Mnie się podoba. Nawet bardzo. Mądry wiersz. Z wrażliwością i bystrością, o których potrafi mówić. Czy, może w tym wypadku trafniej, "z których potrafi mówić".
Niewinny taki. Nie troszczy się o liryczny PR, skubaniec. A nawet może trochę zwodzi, zniechęca - niecierpliwych.
Żadnego epatowania ornamentami.
Brak neonów, syren strażackich. Oraz syren morskich. I innych poetycznych figur, co to niemiłosiernie, a często konwencjonalnie wywalają i wykręcają jęzory na wszystkie strony w nadziei zwabienia czytelnika.
Ani trochę pozorowania myśli, z której po bodaj jednym uważniejszym spojrzeniu robią się farfocle i wióry w próżni.
Ale jeśli tylko da mu się czas, podaruje sens, skondensowany na maxa, a mimo to klarownie zachowujący czytelność. Lubię to.
Na powierzchni wiersz "coś tam sobie plecie" i "mu się kićka", w rzeczywistości dokładnie wie, co mówi i po co. Tak wyczulony na słowo, operuje nim tak sprawnie, celowo, jak mało który wiersz na necie. Aż się zdziwiłam jego żelaznej konsekwencji, wewnętrznej logice.
Można go czytać gdzieś między Miłobędzką:
najprędzej gubię czasowniki, zostają rzeczowniki, rzeczy
już tylko zaimki osobowe (dużo ja, coraz więcej ja)
a imiona? giną, spójniki giną [...]
a Kafką:
W walce pomiędzy tobą a światem sekunduj światu.
Poza tym ofiarowuje mi możliwość zmiany świateł:
stąpając w większe zaburzenie
stąpając w większe zadurzenie
stąpając w większe zanurzenie
Wie (nawet jeśli sam jeszcze nie wie, że wie
, czym są i ile tak naprawdę znaczą drobiazgi. Ukrywa wojnę, buntuje się, mocuje z sobą i światem, ale i zadaje pytania. Niestrudzenie.
Miałam fart, że go nie przeoczyłam.
Pozdrawiam.