Proza »
Miniatura » Rozmowy Jakubka i Bożenki, czyli co jest najważniejsze w świecie
DZIECI O KULINARIACH
- Cześć.
- Cześć.
- Mam pomysł...
- Fajny?
- No pewnie.
- To mów, szybko, szybko...!
- Zadam ci zagadkę, ale musisz odpowiedzieć.
- Zależy co to będzie?
- Musisz i już!
- Dobra, ale ja też ci potem zadam.
- Dobra. Słuchaj, jak dałbym ci milion dolarów to zjadłabyś śmierdzącego robala wyjętego ze zgniłego kota i przy wszystkich?!
- Ale głupie pytanie...
- Musisz odpowiedzieć!
- Ale...
- Obiecałaś!
- Dobra, dobra... Może bym zjadła, i co?
- Ha ha ha!!! Ja bym nie zjadł nawet za sto tysięcy dolarów!
- Przecież to mniej niż milion.
- No to co. Wiesz, jak ci potem by cuchnęło z buzi?!
- Jak bym miała milion to sobie bym wymieniła na pachnącą. I jeszcze by zostało! Teraz ja...
- E tam… Chodźmy na jabłka lepiej!
- Obiecałeś, że ja też ci zadam zagadkę. Oszukujesz!
- Dobra, dobra. Mów.
- No to słuchaj... Żebym ci dała milion dolarów to zjadłbyś taką dużą łyżkę z robalami i żabami i czymś jeszcze bardziej oślizłym i żeby było tego dużo i, żeby się aż przewalało przez tę łychę i, żeby to było przy wszystkich i żebyś to potem popił tym, co wypłynie z kiszek śmierdzącej ropuchy chorej na zgniłość kiszek, i żeby to był tego cały kubek i przy wszystkich?
- Pewnie. Ja się niczego nie boję i nie brzydzę. Nie jestem jakaś baba. Dobra, chodź na jabłka.
- Biegniemy?
- Pewnie. Kto pierwszy do sadu, do agrestu. Tylko trzeba krzyknąć, że jest się pierwszym, nie tak, jak ostatnio!
- Ostatnio byłeś drugi.
- Bo upadłem!
- Byłeś drugi, ja byłam pierwsza. Nie wymyślaj.
- A żebym dał ci trzysta milionów tysięcy trylionów dolarów, to zjadłabyś smarki tego Józia z drugiej grupy?
- Tego, co tak zawsze dłubie w nosie?
- Tak. I żeby on był chory na zgniłość kichów i żeby w ogóle gnił i te jego smarki gniły i przy wszystkich i, żeby były tam w tych smarkach wielkie, białe robaki, i żeby przy wszystkich... Ej! Zaczekaj! To niesprawiedliwe. Powinniśmy wystartować razem!
DZIECI O AROMATACH
- Cześć.
- Cześć.
- W sobotę pojechaliśmy do babci, wiesz?
- I co?
- I wróciliśmy w niedzielę. O dwunastej w nocy!
- Naprawdę?!
- Naprawdę! Kozę widziałem.
- Weź… Dotykałeś?!
- Co ty! Śmierdziała jak moja kupa.
- Weź!
- No! I miała wymia.
- Weź! Jak krowa?
- Takie same, tylko inne.
- Ja widziałem krowę, wiesz?
- Weź! Miała te plamy?
- A co ty myślałeś?! Miała wszystko. Plamy i wymia.
- Weź! Kopyta też?
- Pewnie!
- Weź! Dotykałeś ją?
- Co ty! Śmierdziała, jak moja i twoja kupa.
- I Emilki!
- Weź! Emilki też?!
- Pewnie. Konie też śmierdzą kupą.
- Weź!
- A świnie... Mówię ci, świnie śmierdzą najgorzej.
- Weź! Jak co?
- Powiem ci, ale to tajemnica.
- Mów... Jak budu dudu nie powiem.
- Świnie śmierdzą jak byśmy wszyscy ściągnęli rajstopy razem z panią Basią i narobili kup na dywan i nie otwierali okien i tam siedzieli przez sto miesięcy i jedli obiady i podwieczorki i żebyśmy cały czas robili kupy i siku na dywan...
- Weź! Za sto miesięcy to by była kupa!
- Wielka kupa!
- Kupa nad kupy!!
- Jedna ogromniasta kupa!!!!
- Weź! I my na niej siedzielibyśmy, bo nie byłoby już miejsca.
- Siedzielibyśmy na własnych kupach.
- Na tej wielkiej kupie z panią Basią. Tak właśnie śmierdzą świnie...
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
i was david bowman · dnia 23.08.2010 08:45 · Czytań: 906 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora: