Janina umierała - lens
Proza » Długie Opowiadania » Janina umierała
A A A
Janina umierała. Była pogodzona ze śmiercią, gdyż lekarze oznajmili jej ten niezbadany wyrok boski już trzy lata temu. Zdążyła się ze swą rychłą śmiercią oswoić. Czas się kończył. Janina niedawno podsumowała swoje życie i wyszło jej, że niewiele z niego miała. W żaden sposób nie zapisała się w historii świata, ba w historii miasta, czy nawet dzielnicy. Mimo iż umierała młodo, czuła spokój wewnętrzny, tak jakby swoje już przeżyła. Nie była przykuta do łóżka, jednak całymi dniami wolała w nim leżeć, nie miała w zwyczaju cieszyć się każdym dniem, jakby to miał być ostatni. Wyobrażała sobie, że jest wielorybem wyrzuconym na brzeg morza, czekającym powoli na śmierć. Z jakiś absurdalnych powodów ta myśl wprawiała ją w dobre samopoczucie. Inną wersją było wyobrażanie sobie bycia przygniłym konarem drzewa, ten z kolei czekał na pierwszy powiew wiatru, który go oderwie i roztrzaska o twardą ziemię. Czasem w swych myślach była gryzoniem z wybałuszonymi oczyma w pułapce na myszy, łapiącym ostatnie oddechy, albo pokracznie wierzgającym wszystkimi odnóżami żukiem przewróconym na grzbiet. Lubiła myśleć o sobie w ten sposób i nie widziała w tym nic nieodpowiedniego.

Może samo pogodzenie ze śmiercią, zrozumienie swej sytuacji i poddanie się jej, wyzbywszy bezpodstawnej nadziei wytworzyły w mózgu dziewczyny taki dziwny system reakcji, a może po prostu zmęczona już była walką, której nigdy nie podjęła. Walką jej rodziny, znajomych, nieznajomych, wszystkich którzy zamiast biernie poddać się losowi, czy jeśli wolą przeznaczeniu, stawali w szranki z tym beznadziejnym wiatrakiem śmierci. Lubiła sobie wyobrażać zorganizowane dla niej koncerty, akcje szkolne, mecze charytatywne z udziałem księży i nauczycieli w rolach lokalnych gwiazd, nawet zwykłe uliczne kwesty, które to pozwoliły zebrać astronomiczną kwotę pieniędzy na operację ostatniej szansy. Operację, która się nie udała. Nie zaskoczyło to Janiny wcale, a wszelkie te starania życzliwych, kochających i naiwnych ludzi niewiele ją obchodziły, co najwyżej śmieszyły. Szczególnie bawiło ją to, że teraz zbierano na drugą operację ostatniej szansy. Janina stała się cyniczna, a będąc cynicznym z większą odwagą można obcować z cwaniakiem najwyższego kalibru, czyli ze śmiercią. Patrząc niekiedy w lusterko powtarzała sobie – ze śmiercią ci do twarzy. I nudziła się w tym czekaniu. Cholernie się nudziła. Do tego stopnia, że zaczęła sporo pić. Nie chciała niczego zaczynać z obawy, że nie pozna końca. Tak opuściła szał seriali, urządzany dla kobiet przez telewizję polską, opuściła puchar świata w skokach narciarskich urządzany dla mężczyzn (jak się okazało popełniła błąd, myśląc późną jesienią, że nie dożyje wiosny), postanowiła również nie kibicować Robertowi Kubicy wraz z milionami mężczyzn i kobiet.
Z tych samych powodów postanowiła nie udzielać się na żadnych forach internetowych, nie zamierzała zaczynać pisać swojego bloga, ani nawet pamiętnika. Nie interesowała jej również prasa w tym pisma kolorowe, wiadomości codzienne i te niecodzienne również, celebryci, szaraki, powodzie, wycieki ropy, terroryzm, ani nawet afery z udziałem polityków. Słowem nic z życia tego świata, w którym siedziała na walizkach w oczekiwaniu na ostatnią podróż. Świata w którym nie zagrzała długo miejsca i nawet się z tego cieszyła, gdyż nie zdążyła go zbytnio polubić. Tyle co o nim wiedziała pozostawiało raczej złe wrażenie, nie było czego żałować. Niestety umierała zbyt wolno, miała czas myśleć o wszystkim nieraz dziesięć, nieraz sto, nieraz więcej jeszcze razy. Bezsensowne myśli, wspomnienia pchały się do jej głowy
z uporem niechcianych i natrętnych gości. Wyobrażała sobie zgniłą gałąź, wieloryba, rybkę, robaka, cokolwiek co trzeba zalać. W jednej ręce trzymała lusterko w drugiej szklaneczkę wypełnioną gorzką wódką żołądkową i powtarzała sobie za każdym błogim łykiem – ze śmiercią ci do twarzy.


Jedna myśl powracała ze szczególną natrętnością. Było to przeszło dwa lata temu. Choroby jeszcze całkowicie nie zdiagnozowano. Janina jednak nie uczestniczyła już w życiu tego świata, ale jeszcze nie całkiem była od niego odseparowana. Odwiedzała ją przyjaciółka Ola, która starała się jej streszczać (oczywiście w dobrej wierze) nic nieznaczące obrazy z życia, w którym Janina do niedawna uczestniczyła, a do którego Ola i sporo innych jeszcze osób myślało, że Janina wkrótce powróci.
To było jesienią, zaczął się pierwszy semestr drugiego roku studiów. Było sporo plotek jeszcze z wakacji, jak również nowych z początku jesieni. Ola opowiadała o chłopakach i seksie. A Janina słuchała o dziwo z uwagą. Opowieść Oli wprawiała ją w narastające zaciekawienie. Aż wreszcie bezceremonialnie wypaliła.
- Nigdy tego nie zrobiłam...
- Jaja sobie robisz?
- W liceum byłam zbyt poważna, nie mówię, że nie miałam okazji... A jak się zaczęły imprezy, to wiesz po ptokach.
- Nic straconego – Ola spróbowała pocieszyć przyjaciółkę – przecież za kilka miesięcy...
- Daj spokój. Ja już nie wyzdrowieję. Umrę jako dziewica – wtedy jeszcze Janinie wydawało się, że to musi być straszne umrzeć, nie spróbowawszy nigdy z nikim, nawet z samą sobą tej misternej sztuki, którą jawił się jej akt seksualny. Ola oczywiście najpierw podnosiła przyjaciółkę na duchu, zapewniając, że wkrótce wyzdrowieje, następnie, że na seks zawsze się załapie, w końcu udowadniając, że każdego faceta będzie mieć na skinienie palcem, ale to i tak nie ważne, bo spotka księcia z bajki, który doceni dar dziewictwa, złożony na ołtarzu jego męskości. Co oznaczać będzie niechybnie, że ów książe zakocha się bez pamięci. Były to proste i adekwatne do sytuacji słowa, czcze gatki mniej więcej w 50 procentach dla Oli, dla Janiny w 100. Niemniej koleżanki drążyły temat, aż wreszcie doszły do pewnych konkretów.
- Jeśli nie chcesz czekać, aż wyzdrowiejesz, wydaje mi, że mogę coś zorganizować.
- Nie wiem, czuje się dziwnie. Jakbym miała być dziwką.
- A ja alfonsem – Janinie nie spodobał się żart Oli, co potwierdziło obawy przyjaciółki, że sprawa wygląda dość poważnie – Dobra, bo widzę, że nie pomagam. Marek.
- Co Marek?
- Jak byliśmy tu ostatnio, sam o tym wspomniał.
- Powiedział, że może mnie przelecieć, zanim kopnę w kalendarz?
- Niezupełnie i nie wyrażaj się tak. Powiedział, że to musi być przykre umierać jako dziewica.
- I to niby ja się mam nie wyrażać. Ale skąd on...
- Nie wie. Domyśla się tylko. Wiesz jak chłopcy między sobą plotkują i fantazjują – Ola skłamała najpiękniej jak potrafiła i było to kłamstwo do uwierzenia.
- O Jezu boję się. To mnie upokarza. Wszystko wkoło mnie upokarza. Nie wiem czy tego chce, czy powinnam chcieć. Co on sobie o mnie pomyśli, będzie plotkował z kumplami. Będą się ze mnie śmiać przy piwie.
- Uspokój się. Przemyśl to sobie. Nie musisz decydować się dziś. Myślę, że Marek nie jest skończoną świnią. Gdybym była na twoim miejscu... Przepraszam.
- To?
- To wzięłabym go pod uwagę. Jest poczciwy, nie wygłupia się. Jest nawet poważny, można z nim pogadać. Myślę, że nawet zaufać. Nie jest brzydki i sama wiesz, że kilka lasek w życiu miał. Z naszych kumpli tylko jemu odważyłabym się zaufać w takiej sprawie.
Janina wyłączyła się w połowie hymnu pochwalnego na cześć Marka. Nie dlatego, że koleżanka ją nudziła. Wprost przeciwnie. Zaciekawiła ją. Dotknęła jakiegoś czułego punktu, albo może to wszystko wyzwoliło się samo. W tamtej, pierwszej chwili Janina nie próbowała tego zrozumieć. Ola miała miękką skórę, której Janina zapragnęła dotknąć. Sposób w jaki mówiła, otwierała usta, uśmiechała się do niej, nakręcała się, komentując tę sytuację. Janinie przeszło po głowie kilka śmiałych pomysłów. Impulsów, spośród których jeden rozegrał się samoistnie.

Janina dotknęła dłoni przyjaciółki. Ola nieświadoma tego, co kieruje ruchem koleżanki ścisnęła tę dłoń, uśmiechnęła się życzliwie. Janina zrobiła ruch drugi. Podniosła się z poduszek w stronę koleżanki, a następnie objęła ją. Położyła głowę na ramieniu, musnęła nosem ucho, następnie wplotła twarz we włosy. Było w tym wszystkim sporo jeszcze rezerwy. Ola niczego nie podejrzewając w dalszym ciągu mocno ściskała koleżankę, szeptała do ucha o czymś, co dobrze ma się ułożyć. Janina zamknąwszy oczy, chwilkę napawała się szeptem i zapachem koleżanki. Szept był czuły, dodawał jej odwagi, natomiast zapachu nie umiała nazwać. Inaczej pachniały włosy, inaczej skóra, jeszcze inaczej kolorowy sznureczek na szyi. Ola jakby parowała zapachami. Janina nigdy się nad tym nie zastanawiała, ale czy ona również miała w sobie tyle różnych zapachów. Czy przyjaciółka czuła to samo? Skrzywiła się na tą myśl. Pewno ona sama śmierdziała chorobą, krochmalem, proszkiem do prania, wylanym na kołnierzyk piżamy lekarstwem, wreszcie mydłem, bo nie miała na sobie żadnych perfum, ziołowym szamponem, masłem, ostatnią menstruacją, kurzem, swoją matką, która co raz się do niej tuli... Chcąc przepędzić tę myśl wbiła się ustami w szyję Oli, następnie bardzo gwałtownie przeszła na policzki, by wreszcie osiągnąć cel najbardziej pożądany, czyli ciepły szept przyjaciółki. Ola zareagowała równie gwałtownie. Czując usta Janiny na szyi zaniepokoiła się, ale nie miała czasu tego roztrząsać, gdyż koleżanka szybko zmierzała po policzku do jej ust. Wydało jej się to obleśne, jak pocałunki z pijanymi chłopcami. Odepchnęła gwałtownie Janinę, gdy ta dotknęła jej warg.
- Przepraszam – Janina nie puściła dłoni przyjaciółki. Złapała również drugą. Przybliżyła twarz do twarzy Oli i czekała. Oczy zaszkliły się obu dziewczynom, gdy wbiły wzrok w siebie. Ułamek sekundy przedłużał się, aż wreszcie pękł z łoskotem.
- Nie i nie – i nie były to sucho wypowiedziane słowa nie tylko dlatego, że towarzyszyły im łzy. Bardziej zabrzmiały jak „tak i tak” mimo wszystko stanowiły odmowę. Janina zrozumiała. Już wtedy wykazywała duże oznaki cynizmu, a zdecydowanie bardzo duże realizmu, dlatego puściła dłonie przyjaciółki i opadła zrezygnowana i pogodzona na poduszki.
Ola siedziała w dalszym ciągu na brzegu łóżka i płakała. Janina dała jej jakiś czas na zmianę zdania, ale nic się nie zmieniało i tylko potworna chwila upokorzenia przeciągała się.
- Lepiej będzie jak już pójdziesz.
- Mam nie wracać.
- Wróć... kiedy będziesz chciała.
Tak przyjaźń dziewcząt mimo, iż się nie skończyła, to się skończyła. Nie widywały się już w ogóle. Janina wiedziała, że Ola angażuje się w ratowanie jej życia na zewnątrz, natomiast Ola miała świadomość wszystkich męczarni mentalnych, które spadły na przyjaciółkę, przytłaczając chorobę dodatkowym ciężarem. Niestety nie była w stanie nic na to poradzić.

Janina piła niemal co dzień. Wymazywała wspomnienia, a pustkę po nich wypełniała kacem, albo bólem głowy. Ostatnio coraz częściej bywała w domu sama. Matka przyzwyczaiwszy się do choroby córki i jednocześnie ciągle nie opuściwszy kotwicy nadziei, walczyła o fundusze na kilku frontach. Wymagało to od niej wyjazdów zarówno do klinik jak i do sponsorów prywatnych. Wyjazdy te czasem zajmowały kilka dni nawet. Janina w trzecim roku choroby nie chodziła już o własnych siłach, jednak w domu potrafiła sobie poradzić.

Tej nocy wypiła sporo. Widziała na suficie żółte plamy, a to oznaczało tylko jedno. Zwymiotowała do miski na podłodze i poczuła lekką ulgę. Musiała skorzystać z ubikacji. Wgramoliła się na wózek, położyła na kolanach miskę i poczuła się bardzo słabo. Zamiast do wc pojechała zaczerpnąć powietrza na taras. Siedziała tam z godzinę, ociężała, pijana i tępa. Z ulicy mogła wyglądać na opóźnioną w rozwoju. Jednak była noc, niewiele osób się kręciło, a poza tym miała to gdzieś. Przed bramą zaczęła się plątać młoda prostytutka. Janina na początku nie zwracała na nią większej uwagi, ale po chwili złapała się na tym, ze czeka żeby znowu dziewczyna pojawiła się w zasięgu widzenia. Przypomniała sobie o ubikacji. Pojechała tam, doprowadziła się do jako takiego ładu, zostawiła miskę i wróciła na taras. Po drodze nabrała pewności do planu, który szybko ułożył się w jej głowie. Po incydencie z Olą, często wracały do niej pragnienia bycia z kimś. W kwestii bycia dziewicą nic się nie zmieniło, natomiast w kwestii umierania ostro poszło na przód. Co prawda nie myślała już kategoriami, że strata cnoty przed śmiercią to priorytet, ale jak nadarzy się okazja, to dlaczego by nie? Teraz dodatkowo działał alkohol, życie bardziej żałosne nie mogło już być, kochanka mogła być taka jak okoliczności. Rachunek był prosty jak droga do bramy. Pierwszy raz od kilku miesięcy przejechała poza bramę swego domu. Radziła sobie dość sprawnie. Mimo iż całość myśli zaprzątała jej ta młoda prostytuująca się w okolicy dziewczyna, to Janina zdążyła zastanowić się, czy gdyby teraz złapała ją policja w stanie nietrzeźwym na elektrycznym wózku inwalidzkim, to istniałaby groźba odebrania jej prawa jazdy. W tym wesołym tonie podjechała do dziewczyny. Na oko były w tym samym wieku. Około trzydziestki. Prostytutkę postarzał makijaż, ją choroba i alkohol. Prostytutka poza tym wydała jej się bardzo typowa. Zupełnie inna niż Ola, ale Ola była teraz ostatnią osobą, o której Janina chciałaby myśleć.
- Część – zaczęła rozmowę Janina.
- Zjeżdżaj odstraszysz mi klientów – prostytutka walnęła prosto z mostu. Janina nie miała jej tego za złe. Sprawiła to odrobina empatii.
- A gdybym to ja zechciała zostać twoją klientką?
- Chyba sobie jaja robisz!
- Mówię poważnie. Cena nie gra roli, mam sporo pieniędzy odłożone w skarpetce na operację, mogę ci dać wszystko.
- Zjeżdżaj.
Janina jednak nie ruszyła się z miejsca, wtedy postanowiła się ruszyć prostytutka, może pojmując to jako kompromis. Janina pojechała za nią. Prostytutka przyjęła to z irytacją, ale pomyślała, że przedrzeźniać się z kaleką to rzecz poniżej jej godności. Starała się nie zwracać na Janinę żadnej uwagi. Była dla niej jak cień.
- Toś se przechlapała – powiedziała nagle, a Janina nie wiedziała co sprawiło, że dziewczyna przypomniała sobie o niej – Wkurwiłaś mojego alfonsa. Lepiej stąd jedź, spróbuję go jakoś urobić – Janina dostrzegła jak od zaparkowanego jakieś 100 metrów dalej czarnego samochodu idzie w ich kierunku typ z gatunku tych, których nie chciałby nikt spotkać po zmroku na ulicy. Janina przestraszyła się w pierwszej chwili. Zaczęły jej się mylić kierunki. Nie mogła wycofać, utknęła przy krawężniku. Zanim wyplątała się z tej sytuacji stał już za nią.
- Co jest Rita? – alfons spytał luźnym tonem, który zdaniem Janiny powinien przejawiać więcej agresji i tępoty, ale jej nie przejawiał. Janina odważyła się spojrzeć na alfonsa i srogo się zdziwiła. Miał miłą aparycję, ubrany był gustownie w garnitur szyty zapewne na miarę, bo niewątpliwie trudno o rozmiary poszerzane na klatce piersiowej i w barakach. Do tego miał na głowie kapelusz, który prawdopodobnie miał mu dodawać gangsterskiego wyglądu.
- Nic. Rozmawiamy sobie z panią.
- A to w takim razie rączki całuję – faktycznie alfons ujął obie szczupłe dłonie Janiny i je ucałował – Na imię mam Jacek.
- Janina
- Miło poznać. Co się stało, zabłądziła pani? Może odwiozę – wskazał samochód – albo odprowadzę, jeśli blisko pani mieszka.
Janina była zaskoczona i onieśmielona takim zachowaniem. Postanowiła spróbować.
- Ja tu jestem nieprzypadkowo. Chciałam zaprosić Ritę do siebie. Chciałam z nią...
- Rozumiem – uśmiechnął się, poczym przeniósł wzrok na Ritę – A co ty sobie wyobrażasz. Nasz klient, nasz pan. Nie pamiętasz?
- Nie robię tego z ... paniami – jednak prostytutce z całą pewnością chodziło o coś innego, być może o umarlaków.
- To zaczniesz – zakończył ten krótki dialog alfons o imieniu Jacek i znowu zwrócił się do Janiny – To co podwiozę panie.
- Nie trzeba ja tu mieszkam – Janina chciała wskazać dom, ale był on za zakrętem, niewidoczny z tego miejsca. Postanowiła nie oponować. Ruszyli powoli w stronę auta. Na miejscu Jacek wziął na ręce Janinę i usadowił ostrożnie na tylnim siedzeniu swego kabrioletu, następnie otworzył tylni bagażnik i ulokował tam wózek. Ilość wyszeptanych „kurew”, które rzucił przy okazji tej zdawać by się mogło prostej czynności, sprawiło, że urok i czar, który wywarł poprzednio ten gentelman na Janinie prysł. W międzyczasie do auta zapakowała się również Rita, w końcu także Jacek i wreszcie odjechali.

Przed domem okazało się, że podczas transportu jedno kółko u wózka nieco się uszkodziło. Janina nie mogła jechać sama. Alfons nie komentował awarii, za to kazał Ricie pomóc „pani” w dostaniu się do domu. Sam odjechał spod bramy i zaparkował zapewne gdzieś w pobliżu. Rita pchała wózek, nieco go unosząc, żeby nie wyłamać zepsutego koła, a zawiłość i niezręczność sytuacji sprawiała, że Janina miała coraz mniejszą ochotę na sex. Najgorsze miało dopiero nadejść. Drzwi do domu były otwarte, co zaniepokoiło Janinę. Wyjeżdżając była nieco wstawiona, ale nie na tyle, żeby zostawić je otwarte na oścież.
- Coś nie tak? – zadała niezwykle błyskotliwe pytanie prostytutka.
- Nie, raczej nie – skłamała Janina, bojąc się, że Rita skorzysta z okazji, żeby dać nogę.
- Kto jest jeszcze w domu? Posłuchaj tego nie było w planie. Rozumiem, no powiedzmy rozumiem zabawę z tobą, ale nie chcę się wpakować przypadkiem w jakieś kłopoty...
- Czy ten dom wygląda jak jakaś melina albo przyczółek dla szajbusów? – Rita zaprzeczyła głową, gdyż dom wyglądał na zadbany – Jesteśmy tu tylko ja i ty. A od ciebie chcę tylko jednego. Pieprzyć się, zanim umrę, a mam na to coraz mniej czasu. Więc jeśli łaska pomóż mi z tym cholernym wózkiem i bierzmy się do rzeczy.
W tej chwili z głębi domu ku drzwiom zbliżało się dwoje ludzi w średnim wieku. Nie mogli oni nie słyszeć rozmowy dziewczyn, a ich nieudolne, choć szczere zakłopotanie jakby to potwierdzało.
- Jesteś Janinko... Tak się przeraziliśmy, gdy przechodziliśmy obok waszego domu i zobaczyliśmy otwarte drzwi... Aż musieliśmy zajrzeć – wyrecytowała kobieta - A w domu nikogo nie ma. Ja to od razu myślę o najgorszym, na szczęście Władek...
- Ciociu wszystko jest w porządku. Wyjechałam do sklepu po aspirynę, ale zepsuło mi się kółko i ta pani pomogła mi w powrotnej drodze. A drzwi dawno nam się popsuły, czasem się same otwierają. Wszystko pod kontrolą.
- Na pewno, dziecko?
- Najlepszą, ciociu...
- W takim razie, Janka, skoro mogę cię zostawić w dobrych rękach, myślę że sobie pójdę – Rita tą nagłą deklaracją zadziwiła wszystkich. Wujostwo przekonane, że nie dość, że to prostytutka, to jeszcze bandziorka, próbująca okraść bratanicę, jak również Janinę, która była tak blisko dopięcia swego celu, jak nigdy dotąd.
- Jeszcze nie – otrząsnęła się jednak szybko – Nie mogę obarczać was takimi obowiązkami w środku nocy – zwróciła się do wujostwa, a następnie zgrabnie przeniosła rozmowę na Ritę - Poza tym, wspominałaś, że jesteś wykwalifikowaną pielęgniarką. Pewna jestem, że zrobisz to lepiej.
- Ona jest pielęgniarką?– zainteresował się milczący dotąd wuj Władek.
- Tak, uniform pielęgniarski nie jest mi obcy – zgodziła się Rita.
- Widzicie sami. Jestem w dobrych rękach. Dziękuję wam, jesteście kochani, ale wybaczcie, zażyję jeszcze aspirynę i od razu się położę...
- Oczywiście. Jasne – ciocia przytaknęła niemrawo i pociągnęła za sobą wpatrzonego w dziwkę wuja Władka.
Zanim dziewczyny wtoczyły się wraz wózkiem do domu doszedł ich strzęp rozmowy.
- A myśmy na tą smarkulę tyle pieniędzy wpłacali.
- Czy ta kobieta to była kurew?
- Władek, bój ty się...
Rita dopiero pierwszy raz odkąd poznała Janinę spojrzała na nią uważniej, a Janina zauważyła to spojrzenie, nieco błędnie je interpretując. Prawdopodobnie miała tak zwane zboczenie zawodowe na punkcie współczucia.
- Nie przejmuj się. Na tym świecie została mi już tylko utrata dziewictwa – uśmiechnęła się obojętnie – I nie współczuj mi. Za to ci nie zapłacę.
- Dlaczego miałabym ci, cholera, współczuć – odszczeknęła prostytutka.

Matka Janiny, gdy nazajutrz w południe wróciła do domu i przywitała się z córką nie zauważyła nic niezwykłego.
- Córuś, jest jeden człowiek, ten lekarz, do którego żeśmy pisały, wiesz. Zdecydował się on pokryć całkowity koszt operacji w Stanach. Mają tam jakiś fundusz na eksperymenty. Jestem taka szczęśliwa, taka szczęśliwa...
- Ze szczęściem ci do twarzy, mamo – odpowiedziała Janina. Sprawiła to odrobina empatii.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
lens · dnia 01.09.2010 08:27 · Czytań: 808 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 2
Komentarze
Natasza_Dz dnia 07.09.2010 11:55 Ocena: Świetne!
Wow.

Wow... To jest bardzo dobre. Zaskoczona jestem rozwojem wydarzeń. Tylko czy to picie jest wiarygodne? Nie znam się, ale wydaje mi się, że skoro rodzina tak się o Janinę troszczyła to pozwoliliby jej na upijanie się?
Demon dnia 08.09.2010 00:42
Czytało mi się Inter City, może dlatego, że jest takie dobre i chciałam pochłonąć tekst jednym haustem? :) A tak na poważnie podobało mi się. Intrygujące momenty codzienności i niecodzienności. A i końcówka zabawna. Już sobie wyobrażam te miny wujostwa hehe:) Dla mnie rewela - po prostu :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty