Jestem najlepszym, cholernym gliniarzem w tym dupowatym kraju - myślał w drodze do domu Michał Galica - Złapałem dzisiaj największą szuję i bydlę, ale w dupie mam ich nagrody. Zapalił papierosa - To jest moja nagroda - sztachnął się głęboko i dmuchnął dymem przez otwarte okno Peugota. Cieszył się, myślami będąc już w domu przy butelce piwa, sto razy lepszej nagrodzie, niż każde rdzewiejące na klacie żelastwo. To był popieprzony dzień, a on wreszcie przymknął Kaczora. Ba, należy się nie tylko kilka piwek, ale cała manufaktura, ale takich wyróżnień żaden regulamin nie przewiduje.
Wszedł do domu i pierwsze co zrobił to wyciągnął z lodówki zimną butelkę portera.
- Ta, lepsze to niż rozreklamowane siki i to, kurwa, reklamowane po godzinie 22, żeby nie mamić durnej dzieciarni, a niby co w tym złego? Chcą niech piją. Wyrosną na bandytów, będę miał za kim się uganiać - myślał delektując się pierwszym łykiem i dobrym humorem. Pogapił się jeszcze chwilę przez okno w kuchni, a potem podreptał do salonu. Wreszcie usiadł na kanapie i wyciągnął nogi na stolik.
- Prosiłam cię, żebyś tego nie robił - Maria siedząca w fotelu obok nie oderwała oczu od telewizora, ale fakt ten nie uszedł jej uwadze.
- Daj spokój miałem ciężki dzień.
- Przymknąłeś kogoś?
- Ta... Kaczora.
Maria jednak nie śpieszyła się do pochwał i gratulacji, jakby myślała, że Kaczor był tylko pospolitym przestępcą, a nie największym gangsterem i maniakiem od czasów Perszinga.
- Jako policjant nie powinieneś tyle pić.
- Muszę odreagować.
- Przede wszystkim powinieneś świecić przykładem. Jak możesz służyć komukolwiek za wzór, kiedy zawsze jesteś na kacu?
- Co z tego, skoro i tak jestem najlepszy.
- Tak, jesteś boski, szczególnie kiedy się urżniesz.
Galica nie odpowiedział, bo akurat skończyło mu się piwo. Ruszył ociężale w stronę lodówki po następne. W drodze powrotnej skoczył jeszcze się odlać, a następnie znowu usadowił się wygodnie na kanapie.
- Posłuchaj wiem, że jesteś dobrym gliną, że się starasz, że wypruwasz flaki codziennie narażając życie, i jestem z ciebie bardzo dumna. Ludzie zaczepiają mnie na ulicy i mówią o tobie... - Nareszcie zaczęła mówić do rzeczy - pomyślał, a to miłe uczucie błogiego odprężenia zdawało się nadchodzić.
- To wszystko jest naprawdę dla mnie ważne... no, ale strasznie nudne... Postaraj się mnie zrozumieć...
- Nudzi cię bycie żoną porządnego człowieka, tak? - lubił te łechtanie w okolicach skroni, a baby przecież zawsze muszą marudzić, kiedy oderwą się na chwilę od ulubionego serialu...
- Nie, nie o to chodzi... Tylko nie można być gliniarzem dwadzieścia cztery godziny na dobę, na dodatek zakochanym w sobie...
- A co znasz lepszego glinę?
- Proszę tylko o odrobinę zrozumienia. Ludzie potrafią się zabawić. Są inne rzeczy...
- Jak gapienie się w telewizor?
- Niektóre programy rozwijają umysł, ale ja mam na myśli relaks w lepszym wydaniu na przykład: film, sztukę, koncert, galerię... – przegięła!
- Na żadnej z tych rzeczy się nie znasz. Z nudów we łbie zaczyna ci się przewracać czy co? Kurwa, powiedziałem ci, że w lecie pojedziemy do Grecji. Która z tych durnych bab w sąsiedztwie może se na to pozwolić, albo na fryzjerkę dwa razy w tygodniu, kosmetyczkę, zakupy i inne piździelstwa, które z przymkniętym okiem toleruję. Żadna baba na twoim miejscu nie ma prawa zrzędzić. Na miłość boską wyciągnąłem cię z syfu. O większości rzeczy, które poznałaś dzięki mnie, nie miałabyś nigdy pojęcia, będąc żoną górnika, hutnika, czy innego jebanego hydraulika. A niczym innym byś nie została... Czy tobie się kompletnie w tym łbie przewraca. Co ja mam, kurwa, zrobić cię księżniczką? Kuglarzy zamówić, żeby cię zabawiali, kapelę cygańską żeby ci grała, a ja mam dla ciebie smoki, kurwa, zabijać. Zejdź na ziemię. Jestem gliniarzem. Służę społeczeństwu, przymykam takie kreatury jak Kaczor, zapraszają mnie do ministerstwa, ale ja mam ich w dupie. Wiesz dlaczego? Bo ja, kurwa, łapię jak pojeb tych durnych przestępców, dają mi medale, premie, a potem bez żadnego pierdnięcia ich wypuszczają.
Łyknął do końca i poszedł po nową butelkę, a gdy wrócił znowu położył buty na stole. Tym razem demonstracyjnie.
- Wszystkich traktujesz jedną miarą. Upijasz się myślą, jakim to jesteś wspaniałym gliną. Nie masz żadnych przyjaciół. Nikogo nigdy nie zapraszamy, nigdy nie wychodzimy z nikim na miasto. Czy to naprawdę aż tak dużo? Wypić drinka w knajpie, pożartować z przyjaciółmi. Mieć w ogóle jakiś przyjaciół? Choćby twój partner Łukasz Luk, zawsze jak go widzę jest w dobrym humorze, lubi pożartować, zapyta jak leci, widać że życie go bawi, nie tylko praca i praca, a po pracy piwo w fotelu.
- Ten mały szuja i kombinator nigdy nie wyjdzie na ludzi. Nie no... Ta pokraka i platfus wpadła ci w oko. Jedyna rzecz do jakiej się nadaje, to wystawianie dupy pederastom jego pokroju. Zabawny, kurwa, wymyśliła... Każdy pedał jest zabawny.
- Widzisz to cały ty. Nienawidzisz go, bo zazdrościsz mu, że umawia się z tą aktorką...
- Powtarzam ci, że to cwel i mięczak!
- Ale radzi sobie w życiu. Potrafi poderwać znaną kobietę i w dodatku ją w sobie rozkochać. Co z tego, że nie dają mu co miesiąc garści medali, przynajmniej wie po co żyje.
- No to idź do niego skoro jest taki wspaniały. Nikt cię tu, kurwa, nie trzyma.
- Święta prawda. Dokładnie nikt i nic! Nawet zdążyłam już przy tobie zapomnieć na czym polega dobry seks, ba w ogóle czym jest seks...
- Sama jesteś sobie winna! To tylko przez to twoje ciągłe zrzędzenie - chciał łyknąć, ale butelka była już pusta. W sumie dobrze się złożyło, mógł przerwać rozmowę i poczłapać do kuchni.
Otworzył lodówkę, przerzucił w niej wszystko. Wszystko w niej było, tylko nie piwo.
- Jezu - powiedział zrezygnowany - nie potrafisz się nawet postarać o to, żeby lodówka zawsze była pełna.
- Przepraszam – odpowiedziała spokojnie, a niedawny przypływ emocji opadł - Zaraz pójdę do sklepu.
- Nie trzeba - zatrzymał ją w hallu, po czym uśmiechnął się niezgrabnie - Sam pójdę. To nie twoja wina. Cholera, szkoda że nie pocałowałaś mnie na przywitanie - Maria objęła męża, a następnie pocałowała.
Do sklepu było kilka ulic. W sam raz, żeby się przewietrzyć i pomyśleć. Wsiadł do samochodu i myślał. Miał cholerną ochotę napić się wódki, ale na wszelki wypadek trzeba dokupić czworopak. Tylko już nie te cholerne, malutkie 0,33, które od razu się kończą.
O niczym innym nie zdążył pomyśleć. Sklep był blisko.
Stojąc z półlitrówką i czworopakiem przy kasie mignął mu uśmiech bezczelnej małolaty kradnącej papierosy. Zawadiacki, cwaniacki uśmiech, którego nienawidził. Co ta dziwka w ogóle od niego chciała? Zaimponować mu? Już miał zareagować, ale usłyszał ' 36 złotych i 60 groszy '.
Zapłacił i wyszedł. Na parkingu zapalił, pomyślał znowu.
- Jak leci Luk - ze wstrętem, ale raczej niedostrzegalnym pozdrowił partnera przez telefon.
- O cholera, coś nagłego? Tylko nie teraz...
- A co masz w łóżku jakiegoś chłopczyka?
- Tak. Nazywa się Joanna B. i za każdym razem trzepiesz konia, jak widzisz ją w telewizji.
- Cholera jest gorzej niż myślałem. Przebierasz go w damskie ciuszki...
- Ha ha dobre, ale wiesz, że śmieję się tylko przez grzeczność. Było nie było, jesteś szefem...
- Posłuchaj partnerze - nie lubił wazeliny, ale cóż - tak sobie pomyślałem z moją Marią, że może gdzieś wyskoczylibyśmy w weekend we czwórkę. Poznalibyśmy wreszcie bliżej twoją gwiazdę filmową.
- W ten weekend? Cholera, głupio mi odmawiać, ale teraz miał premierę jej nowy film. Wiesz jak to jest z promocją, ma zobowiązania kontraktowe. W weekend idziemy na bankiet do... - Galica dalej już nie słuchał. Po prostu, kurwa, nic nie da się zmienić na siłę...
Siksa ze sklepu stała niedaleko i kopała w automat z colą.
Śmignął jej przed oczyma odznaką.
- Za mną do wozu.
- Ale ja niczego nie zrobiłam.
- Słuchaj, mam cię skuć, czy co?
- Pójdę, ale w samochodzie... na nic nie licz. Nie jestem dziwką.
- Złodziejką też nie.
Galica zapalił silnik, ale zanim ruszył odkręcił zakrętkę półlitrówki, a potem solidnie łyknął. Raj na cholernej ziemi.
- Dokąd jedziemy?
- Na komisariat - skłamał.
- Mogę zapalić?
- Nie.
Nie ujechali daleko. Zatrzymał auto na skraju parkingu. Było ciemno, o tej porze w okolicy nikt się nie szwendał.
- Zabieraj się do rzeczy.
- Ale mówiłam, nie jestem...
- Dobra... Posłuchaj, przymknę oko na to co masz w kieszeniach, ale nie rób mi tu scen. Żadnych szczeniackich pisków i tym podobnych. Siksa odgarnęła włosy za uszy...
- Teraz możesz.
- Co?
- Zapalić.
Okazało się, że zgubiła zapałki. Galica przyświecił i zobaczył w jej oczach, że nie jest już taką cwaniarą jak jeszcze niedawno w sklepie.
- Ile mam ci zapłacić?
- Słucham?
- Jestem gliną, ale... - ale z jakiś powodów przemilczał, że najlepszym gliną.
- Nie wiem ile kosztuje taka rzecz, mówiłam już, nie jestem...
- To dlaczego, kurwa... – ale fakt, przecież mówiła, tylko on nie słuchał i rzeczywiście nie miała pojęcia o ciągnięciu druta.
- Bałam się, te papierosy ja... Mogę już iść?
Skinął głową, dziewczyna otworzyła drzwi. Galica zdążył chwycić ją za rękę. A potem sięgnął do kieszeni marynarki i wyciągnął portfel.
- Masz tu stówę. To uczciwa stawka.
- Ja... ja nie wezmę tych pieniędzy.
- Nie wygłupiaj się. Bierz - Galica trzymał banknot w wyciągniętej ręce. Nie wzięła jednak. Zamknęła drzwi samochodu i poszła powoli chodnikiem.
- Zaczekaj - najlepszy, cholerny gliniarz w tym dupowatym kraju wyszedł za nią.
- Chociaż cię podwiozę. To niebezpieczna okolica, jeszcze ktoś...
Dziewczyna chwilę się zastanowiła i odpowiedziała
- Dobrze.
Maria na dźwięk otwierających się drzwi wyłączyła telewizor. Udała się do przedpokoju, a następnie przytuliła się i ucałowała męża.
- Po drodze pomyślałem, że w sumie moglibyśmy wybrać się jutro do kina i zobaczyć to beztalencie, czy jak tam wolisz dziewczynę Luka w tym jej nowym filmie. Oczywiście jeśli masz ochotę... – wyciągnął z kieszeni dwa bilety – Zahaczyłem na wszelki wypadek o kino.
- Nie ma to jak dwie godziny szmiry u boku największego ponuraka polskiej policji, ale cóż nie miewałam ostatnio zbyt wielu rozrywek, dobre i to... Na początek.
- A już miałem nadzieję, że się nie zgodzisz i będę mógł wyrzucić te bilety do kibla.
- Ha ha. Uśmieję się z tego niby żartu tylko z grzeczności. W końcu jesteś moim wspaniałym mężem, supergliną.
Galica załapał w mig.
- Mam piękną żonę i muszę ją od czasu do czasu nieco rozerwać, bo z miłą chęcią wyręczą mnie inni, nieprawdaż?
- To naprawdę słodkie, kochanie, że kupiłeś bilety – Maria nie zdradziła się najmniejszym gestem.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
lens · dnia 15.09.2010 11:49 · Czytań: 960 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 4
Inne artykuły tego autora: