KO, KO, KO!
Mówią, że w Grecji, gdzie byś kamieniem nie rzucił, to w knajpę trafisz. Ściślej mówiąc, akcja dzieje się w Macedonii. Na knajpę w tej chwili nie ma co liczyć, jesteśmy w pracy, w roboczych ciuchach i jesteśmy głodni. Żołądki mówią nam, że już pora drugiego śniadania.
Są ze mną w pracy we dwójkę. Przyjechali niedawno z Poznania. Małżeństwo, trzydziestolatkowie. Słowa po grecku nie znają, za wyjątkiem kalimera i krio nero, tego się zdążyli nauczyć, zdolne bestie. Zawsze razem, nierozłączki, tata z mamą. W sumie nie ma się co dziwić. Pewnie też bym tu żony samej na moment nie zostawił. I to nie ze względu na miejscowych, do rzymskich czy lombardzkich „casanovów” im daleko. Ale naszych, wyposzczonych junaków tyle, co drzew w sadzie. Wyposzczonych, bo Greczynka się z Polakiem nie umówi nawet na wspólny niewinny spacer - wieś by ją zagryzła. Oczywiście pozostaje burdel, ale daleko, w mieście i chyba uchlać by się najpierw trzeba. No to ten Leszek, chłopaczysko bidne, swojej kobitki pilnuje dniem i nocą. Danuśka jej. Niebrzydka, niczego sobie, ale pyskata - i jak to mówią - w pretensjach. „Bułkę przez bibułkę”- mówi o niej Rysiek z przekąsem, mocno akcentując dystyngowane „ę”. Kolonia szybko ochrzciła ją jako „Gołębicę”, zgadnijcie dlaczego. Choć nie blondynka, włosy ciemne, ładnie przystrzyżone. W tym stadle to ona nosi spodnie.
- Jesteśmy głodni – oświadcza mi zdecydowanie.
- Będzie śniadanie – informuję ich o tym, co już sami wiedzą.
- Kiedy? – chce wiedzieć Danuśka.
- Patron zdecyduje, jedzenie jest w toyocie, jak będzie przerwa, to zjemy.
- A co będzie?
- Pewnie to co zawsze: sałatka, ser, chleb.
- Ja bym chciała jajka. - Nie można jej odmówić charakteru, wie kobieta, czego chce.
- Pewnie nie przewidział. Musisz zamówić – mówię z twarzą Bustera Keatona.
Pracujemy dalej w milczeniu. Milczenie nie trwa zbyt długo.
- Ty go znasz? To powiedz mu coś – nagabuje mnie.
- Spokojnie, tu nie pogania się szefów, to nie Polska – żartuję.
- Ty sobie kpisz, a my tu głodujemy – nie popuszcza Gołębica.
- Danusia, daj spokój – próbuje Leszek.
- Ty się nie wtrącaj – strofuje go żona. – Dwóch was jest, a ja muszę sama o siebie dbać.
Leszek spogląda na mnie bezradnie. Gołębica odstawia wiadro, wyciera ręce w wyjętą z kieszonki chustkę. Energicznym krokiem maszeruje w kierunku właściciela nieruchomo spoczywającego w cieniu.
- My głodni – informuje go zdecydowanie.
Grek obdarza ją spojrzeniem i jest to jedyna reakcja na wygłoszony komunikat. Nie podejrzewa jeszcze co go czeka. Ja też nie. A niestropiona brakiem reakcji kobieta kontynuuje, wkładając w wystąpienie więcej serca i pasji.
- My głodni, jeść – sugestywne gesty wskazują oniemiałemu Grekowi, którędy pożywienie dostaje się do wnętrza ciała człowieka i jaką wędruje drogą do żołądka.
- Głodni, jedzenie, je-dze-nie, te-raz! – Ponieważ Grek nadal w milczeniu obserwuje ten występ, Danuśka dochodzi do wniosku, że należy mówić wyraźniej i bardziej sugestywnie. Byłaby świetną przedszkolanką. Chciałbym się powstrzymać ze względu na Leszka, przyzwoity chłopak, ale nie mogę, nie wyrabiam – skręca mnie ze śmiechu.
Jajko, Jaj-ko, Jaj-ko! – Ręce opisują kształt pożądanego wiktuału. Grek ze spokojem godnym potomka Demostenesa przygląda jej się spoza trzymanego w ustach papierosa, a Gołębica przystępuje do ostatecznego natarcia.
- JAJ-KO!, KU-RA!, KO! … KO! … KO!
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Inne artykuły tego autora: