Puste wnętrze zakładu wydawało się zimne i nieprzyjazne. Stare, obdrapane ściany po raz pierwszy nie miały mu nic miłego do powiedzenia. Pod ladą znalazł kilka klisz do wywołania i duży, mosiężny klucz. Klucz do mieszkania Jantarskiego. Zostawił go na prośbę Janka, na wszelki wypadek. Chłopak nie miał jednak odwagi tam wejść, bał się, że poczuje starczy zapach, zobaczy jego zdjęcia. Nie był pewien, czy tego chce.
Od kilku dni męczyło go też pytanie, co stanie się teraz z zakładem? Pojawi się spadkobierca? Zostanie wystawiony na sprzedaż? Janek widział oczyma wyobraźni nowego właściciela sklepu – młodego mężczyznę, który wprowadzi nowoczesne metody sztuki fotograficznej, zabije duszę tego miejsca i wszystkich pozostawionych w nim zdjęć.
Kilka dni później sprawa zakładu fotograficznego rozwiązała się sama. Janek po raz kolejny ściskał w ręce klucz do mieszkania pana Wacława. Od kilku dni wyjmował go, patrzył przez chwilę na gładką powierzchnię, po czym brał do ręki z zamiarem pójścia na górę. Jednak zawsze jakaś niewidzialna siła zatrzymywała go przy drzwiach i nie pozwalała opuścić zakładu. W jednym z takich momentów weszła Ania. Nie skomentowała zastanej sceny, za co był bardzo wdzięczny.
- Będziesz musiał tam wreszcie iść – powiedziała, patrząc na niego z zaskakującą czułością. – Podobno dziś ma przyjść nowy właściciel. Nie wiem czy przejmie też jego mieszkanie, ale to może być ostatnia szansa, żeby tam wejść…
- Nowy właściciel? – Janek poczuł, jak krew krąży w jego tętnicach. Spodziewał się, że przybędzie ktoś, kto przejmie sklepik, nawet go sobie wyobrażał, ale zawsze był to tylko twór jego wyobraźni. W rzeczywistości nie dopuszczał do siebie myśli, aby to miejsce kiedykolwiek miało się zmienić lub należeć do kogoś innego.
- Tata mówił, że ma tu być wieczorem. Jantarski podobno zapisał zakład jakiemuś swojemu przyjacielowi, nie wiem komu… Chodzi mi o to, że może powinieneś tam iść ostatni raz, dla własnego spokoju.
Dobrze wiedział, co Ania miała na myśli. Jeśli okaże się, że już nigdy nie zobaczy starych, zakurzonych mebli, tysiąca twarzy na fotografiach, małych skarbów Jantarskiego, może tego żałować do końca życia. Musiał się pożegnać z tym miejscem i z przyjacielem.
Niebieska sukienka dziewczyny falowała za nim w drodze po schodach, ale kiedy przekręcił klucz w zamku, błękit materiału pozostał na zewnątrz. Chłopak przyjął to bez słowa, nawet tego chciał. Ruszył korytarzem, zajrzał niepewnie do kuchni, gdzie stał jeszcze talerz z zielonymi już kanapkami i kubek herbaty, będącej wylęgarnią robaków. Na ten widok, jego ciałem wstrząsnął dreszcz. Takie same robaki wgryzały się teraz w gałki oczne starca, pomyślał. Czując dziwny ciężar w żołądku ruszył do salonu. Koszula powieszona na krześle, stare kapcie rozrzucone po podłodze... wciąż czekały na Jantarskiego, aż przyjdzie, chwyci w ciepłą dłoń i włoży.
Gładził dłonią meble pokryte kurzem, przyglądał się Warszawie zamkniętej na papierze, odpowiadał na spojrzenia obcych ludzi z fotografii. Zatrzymał się przy tej, na której, jako mały chłopiec, trzymał za rękę ojca. Schował ją do kieszeni i ruszył w stronę biurka. Miał zamiar zabrać ze sobą jak najwięcej zdjęć. Nie pozwoli ich spalić, wyrzucić czy podrzeć. Uratuje setki dusz, a przede wszystkim uratuje duszę pana Wacława. Zaczął otwierać szuflady i szafki w celu znalezienia czegoś, w czym mógłby wynieść wszystkie fotografie. Szybkim szarpnięciem odsłonił wnętrze szuflady biurka. Na stercie papierów leżały zdjęcia, które dawno temu znalazł w zakładzie Jantarskiego. Zdjęcia przedstawiające dziewczynę z zawiązanymi oczami. Nie wiedzieć czemu, pomyślał, że to była Irena. Po kilku minutach wpatrywania się w nie, był o tym przekonany. Fotografie wylądowały obok tej z ojcem i bez oglądania się za siebie, opuścił mieszkanie.
Cały następny dzień siedział w swoim pokoju jak na szpilkach. Wstał o piątej rano i krążył po pokoju bijąc się z myślami – iść na Złotą czy nie? Z jednej strony chciał sprawdzić kto teraz urzęduje w królestwie Jantarskiego, ale z drugiej, bał się tego. Bał się, że widząc nowego właściciela i zmienione oblicze tego miejsca, zapomni o jego dawnym uroku. Nie chciał dopuścić do siebie myśli, że już nigdy nie zobaczy starego maga w jego pieczarze.
W południe udało mu się wyrwać z domu i ruszył niepewnym krokiem na spotkanie z nieznajomym. Całą drogę zastanawiał się kim jest ten człowiek? I czy może już kiedyś go widział? Może znał? Podobno to przyjaciel Jantarskiego, więc pewnie często się spotykali. Jednak drążąc zakamarki pamięci, nie potrafił przypomnieć sobie, aby pan Wacław opowiadał mu o jakimś znajomym, lub by ktokolwiek taki odwiedzał sklep. Z drugiej strony, starzec nie musiał przecież opowiadać mu o swoim życiu prywatnym, a i zakład fotograficzny nie jest najlepszym miejscem na spotkania towarzyskie.
Pół godziny później, stanął przed zakurzoną witryną i próbował zajrzeć do środka. Nie wiedział czy wejść i co powiedzieć, kiedy już tam się znajdzie. Dodatkowe rozterki wynikały z faktu, że za kontuarem dostrzegł sylwetkę jakiegoś mężczyzny, ale na drzwiach wisiała karteczka z napisem „Zamknięte”. Po chwili, wziął głęboki oddech i nacisnął na klamkę. Drzwi ustąpiły. Dźwięk dzwonka sprawił, że ów mężczyzna podniósł głowę. Fakt, że jakiś chłopiec wszedł do środka, zdawał się napawać go przerażeniem. Szyja nienaturalnie się wydłużyła, a oczy rozszerzyły, wyrażając starach i zdziwienie, co można było dostrzec nawet przez okulary w grubej oprawce. Trwało to jednak zaledwie kilka sekund, po których jego twarz złagodniała i mężczyzna spojrzał uprzejmie na przybysza.
- Dzień dobry – powiedział Janek podchodząc nieśmiało do lady. – Ja… nazywam się Janek, to znaczy… Jan Kolmer. Pracowałem u pana Jantarskiego. Wiem, że to nie moja sprawa, ale zastanawia mnie czy… co stanie się teraz z tym zakładem. – Starał się być uprzejmy i spokojny, choć z jakichś powodów dłonie zacisnęły się mocno w pięści.
- Nie wiem – odpowiedział tamten, w jego głosie można było usłyszeć smutek.
- Jak to? Pan nie wie? – zapytał zanim zdążył ugryźć się w język.
Kąciki ust mężczyzny drgnęły w nikłym uśmiechu, zanim powiedział:
- Nie znam się na wywoływaniu zdjęć, fotografowaniu, a tym bardziej na prowadzeniu takiego zakładu – jego oczy zaszkliły się, ale nawet jedna łza nie spłynęła na czerwone policzki. Po chwili milczenia dodał – ale nie chcę też zmieniać tego miejsca. Widzisz… ono nie miało być moje, dostałem je przez pomyłkę.
- To pan Wacław nie przepisał go panu?
- Przepisał, ale… jak to powiedzieć… to miało być tymczasowo. Przez te wszystkie lata nie zmienił zapisu… - mówił bardziej do siebie niż do Janka, kręcąc powątpiewająco głową. – Muszę to wszystko przemyśleć… Ale skoro pracowałeś dla Jantarskiego, to może przez kilka dni popracujesz dla mnie? – ożywił się nagle udając beztroski ton. – Muszę zająć się jego mieszkaniem. Może mógłbyś przyjść jutro i tam posprzątać?
- Jak to posprzątać? – pomyślał nagle o starych meblach, dywanikach, o setkach zdjęć czekających na górze. Czy posprzątać znaczy dla niego to samo co wyrzucić?
- Posprzątać chłopcze… byłem tam dziś rano, wszystko jest tak jak to zostawił, kolacja na stole, ubrania… - głos mu się załamał i ukrył twarz w dłoniach.
- Przyjdę – powiedział, kiedy tamten już się uspokoił. Odwrócił się do wyjścia i zobaczył wiszący na stojaku na ubrania długi płaszcz w kratę.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Berserkerka · dnia 18.08.2010 08:57 · Czytań: 906 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 6
Inne artykuły tego autora: