Ucieczka z Otchłani - Deggial Trismegistos
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Ucieczka z Otchłani
A A A
Widział pierścień skał, zacieśniających się jak stryczek na szyi skazańca. Skał lśniących od kropel wody, przesączających się przez wodonośne warstwy. Osiadały na chropawej powierzchni, przypominając rozsypane perły odbijające blask Słońca. Tyle że nie było tu żadnego światła. Otaczała go ciemność.
I strach.
Brnął na oślep, co i rusz potykając się obolałymi, poranionymi stopami o ostre krawędzie stanowiące podłoże niekończącego się tunelu. W coraz gęstszą i bardziej duszną ciemność, z której nagle zrodził się szalony kształt o długich nogach i oślizgłych mackach, chcących go pochwycić. Buchnął płomień, ogniska z setki pieców, i nie było już nic. Strach zniknął, jego miejsce wypełnił ból. Spadał w przepaść, smagany płomieniami, płonęła skóra na całym ciele, włosy, potem oczy i język. Jeszcze później wpadł w lodową otchłań, gdzie przyglądały mu się wielkookie bądź ślepe istoty o dziko jarzących się czułkach; na jej dnie był ogień gorętszy od poprzedniego. Pożoga odzierająca kości z ciała, z której ocalała jedynie dusza, przepełniona po stokroć zwielokrotnionym bólem. Znowuż lodowe zimno, gdzie zamarzały oddechy, a po nim ostateczny ogień.
I nie pozostała mu nawet dusza.
A mimo to istniał, był i odczuwał wszystko w inny, niezrozumiały sposób. Nicość obudziła w nim nowe zmysły, jakimi nikt nie posługuje się w świecie życia i śmierci. Tam ludzie rodzą się, widzą oczami, dotykają palcami, uszami chłoną weselny śpiew i cieszą słodyczą wina. Tutaj wypełniał się każdym doznaniem, obmywał się nim i chłonął je całym sobą, całym jestestwem zawieszonym w próżni.
Wspomnienia były wiatrem, a on wprawioną przezeń w ruch wodą. Morzem, nie mogącym się oprzeć nadchodzącemu sztormowi. Szalejącą falą, co bez opamiętania niszczy wszystko na swej drodze. Były tunelem ukrytym w głębokich podziemiach i spalającym go ogniem. Czerwony Smok. Drzewo, które korzeniami kruszy mury. Ogień topiący skały. Pamiętał, że zbudził go w sobie, tak samo jak wcześniej Dagnar. Pamiętał wszystko, ból i odzieranie żywcem z ciała, bo to co chwilę powracało, jak znój wiecznej wędrówki. Gwiazdy wirowały i zmieniały miejsca, rodziły się i spadały, a on szedł wciąż naprzód.
Z czasem począł zauważać podobieństwa form terenu do wcześniej widzianych, było to mgliste łaskotanie w zakątku pamięci, aż z czasem przerodziło się w pewność. Za każdym razem wszystko było nieco inne, zmieniane wiążącym go złym czarem. Zrozumiał, że został uwięziony.
I wtedy z mglistej szarości nieba sfrunął Tiroketh. Wylądował, ciężko bijąc skrzydłami, zatrzęsła się ziemia, wzbił obłok kurzu. Złożył skrzydła do połowy za garbatym grzbietem.
– Wreszcie cię znalazłem, panie – wyrzęził swym ponurym, chropawym głosem.
Minęła dłuższa chwila, zanim uprzytomnił sobie, jak używać mowy. Właściwie rozmowa pomiędzy nimi nie była zwyczajną konwersacją, polegała na wzajemnym przesyłaniu obrazów, układających się w myślach w słowa.
- Gdzie jesteśmy?
W odpowiedzi uzyskał wizje, zrazu z których niewiele wywnioskował – gęsta, czarna, kipiąca otchłań, gdzie buzowały sinofioletowe macki dymu. Gdzie istniały istoty starsze niż świat, u zarania czasu przekształcone w mroku plugawą myślą Króla Nocy na własny obraz i podobieństwo. Angathyr znajdował się w Ragnarthadzie – wrzucony niczym do więziennej celi – gdzie śmierć jest najszybszą ucieczką, najmniej bolesną. Śmierć jest tam radością, reszta to chaos.
Macki tego chaosu kłębiły się i wierzgały, zacieśniając wokół nich gęstniejącą, mglistą pętlę. Angathyr zrozumiał, że muszą uciekać. Nie żadną ścieżką, ale na skrzydłach.
- Jak mam polecieć? – spytał chłopiec. – Jestem tu uwięziony.
- Czyżbyś zapomniał? – odpowiedział Tiroketh. – To że nie widzisz skrzydeł nie znaczy, że ich nie masz!
- Nie potrafię – pisnął bezradnie. – Nie ucieknę stąd.
Ciemność pogłębiała się, gęstniała, rzucając coraz głębszy cień. Czarny wir powiększał się, a im bliżej podpełzał, tym mniej nadziei chłopiec odczuwał.
- Leć, leć za mną! – głos Tiroketha rozbrzmiał z góry. Angathyr podniósł wzrok, tam, gdzie wznosił się Tiroketh.
Zamknął oczy, pomyślał o skrzydłach – wielkich, opierzonych, jak u morskich mew. Srebrzyste ptaki krążyły nad spokojnym morzem w jego głowie, zawodząc przeciągle. A gdy ponownie otworzył oczy, unosił się nad ziemią, w oku wirującej ciemnej mgły. Unosił się na ogromnych skrzydłach, srebrnych jak zimowy księżyc.
Polecieli w górę, aż ziemia zniknęła pod ich stopami, a oni lecieli nadal, czując napierającą zewsząd wzburzoną chmurę. Macki wystrzeliły w górę, splatając się w grube liny tworzące kolumnę, zaporę na ich drodze. Przyspieszyli, lecz nadal poruszali się zbyt wolno, by uciec. Zostali otoczeni w dusznej kuli, powietrze stało się ciężkie jak przed lipcową burzą, ale wcale nie cieplejsze, przeciwnie – zrobiło się zimno, jak w kwietniu wieczorem, gdy zima wciąż nie dawała o sobie ostatecznie zapomnieć.
Angathyr przełknął ślinę, właściwie godząc się z losem. Przegrali i tyle. To nie miało prawa skończyć się pomyślnie.
Zatrzymali się na czymś w rodzaju wiszącej w powietrzu skalnej półki – Angathyr nie dociekał, jak to możliwe. Przepełniła go rozpacz i czuł, że wystarczy jeszcze jedna jej kropla, aby pękł jak stary dzban. Stanęli plecami do siebie, ze złożonymi do połowy skrzydłami, niby poturbowane albatrosy, przypatrując się otchłani, a otchłań spoglądała w nich. Coś poruszało się w brudnej mgle, wysuwało szkaradne członki i chowało, tu i ówdzie zapalały się jaskrawe oczy. Rozlegały się niepokojące szepty i odgłosy, za każdym razem z przeciwnej strony niż ta, w którą patrzyli.
I stali tak, pełni napięcia, podczas gdy nie wydarzyło się nic, nie nastąpił atak, tylko wciąż i wciąż ruch tajemnych istot, niezrozumiałe szepty i głosy.
- Dlaczego nie atakuje? – szepnął Angathyr. – Bawi się nami?
- Wyczuwam w tym jakiś lęk – otrzymał w odpowiedzi. Zadziwiły go te słowa.
- Przed tobą?
Zmrużył oczy, podążając wzrokiem za istotą poruszającą się we mgle. Z początku zdawało mu się, iż jest tam ich przynajmniej dziesiątka, lecz teraz stwierdził po upewnieniu się, że otoczyły ich dwie lub trzy. Może nawet było to jedno i to samo monstrum, na tyle szybkie, że w mgnieniu oka zdolne było to ukazania się w kilku miejscach.
- Nie przede mną. Przed tobą.
Zaparło mu dech w piersi.
