Chmurzyło się, kiedy prorok Laaww wyszedł na chwilkę po sok pomidorowy. Ukłonił się po drodze Catty ze Sienny i pomaszerował prościutko do supermarketu Dirk.
„Pij tomacika” — zauważył Laaww przed swoimi oczyma, gdy zgrabnie mijając stojącą reklamę pomidorów, wszedł w momencie największego rozwarcia drzwi automatycznych.
Gładki powiew cichej audycji radiowej pogłaskał jego, rozespane jeszcze, uszy. Dzień dobry państwu. Poranek w Amsterdamie. Zaczynamy.
„Cześć” — odpowiedział w duchu Laaww i zastawił 5 guldenów za wózek kołowy. Następnie, jednym pchnięciem, pokonał plastykowe drzwiczki i wjechał w obszar przetworów warzywnych
.... Troje Palestyńczyków zabitych — usłyszał Laaww przebierając w sosach do obiadu. Nie, nie. Przecież chciał sok pomidorowy. No tak. Ale głupek z niego! To na samym dole!
...Choroba dotknęła już ponad trzy czwarte stad... — radio buczało nawet na wysokości podłogi. Laaww na czworakach wymacywał butelki z sokami. Paprykowo- cebulowy, marchwiowy, multiwitamina, energy drink...
Końca widać nie było. Gdzie pomidor do diabła! — irytował się Laaww .
Największy cykl opadów od 133 lat. Pod zwałami błota...
Nie, tu na pewno nie ma pomidora, no, ależ niezdara ze mnie. Oczywiście że w chłodni... w chłodni, ty stary idioto! — Laaww podniósł tyłek i klepnął się w czoło. — Chyba na prawo... — mruknął, lekko popychając wózek.
Sam nie wiedział, czemu poczuł jakieś zdenerwowanie. Ustom modelki, połykającym Magnum na plakacie przy płatkach kukurydzianych, przypatrywał się zaledwie kilkanaście sekund. Nawet nie skorzystał z kawy ekspresowej, tego dobrodziejstwa dla robiących rano zakupy, zaspanych, bladych Holendrów.
Jakoś odmienny wydał mu się ten poranek w Dirk’u. Nie tak tu bywało...
Gdzież szukać? I ujrzał dookoła siebie tych wąskich, bialutkich mieszkańców Amsterdamu pozginanych przy regałach. Nie, nie, to złudzenie! — burknął na siebie Laaww i wszedł do chłodni. Brrr, szybko pomidorki i do domciu.
Monstrualna kiełbasa ma być ugotowana już trzeci raz z rzędu. Tym razem inicjatorzy akcji...
Laaww przebierał wśród mrożonych kurczaków i wyklinał na czym świat stoi. Co to ma znaczyć! Nie ma pomidora! W takim układzie spaghetti odpada. Roztrzęsiony wjechał wózkiem w okolice przesłuchiwarki płyt CD.
Tylko spokojnie. Zaraz coś wymyślisz. Może jakieś miłe fondue? — dumał Laaww, włączając płytę z relaksującym świergotem ptaków. Odczekał chwilkę, podrapał się po pupie, zrobił kilka relaksujących oddechów, zwizualizował zachód słońca i wszystko się wyjaśniło. Po prostu był rozkojarzony. Sok pomidorowy na pewno gdzieś jest, tylko on coś nie może się skupić. Ale ostatecznie pomidor nie jest koniecznością, jakaś pizza też, od biedy, będzie w porządku. No więc do boju — powiedział sobie w duchu i ruszył z wózkiem przed siebie.
Pamiętajcie, że złe samopoczucie, zmniejszona aktywność, szybka irytacja mogą być objawami ... Naukowcy zalecają... Rozmawiamy dziś z doktorem van Hon... ...Z mojej praktyki lekarskiej wynika, że ... Jeszcze raz podkreślę ... Możemy być optymistami... W dzisiejszych czasach jest tyle alternatyw, że naprawdę każdy...
Laaww minął proszki do prania. Po drodze kilka razy zjeżdżał wózkiem z drogi, by przepuścić innych kupujących. Facet z obsługi w białym uniformie stał przy drzwiach od zaplecza. Może by się go spytać, czy jest sok pomidorowy?
Prorok ruszył w kierunku zauważonego pracownika. Już prawie był przy nim, gdy gość zniknął za drzwiami. Spóźnił się, ale można by się przecież spytać któregoś z klientów.
— Przepraszam panią, czy nie wie pani gdzie znajdują się soki pomidorowe? — zagadnął Laaww, zgiętą przy przetworach warzywnych, ponętną blondynkę — Już od pół godziny się tak kręcę... Kobieta nie zareagowała.
— Przepraszam panią! — powtórzył głośniej. Blondynka, zgięta przy regle, zdawała się nie dostrzegać niczyjej obecności. Laaww poklepał ją po ramieniu —Przepraszam, że przeszkadzam, ale... — zaczął po raz kolejny. Kobieta odwróciła się, zrzuciła z ramienia dłoń Laawwa, tak jakby strzepywała łupież, i powoli ruszyła w stronę następnych regałów.
Laaww stał osłupiały. Co do diaska! Tego już za wiele! Nieprawdopodobne, co za dziwne rzeczy się tu dziś dzieją! Muszę zrezygnować z zakupów w Dirk’u — myślał, rozglądając się wkoło.
Przecież wszystko jest tak samo, a jednak... Zniechęcony stał chwilę bez ruchu. Ktoś, przechodząc obok, walnął go ramieniem, jakiś facet zanurzył ręce po łokcie w beczce tanich kaset magnetofonowych. Zrobiło się duszno. Siedmioletni dzieciak grał w grę komputerową, oferowaną po niższych cenach.
Nagle wydało się Laawwowi, że nikt go nie widzi. A więc to tak! „Bestia, siedem rogów i siedem diademów” — coś zadźwięczało mu w głowie.
Raz jeszcze ujrzał Laaww tych wąskich, pozginanych przy regałach, mieszkańców Amsterdamu. I zobaczył też kurz osiadły na regałach z perfumami. Dies Irae! — Tak! Chyba kiedyś słyszał już tę nazwę!
Ruszył w stronę rzędu kas. Mijał mięso baranka wśród kaszanki na stoisku z podrobami, wino rozlane na podłodze przy alkoholach, przelane jak krew. Widział też chleb, którym nikt się nie dzielił, tylko kupić można było.
„Kwarta pszenicy za denara i trzy kwarty pszenicy za denara” — coś szepnęło mu w środku. Patrzył na blade twarze klientów, wszystkie one były takie same.
„I ujrzałem: oto koń trupio blady, a imię siedzącego na nim Śmierć”...
Laaww zatrzymał się przy samych kasach między kilkoma kolejkami. Coś kazało mu przemówić. Wziął głęboki oddech.
- Owieczki... — zaczął, ale po chwili zamilkł i spojrzał na otwarte drzwi magazynu. Prąd przeszedł go po całym ciele. Nie do wiary! Nareszcie!
Wychodzący z magazynu pracownik prowadził za sobą wózek, świeżych, zafoliowanych.... soków pomidorowych!
I should be so lucky, lucky, lucky, lucky! — radio grało poranne hity.
Po opuszczeniu supermarketu Dirk, Laaww jeszcze raz pomachał Catty ze Sieny i wesoło podrzucając butelkę tomacika, ruszył do domu.
„Cebulka, czosnek, parmezan. Trzy litry wody i około piętnastu minut gotować makaron” — myślał o przepisie na świetne spaghetti.
(2001) http://trupywszaffach.prv.pl/
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Inne artykuły tego autora: