, upajał się nią, a ona przygarniała go jak czuła kochanka. Pieściła go, tuliła…Życie zbyt długo hołubiło małego chłopca tak, że nigdy nie potrafił dojrzeć i stać się prawdziwym mężczyzną, czułym mężem, dobrym tatusiem…Czuł się skrzywdzony, Był skrzywdzony. Ból rozdzierał go wewnętrznie…Racząc się pięknem sierpniowej nocy, pomyślał nagle o kobiecie, którą spotkał dziś w biurze…

Była blondynką. Miała piękne włosy, uwiązane w śliczny koczek. Nie nosiła żadnej biżuterii, prócz męskiego zegarka na nadgarstku lewej ręki. Miała opiętą bluzkę w paski, pod którą rysowały się piękne zaokrąglenia piersi. Nie była wysoka. Niska też nie była.
-Była idealna…- westchnął z rozmarzeniem. Po chwili oprzytomniał i wzdrygnął się na myśl, że mówił do siebie na głos. Rozejrzał się gwałtownie, ale nikt na niego nie patrzył. Wokół panowała głęboka noc. Ciekawskie dzieci sąsiadów smacznie spały. Sąsiedzi także. Wyrwany ze swoich rozmyślań poczuł chłód i postanowił wrócić do mieszkania. Było przyjemnie cicho... Czuł, że jego myśli ulatują i krążą pomiędzy ścianami, szukając małego przesmyka, przez który mogłyby wydostać się na powietrze. Tak... zasypiał.




***

Był piękny ranek. Gdyby nie gołąb, który z impetem gruchnął w szybę okna, Charles byłby jeszcze smacznie spał. Jednak zbudzony, musiał wstać. To przyzwyczajenie sprawiało, że zbudzony, nie mógł powtórnie usnąć.
Poranna toaleta, śniadanie, gazeta, program informacyjny w telewizji, jeszcze tylko kawka, klucze i do pracy. Wszystko to robił sam. Nawet gdy mieszkał z żoną, ten rytuał był niezmienny. Ona nie raczyła zrobić mężowi śniadania, czy uprasować koszuli albo zawiązać krawat...Zresztą nie miał do niej o to pretensji. Gdyby widział ją biegającą wokół niego, zapewne miałby wyrzuty sumienia, których przez ostatnie trzy lata i bez tego miał całe mnóstwo.
Wyszedł dziś kilka minut wcześniej. Chciał popatrzeć na kobietę, którą mógł spotkać w biurze tylko o tej porze.

-Wychodzić wcześniej do pracy, żeby pogapić się na jakąś zupełnie obcą kobietę...To brzmi jak zboczenie. Oj Charlie, Charlie....Ty łobuzie!- karcił się w duchu, choć w rzeczywistości był cały w skowronkach. Serce rosło patrząc na niego.

Do pracy wszedł cicho, niemalże niepostrzeżenie. Było to spore biuro. W każdym razie na tyle spore, by wejść niezauważonym. Zobaczył ją opartą o biurko sekretarki. Dziś miała na sobie kremową spódnicę kończącą się przed kolanem, demaskującą jej piękne, jakby wyryte dłutem Michała Anioła uda i wspaniałe pośladki. Prócz tego delikatna bluzeczka z niewielkim dekoltem...Przyjemnie było tak popatrzeć. Zauroczony Charles stał oparty o drzwi windy. Gdy ta się otworzyła, z niemałym impetem wpadł na jakąś starszą kobietę!

-No wie pan co?!...Jak tak można?! Proszę ze mnie zejść! Pan jest zboczony!..

W efekcie nasz bohater dostał na odlew potężnego policzka i zarobił kilka siniaków. A kobieta? Prócz urażonej dumy nic jej się nie stało.

-Ja to mam szczęście do kobiet...-westchnął i poszedł dalej. Kobiety, na którą tak patrzył, już nie było. Został po niej subtelny zapach różanych perfum i...torebka!!!
Charles wybiegł z biura, rozpychał tłumy przed budynkiem, krzyczał, miotał się. Wyglądał jak napadnięty szałem. Niestety, nie było sposobu by ją dogonić. Ze spuszczoną głową wrócił do pracy. Torebkę odłożył do swojej teczki. Zamierzał pobuszować w niej później, znaleźć adres i zwrócić ją właścicielce. Jak na razie miał sporo pracy...

***

Piiip, piiip....-odezwał się dźwięk domofonu.

Było dziwnie, pochmurno. Wokół rozlegały się ciężkie, tłumione dźwięki. Grzmiało. Charlie chciał wrócić do domu przez burzą. Zamierzał szybko to załatwić i czmychnąć na swoje osiedle. Niestety nie udało mu się. Gdy drzwi się otworzyły, już padało. Strugi deszczu dynamicznie uderzały w okna, by potem spływać i rozbijać się o kolejne krople...Przyjemnie było stać w jakimś ciepłym i suchym miejscu, gapiąc się na mokry świat.
Dziewczyna zaprosiła go do środka. Wszedł, rozejrzał się..

- Ma pani bardzo ładne mieszkanie. Widać tu kobiecą rękę...
-Dziękuję. Pan zapewne z biura...
- Tak. Zostawiła tam pani torebkę.
- Tak. Wiem. Dziękuję, że pofatygował się pan aż tu.
- Ależ drobiazg.
- Może napije się pan kawy? Nie ma sensu, by jechał pan do domu w tę pogodę. Daleko pan mieszka?..

I rzeczywiście. Charlie został na kawę. Rozmowa z nią była bardzo przyjemna. Jej piękny, ciepły głos mógłby tulić do snu. Nawet kawa, podana przez takie dłonie, bardziej mu smakowała. W całym mieszkaniu pachniało kobietą...Nie był to zapach ciężki, a subtelny, delikatny, mimo to intensywny. Zapach kobiecej skóry, zmysłowych perfum...To wszystko sprawiało, że człowiek czuł lekki zawrót głowy. Do tego ten uśmiech, te oczy, włosy...

Dawno przestało padać. Niebo się rozjaśniało. Do nozdrzy wdzierał się zapach trawy, wody...Ludzie wyszli na ulice, by przez chwilę nasiąkać wilgotnym powietrzem. Po upalnym lipcu zrobiło się rześko. Potrzebowali tego. Tak samo, jak po długim okresie mroźnych, zimowych dni ludzie, zwierzęta i rośliny pragną słońca....
Charlie wrócił późno. Nie żałował. Pełen miłych wrażeń jeszcze długo nie mógł zasnąć. Wciąż miał przed oczami jej obrazek. Było mu dobrze. Żona odeszła, życie mu się sypie...ale jest mu dobrze. Na horyzoncie ukazała się bratnia dusza...
- Czy to miłość? Czy kobieta może czuć się przy mnie bezpieczna? Potrafię jeszcze kochać?...
Na te pytanie nie znał jeszcze odpowiedzi. Nikt ich jeszcze nie znał. Wyroki boskie, to szlaki dotąd nieprzetarte...

***

Mizerne promyki słońca muskały jego policzki. Parę dni temu przeciągnąłby się, ubrał, umył i poszedł do pracy, by zamknąć ten monotonny krąg codzienności. Ale nie dziś. Cóż się więc zmieniło? Nic. Po prostu jego codzienność przestała być monotonna. Teraz, w jego życiu było więcej uczuć, radości, kolorów... wszystkiego!
Kochał...na prawdę kochał. Wyglądało na to, że jego życie stanęło do góry nogami...a może wcześniej takie było, a teraz jest normalne?...Być może. W każdym razie był szczęśliwy i ona była z nim szczęśliwa. Znajomość kwitła. Wydawało się, że już nic nie zmąci ich spokoju...

***

- Dzień dobry, przyszedłem odebrać moje wyniki.

Co kilka miesięcy biuro fundowało swoim pracownikom bezpłatne badania. Charles nigdy nie narzekał na swoje zdrowie. To prawda, bywał zmęczony ale to chyba normalne...Każdy bywa bardziej, lub mniej zmęczony...

- Tak...-lekarz wpatrywał się flegmatycznie w plik dokumentów, po czym spojrzał na pacjenta, uśmiechnął się...- Niestety, ma pan stwardnienie rozsiane.

Charliemu zabrakło powietrza. Stwardnienie rozsiane? Co to w ogóle jest? Do jasnej cholery! Umieram?...
Wyszedł z gabinetu. Oszołomiony szedł do drzwi wyjściowych. Stawiał stopy powoli, szumiało mu w głowie...

-Nie...Charlie, no co ty?...-wymamrotał kilka słów i zemdlał.

Jakże okrutne są wyroki boskie. Człowiek, który dopiero zaczynał odczuwać pełnię życia traci wszystko. Jego mięśnie miały powoli, stopniowo zanikać...W końcu miał przestać oddychać. Będzie się dusił, podłączą go do maszyny, która będzie oddychała za niego. Będą dawać mu papkę łyżeczką i podmywać...Nie chciał takiego życia. Nikt nie chce. Nie był na to gotowy. Młody człowiek powinien żyć, kochać, biegać, skakać, pracować...

***

Stwardnienie rozsiane (łac. sclerosis multiplex, SM, ang. multiple sclerosis, MS) – przewlekła, zapalna, demielinizacyjna choroba centralnego układu nerwowego, w której dochodzi do wieloogniskowego uszkodzenia (demielinizacji i rozpadu aksonów) tkanki nerwowej.
Choroba ma najczęściej przebieg wielofazowy z okresami zaostrzeń i poprawy. Częstość jej występowania zależy od rejonu geograficznego i waha się od 2 do 150 na 100 000 ludności w zależności od kraju i konkretnej populacji[1]. Stwardnienie rozsiane zostało po raz pierwszy opisane w 1868 przez Jeana-Martina Charcota. Dotyczy najczęściej osób młodych, ze szczytem występowania między 20. a 40. rokiem życia, i nieznaczną przewagą zachorowań u kobiet niż mężczyzn.
W ogólnym rozumieniu SM jest chorobą dotyczącą komórek nerwowych (neuronów), glejowych (oligodendrocyty), komórek odpornościowych mózgu (mikroglej) w której dochodzi do uszkodzenia otoczki mielinowej wokół wypustek komórek nerwowych, co powoduje niemożność prawidłowego przekazywania impulsów wzdłuż dróg nerwowych w mózgowiu i rdzeniu kręgowym. Nazwa "stwardnienie rozsiane" odzwierciedla rozsianie procesu patologicznego w różnych miejscach układu nerwowego, jak również rozsiew zmian w czasie.
Aktualnie uważa się, iż stwardnienie rozsiane jest chorobą autoimmunologiczną, w której układ odpornościowy gospodarza zwalcza komórki własnego organizmu, w tym przypadku w tkance nerwowej. Mniej powszechny jest pogląd o neurodegeneracyjnym charakterze o niejasnym podłożu metabolicznym. Rozważa się również rolę zakażeń wirusowych (np. wirusem Epsteina-Barr) pewnych innych nieznanych czynników środowiskowych. Niektórzy wskazują również na znaczenie niedoboru witaminy D przede wszystkim w dzieciństwie. Najnowsze doniesienia wskazują również że przyczyną SM może być przewlekła mózgowo – rdzeniowa niewydolność żylna (CCSVI).
Stwardnienie rozsiane może powodować wiele objawów i zespołów objawów; najczęściej są to zaburzenia ruchowe, czuciowe, móżdżkowe (zaburzenia równowagi), zaburzenia widzenia, zaburzenia autonomiczne, zespoły bólowe oraz objawy psychiatryczne: zaburzenia poznawcze i zaburzenia nastroju. Częstym objawem jest również przewlekłe zmęczenie. Stwardnienie rozsiane jest jedną z najczęstszych przyczyn niepełnosprawności u osób młodych, aczkolwiek wielu pacjentów może doświadczać łagodnego przebiegu.
Stwardnienie rozsiane może przyjąć jedną z poniższych form:
• postać remitująco-nawracającą (relapsing-remmiting),
• postać wtórnie postępującą (secondary progressive),
• postać pierwotnie postępującą (primary progressive),
• postać postępująco-nawracającą (progressive relapsing).
Obecnie nie jest znane leczenie przyczynowe stwardnienia rozsianego, jednak znaczna liczba chorych na świecie i prowadzący do inwalidztwa przebieg choroby sprawiają, że na świecie przeprowadza się liczne próby lecznicze z coraz to nowymi substancjami

- ...przeprowadza się liczne próby lecznicze z coraz to nowymi substancjami...Więc...jest szansa?...Jest jakaś szansa?!...

***

Od tamtej pory, choćby najpiękniejsze chwile w życiu Charliego mącił strach przed śmiercią. Nie powiedział jeszcze swojej ukochanej. Wiedział, że musi to zrobić. Zamierzał się jej oświadczyć, jednak w tej sytuacji...Nie. Nie mógł. Wystarczy, że jedna nieszczęśliwa dusza będzie błąkać się po ziemi...
Już postanowił. Wyszedł z pracy, poszedł do niej...

- O! Charlie! Dobrze, że jesteś. Już się martwiłam. Nie odbierałeś telefonu, nie otwierałeś drzwi...Gdzie się podziewałeś? Czemu nie powiedziałeś, że wyjeżdżasz?
- Ja...Przyszedłem Ci powiedzieć, że to koniec. Mam kogoś. Nie możemy się dalej spotykać...
- Charlie....no co ty?.. Co ty mówisz?...
- Przepraszam. Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa. Żegnaj.

Obrócił się szybko, by ukryć strużkę łez bezwiednie spływającą po policzku i wyszedł. Schodząc po klatce zachwiał się gwałtownie i upadł. Obudził się w szpitalu.

- Charlie, jesteś w szpitalu. Upadłeś na schodach. Charlie...mówiłeś okropne rzeczy. Czy to prawda?

Spojrzał w te jej błękitne oczy i zmiękł. Nie potrafił jej okłamać. Wiedział, że jego plan legł w gruzach. Teraz musiał albo o wszystkim zapomnieć i próbować żyć ze swoją chorobą( co napawało go nieogarniętym lękiem), albo wyznać prawdę i skończyć ze sobą po cichu.

- Muszę Ci wyznać coś ważnego...

Zeszli do szpitalnej kuchni. Charlie znalazł nóż. Włożył go pod szpitalną piżamę. A ona? Widziała co robi i zaczęła wszystko pojmować. Stała teraz naprzeciw niego wlepiając w jego smutną twarz swój wzrok.

- Wiesz, że Cię kocham?
- Wiem.
- Jestem chory, nieuleczalnie...
- Co? Czemu mi nie powiedziałeś? Myślałam, że mi ufasz...
- Ufam. Ufam, jak nikomu na świecie. Mam SM. W ciągu kilku lat mogę wylądować na wózku. Oślepnę, z trudem będę oddychał...Mój ojciec miał SM. Wiesz jakie to upokarzające, kiedy kobieta myje Cię jak małe dziecko, albo karmi łyżeczką...Skarbie, ja nie chcę wegetować i nie chcę żebyś ty cierpiała.
- Ale ja cię kocham...
- Wiem. Wiem też, że gdyby była taka potrzeba opiekowałabyś się mną. Ale nie mogę skazywać cię na taki los.
-Charlie, co chcesz zrobić?...

Wyjął nóż spod bielizny. Drżącymi rękoma przyłożył go do brzucha. Pocałował ją ostatni raz i wtulił w siebie ostrze, jakby je namiętnie kochał...Osunął się powolutku po ścianie, rysując na niej krwawy ślad...Wyjęła mu nóż...

-Charlie, nie pozwolę Ci odejść....beze mnie.

Po chwili oboje brocząc krwią, otumanieni bólem kończyli swój żywot w ciemnych podziemiach szpitala. Ich agonia nie trwała długo. Odeszli razem...

***

Nazajutrz, na miejsce zdarzenia przybył komendant.

- Co tu zaszło?- zapytał młodego policjanta.
- Ze śledztwa wynika, iż mężczyzna wbił sobie nóż w jamę brzuszną, po czym jego konkubina zrobiła to samo. Nie znamy jeszcze przyczyn. Przesłuchaliśmy sąsiadów, ale twierdzą, że nic nie wiedzą. A! Jeszcze coś! U mężczyzny, jakiś czas temu wykryto SM...
- Kto zgłosił przestępstwo?
- Była żona mężczyzny...

Pogrzeb odbył się kilka dni później. Za ich trumnami ciągną się skromny kondukt. Twarze obecnych nie wyrażały nic. Nie rozumieli tej śmierci. To było bez sensu...

Przykład Charliego pokazuje nam ogromny lęk przed innością, wykluczeniem...Charlie wolał umrzeć, niż żyć z chorobą. Bał się. Był tylko człowiekiem i miał do tego prawo. Nie był śmietanką towarzystwa, specjalnie lubiany też nie był. Nie chciał upokorzenia, którego doświadczał jego ojciec. Nie chciał być „dziwolągiem”, którego pokazuje się palcami i nad kim trzeba się litować. Nawet jego ukochana nie była w stanie ukoić jego strachu i wyprowadzić z błędnego myślenia. Człowiek zawsze próbuje uciec....
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
monia25cimka · dnia 17.08.2010 08:15 · Czytań: 614 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 2
Komentarze
Mic dnia 19.08.2010 13:05 Ocena: Świetne!
Bardzo dobrze napisane. Na samym początku jest powtórzenie z tym chodnikiem, ale to mały błędzik. Fajny pomysł z tym wklejeniem tekstu z wikipedi na temat stwardnienia rozsianego. Nie rozumiem tylko dlaczego główny bohater zachwalał się, że jest geniuszem na samym początku, skoro miał niezbyt wesołe życie.
monia25cimka dnia 22.08.2010 14:25
Rzeczywiście, "jestem geniuszem" na początku nie ma kontynuacji, ani uzasadnienia. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam:)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty