Poznaniakom wydaje się, że są z innej gliny. W naszej sarmacko - tromtaradackiej ojczyźnie Wielkopolska uchodziła przez dziesięciolecia za oazę gospodarności, słynącą z porządku, dobrej organizacji i pracowitości. Ta opinia wbiła mieszkańców Krainy Kwitnącego Ziemniaka, a poznaniaków szczególnie, w pewien rodzaj dumy, która, jak im się wydaje, upoważnia ich do patrzenia z góry na inne regiony kraju. To właśnie w Poznaniu ukuto popularne powiedzonko, że za Koninem zaczyna się Azja. Powiedzmy sobie szczerze, z powodami do tego poczucia wyższości to duża przesada. W naszej polskiej sztandarowej specjalności, czyli działalności w sektorze "powstania i rewolucje", Wielkopolanie bynajmniej palmy pierwszeństwa nie dzierżą. Nie dość, że przez wieki całe tylko jedno powstanie zdołali wywołać, to jeszcze je, ofermy, wygrali, jakby nie wiedzieli, że w tej narodowej konkurencji chodziło zawsze o to, by z honorem polec z możliwie jak największymi stratami własnymi.
Tata Adasia od małego wychowywany był w kulcie poznańskiej pracowitości, rzetelności, punktualności i zamiłowaniu do porządku, którym to cechom chętnie przeciwstawiano wschodnie, a szczególnie warszawskie, cwaniactwo, partactwo, łapówkarstwo i bałaganiarstwo. Kiedy Tata Adasia dorósł na tyle, by zacząć regularnie stolicę odwiedzać w podróżach służbowych, przekonał się, że niby to tylko głupie trzysta kilometrów, a różnice cywilizacyjne jednak dawało się odczuć, i to zarówno wzrokiem, jak i słuchem i węchem. Wprawdzie, kiedy (dużo już później) odwiedził Bukareszt, zrozumiał, że pojęcie wschodni bałagan ma jednak sporą skalę i cieszyć się możemy, że nam Zygmunt Waza nie przeniósł stolicy kilkaset kilometrów na południe zamiast na północ.
W kwestii mentalności tak różniącej ludność zamieszkującą nad Wartą od mieszkańców stolicy najtrafniej wypowiedział się pewien krewniak Taty Adasia - kucharz, który rok przepracował w jednej z warszawskich restauracji. Wyjaśnił różnicę w typowo gastronomiczny sposób: poznaniak, jak lubi marchewkę, to ci powie, że chce marchewkę, a warszawiak, jak chce marchewkę, to ci powie, że nie lubi buraczków - ciężko się z takimi dogadać.
Zresztą jak tu się dogadywać z ludnością, która nie rozumie co to ancug, bimba, bana czy sztender? Bo poznaniacy nie gęsi, własną mowę mają. Mowa poznańska tradycje ma głębokie, historyczne, piastowskie, boć tu nad Wartą kolebka państwa polskiego się kolebała(1) i stąd się wywodzą wielcy Polacy - poznaniacy, jak Mieszko, Bolesław Chrobry, Przemysł, Stary Marych, czy Zenek Laskowik. Wszyscy oni też pomniki w okolicy mają, oprócz Zenka, bo mu się jeszcze nie zmarło.
Te piastowskie korzenie sprawiają, że mimo dzielącej odległości bliżej Poznaniowi do Krakowa. Mieszkańców obu miast solidarnie jednoczy historia i przysłowiowe skąpstwo. Wprawdzie Poznań dzierży palmę mistrza gospodarności, ale Tata Adasia sprawiedliwie przyznaje, że to w Krakowie tworzył najwybitniejszy polski ekonomista. Nazywał się Marian Załucki i choć doktoratów honoris causa po uniwersytetach nie zbierał, to w dziedzinie polityki monetarnej wykazał się niespotykaną przenikliwością i trafnością sądów. Już w latach sześćdziesiątych wygłosił słynną kwestię:
"I tylko w sercu pretensja gorzka do Fenicjan,
którym wynaleźć pieniądze niegdyś się udało;
Wynaleźli, to dobrze, ale czemu tak mało".
Tata Adasia uważa, że żaden inny ekonomista ani myśliciel nie ujął tego tematu tak celnie. W zasadzie nic dodać, nic ująć. A skoro zostało naukowo dowiedzione, że pieniędzy wymyślono za mało, to tym bardziej szanować należy zbożny poznański i krakowski obyczaj chowania grosza za pazuchę. Nie lubimy szastać pieniędzmi bez potrzeby.
Taki poznaniak nie da ci czegoś bez okazji. Okazja musi być, bo poznaniak praktyczny jest i wie, że z okazji kolejnej okazji i tak musiałby się wykosztować na prezent, więc jak ma ci coś dać, to na twoje imieniny, urodziny, gwiazdkę lub chociaż na dzień czegokolwiek, czym tam sobie akurat jesteś, poczeka. Jak jesteś dzieckiem, mamą, babcią, ojcem lub dziadkiem, to jesteś wygrany /-a/, bo masz prawo do jednego upominku więcej. Jeśliś siostrą, ciotką, wujem, czy kuzynem zaledwie, to swojego dnia w kalendarzu poznaniaka nie masz i na nic więcej ponad standard imieninowy liczyć nie powinieneś.
W kwestii zakupów Mama Adasia to typowa poznaniara. Mówi jej Tata Adasia w centrum handlowym, że pasek do spodni by mu się przydał - czarny, skórzany.
- Tu za drogie – szybko załatwia temat Mama Adasia. - Ja ci kupię, u nas na rynku są po 20 złotych.
No i nie kupuje, oczywiście, a Tata Adasia pracowicie co rano pasek z jednych spodni do drugich przekłada, przez szlufki przeciąga, sekundy cenne traci, o energii nie wspominając. Nie wytrzymuje i mówi w końcu:
- Kobieto chytra, ja ten pasek teraz do noszenia potrzebuję, a nie do trumny.
- Oczywiście, kochanie – odpowiada Mama Adasia. I dalej, jak to mówią Niemcy, dzieje się nic. Patrzy Tata Adasia w kalendarz i już wie, że za trzy tygodnie Dzień Ojca i pojmuje, że jeszcze przez dwadzieścia jeden poranków jego utrapienie z paska przekładaniem trwać musi.
Bo pasek akurat na prezent świetnie się nadaje – jest na akceptowalnym poziomie wykwintności i w korzystnym (ba! wręcz okazyjnym) przedziale cenowym. Na tataadasiowe szczęście nie załapują kryterium wykwintności takie ekonomicznie poprawne szczegóły garderoby jak majtasy czy skarpetki, więc te od czasu podrzucane są do jego bieliźniarki bez okazji(2).
I w czym problem? - myślicie. Ma kasę, to niech sobie kupi ten pasek. Oczywiście, mógłby sobie ten pasek sam kupić, gdyby się wtedy nieopatrznie nie odezwał. Ale teraz to wyzwanie jest, bo kup sam tanio, jak ci mądra żona radzi. Tu wcale nie o skąpstwo jakieś chodzi, ale najzwyczajniej o inteligencję w praktyce. Nie może dać ukochanej kobiecie do ręki świadectwa, że wyszła za jelenia. A jeśli tak, to nie wolno mu też dać się oszukać cwaniakom z markowego sklepu i zapłacić im tyle kasy, za coś co ma wartość 20 zetów. A nie będzie przecież po sklepach, czy stoiskach biegał jak wariat i cen sprawdzał - Tata Adasia jest poważnym człowiekiem. Jako głowa rodziny i osoba do podejmowania męskich decyzji nawykła mógłby kupić ten za 89 zetów, który oglądał w sklepie, i który tak mu się podobał, ale co odpowie na zadane słodkim jak cyjanek głosem podstępne pytanie: a ile dałeś, kochanie?
-------------------------------------------
(1) - stąd do dziś spotkać można w Poznaniu ludzi o nieco "chwiejnym" kroku
(2) - nie do końca jest to prawdą, okazją jest w takich wypadkach cena
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Krzysztof Suchomski · dnia 17.09.2010 07:58 · Czytań: 2296 · Średnia ocena: 3,5 · Komentarzy: 13
Inne artykuły tego autora: