Dział Ekonomiczny mieści się na pierwszym piętrze biurowca. Ze schodów w korytarz i pierwsze drzwi po lewej stronie. Okupują dwa pomieszczenia. W pierwszym, przechodnim, pracują czterej mężczyźni: trzyosobowa ekipa specjalistów od normowania oraz kierownik działu. Ciężkie drewniane biurka, zawalone papierami, spod których jak rafy z morskiej piany sterczą czarne korpusy telefonów, szafy z niedomykającymi się drzwiami, upstrzona wiszącymi kalendarzami i wspominająca z nostalgią swą niegdysiejszą jasnoseledynową świetność ściana, ciemnobeżowe wydeptane na wylot linoleum – wystrój typowy dla biura w kraju czarno-białej telewizji.
Z wewnętrznego pomieszczenia, ukrytego przed wzrokiem kogoś, kto chciałby tam zajrzeć z korytarza, wychodzi młoda dziewczyna trzymająca plastikową tacę z trzema upaćkanymi fusami szklankami. To znak, że jest dziewiąta trzydzieści, pora śniadania. Mężczyznom na ten widok przybywa energii, prostują się na krzesłach, promienieją życzliwymi dla świata uśmiechami.
- Jemy, panowie, jemy - nuci dziarsko zacierając ręce szpakowaty, opalony czterdziestopięciolatek. To Marian, były sportowiec, biurowy casanova i dyżurny dostarczyciel plotek. Dziewczyna wychodzi na korytarz, by dołączyć do procesji pań zmierzających z tackami do miejsc wyposażonych w bieżącą wodę. Bo jest dziewiąta trzydzieści i o tej godzinie fabryka je śniadanie. Śniadać będzie cała fabryki silników elektrycznych załoga, fizyczni i umysłowi jednoczą się solidarnie w rytualnym zaspokajaniu głodu. Bo razu pewnego, na okresowej naradzie aktywu partyjnego robotnicy poskarżyli się, że w biurach nic załatwić nie można, bo kiedy się nie przyjdzie, to tam tylko kawki i herbatki spijają, obżerają się i ludzi obgadują, a interesantowi przyjść na drugi dzień każą. Nie mógł takiej niesprawiedliwości społecznej dłużej znosić towarzysz dyrektor naczelny, gniewem na rozpasanie umysłowych się uniósł i swą gromowładną ręką zarządzenie podpisał, że odtąd wszystkim tylko raz dziennie jeść wolno i o jednakowej godzinie. A kto by o innej godzinie niż zarządzeniem wyznaczona pokarmy jakoweś spożywał, ten według regulaminu ukarany będzie.
Kaziu, niewysoki pulchny brunet, zbiera kubki z biurek kolegów - dziś jego kolej na robienie herbaty. Michał, dobiegający pięćdziesiątki właściciel krótko przyciętego wąsa i zaawansowanej łysiny, odrywa się od swojego ustawionego w rogu pomieszczenia biurka. Przechodząc z metalowym garnuszkiem w ręku obok biurka kierownika, rzuca w jego stronę, mrugając porozumiewawczo:
- Łap się za śniadanie, kierownik. Robota nie zając, nie ucieknie.
Długowłosy trzydziestolatek odkłada słuchawkę na widełki.
- Nie jem - oznajmia. - W tym tygodniu się odchudzam.
Deklaracja wywołuje śmiech, jeśli bowiem w tym gronie kogoś należałoby wytypować do dożywiania, to w pierwszym rzędzie właśnie jego. Ale żarty żartami, a śniadanie rzecz poważna. Kierownik sięga do skórzanej teczki i kładzie na biurku zawiniątko opakowane w papier, nie bez kozery noszący nazwę śniadaniowego. Pakunek, bliźniaczo podobny do setek tysięcy, które tego dnia zostaną na setkach tysięcy biurek rozpakowane. Równo pokrojone kobiecą ręką sznytki, ułożone i przecięte na pół, żeby się wygodniej jadło. Drugie śniadanie do pracy - atrybut żonatego mężczyzny.
Śniadania z teczki nie wyciągnie jedynie Michał. Tkwi w kawalerskim stanie i upiera się, że mu z tym dobrze. Garnuszek napełniony wodą stawia na maszynce elektrycznej. Era wszechbiurowych dzbanków elektrycznych już się rozpoczęła i maszynkę elektryczną "Wromet" czeka zasłużona emerytura. Behapowiec zakazał jej używać i inspektor pe-poż też zakazał, więc chowają ją do szafy, jak przegląd jest, a potem znów wystawiają na swoje miejsce. Bo weź podgrzej "gołąbki w sosie pomidorowym" w takim nowoczesnym dzbanku elektrycznym. Albo jajko ugotuj.
Michał ostrożnie wkłada dwa surowe jajka do garnuszka.
- Chcecie coś ze sklepu? - pyta. Pytanie jest w zasadzie retoryczne. Nie po to żonaci zapakowane śniadania dostają, żeby pieniędzmi po zakładowych bufetach czy sklepikach szastali. Michał patrzy z góry na siedzących potulnie za swoimi stosikami sznytek kolegów.
- No to ja sobie pójdę po świeże bułeczki - drażni ich na odchodnym.
Ma to wyliczone. Wyjście do sklepiku w budynku socjalnym zajmie akurat tyle czasu, ile trzeba na ugotowanie jajek. Mają być na twardo, takie lubi, więc nawet, jak zmarudzi trochę dłużej to jajkom nie zaszkodzi.
Chwilę po jego wyjściu Marian podchodzi do maszynki. Wyciąga palcami jajko i kładzie je obok na tacy.
- Kaziu, patrz przez okno.
Po kilku minutach Kaziu daje znak i jajko ląduje w kąpieli tuż przed powrotem Michała, który ściąga garnuszek z maszynki i łyżeczką wyciąga jajka z wrzątku. Para bułek i solniczka czekają posłusznie na biurku, aż jajeczka nieco przestygną, tak by Michał mógł je wziąć do ręki bez ryzyka oparzenia. Śniadaniowa konwersacja toczy się swoim leniwym rytmem, ale trzy pary oczu czujnie śledzą każdy ruch rąk amatora jajek na twardo. Michał chwyta prawą ręką jajko, podnosi je ponad blat biurka i wtedy dociera do niego jakaś odczuwalna fizycznie fala nagłego zainteresowania. Coś wisi w powietrzu, oprócz jajka trzymanego w palcach, które najwyraźniej przyciąga uwagę. Michał wstrzymuje ruch ręki, przygląda się bacznie kolegom:
- No co? Co tak patrzycie?
- My?
- No a kto?
- Taki przystojny jesteś, że oczu nie możemy oderwać - kpi Marian i wszystko wraca do normy. Ręka Michała energicznie opada na blat biurka. Znajomy odgłos uderzenia i pękającej skorupki powoduje, że Michał całkowicie koncentruje się na wymagającej wprawy i precyzji operacji obrania jajka. Napięcie opada, do następnej kulminacji, która ma nastąpić niebawem. Apetyt Michała sprawia, że na niebawem nie trzeba długo czekać. Pokrzepiony pierwszym jajkiem, wzmocniony na ciele i duchu, z fantazją przybija jajko do blatu. Mlaśnięcie rozlewającego się jajka zagłuszone zostaje niekontrolowanym dźwiękiem, wydanym przez struny głosowe mężczyzny. Korpus odchylony na krześle, usta otwarte, oczy wpatrzone w rękę, z której malowniczymi soplami spływają na blat resztki niedoszłego śniadania. Trzy pary oczu chłoną każdy szczegół tej sceny. Warto było czekać.
- O kurwa! Co to za jajko? -wyrzuca z siebie Michał. - Widzieliście to?
Trzy głowy kiwają skwapliwie, że tak, że widziały. Mięśnie trzech twarzy usilnie pracują nad nadaniem im poważnego wyglądu, by jeszcze nie wybuchnąć śmiechem, by jak najdłużej rozkoszować się tą historyczną chwilą.
- No patrzcie, kurwa. Co to za jajko? Co to za jajko?
Trzy damskie, autentycznie zdziwione twarze wychylają się przez drzwi z drugiego pomieszczenia.
- Co ci się stało, Michałku?
Michał siedzi w tej samej pozycji, nieruchomy jak pozujący model, sopelki białka i żółtka jeszcze zwisają z jego uniesionej dłoni.
- Nie wiem - mamrocze w zamyśleniu, bo są przecież rzeczy na niebie i ziemi, o których się filozofom nie śniło.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Krzysztof Suchomski · dnia 02.09.2010 09:31 · Czytań: 876 · Średnia ocena: 3,33 · Komentarzy: 13
Inne artykuły tego autora: