Ciemnowłosa głowa Julii opadała wolno na poduszkę. Mijała już trzecia w nocy, a ona miała przed sobą ciężki dzień. Dlatego bynajmniej nie była zachwycona, kiedy Mary Jane wrzasnęła jak oparzona, podskakując tak gwałtownie, że popcorn wysypał się z miski na puchatą kołdrę. Jej ulubiony film ''Wrong turn'', wprawdzie kwalifikował się do horrorów, ale że oglądała go mniej więcej setny raz, wcale jej już nie ekscytował.
-Odbiło ci? - jęknęła, wspierając się mocniej o ścianę. Czuła, że zaraz rozboli ją głowa.
-Zaraz odbiło. Fajny jest ten koleś. Jak się nazywa?
-Nie wiem! Słuchaj, możemy to wyłączyć? Muszę się położyć. Dokończymy jutro.
-Horrory w świetle dnia to idiotyzm - Mary Jane wyglądała na obrażoną, ale Julia dobrze wiedziała, że to tylko poza.
-I tak wiesz, jak się skończy. Olej to i chodź spać.
-Okej. To wyłączaj.
Julia powstrzymała się od kpiącego komentarza i zeszła z łóżka. W końcu to ona zarządziła koniec ich maratonu. Odłączyła kabel od odtwarzacza dvd. Z ekranu popatrzyła na nią twarz Johna Petersona, specjalisty od nagłych wypadków. W 24/7 pracował od kilku lat. I dobrze prowadził ten program. Teraz właśnie skończył meldunek o jakimś wypadku w zachodniej dzielnicy LA.
Julia schowała do opakowania płytę, zgarnęła na podłogę żałosne resztki prażonej kukurydzy.
-Julia, słuchaj - głos Mary Jane był już inny, poważny i jakby napięty.
-Co jest? - burknęła niechętnie.
-Patrz.
Julia podniosła zmęczone oczy na przystojną bądź co bądź twarz prezentera i poczuła, że momentalnie odechciało jej się spać.
-Pierwsza dama nie żyje? - powtórzyła apatycznie za Johnem.
-Mówił, że zastrzelił ją dzisiaj jakiś zbiegły komandos z oddziału do zadań specjalnych, Derek Lux. W czasie szarpaniny zastrzelił dowódcę. Miał być sądzony za morderstwo, ale zbiegł z transportu.
-Ja dziękuję... - szepnęła bezwiednie Julia. -Jutro na uczelni będziemy mieli przerąbane.
Julia od niemal roku studiowała na uniwersytecie w Los Angeles kryminalistykę i psychologię jednocześnie. Marzyła o karierze policyjnego psychologa.
-Przesadzasz - Mary Jane niezbyt przejęła się tragiczną wiadomością. Studiowała zresztą na tej samej uczelni, ale matematykę, więc jej to nie mogło dotyczyć.
-Daj spokój, będą nam kazali przeanalizować wszystko, co zrobiła, jak do tego doszło, nawet kiedy poszła przed tym zdarzeniem do kibla i co robiła. Jakbyśmy my mogli pomóc w dochodzeniu - ból głowy zaczął się nasilać i Julia miała już serdecznie wszystkiego dość.
Obudziła się zaraz po szóstej. Mary Jane właśnie wychodziła. Przez ramię rzuciła jeszcze przyjaciółce, że wróci dopiero wieczorem.
-Uhm - wymamrotała nieprzytomnie Julia, po omacku niemal nalewając sobie kawy, jakby bała się otworzyć oczy. Zajęcia miała dopiero od dziesiątej, bo przepadła im pierwsza część wykładu, ale z domu wyszła wcześniej. Musiała jeszcze kupić kilka drobiazgów i generalnie stwierdziła, że spacer po mieście pomoże jej się obudzić.
Wychodziła z supermarketu, kiedy go zobaczyła. Stał przy budce telefonicznej, niedbale, prawie nonszalancko o nią oparty. Ta sama twarz z ostrymi, jakby ociosanymi rysami, szare oczy i zaciśnięte w wąską kreskę usta, które widziała w nocnym komunikacie. Odwróciła wzrok i może nie zwróciłby na nią uwagi, ale zmyliła krok i to tak dramatycznie, że omal nie upadła tuż przed nim. Nie poszła na przystanek. Skręciła w boczną alejkę i doszła nią aż do akademickiego parku. I dopiero gdy poczuła jego dłoń na ramieniu, zrozumiała, że to był błąd. O tak wczesnej porze studenci byli albo w domu, albo już na uczelni.
-W czym mogę pomóc? - jeszcze próbowała się wymigać. Była dobrą aktorką, w końcu przez dziesięć lat należała do kółka teatralnego.
-Nie udawaj - niski głos był opanowany, ale miała wrażenie, że i on nie wie, jak dalej poprowadzić tę konwersację. -Poznałaś mnie. Opanowana jesteś, ale w adidasach nie sposób złapać takiego kozła, jak ty to zrobiłaś - uśmiechnął się ponuro i, wciąż trzymając ją za ramię, pociągnął na ławkę.
-Czego chcesz? - jej serce odegrało kilka gwałtownych taktów, z trudem wytrzymując w klatce piersiowej.
-Dlaczego mnie nie wsypałaś?
-Bo jestem głupia - warknęła, teraz już zła. Sama nie potrafiła zrozumieć, dlaczego nie podniosła alarmu. Teraz jednak było już za późno.
-Może jednak nie - potarł w zamyśleniu czoło. -Nie zabiłem pierwszej damy.
To nie jego słowa do niej dotarły. Może raczej ton, jakim je wypowiedział. Spokojnie, z przekonaniem, a jednocześnie z dziecięcą jakby bezradnością.
-Więc kto? - zdecydowała, że w zasięgu ramion faceta podejrzanego o zabójstwo lepiej nie podawać w wątpliwość jego słów.
-Nie wiem. Miałem ją na muszce, ale nie pociągnąłem za spust. Słowo.
-Po co mi to mówisz? - jak na razie facet nie okazywał złych zamiarów, ale przecież nie mogła przewidzieć, co mu strzeli do głowy.
-Musisz mi pomóc - powiedział, sięgając do kieszeni.
Zareagowała odruchowo. Złapała go za nadgarstek i kolanem wytrąciła pistolet z dłoni. Następnie wsunęła błyskawicznie rękę za kark, żeby grzmotnąć jego głową o kant ławki, ale zapomniała, z kim walczy. Były komandos, choć początkowo zaskoczony, błyskawicznie odzyskał przytomność. Zablokował kolejny cios i wykręcił jej kciuk. Syknęła z bólu, jednocześnie zdając sobie sprawę, że coś tu nie ma sensu; facet, który grozi jej spluwą, nie chce unieszkodliwić jej naprawdę. Wyginanie palców to przecież zabawa przedszkolaków. Dwoma palcami dźgnęła go w ramię, dokładnie w miejsce, gdzie stykały się dwie kości: obojczykowa i ramienna. Lekko poluźnił uchwyt, ale kiedy chciała się zerwać na nogi, podciął ją tak, że runęła na ziemię. Jednocześnie zwinął dłoń w pięść. Wiedziała, że celował w żołądek, ale zawahał się i ostatecznie nie uderzył. Szarpnięciem za bluzę poderwał ją do pionu i zgiął wpół. Dreszcz, który ją przejął, nie miał nic wspólnego z marcowym wiatrem; już bardziej z faktem, że jej skroni dotknęła lodowata lufa.
-Czego chcesz? - powtórzyła o wiele ciszej, bo trudniej jej było zapanować nad drżącym głosem.
-Musisz mi pomóc. Nie chcę cię skrzywdzić, ale teraz jesteśmy w tym razem. Jeśli pomożesz mi udowodnić, że to nie ja strzeliłem, nic ci się nie stanie.
-A jeśli nie? - nie wiedziała, czy ona na pewno zadała to pytanie. Nie odpowiedział. Ale wcale nie musiał. Jedynie lufę nieco silniej przycisnął do jej głowy.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
lina_91 · dnia 17.04.2008 20:03 · Czytań: 692 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 5
Inne artykuły tego autora: