Marcel wcisnął pedał gazu, a wskazówki na desce rozdzielczej podskoczyły do stu sześćdziesięciu kilometrów na godzinę. Samochód toczył się z zawrotną prędkością po pustej, mokrej od deszczu leśnej drodze. Marcel zwolnił prędkość przed zakrętem i uchwycił kierownice drugą ręką, aby za chwilę zjechać na pobocze, i wyłączyć silnik. Czarne volvo ginęło w mroku drzew. Zapadał zmierzch co jeszcze intensywniej go maskowało. Mężczyzna wysiadł z samochodu i oparł się o jego drzwiczki. Rozglądał się na boki sprawiając wrażenie, że na kogoś czeka, ale po jakiś piętnastu minutach stania na mrozie odpalił silnik i ruszył przed siebie.
Prowadził już bardziej spokojniej, równocześnie pilnie słuchając radiowej prognozy pogody.
-Na południu od Kalifornii intensywne opady deszczu- mówił spiker- Spodziewane porywiste wiatry przekraczające prędkość dwustu kilometrów na godzinę. Jutro słonecznie, bez opadów.
Włączyła się charakterystyczna radiowa melodyjka.
-Słuchają państwo radia IM Nessesery. Proszę pozostać z nami. Zraz nadamy ważny komunikat dla stanu…
Marcel oniemiał, widząc ją na środku drogi, oświetloną reflektorami gnającego auta. Miała czerwoną sukienkę, a jej twarz nie zdradzała uczuć, mimo, że tak głęboko patrzyła mu w oczy.
-Psia krew!
Skręcił gwałtownie kierownicą, przeskakując wielki przydrożny rów, i wpadł na nierówne pole zbijając nieco prędkość. Z całej siły wcisnął pedał hamulca, a kiedy auto stanęło, wciągnął haust powietrza, po czym wybieg w stronę drogi z latarką w ręku. Brodził w błocie po kostki, a nowo kupione buty zaczęły mu przemakać. Nie przejmował się nawet, że drżą mu ręce. Usiłował dostrzec jej sylwetkę, a gdy dobiegł do miejsca, gdzie wcześniej stała, zobaczył leżącą na asfalcie białą karteczkę.
„Jeśli myślisz, że będziemy się bawić w chowanego, to się mylisz. Odwróć się.’’
Marcel wypuścił kartkę z rąk. Zamiast stanąć z nią twarzą w twarz cisnął latarką w krzaki i zerwał się do ucieczki. Gdy biegł przez pole, słyszał ją za sobą. Jak jej buty zapadają się w błocie i, jak ciężko sapie próbując go dogonić.
-Zostaw mnie suko!- wrzasną chwytając za klamkę auta. Było już za późno. Chwyciła go za ramie, i czuł, jak jej długie paznokcie wbijają mu się w skórę. Obróciła go i pchnęła na karoserię.
-Jestem trochę zaskoczona, że jednak przyjechałeś, czekałeś, i takie tam. Nie wiesz nawet jak mi ulżyło, gdy cię zobaczyłam, ale skarbie… Wybaczysz mi, gdy ci coś zrobię?
Gdzieś z tył wyjęła nóż, a zrobiła to tak szybko, że Marcel nie zdążył zareagować. Wbiła go w niego parę razy, a gdy osuwał się po karoserii, patrzyłam mu w oczy tym samym znanym, bezbarwnym wzrokiem.
-Jesteś wyprana…- szepnął
-Co proszę?- zapytała pochylając się nad jego twarzą.
-Jesteś wyprana z emocji suko… Powiedz mi… dlaczego ciągle mnie zabijasz… potem uzdrawiasz… pieprz się… zasługuję na lepszą sukę niż ty…
Uśmiechnęła się, i ostatnim obrazem jaki widział, była jej ręka z zakrwawionym nożem, który po sekundzie wchodzi mu w oko.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
sportiste · dnia 06.10.2010 09:29 · Czytań: 735 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 6
Inne artykuły tego autora: