Cz. I „Niepokonana”
Niczym niezmąconą ciszę przerwał nagły krzyk. Młoda dziewczyna biegnąca łąką sprawiała wrażenie przerażonej. Wyglądała jak dzikie zwierze złapane w pułapkę. Jej krzyk roznosił się wraz z wiatrem po całej dolinie. Biegła ile sił w nogach by oddalić się od mężczyzny, który zbliżał się nieuchronnie. Sił w tym szaleńczym biegu dodawała jej chęć przeżycia. Skierowała się w gęstwinę drzew, gdzie miała większe szanse by się ukryć. Dysząc ciężko uklękła przy jednym z nich. Rosnące wokół paprocie skrywały jej drobną postać. Z bijącym sercem obserwowała jak mężczyzna przedziera się przez gęstwinę i kieruje w miejsce, gdzie się ukryła. Ogarnęła ją nagła panika, gdy zbliżył się do drzewa, obok którego się schowała. Tylko nieoczekiwany szmer dochodzący z innej części zagajnika odwrócił jego uwagę. Minęło kilka wydających się trwać wieczność sekund nim odszedł. Pełna ulgi położyła się na rosnącym opodal mchu. Uśmiechnęła się do siebie.
-Udało się-pomyślała.
Postać leżąca na mchu była drobnej postury z wielkimi i jakże wymownymi zielonymi oczami. Męski strój mógł zmylić każdego, ale nie jego. Człowieka, który znienawidził ją od chwili jej narodzin. Wiktoria miała na sobie elegancki strój wieczorowy z zawiązanym kunsztownie halsztukiem. Płaszcz zgubiła podczas pogoni. Jedna z pończoch, które miała na sobie nosiła ślady krwi po licznych skaleczeniach, które nabyła w trakcie ucieczki. Od pewnego czasu jej życie było jedną wielką ucieczką. Jako nieślubna córka księcia Jerzego III Hanowerskiego była ogromnym zagrożeniem dla swego przyrodniego brata Jerzego IV. Miała również oprócz Jerzego czternaścioro rodzeństwa. Wiedziała, że jej ojciec był wierny swej żonie Zofii Charlotcie od chwili poślubienia jej, ale Wiktoria pojawiła się na świecie rok przed ożenkiem ojca. Matka długo ukrywała przed nią jej prawdziwą tożsamość, ale na łożu śmierci wyjawiła jej prawdę. A prawda była taka, że jej brat Jerzy wie o jej istnieniu i że zagraża jego wstąpieniu na tron. Dawno w końcu już zaprzestano kultywować osobę króla mężczyzny. Gdyby Jerzy III uznał prawnie Wiktorię za swą córkę to właśnie ona mogłaby władać Anglią. W związku z tym Jerzy IV postanowił usunąć ją ze swej drogi po władzę. Była wnuczką lorda Bute, który był wychowawcą jej ojca. Dziadek nie świadomy romansu swej córki i wychowanka postanowił wydać matkę Wiktorii za mąż. Wyszła za podstarzałego hrabiego ze świadomością, że jest w ciąży z Jerzym. Jak to bywa w takich przypadkach hrabia niczego się nie domyślił uznając Wiktorię za swą biologiczną córkę. Nie cieszył się długo ojcostwem gdyż zmarł, gdy miała niespełna 3 lata. Tak więc Wiktoria stała się posażną dziedziczką wraz z tytułem ojca, który nie miał męskiego krewnego by go odziedziczyć. Żyła w świecie, który tak dobrze znała przez 22 lata. W chwili śmierci matki jej świat się zawalił. Jerzy zaczął ją ścigać i prześladować. Ucieczka była jedynym wyjściem przynajmniej dopóki nie znajdzie odpowiedniego wyjścia z tej sytuacji. Niechciała tronu i władzy, której tak pragnął jej brat. Chciała po prostu spokoju i stabilizacji. Dlatego też postanowiła dostać się na dwór ojca i wytłumaczyć całą sytuację. Miała niezbite dowody na to, że jest jego córką. Jednak przez zawziętość brata rzecz ta stała się trudniejsza niż przewidywała. Postanowiła ubiegać się o posadę dwórki swej młodszej siostry Elżbiety. A gdy już zdobędzie zaufanie królewskiej rodziny wyjawi prawdę. Jerzy nie mógł przewidzieć takiego posunięcia się z jej strony. Liczyła, że nie będzie często pojawiał się na dworze i nie rozpozna jej.
Mijały minuty a ona nadal leżała na mchu. Bała się wyjść z ukrycia by nie wpaść w ręce brata. Prawie do świtu marzyła o tym, jak wielce zmieni się jej życie po wyjawieniu prawdy. Wiedziała, że wprowadzi tym samym wielki zamęt w jakże uporządkowane życie rodziny królewskiej, ale nie miała innego wyjścia. A poza tym tęskniła za poczuciem bliskości i miłości, które mogła zapewnić jedynie kochająca się rodzina. Od śmierci matki czuła się bardzo samotna i nie kochana przez nikogo… Wstając z mchu, który po długim czasie tułaczki wydawał jej się jedwabną pościelą przywołała na myśl widok uśmiechniętej matki. To właśnie ona sprawiła, że Wiktoria pomimo wielu kompleksów poczuła się piękna i atrakcyjna. Dzięki niej uwierzyła też, że może podbić cały świat, jeśli tylko zechce. Jej matka była wyjątkową kobietą, dlatego też trudno było jej uwierzyć, że oddała się ciałem i duchem jej ojcu. Przecież musiała wiedzieć, że nigdy się nie pobiorą!
- Miłość potrafi być naprawdę ślepa – pomyślała Wiktoria z nutą goryczy.
Sama też postanowiła, że nigdy nie wyjdzie za mąż. Niechciała zatracić poczucia samej siebie dla mężczyzny, który i tak tego nie doceni. Jej ojcu, jako młodemu monarsze wydawało się, że wszystko i wszyscy należą do niego. W związku z tym cokolwiek zapragnął było jego. A zapragnął matki Wiktorii. Sprawił, że młoda kobieta nieobyta w stosunkach męsko damskich dała się zwieść na czułe słówka i zapewnienia o dozgonnej miłości. Owocem tego „związku” była właśnie Wiktoria. Ojciec nigdy nie dowiedział się o jej istnieniu a teraz także jego świat podobnie jak Wiktorii miał się zawalić. A wszystko przez młodzieńcze pragnienia i towarzyszące im miłosne uniesienia. W głębi serca Wiktoria dziękowała ojcu, pomimo, że przez niego cierpiała jej matka. Bez niego nie byłoby Wiktorii, jedynego promyka w smutnym życiu jej matki.
***
Idąc ruchliwymi ulicami Londynu, Wiktoria z zaciekawieniem rozglądała się po kolorowych wystawach sklepowych. Wszędzie, gdzie się obejrzała spoglądały na nią wystawy z najmodniejszymi kapeluszami i sukniami. Oczywiście sama była ubrana jak modelka z najnowszego żurnala. Majątek odziedziczony po rodzicach pozwalał na dostatnie życie, ale teraz, gdy, jej brat ją ścigał musiała zachować ostrożność. W związku z tym stroje i inne różne potrzebne jej rzeczy nabywała u mało znanych modystek i sprzedawców. Była ubrana w suknię koloru turkusowego, który podkreślał kolor jej oczu. Wąska, luźno puszczona suknia podkreślała jej zgrabną figurę. Dopełnieniem stroju była parasolka pasująca stylem do suknii a głowę stroił niewielki czepek. Zadowolona z końcowego efektu wielogodzinnych przymiarek raźno ruszyła w stronę pałacu królewskiego. Była już umówiona z przełożoną dwórek w pałacu, panną Stone. Kobieta ta słynęła ze swej apodyktyczności i surowości wobec swoich podwładnych. Wiktoria jednak nie bała się tego spotkania. Wiedziała, że panna Stone była dobrą znajomą jej dziadka. W związku z tym powołała się na niego wcześniej umawiając się z nią na rozmowę kwalifikacyjną. Stając pod bramą wiodącą na teren pałacu przyjrzała się pilnującym jej strażników. Przebiegł ją nagły dreszcz. Właśnie w tym momencie w pełni pojęła ryzyko zadnia, którego się podjęła. Teraz jednak nie było odwrotu. Musiała przecież w jakiś sposób uświadomić bratu, że nie chce ani tronu ani władzy. Był to jedyny sposób na odzyskanie przeszłości i zyskanie przyszłości. Gdy została wpuszczona na teren pałacu, skierowano ją do odległego budynku w stylu tudoriańskim , który był zapewne dobudowany do reszty kompleksu pałacowego w stylu wczesno gotyckim. Wielkie, mahoniowe wrota stanowiły przepustkę do uzyskania przez Wiktorię normalnego życia, jakie wcześniej prowadziła. Wprowadzono ją do gabinetu, gdzie przy biurku siedziała panna Stone. Była to kobieta w podeszłym wieku, z surowym wyrazem twarzy. Jej siwe włosy były spięte w kok na karku a okulary oprawione w druciane oprawki, które miała na nosie dodawały jej twarzy większej surowości. Wiktoria z wielką gracją dygnęła przed swą przyszłą przełożoną i usiadła na skraju krzesła. Wydawało się jej, że panna Stone lustruje ją swym przenikliwym wzrokiem od stóp do głów. Dopiero po dłuższej chwili odezwała się do dziewczyny:
- Panno Rutheford wielce boleje nad odejściem pani matki. Znałam ją jeszcze, gdy była dzieckiem. Była wielkim szczęściem dla pani dziadka, który z resztą też był wspaniałym człowiekiem. Ale przejdźmy do rzeczy. Chce się pani podjąć zajęcia dwórki księżniczki Elżbiety czyż tak? Orientowałam się w pani sytuacji i śmiem twierdzić, że nie jest pani w sytuacji życiowej, która by skłoniła panią do podjęcia się tego zajęcia. Cóż skłoniło tak posażną dziedziczkę do bycia dwórką???
- Od śmierci matki czuję się bardzo samotna. Pomyślałam, że zmiana środowiska dobrze by mi zrobiła. A poza tym, tu na dworze, mam większe szanse na poznanie odpowiedniejszego kawalera do mej ręki niż na prowincji, gdzie mieszkałam w czasie żałoby - to małe kłamstewko powinno ją przekonać, pomyślała Wiktoria.
- Przedstawiła pani bardzo przekonującą argumentację panno Rutheford. Przyjmę panią na razie na okres próbny i jeśli spodoba się pani księżniczce, zostanie pani na stałe.
- Dziękuję panno Stone. Jestem bardzo wdzięczna za pani wyrozumiałość w stosunku do mnie i mej sytuacji. Dołożę wszelkich starań by księżniczka była ze mnie zadowolona.
- Dobrze, a teraz proszę za mną. Przedstawię panią reszcie dwórek.
***
Po dokonanej prezentacji Wiktoria znalazła się w swym nowym pokoju. Nie był tak kunsztownie urządzony jak jej pokój w wiejskiej rezydencji jej matki, ale wydawał się wygodny i przestronny. Z ulgą upadła na łóżko. Pierwszy etap planu, który obmyśliła miała już za sobą. Poszło jej zadziwiająco łatwo. Sądziła, że spotkanie z panną Stone będzie trudniejsze. Dowiedziała się, że jutro ma zostać przedstawiona na dworze i poznać swoją przyrodnią siostrę. Gdy księżyc był już w pełni, Wiktoria zapadła w spokojny sen. Śniła się jej matka, zawsze uśmiechnięta i pogodna. Mówiła coś do niej, ale dziewczyna nie mogła niczego zrozumieć. Po chwili zamiast uśmiechniętej matki pojawił się jej brat Jerzy z morderczym błyskiem w oku. Ostrze noża, który trzymał w ręku błysnęło złowieszczo w świetle świec… Wiktoria obudziła się nagle, ciężko dysząc. W głowie kłębiło się jej setki myśli. Przed oczami ciągle miała ostrze noża… Wiedziała już, że jej życie nigdy nie będzie takie jak wcześniej…
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Pieszczoch72 · dnia 24.09.2010 08:34 · Czytań: 650 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora: