Czas właściwy - herbatka
Proza » Długie Opowiadania » Czas właściwy
A A A
Stefan siedział na starym zydlu, ustawionym na środku klepiska zabytkowej stodoły, którą w swoim czasie odziedziczył po ojcu i oglądał grubą konopną linę z artystycznym supłem. Półwieczny kurz uwalniany porcjami, ostro pchał się do nosa, osiadał na rzęsach. Za niedługo dał o sobie znać wściekłym świądem. „To pętla wisielca” – pomyślał Stefan i dreszcz przebiegł mu po plecach. Jeszcze w myślach zdążył zadać sobie pytanie o właściciela tego dziwnego przedmiotu, gdy jego córka stanęła w uchylonych wrotach.
- Mamooo!!! Chodź tu szybko!

Przyszła jego żona i w tej samej chwili pożałował, że planując tego dnia porządki w obejściu, nie nakręcił budzika na co najmniej piątą rano.
- Co ty chciałeś zrobić!?

To był jeden z tych dziwnych momentów, gdy się nie ma chęci odpowiadać na proste pytania. Każde tłumaczenie byłoby zbyt zawiłe a tym samym mało prawdopodobne. Niech myślą co uważają. Niech uważają co myślą i mówią. Niech wydarzenia biegną swoim torem. Czasem nie trzeba przeszkadzać. Wstał, bez słowa zwinął linę w małą wiązkę i rzucił do starej skrzyni. Z powrotem w czarny kurz, rujnując do reszty wieloletnie dzieło całego zastępu pracowitych pająków. Wyszedł na zewnątrz i skierował się w stronę domu. W swoim pokoju zamknął drzwi. Tylko na klamkę. Nikt nie wejdzie. Wszyscy wiedzą, ze potrzebuje samotności. Każdy się z tym zgadza i rozumie. Mają pewność, że to powodu Marianny. Tymczasem on właśnie przestał się obwiniać.

Dwa miesiące wcześniej wyjechał swoim starym volkswagenem. W sumie nie ważne, co w tamtym dniu miał w planach załatwiać. I tak wyszły z tego nici. Marianna szła drogą w stronę przystanku. Podobno miała jechać do lekarza po jakieś brakujące leki. Ciekawe, że tego dnia żadne z dzieci nie mogło jej podwieźć. A może tak miało być? Tak mówią niektórzy. Ale ludziska zawsze mówią. Na każdy temat. On też nie chciał źle. Wręcz przeciwnie, zwolnił, już zatrzymywał samochód, chciał ją podrzucić, gdziekolwiek by chciała. Miała już grubo po siedemdziesiątce, była trochę głucha i chorowała na stawy. Odkąd słyszał, leczyła się też na serce. Szybkość samochodu właśnie miała się wyzerować, gdy Marianna obejrzała się za siebie. Ale nie zrobiła tego wykręcając szyję, ani też nie skręciła tułowia. Ona odwróciła się cała, nagle stawiając prawą nogę na asfalcie. Brzeg błotnika lekko musnął o jej biodro. Samochód stanął a Marianna obróciła się dookoła własnej osi i klapnęła tam, gdzie czarna nawierzchnia drogi graniczy z przydrożnym piachem. Usiadła i już nie wstała. A gdy oczekiwanie na karetkę trochę się przedłużało, położyła się wzdłuż drogi.

Złamanie szyjki kości udowej, w tym wieku, prawie zawsze oznacza łóżko. Nawe samej Marianny nie było mu żal tak, jak jej synowej. Do niedawna zajmowała się leżącym teściem, zanim umarł po kilkunastu latach leżenia w łóżku. Wszystko spadło na biedną Emilkę, która miała jeden utrudniający życie feler – nie umiała mówić „Nie”. Jej mąż miał jeszcze jednego brata i dwie siostry, ale nikt z nich nie chciał opiekować się chorym ojcem. Marianna także nie miała cierpliwości do swojego chłopa. Starszy pan marudził, wydziwiał, wysyłał sprzeczne komunikaty, więc wszyscy uznali, że popsuło mu się w głowie i nawet nie warto do niego wchodzić. Leżał sam w pokoju i widywał tylko synową.

Tak, Emilce zupełnie się nie wiodło. Bo ledwo zdążyła odpocząć od nadmiaru obowiązków, a już szykowały się następne. Swoją drogą niesamowite było to, że wypadek jej teściowej nastąpił prawie w tym samym miejscu, gdzie zimą ich sąsiad, opuszczając swoją posesję, z całym impetem wjechał rowerem pod autobus. Wyglądało jakby na chwilę zapomniał, że to już nie te czasy gdy w ciągu całego dnia, najwyżej trzy samochody przejeżdżały przez wieś. Stefan właśnie wracał z większych zakupów i już z daleka zobaczył zbiegowisko. Gdy nadjechał całkiem blisko, w oczy od razu rzucił mu się niepokojąco wyglądający kształt przy rowie, cały przykryty czarną folią. Wiatr zwiał kawałek plastiku. Stefan zatrzymał auto i nie potrafił go z powrotem uruchomić. Otworzył drzwi. Policjant mówił do niego, żeby nie tarasował przejazdu, ale on nic nie słyszał. Jan był dla niego kimś ważnym. Można powiedzieć, że się kolegowali. A może trzeba to było nazwać przyjaźnią? Był znacznie starszy, ale dało się gadać z nim o wszystkim. O zasiewach i zbiorach, o głupich babach i jeszcze głupszych chłopach, o ostatnich wieściach ze świata, wysłuchanych w wieczornych wiadomościach i o nieodżałowanych, w sumie nie tak dawnych czasach, gdy wszystko wyglądało inaczej. No i te pól tajne spotkania z piwkiem za stodołami.

Tak, jak wtedy gdy spotkali Emilkę płaczącą na miedzy. Jan miał dobre, współczujące serce.
- Co się stało, dziecinko? – zapytał.

Emilka podniosła na nich swoje wielkie, niebieskie i wilgotne oczy.
- Teściowa sponiewierała mnie psychicznie.
- No tak… Po Mariannie to można się wszystkiego spodziewać. – Jan nie wyglądał na zaskoczonego. – A o co jej chodziło?
- Powiedziała, że nie powinnam być z nimi i że nie wie dlaczego Adam się ożenił ze mną…
- Ale kawał małpiszona… - Oburzył się Jan. – Szkoda, że nie zapytałaś dlaczego jej chłop swego czasu w końcu ją poślubił.
- A mogłam tak? – Emilka podniosła zdziwiona oczy. Potem wstała, jakby zawstydzona, że dwóch facetów nad nią stoi nad nią, siedzącą w trawie.
- Mogłaś, mogłaś… - zapewnił. – Dwa słowa i gęba od razu by się zamknęła.
- Janie, powiedz no coś więcej. – Stefana nagle zaczęła zżerać ciekawość.
- No popatrz, a mówią, że to baby lubią baje. – Jan podgrzewał atmosferę. – No dobra, opowiem ci coś ale chodźmy za te krzewy, bo jeszcze ktoś zobaczy, że spiskujemy.
- Janie, ciągniesz Emilkę w krzaki? – Stefan po piwie bywał rozluźniony. – Dopiero będzie, jak ktoś tam ją zobaczy z dwoma chłopami…
- Dajże spokój, tak daleko to ich wyobraźnia nie sięga. – uspokoił go. – Przejdźmy się w tamtą stronę.

Cała trójka poszła drogą wzdłuż pola.
- Bo musisz wiedzieć dziecko, że twoja teściowa wiele w życiu przeszła. Wiadomo, bida po wojnie, nikt nie miał lekko, więc jak wzięła posadę panny służącej u wójta to od razu odżyła. Roboty było od cholery, bo pan wójt to był człowiek towarzyski, razem z panem nadleśniczym prowadzili bardzo barwny żywot. Bywali u niego znamienici goście z całego powiatu. Z pomocą nadleśniczego urządzał polowania, popijawy i różne inne rozrywki o których baby po kościele opowiadały z wypiekami na gębach. A jego małżonka nie dawała rady ogarnąć tego wszystkiego. Chorowita była trochę, to wyjeżdżała często do sanatorium. Podobno mało kiedy siedziała w domu. Ale to chyba nieważne… Albo raczej istotne.
W każdym razie pewnego razu poszła wieść, że Marianna wychodzi za mąż. Wszyscy się zdziwili, bo do Marianny nikt nie zalatywał… A jeszcze bardziej byli zdziwieni, gdy dowiedzieli się, ze jej wybranek to głupkowaty Antek, oborowy od nadleśniczego.

U Marianny widać już było trochę brzucha, ale co tam, ludziska jak zwykle pogadali i przestali. Przecież nie ona pierwsza i nie ostatnia. No i przyszedł dzień wesela. Wszystko było już gotowe, goście się zeszli, tylko pan młody gdzieś zniknął. Wszyscy czekali i nic. Marianna się rozchorowała, z nerwów nie mogła się ruszyć i padła na łóżko. Goście się rozeszli. Nie wiem co potem się działo, kto z kim gadał i jakich użył racji, ale za jakiś czas Antek w końcu ożenił się z Marianną gdzieś w świecie, chyba w Częstochowie.
- W Częstochowie? – zapytała Emilka. – Dlaczego tam?
- Nie wiem, tak słyszałem od ojca, podobno tak było można. No więc pobrali się i za miesiąc urodził im się Edek. Znaczy nie od razu był Edkiem, bo jakoś Antkowi nie spieszyło się aby ochrzcić syna. Dawniej ludzie chrzcili dzieci od razu, w ciągu pierwszych dni. Nie to co teraz: a niech podrośnie, niech siądzie to wygodniej będzie trzymać, niech stanie na nogi to ładnie się go ubierze w garniturek, i takie tam wymysły. Wtedy każdy się bał, że dziecko może nagle umrzeć bez sakramentu… A tu Antek pierwszy tydzień nic, drugi tydzień też nic i tak dalej. Zupełnie go to dziecko nie obchodziło. W końcu sama Marianna z matką zaniosły go do proboszcza. Podobno wójt był ojcem chrzestnym, nawet Edek odziedziczył po nim imię.
- Nie znałam tej rodzinnej historii. – odezwała się Emilka.
- Myślę, że nikt nie chciał się chwalić. Chociaż Marianna przyznała się kiedyś, że wójt dał im materiał na chałupę. Podobno często tutaj bywał. Podrzucał jakieś wałówki. Nawet jak urodził się Adam, to też go ktoś widział. Ona już u niego nie pracowała, zajęta była dziećmi. Ale jak pewnego dnia podczas gościny u sąsiada, nagle umarł, to leciała przez dwie wsie, żeby go zobaczyć. Wpadła do tamtego domu z lamentem. No bo dlaczego taki człowiek leży na podłodze? A co, proszę ja was, mieli umarłego człowieka położyć komuś w pościel? Ja, jeżeli pod twoim domem Stefan, zszedł bym nagle na cokolwiek, to nie miałbym do ciebie żalu o to, że mnie nie położyłeś do swojego łóżka.

Czy to była owa zła godzina? „Od nagłej i niespodziewanej śmierci, wybaw nas Panie”.

Na drugi dzień od wypadku, ze szpitala przyszła zła wiadomość. Z oddziału ortopedycznego Marianna nagle została przeniesiona na kardiologię, gdzie za kilka godzin zmarła.

Stefan od razu poczuł się źle. Logicznie rozumując, w całej sprawie najmniej było jego winy, jednak nie wiedzieć dlaczego, spodziewał się wybuchu złych emocji u ludzi. Mogła to być jej rodzina, sąsiedzi lub ktokolwiek inny. Był prawie pewien, że Adam w najlepszym razie zgrzytnie zębami a najgorszym bluźnie coś niekontrolowanego. Najgorzej by było, gdyby z premedytacją wyrzucił z siebie kwestię jak najbardziej zaplanowaną i przez to bolesną. Przecież był człowiekiem raptownym i do tego niezbyt wrażliwym na ewentualne skutki, jakie mogą przynieść przykre słowa. Tak, jak wtedy gdy nazwał jednego z tutejszych tym szczególnym słowem, które obraża jednocześnie obdarowanego i jego matkę.
- Potomstwa kurwy, to ty sobie poszukaj w rodzinie. – odciął się nieszczęśnik – najlepiej zbadaj, czy wszyscy są po jednym ojcu!

Musiał być pewny siebie, ale Adam też mu w tym nie ustępował.
- A zbadam, zbadam a potem podam cię do sądu. Zapłacisz mi za to i za wszystkie rachunki. Zniszczę cię!

Zabrzmiało groźnie. W społeczności trochę zawrzało. Początkowo gadano, że Adam zbiera faktury ale za jakiś czas wszystko ucichło.
Wyglądało na to, że uważał się za kogoś, komu nie wiadomo z jakiego powodu wolno więcej. Stefan czekał.

Nic się jednak nie działo. Nawet pogrzeb przebiegł spokojnie i tylko te współczujące spojrzenia, którymi również on został wyróżniony, trochę wytrąciły go z równowagi.

Potem nastąpiły dni, podczas których coraz mniej odzywał się do żony, córki i zięcia, rzadziej wychodził z domu i z każdym dniem mniej dbał o jakiekolwiek plany. Widoki za oknem wydawały mu się nudne a ludzie nieciekawi. Jak nigdy dotąd, widok upadłego gospodarstwa sprawiał mu niemal fizyczny ból. Gdy Jan hodował swoje koniki, często oddawał mu siano. A teraz nie było Jana i nie było już jego koni. Żaden nie stukał kopytem w ścianę stajni. Stefan już nie słyszał jej skrzypiącej bramy, gdy o świcie sąsiad przychodził do swoich zwierząt. Wtedy w żartach naśmiewał się z Jana, że ten chodzi spać z kurami i dlatego nie może dospać do siódmej.

Teraz i on źle sypiał.

Żeby czymś się zająć, a tym samym zmęczyć, wymyślił remont małego, pustego pokoju po wschodniej stronie. Uprzątnął graciarnię, z pomocą zięcia wymalował ściany i nawet kupił nowe okno. Na koniec wstawił tam stare biurko i za resztę zaoszczędzonych pieniędzy kupił sobie całkiem wygodny tapczanik. Jak tam było spokojnie! Bez telewizora, bez radia i bez kwękającej małżonki. Wreszcie można było wsłuchać się w swe własne myśli.

O niczym specjalnym nie rozmyślał, wspominał tylko dawne czasy, przeglądając fotografie zapakowane w przypadkowe koperty. Na niektórych napisane było jego nazwisko z adresem. Na górze często widniała wyblakła pieczątka jakiegoś organu nadawczego. Czasem trafił się strzęp pocztowego znaczka. Pomyślał, że musi to wszystko uporządkować. Na prawie zabytkowym biurku pojawiły się sterty fotografii poukładanych w mairę chronologicznie. Czas przeszły podzielony na dekady.

Na jednym ze zdjęć, przedstawiającym procesję Bożego Ciała, Stefan zobaczył siebie. Obok szła Emilka. Za nic nie mógł przypomnieć sobie takiej sytuacji. W szufladzie było okrągłe szkło powiększające. Faktycznie, nawet nigdy nie miał takiego ubrania. Ktoś się pomylił. Na fotografii był Adam ze swoją żoną. To było wtedy, gdy zgodnie z ówczesnymi trendami zapuścił wąsy i kilkudniową brodę. Ale chyba źle się z tym czuł, bo Stefan ledwo go takim pamiętał. Ktoś się pomylił… No ale przecież on też!

Na drugi dzień postanowił zwrócić fotografię Emilce. Przypilnował kiedy wracała ze sklepu i zwyczajowo zagadnął o samopoczucie.
- U mnie wszystko w porządku. – zapewniła z uśmiechem, ale zaraz go stłumiła, jakby doszła do wniosku, że na jej świetny nastrój jeszcze zbyt wcześnie.
- A co u Adama? Wygląda jakby śmierć matki bardzo go przybiła.
- Nie, nie tylko – Emilka przystanęła przy płocie – on już wcześniej miał przejścia. Z tamtą awanturą.
- Chodzi o to, że ciągał Władka po sądach? – Stefan już dawno miał zamiar o to zapytać.
- Nie, nie było żadnego sądu. On chciał najpierw zrobić badania genetyczne. Cholera, kosztowało to tyle, że nowe meble mogły by być w całym domu. Ale nic się nie odzywałam, w końcu to ich sprawa.
- Naprawdę to zrobił?
- Tak. Przecież teść jeszcze żył. Pobrali, no ten, materiał genetyczny. No i okazało się, że to prawda.
- To, co Jan dał kiedyś do zrozumienia…
- No właśnie to. Ale żeby to jeszcze było wszystko. Bo okazało się, że Adam też nie jest synem Antoniego.
- Ja pierdzielę… - Powiedział Stefan. – Ale historia.
- To nie koniec – przerwała Emilka. – Najprawdopodobniej mieli różnych ojców.


Ten dzień był taki sam jak poprzednie. Wieczór także. Przed zachodem słońca stanął przed domem. Patrzył na to wszystko, co tak dobrze znał. Przez chwilę poczuł bezgraniczny smutek, dziwnie pomieszany z jakimś namacalnym niemal znużeniem. Poszedł prosto do łóżka. Nie czekał długo na sen.

W nocy śniło mu się, że na przeciwległej do okna ścianie wyświetla się film. Obrazy które już kiedyś widział. A wielki metalowy pająk siedział mu na klatce piersiowej i zaciskał na nim zimne odnóża. Obudził się. Film znikł a świt rozjaśniał już ścianę. Ból ogarnął go całego. Uniemożliwiał jakikolwiek ruch. Usłyszał skrzypiące wrota stajni i radosne rżenie konia.

Przed drewnianą chałupą matka trzymała go za uniesione ręce. Ojciec przywoływał go do siebie.
- No, chodź do mnie. Przecież już potrafisz.
Ze wszystkich stron zaświeciło sto jaskrawobiałych słońc.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
herbatka · dnia 07.09.2010 08:50 · Czytań: 1773 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 4
Komentarze
Usunięty dnia 07.09.2010 20:45
Trochę panuje to chaos... Głównie przez te wszystkie dygresje. Wpadają na siebie i nie wiadomo, kiedy jedna się kończy, a druga zaczyna.

Chociaż w sumie to tekst bez fajerwerek, to czytało mi się świetnie i mocno mnie wciągnęło. A ostatnie dwa akapity... majstersztyk. Jestem pod wrażeniem :)
herbatka dnia 07.09.2010 22:44
Właściwie to w zamierzeniu moim było przedstawienie historii, która dzieje się w krótkim czasie, a że dygresje powpadały na siebie... Pomyślę czy można by je jakoś poodklejać od siebie.
Dobrze, że tekst wciąga, chociaż nie ma trzęsienia ziemi i dalszego wzrastającego napięcia. Chciałabym tak właśnie pisać, żeby wciągało. Dziękuję za komentarz. :)
mariamagdalena dnia 07.09.2010 23:37
i jest pare literówek i przecinków niezawartych, wyłapałam "nawe(t)" i "w m(i)arę", szukając zaledwie powierzchownie - tyle formalności
czyta się dobrze, język dopasowany do treści, mnie dygresje nie rażą -bo sama je lubię
dobry tekst i "lokalizacja" fabuły nader udana
herbatka dnia 08.09.2010 17:36
Gdy pracuję nad tekstem i siłą rzeczy wiele razy go czytam, to nie jestem w stanie zobaczyć literówek. Chyba czytam już częściowo z pamięci.
Dziękuję za komentarz.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:40
Najnowszy:pica-pioa