Obca cz. 23 [Zielona Wyspa] - lina_91
Proza » Obyczajowe » Obca cz. 23 [Zielona Wyspa]
A A A
Wbrew pozorom, chociaż prawie się do nikogo nie odzywałam, bawiłam się nieźle. Znałam większość ludzi dość dobrze, żeby czuć się tu swobodnie. James z dość niechętną miną przewracał burgery na grilu. Nie bawiło go to.

Zapatrzona w chmury, nawet nie przyglądałam się ludziom. Miałam już nieźle w czubie, kiedy James stanął przede mną z przechyloną głową. Kątem oka dostrzegłam, że przy grilu stoi Damien.

-Hej – jego twarz była tak ciepła, serdeczna, że nie mogłam się powstrzymać i też się uśmiechnęłam.

-Chcesz koktajl?

Zawahałam się. Wiedziałam, że jeśli doda do niego alkoholu, całkiem wysiądę. Pokiwałam głową z niejakim opóźnieniem.

-Chętnie.

Doszłam do wniosku, że w sumie wszystko jedno. I tak mogłam już spokojnie uchodzić za podpitą, jeden drink niczego by nie zmienił. A jeśli nawet odwaliłoby mi do cna - przynajmniej się ubawię.

Dosiadłam się do Jacka i czekałam na Jamesa. Ale zamiast niego, przyszedł do mnie Dan: jak to on, przystojny, dość sympatyczny, ale w sumie totalnie obojętny.

-Zamawiałaś drinka?

Pokiwałam głową, zaplatając palce wokół lodowatej szklanki. Koktajl wyglądał bajecznie. Ciemnopomarańczowy, z odrobinkami truskawki i ogórka. W dodatku pływały tam listki mięty, a ja na jej punkcie miałam zwyczajnego fioła.

Czyjś wrzask sprawił, że drgnęłam i o mały włos nie wylałam drinka. Rozpoczął się właśnie pierwszy mecz Anglii w Mistrzostwach Świata w Piłkę Nożną, faza grupowa, i niemal wszyscy pobiegli do salonu, oglądać.

Lubiłam nogę, ale do domu weszłam raczej niechętnie. Wypiłam za dużo i teraz potrzebowałam raczej świeżego powietrza. James usunął się, robiąc mi miejsce obok siebie na kanapie, ale byłam zbyt pijana, żeby skorzystać z zaproszenia. Zwyczajnie już sobie nie ufałam.

Podkuliłam kolana pod brodę i usiadłam na podłodze pod oszklonymi drzwiami. Chłopcy dopiero się rozgrzewali. Dan rozdawał browary. James nachylił się do mnie z konspiracyjnym uśmiechem. Wiedziałam, że jestem pijana, ale ciekawa byłam, czy jest to dość widoczne, by się zorientował.

-Chcesz coś?

Doszłam do wniosku, że chyba jednak nie. James był raczej służbistą i choć na prywatnym przyjęciu nie patrzyłby mi na palce, nie zaproponowałby mi kolejnych procentów, gdyby wiedział, jak bardzo byłam już narąbana.

-Piwo. Wszystko jedno jakie.

Roześmiał się, ale skinął na Dana. Otwierając swoje szóste już piwo, z trudem powstrzymywałam śmiech.

Patrzyłam na zieloną murawę i zaczęło mi się troić w oczach. Po kwadransie się poddałam - czułam, że lada chwila odpłynę. Jedynym wybawieniem dla mnie był ruch i świeże powietrze. Wróciłam do ogródka.

Jack się żegnał, a burgery na grilu przewracała Amanda z takim zaangażowaniem, jakby jej za to płacili.

Damien zrobił zamach w moim kierunku. Zablokowałam cios i chciałam zasadzić mu kopniaka w nerki. To był błąd. Odepchnął mnie z taką siłą, że nie złapałam równowagi i wleciałam na ścianę, przy okazji przewracając stojak z iPodem Jamesa. Zaklęłam pod nosem i czym prędzej wycofałam się na trawę. Tam nikomu nie mogłam zrobić krzywdy.


Dwa miesiące później.

Wróciłam do treningów, zbyt szybko i zbyt intensywnie - często schodząc z desek nie mogłam złapać oddechu z kłującego bólu. A jednak nie potrafiłam się powstrzymać - od owego grila u Jamesa dręczył mnie dziwny niepokój. Byłam tak niespokojna, że rzucałam się głową naprzód we wszystko, czym mogłam się zająć - zaczęłam nawet gotować.

Egzaminy maturalne napisałam prawie od niechcenia. Myślami byłam już na egzaminie na niebieski pas, który miałam zdawać pod koniec lipca.

Źle się czułam i od pierwszego momentu totalnie mi nie szło. Byłam za wolna, popełniałam najprostsze błędy, jak pierwszy lepszy początkujący. Załamana, unikając wzroku instruktorów, zeszłam z desek. Do ogłoszenia wyników mieliśmy jakąś godzinę. Próbowałam czytać, ale byłam tak wściekła sama na siebie, że nic nie rozumiałam. Nie pierwszy raz ćwiczyłam w nie najlepszej formie, nie raz trenowałam już na bólu, z gorączką.

Ale jeszcze nigdy tak dokumentnie nie zawaliłam sesji. Albo raczej: jeszcze nigdy tak dokumentnie nie zawaliłam sesji, od której tak wiele zależało.

Kiedy Simon w końcu machnięciem ręki zaprosił nas na salę, nie potrafiłam podnieść na nikogo wzroku. Stanęłam w swoim szeregu za Gemmą, wbijając oczy w jasnobrązowe deski. Byłam pewna negatywnego werdyktu. Gemma zdała - to mnie nie specjalnie zdziwiło. Ostatnimi czasy mocno się podciągnęła.

-Lina, zdałaś.

Podniosłam wzrok na Jamesa. Byłam pewna, że sobie najzwyczajniej w świecie ze mnie kpi. Pewnie, ja już miałam to do siebie, że po każdym egzaminie panikowałam, że nie zdam. Ale tym razem było inaczej. Narobiłam mnóstwo błędów. Ale twarz Jamesa była poważna, spokojna, ot, zwyczajna.

Zrobiłam jeden krok poza szereg, czekając prawie wybuchu śmiechu, dowodu, że sobie ze mnie żartował.

Ale nie żartował.

Tydzień później dostałam wyniki matury. Zdałam. Bez rewelacji, na piątkach i czwórce z historii. Tylko z matmą mi nie poszło, ale tego to się spodziewałam. Ważne było jedno: dostałam się na studia.


Dan stał w zaimprowizowanym ringu, otoczony wianuszkiem zawodników. Każdy z nas miał przypisaną cyfrę. Kto został wywołany, szedł na krótką wymianę ciosów. Byłam już zmęczona, ale kiedy James wrzasnął mój numer (cztery), bez zastanowienia wyszłam do przodu. Kopniak po półkolu był w założeniu jednym z najbardziej potężnych. Tym razem postawiłam jednak na szybkość niż siłę. Wiedziałam, że i tak zdąży zablokować, a poza tym przecież nikomu nie chciałam zrobić krzywdy.

Zamachnęłam się i nagle ze zdumieniem stwierdziłam, że podłoga ucieka mi spod nóg. Poślizgnęłam się na dlugich spodniach i grzmotnęłam o deski z takim impetem, że mi zabrakło tchu, a dookoła zapadła głucha cisza, pełna przerażenia.

A potem wybuchł gwar głosów.

-Lina, nic ci nie jest?

-Wszystko w porządku? Lina?

Najpierw Dan i James: Dan poprawnie zaniepokojony, nachylał się już do mnie, ale miałam wrażenie, że James z trudem powstrzymuje śmiech. Musiałam wyglądać zaiste przeciekawie, kiedy tak gruchnęłam jak worek ziemniaków. Zdziwiło mnie raczej to, że nikt inny się nie zaśmiał; ba, w gwarze głosów, które podniosły się zaraz potem, nie usłyszałam nawet nutki wesołości.

-Upadłaś na łokieć? - usłyszałam i poczułam ciepłą rękę Dana na ramieniu. Szybko ją cofnął, ale miłe wrażenie pozostało. Pytanie zignorowałam, próbując podnieść się bez jęku. Już czułam, jak na mojej głowie formuje się paskudny guz, lewą ręką prawie nie mogłam ruszać. Stłukłam sobie biodro i nawet jakimś cudem udało mi się zedrzeć kostkę przy upadku. Cholera.

-Zejdź, Lina, usiądź.

Z zaciśniętymi ustami, przyciskając lewy łokieć do ciała, wolno wstałam, unikając spojrzeń ludzi. Nikt się nie zaśmiał, nawet teraz, ale to nie robiło większej różnicy. Wiedziałam doskonale, że z pewnością odbiją to sobie po treningu. Świadomość, że ja pewnie zrobiłabym to samo, nie pomagała. Nie było w tym złośliwości. Ale ja byłam już uczulona na śmiech.

Starając się nie kuleć, wróciłam do wianuszka. Z trudem wyprostowałam rękę.

-Ja to zawsze umiem zrobić dobre wrażenie - mruknęłam. Mówiłam do siebie, ale po angielsku - James stał na tyle blisko, żeby móc mnie usłyszeć. Nie byłam pewna, czy wyłapał ciche, stłumione słowa, ale kiedy podniosłam wzrok, uśmiechał sie pod nosem.

-Lina, zejdź - powtórzył. Ale drugie polecenie zignorowałam tak samo jak pierwsze.

-Nic mi nie jest.

-Na pewno? - przerabialiśmy to już tyle razy, że się nie upierał. Ale kiedy odwróciłam się do Dana, czujnie na mnie patrzył. Tyle że krótko.

Kiedy James już nas zwolnił i szłam się przebrać, wpadłam na Chrisa.

-Nic ci nie jest?

Potrząsnęłam głową, czując, że na policzkach wybijają mi wypieki, intensywniejsze od tych po wysiłku. Wstyd. Nie popełniłam błędu - poza tym, że już dawno powinnam sobie skrócić spodnie - ale byłam wyczulona na punkcie opinii innych.

-Przynajmniej nikt się nie śmiał - wymamrotałam z nadzieją. Chris uśmiechał się łagodnie, ale jego kpin się akurat nie bałam. Był chyba jedyną osobą, ktorej przynajmniej szczątkowo ufałam. Teraz spoważniał i pokręcił głową.

-Przestraszyliśmy się, że coś sobie połamałaś.

Cóż, to wszystko wyjaśniało. Uśmiechnęłam się. Kiedy się przebierałam, Chris przy mnie stał. Wrzucił swój strój do torby i odwrócił się do mnie.

-Jedziesz ze mną?

Od kilku tygodni, w każdą środę, zabierałam się z Chrisem jego wozem. Wysadzał mnie dwie mile od domu, przy przystanku autobusowym. Nie nadkładał drogi, więc nie miałam wyrzutów sumienia, korzystając z jego zaproszeń.

Bo to zawsze on do mnie podchodził. To on zawsze pytał, czy chcę skorzystać. To on zawsze pierwszy wyciągał rękę.

-Chętnie - mój uśmiech był zapewne zbyt szeroki, zbyt entuzjastyczny. Gdzieś w międzyczasie zdałam sobie sprawę, że moje uczucie do Jamesa wypala się. Nie, nie odkochałam się - to byłoby zbyt proste, zbyt łatwe, zbyt banalne. Miłość nie znika ot, tak, z dnia na dzień. Ale mogłam już patrzeć na niego bez bólu w piersiach, mogłam być szczera, uśmiechając się do Gemmy. Ze zdwojoną energią rzuciłam się w to kruche porozumienie, które utworzyło się pomiędzy mną a Chrisem.

-To jakie plany na przyszły rok? - spytał, kiedy już siedzieliśmy w jego samochodzie.

-Pielęgniarstwo.

-Gdzie?

-Tutaj, w Birmingham. Nigdzie nie wyjeżdżam.

-Aha - skwitował.

-Odwaliło mi na punkcie klubu. Dlatego zostaję - nabrałam chęci do rozmowy.

-Dlaczego ci tak odwaliło? - uśmiechał się pod nosem.

-Tu po raz pierwszy poczułam się akceptowana - zawiesiłam głos. Nagle się przestraszyłam. Osobiste wynurzenia raczej źle działały na Anglików. -Nie wiesz, jakie to uczucie, kiedy nie masz do nikogo się zwrócić - ciągnęłam dalej. -Kiedyś dla mnie to była matma - postanowiłam wprowadzić element humoru do tej zbyt poważnej rozmowy. -Byłam matematyczną gwiazdą. Godzinami ślęczałam nad zadaniami.

Nie kłamałam. Pierwsze trzy lata upłynęły dla mnie pod znakiem matematycznych wzorów. Tam znalazłam siłę, żeby przetrwać. Chris uśmiechnął się.

-Ludzie są lepsi od liczb. Chociaż może nie ci z karate - roześmiał się krótko.

Zawtórowałam mu. Chris rzucił mi spod oka dziwne spojrzenie; spóźniłam się, myśląc o tym, czego mu nie powiedziałam. Czego nie mogłabym powiedzieć, nie umiejąc tego ubrać w słowa.

O wielu dniach w szkole, kiedy często nie odzywałam się więcej niż pięć razy przy sprawdzaniu obecności. O upokarzającym uczuciu, kiedy mieliśmy dobrać się w pary czy grupy, a ja zawsze zostawałam sama, "doklejana" na końcu. O chichotach za plecami. O doczepianych do plecaka karteczkach.

O świadomości, że mają rację.

Bo ja zawsze miałam już być obca: w Polsce nigdy dość Polką. W Anglii - zawsze tą przybyłą, nigdy swoją. Dla nich mogłam być nawet kosmitką. A ja dobrze wiedziałam, że mają rację. Że jestem nie stąd. Że każde słowo, nawet najbardziej raniące, pewnie będzie prawdą.

Że w Polsce imigrantów wcale nie traktują lepiej.


Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
lina_91 · dnia 08.09.2010 09:43 · Czytań: 634 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 3
Komentarze
Elwira dnia 08.09.2010 11:49
Cytat:
kiedy nie masz do nikogo się zwrócić


do kogo się zwrócić

Bardzo dobry fragment. Pełen prawdy, emocji i bólu. Szkoda, że Lina nie ma komu się zwierzyć, że nie może liczyć na wysłuchanie, zrozumienie, bo wtedy byłoby jej łatwiej. Końcówka, niestety, bardzo prawdziwa. W Polsce też wyczuwa się każdą inność i boleśnie ją piętnuje.

Pozdrawiam.
Usunięty dnia 08.09.2010 22:12
Mogłabyś się bardziej...rozwinąć.
ArienneMD dnia 28.10.2010 15:26
A Dan i Damien są fajniejsi... ;D
A tak bardziej poważnie: noo, część ciekawa. Jak większość. Mam nadzieję, że następna również taka będzie.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:75
Najnowszy:wrodinam