- Co to ma niby do cholery znaczyć? – Angathyrowi puściły nerwy. Zrobił kilka kroków do krawędzi skały, wrzeszcząc na mgłę, z której nagle, niczym błyskawica, wystrzelił demon Ragnarthadu, szponiastą łapą haratając ramię chłopca i znikając za jego plecami. Tiroketh nie zdążył odwrócić się na czas i osłonić chłopca, zamachnął się potężną ręką na przemykający obok cień, posyłając go w mgłę. Niewiele tym wyrządził szkody, stwór, choć trochę wolniej, nadal krążył w wirze.
Angathyr podniósł się z klęczek, barwy w jego duszy znów oszalały, lśniąc jak pożar lasu. Zacisnął dłoń na zranionym ramieniu, spod palców dobywało się jaskrawe światło zamiast krwi.
- Jeszcze nie wiem, mam zamiar to sprawdzić. Ów demon, z którym mamy tu do czynienia, nie jest nikim potężnym, ma jedynie zatrzymać cię tu na jakiś czas, w miarę całego i zdrowego. Moglibyśmy spróbować się przedrzeć.
- Jeżeli więc ten kundel nie może mnie zabić, na co czekamy?
- Nie powiedziałem: jest to pewne. To tylko domysły. Może być, że nas przepuści, bo jak rzekłem, odczuwa przed tobą lęk, ale też może być i tak, że zaatakuje cię jak przed chwilą i rozszarpie na strzępy twą duszę.
Zza krawędzi skały wysunęła się zębata paszcza o oczach jak słońca. Angathyr posłał jej kopniaka, zachwiał się i upadł znów na kolana. Istota była szybsza, uchyliła się przed kopniakiem, powracając do mgły Ragnarthadu.
- Słabo mi… - wyrzęził chłopiec przez zaciśnięte zęby. Rana na ramieniu pod palcami pulsowała świetlnymi kolorami. Obrócił ociężałą głowę, przyjrzał swoim rękom, które jaśniały światłami coraz bledszymi, traciły odcienie jak niebo – o poranku czyste i błękitne, blednące w ciągu dnia. – Spójrzmy prawdzie w oczy… Tym razem się nie udało. Zawiodłem.
Tiroketh pochylił się i wziął chłopca w ramiona.
- Istnieje sposób – rzekł mu. – Ale potem przez długi czas będziesz musiał radzić sobie beze mnie. Wierzę, że ci się uda.
- Co będzie z tobą? – jęknął Angathyr.
- To, co zaraz zrobię, osłabi mnie, lecz uratuje ci życie. Osłabi na tyle, że… nie wiem, czy potem będę mógł ci dalej służyć, panie.
- Zaczekaj… - Angathyr próbował wykręcić się z mocnych objęć.
- Nie masz czasu. Doprawdy, tylko kilku powróciło ze zgubnych bezdroży Ragnarthadu, ja posiadam zbyt małą moc, aby całkowicie cię stąd wyrwać, ale mogę twą duszę przenieść do krainy snu w twej głowie. Będziesz nadal skrępowany więzami poza ciałem, ale bezpieczniejszy niż tu. Znajdź drogę, panie. Przebij włócznią serce Mroku.
Próbował coś powiedzieć, zaprotestować, lecz zagłuszyły go słowa Tiroketha. Wznieśli się i zagłębili w ciemność i mgłę, Angathyr słyszał dzikie wrzaski ścigających go potworów, czuł szarpanie, jakby go rozrywał tabun koni, z których każdy biegł w innym kierunku, a nad to wszystko przebijały się słowa Tiroketha. Ciche, gniewne, uporczywe. Cięższe niż góry, miażdżyły goniących z chrupotem łamanych kości, rozpędzały skłębione macki dymu. Oczy Tiroketha jaśniały, aż zaczęły płonąć żywym ogniem, z jego oczodołów tryskały fontanny z płomieni. Lecieli wciąż i wciąż w górę, która nagle stała się dołem, przemknęli pochmurnym niebem prosto w szalejącą nad lasem burzę.
Nie istniało nic poza wirowaniem. Niebo zlało się z ziemią, z każdej strony siekł ostry deszcz.
Burza szalała.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Deggial Trismegistos · dnia 25.08.2010 08:50 · Czytań: 708 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty