Kalejdoskop - zajacanka
Proza » Obyczajowe » Kalejdoskop
A A A
Joanna stąpała lekko po chodniku, a jej zwiewna sukienka delikatnie unosiła się w podmuchach wiatru. Ostrożnie balansowała pomiędzy spieszącymi się przechodniami. Był wczesny wieczór, właściwie jeszcze popołudnie obleczone zachodzącym słońcem. Ruch na ulicy powoli malał, ale sklepy wciąż wypełniał tętniący życiem tłum. Przystanęła przed olbrzymią taflą witryny ulubionej perfumerii, taksując swoje odbicie. W czerwieniach zachodu jej włosy błyszczały miedzią i złotem; młodzieńcze kształty nadal kusiły mimo upływu lat.
Nic się nie zmieniłam – zaśmiała się w duchu. – Nic, a nic! – jej spojrzenie przemknęło po małych piersiach, wciętej talii i wąskich biodrach, spoczywając na zadbanych dłoniach.
Cholera! Nie mam obrączki! – zezłościła się. – Na kolację z okazji rocznicy ślubu idę bez obrączki! – bezgłośnie na siebie krzyczała. Stała przez chwilę nieruchomo, miotając się z kłębiącymi w głowie myślami, gdy poczuła leniwie unoszący się z perfumerii zapach.
“Old Spice”? Kto tego jeszcze używa? – rozglądnęła się czujnie. Zapomniany przez lata, niebezpiecznie znajomy, przyprawił ją o dreszcz emocji. Wcale tego nie pragnąc, zanurzyła się w przeszłości...


– Usiądź wygodnie, Joasiu – powiedział. Automatycznie wykonała polecenie, wwiercając się w miękkie siedzisko fotela. Zielone paprotki zwisały niemrawo z parapetu okna; oszklona, zamykana na kluczyk szafka więziła kolorowe pudełeczka z lekarstwami. Pomieszczenie nie było przytulne, mimo pomalowanych w ciepłym kolorze ścian. Nie było to miejsce, w którym można by się otworzyć, zwierzyć z najgłębszych tajemnic duszy. I ten zapach, słodki, duszący, przyprawiający o mdłości, gnieżdżący się w każdej porze ciała... Nie chciała tu być, nie chciała z nikim rozmawiać, ale matka nalegała od dłuższego czasu.
– Jak się teraz czujesz? – usłyszała. Beznamiętnie spojrzała na siedzącego przy biurku mężczyznę. Pokryta pierwszymi zmarszczkami twarz emanowała spokojem i łagodnością. Szare oczy nie wyrażały żadnych emocji: czekały na nią, na jej odpowiedź. Nie wiedziała, co ją do niej skłoniło: przez ostatnie tygodnie nie wypowiedziała nawet jednego słowa.
– Dobrze – głos nawet nie zadrżał. Była spokojna, pogodzona już ze swoim losem.
– Chcesz o tym porozmawiać? – zapytał. – Co za idiotyczne pytanie! Pewnie, że nie chcę! Nie chcę już nigdy o tym rozmawiać! Gdybym chciała, to powiedziałabym matce! - uwięzło na moment w krtani.
– Tak – powiedziała, dziwiąc się własnej odpowiedzi. – Jak mnie do tego zmusiłeś? Kim ty w ogóle jesteś, żeby o to pytać?! W pokoju zapadła wyczekująca cisza. Siedemnastoletnia Joasia biła się z myślami, nie wiedząc jak zacząć opowiadać o wydarzeniach sprzed kilku tygodni.
– To zdarzyło się czterdzieści trzy dni temu...


Na dworze już szarzało. Mgła zaległa wszystkie pola, ale bajecznie kolorowe liście kurczowo trzymały się drzew: nie chciały ulec wiatrowi. Zaczynała się jesień. Jechaliśmy już cztery godziny. Nie rozmawialiśmy, miałam zamknięte oczy, tylko jednostajny stukot kół o niewyasfaltowaną nawierzchnię szosy doprowadzał mnie do obłędu. Cisza, zagłuszana miarową pracą silnika, była nie do zniesienia. Oczyma wyobraźni znów spoglądałam w jego twarz.

Olbrzymie oczy patrzyły na mnie z naganą, nie pozwalając oderwać od nich wzroku. Zawsze tak patrzył. Prawie zawsze. Przypomniały mi się wszystkie chwile, gdy zapominał o swej powadze. Wtedy szybkie, radosne ogniki biegały po jego czole, ożywiając całą twarz. Trwało to jednak bardzo krótko. Natychmiast powracał do dawnej stanowczości. Znów nie mogłam się od nich oderwać. Wielkie, brązowe oczy zdawały się wciąż krzyczeć na mnie. Poczucie winy było coraz większe.

Stanęliśmy w polu. Zimny wiatr i lepka mgła ogarnęły mnie ze wszystkich stron. Mokre, wilgotne liście przyklejały się do ciepłej dłoni. Pięć, niegdyś delikatnych palców porysowanych było teraz licznymi szramami, pokaleczeniami. Moje ręce zmężniały, stwardniały. Nie chciałam tego, ale sama byłam temu winna.

I znów jego twarz. Inna. Krzycząca! Przerażający grymas na wpółotwartych ustach i wyraz strachu w szeroko otwartych oczach! Takim widziałam go przez kilka sekund. Tam, w górach...


Joanna drgnęła. Dziwnie pusto zrobiło się na ulicy. Witryna drogerii pobladła, tylko szum zasypiającego miasta dogasał w oddali.
– Idę, już idę... – powiedziała nie wiadomo do kogo.
Obraz wrócił ze zdwojoną siłą.

Zauważyłam, że coś trzymam w dłoniach: czerwony, wilgotny liść klonu. Ze wstrętem go odrzuciłam. Moją głowę przeszywał co chwila potworny ból, myśli kołatały, obrazy się zmieniały jak w kalejdoskopie, umysł pracował na zwiększonych obrotach. Potrzebowałam rozładowania. Teraz, już, natychmiast! Zaczęłam śpiewać. Najpierw cicho, później coraz głośniej. Ale to jeszcze nie to... Koła znów stukały o płyty na szosie, droga była zupełnie pusta, monotonia jazdy nużyła. Wróciłam do gór...

Wspólna wyprawa na Mnicha była w planie naszego wyjazdu. Wybraliśmy pogodny ranek na urzeczywistnienie naszych zamiarów. Jego mądre oczy z obawą jednak patrzyły w stronę szczytu. Byliśmy już tam dwukrotnie, lecz nigdy nie wchodziliśmy północną ścianą. A właśnie ona stanowiła trudność nawet dla zaawansowanych taterników. Wielu ją przeszło, ale jeden, najdrobniejszy błąd czy nieuwaga, mogły zdecydować o przyszłych losach amatorów wspinaczki. Zabraliśmy sprzęt ze schroniska. Zachodnią strona Morskiego poszliśmy ku naszemu przeznaczeniu. Spojrzałam w jego oczy: z nich zawsze mogłam wszystko wyczytać. Jak zwykle patrzył z wyższością, doświadczeniem zagorzałego taternika, ale zauważyłam też dziwny niepokój. Byłam podniecona, rozgorączkowana jak przed długo oczekiwaną podróżą. A właśnie nadszedł ten dzień! Starałam opanować emocje. Szliśmy powoli, obładowani sprzętem do wspinaczki. Byliśmy w dobrej kondycji, optymistycznie nastawieni, skupieni na szlaku. Już się cieszyłam nagłówkami w gazetce studenckiej: „Kolejny wyczyn młodych taterników!”


Wieczór przemienił się w noc. Joanna nadal stała, opierając pobladły policzek o zimną taflę sklepowej szyby. Nieliczni przechodnie omijali ją łukiem, nie interesując się samotną kobietą w obawie o swój, tak cenny, czas. Kalejdoskop kręcił się dalej...

Był skupiony, poważny. Żleb już się kończył. Przed nami pierwszy etap wspinaczki: Ministrant. Liny, haki, klamry poszły w ruch. Szło nam dosyć dobrze, składnie: wspinaliśmy się razem dopiero od roku, ale już się znaliśmy. Każde z nas miało swój zakres obowiązków: gównie asekuracja, pomoc. Ministranta zrobiliśmy dość gładko, ale z dużym wysiłkiem fizycznym. Waga sprzętu odgrywała tu ważną rolę. Odsapnęliśmy nieco przed podejściem do szczytu. Kontrolowałam każdy swój ruch. Ta droga była trudniejsza technicznie, wymagała pomyślunku, sprytu, dokładności i odwagi. A tej w pewnej chwili zabrakło. Ułamka sekundy, by ratować czyjeś życie.
Byłam niżej. On stanął na wbitą klamrę i brzeg wystającej skały. Nie wytrzymała. Osunął się jakieś trzy metry. Byliśmy związani i poleciałam za nim. Wisiałam, czekając jego ruchu. Wszedł z powrotem. Był wyczerpany i wystraszony, niespokojny. I pewnie to zaważyło na jego dalszych losach. Na naszych...
Byłam rozdrażniona tym zajściem. Myślałam nawet o przerwaniu wspinaczki, ale głupia duma na to nie pozwoliła.Nie poddam się w połowie!
Przeszliśmy może cztery kolejne metry. Poczułam szarpnięcie. Błyskawicznie odpięłam klamrę łączącą mnie z partnerem. Zobaczył to. Przez ułamek sekundy widziałam jego twarz wykrzywioną grymasem, przerażone oczy, krzyczące usta. Spadał, spadał... Nie słyszałam jego głosu, chyba nie chciałam słyszeć. Kołysząc się na linie, czekałam głuchego dźwięku uderzającego o skały ciała....



Chłód oderwał Joannę od zimnej szyby.
– Co to było?! – otrząsnęła się ze wspomnień. – Już idę, już idę! – zawołała, lecz nawet echo jej nie odpowiedziało.

Weszła do przepełnionej sali ulubionej restauracji. Papierosowy dym leniwie snuł się pod sufitem, tworząc gęstą zawiesinę. Spojrzała w ustawione naprzeciw wejścia lustro i kątem oka zobaczyła wchodzącą do knajpki kobietę. Wyglądała jak ona, tylko jakieś trzydzieści lat starsza. Siwe włosy ścieliły się na ramionach, a niepewny wzrok ogarniał kieliszki nad barem. Wąskie biodra nieznacznie musnęły kontuar.
– Mamo, co tu robisz? – zapytała zdziwiona.
– Córeczko, ciebie tu nie powinno być! Przychodzisz od dziesięciu lat na waszą kolację, ale on nie przyjdzie! Jego nie ma! Zginął w górach, jak twój ojciec... - kobieta cicho załkała przykładając do ust małą chusteczkę.
– Mnie też nie ma, Mamo! – powiedziała twardo. – Istnieję tylko w twojej wyobraźni! Jestem wytworem twojej choroby!

Kobieta drgnęła, gdy starszy kelner dyskretnie, choć stanowczo chwycił ją za łokieć.
– Pani Joanno, odprowadzę panią do drzwi! Pan doktor już czeka.
Przed restauracją stała karetka, z której słodko unosił się zapach „Old Spice”.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
zajacanka · dnia 16.10.2010 11:15 · Czytań: 1485 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 18
Komentarze
Jack the Nipper dnia 16.10.2010 14:07
Tytuł bardzo dobry, rzeczywiście, wszystko sie tu zmienia jak w kalejdoskopie. Przez to czytanie wymaga naprawde mocnego skupienia, zeby ogarnąć o co chodzi. Po przeczytaniu calości poczułem jednak zmeczenie - cos za dużo tego skupienia było. To jak zapinanie ekspresu, ktory się ciągle zacina.

Ten akapit od:

Cytat:
– Usiądź wygodnie, Joasiu –


Jest szczególnie gmatwający, bo odebrałem opowieśc tak:

Joanna na ulicy - zalążek wspomnienia - gabinet psychoanalityka - wspomnienie wspinaczki - Joanna na ulicy - wspomnienie wspinaczki - ulica...

Brak przejścia ponownie przez "gabinet analityka".

Historia jest bardzo dobra, tylko napisana bez luzu. I tego luzu mi trochę brakuje, czegoś co pozwoli na chwile odsapnąć.
green dnia 16.10.2010 15:11
Bardzo dobre opowiadanie, byłoby świetne gdybyś dała trochę przestrzeni.

Mam takie samo zastrzeżenie jak Jack. Podobało mi się, chciałam czytaj dalej, ale jak już skończyłam czuję zmęczenie.

I dreszcz emocji to bym wyrzuciła, to nieładne jest.

Pozdrawiam serdecznie.
Almari dnia 16.10.2010 16:22
Cytat:
nie było przytulne, mimo pomalowanych w ciepłym kolorze ścian. Nie było to miejsce, w którym można by

- nie było 2x i potem by.
Cytat:
I ten zapach, słodki, duszący, przyprawiający o mdłości, gnieżdżący się w każdej porze ciała.

~ Przyznam, że nie podoba mi się ostatnia metafora. Ja bym wyrzuciła, ale to od ciebie zależy.
Cytat:
czekały na nią, na jej odpowiedź. Nie wiedziała, co ją do niej skłoniło

~ nią, jej, ją, niej.
Cytat:
Oczyma wyobraźni znów spoglądałam w jego twarz.

Olbrzymie oczy

~ Zbyt blisko oczyma i oczy.
Cytat:
Olbrzymie oczy patrzyły na mnie z naganą, nie pozwalając oderwać od nich wzroku. Zawsze tak patrzył. Prawie zawsze. Przypomniały mi się wszystkie chwile, gdy zapominał o swej powadze. Wtedy szybkie, radosne ogniki biegały po jego czole, ożywiając całą twarz. Trwało to jednak bardzo krótko. Natychmiast powracał do dawnej stanowczości. Znów nie mogłam się od nich oderwać. Wielkie, brązowe oczy zdawały się wciąż krzyczeć na mnie. Poczucie winy było coraz większe.

~ Mam wrażenie, że cały czas mówisz o tym samym. Ten fragment wydaje się na siłę rozciągnięty. W tylu zdaniach opisujesz tylko, że był stanowczy i miał rażące spojrzenie. Proponuję dodać coś innego a nie powtarzać to samo.
Cytat:
Zachodnią strona Morskiego

~ stroną.
Cytat:
Wisiałam, czekając jego ruchu.

~ Sądzę, że lepiej by brzmiało czekając na jego ruch.
Cytat:
nie pozwoliła.Nie

~ spacja.


A mi brak luzu nie przeszkadzał. Zważywszy na to, że jest to krótka opowieść, sądzę że nie ma za bardzo miejsca na luz, zwłaszcza kiedy poruszana jest poważna tematyka. Gdyby to było dłuższe opowiadanie, wtedy można coś tam pokombinować. Ale jak widać opinie są różne. ;)

Zgrabnie opisana opowieść. Dobrze się czyta i gładko przechodzi przez retrospekcje. Wybrałaś odpowiednie momenty na nie. To co mnie wkurzało, to momentami szyk niektórych zdań. Nie wypunktowałam ich, bo są poprawne aczkolwiek ja stosuję inny szyk.

Pozdrawiam.
Miladora dnia 16.10.2010 17:22
Intrygujące i wciągające, Zajączku. ;)
Przeczytałam z prawdziwym zainteresowaniem, bo klimat jest szczególny i bardzo do mnie przemówił.
Dla mnie tekst bardzo dobry. ;)

To, co zauważyłam przy pierwszym czytaniu:

- w każdej porze ciała... - niezręczne, poza tym to "por", "pory" w skórze, a więc nie w każdej porze, tylko w każdym porze, chociaż sugerowałabym "we wszystkich porach skóry", ponieważ zobacz, jakie rymy Ci się potworzyły:
- w każdej porze ciała/chciała/nalegała/usłyszała.

- Starałam (się) opanować emocje.

Mam jeszcze pytanie. Z tekstu wynika właściwie, że zginął, gdy miała 17 lat. To jak mogli być małżeństwem?
Chyba że czegoś nie zrozumiałam. ;)

Buźki :D
zawsze dnia 16.10.2010 17:59
Zajacanko, wciągnęłaś mnie.

Szczególnie w młodej osobie utraty bliskich powodują traumy. Ale jak pogodzić się z konfrontacją marzeń z rzeczywistością? Jak zrozumieć, że wszelkie plany, które podświadomie snuliśmy, w jednej krótkiej chwili okazują się nie mieć szansy na realizację?
Poruszające. Luz? Myślę, że gdyby go tu dodać, zabrakłoby emocji.
Pozdrawiam.

PS Do uwag Almari dołączam jedną:
Cytat:
Każde z nas miało swój zakres obowiązków: gównie asekuracja, pomoc.
głównie
Wasinka dnia 16.10.2010 18:10
Zajacanko, sposdobało mi się to, że na jednym zaskoczeniu podczas zakończenia "położyło się" drugie. Przeczytałam z przyjemnością, skończyłam czytać - z dreszczykiem. Dobry pomysł, niezłe wykonanie. Zadziałało.
Pozdrawiam słonecznie :)
zajacanka dnia 16.10.2010 18:33
Ale mila niespodzianka! Nie przypuszczalam, ze tak szybko sie ukaze!
Jack - nawarstwienie mysli i stale zmnieniajace sie obrazy mialy oddac targajace bohaterka odczucia. W tego typu przypadlosciach nie ma czasu na luz.
green - ciesze sie, ze ci sie spodobalo. Musze przyznac, ze nad "dreszczem emocji" tez sie zastanawialam. Przypatrze sie jeszcze i pomysle nad ewentualna zmiana.
Almari - dzieki za podpowiedzi. Postaram sie zrobic porzadek:)
Miladora - popracuje nad "porami" :) Co do twojego pytania: malzenstwo i corka byly wymyslone, stworzone przez bohaterke na skutek choroby. Dzieki za bardzo dobry:)
spalonapustko - trauma z mlodosci czasem ciagnie sie latami. Twoje pytania doskonale podsumowuja ten tekst. Dzieki za wylapanie bledu.
Wasinko - dreszczyk mile widziany:)

Bardzo Wam dziekuje z komentarze i podpowiedzi!
Pozdrawiam:)
Krzysztof Suchomski dnia 16.10.2010 22:58
Cytat:
– Mnie też nie ma, Mamo! – powiedziała twardo. – Istnieję tylko w twojej wyobraźni! Jestem wytworem twojej choroby!
Zawsze sobie wyobrażałem, że postacie pojawiające się schizofrenikom robią wszystko, by wydać się rzeczywistymi. Stąd to nagłe "przyznanie się" córki do tego, że jest bytem wyobrażonym, zabrzmiało mi tak jakby niekonsekwencją. Zwłaszcza mogła sobie podarować to jestem wytworem twojej choroby.
Do tego momentu można było przyjąć różne interpretacje. Mnie, na przykład, przemknęło przez chwilę, że to mogła być wyprawa ojca z córką, bo tak sugestywna była na początku bohaterka w kwestii z rocznicą i obrączką. Dopiero przy uważniejszym doczytaniu zwróciłem uwagę na młodych taterników.
Opowiadanko fajnie napisane, pobudzające szare komórki i zostawiające czytelnika z rozważaniami na temat wzajemnych związków ryzyka i odpowiedzialności, a także prawa do błędu.
Pozdrawiam :)
Usunięty dnia 16.10.2010 23:12
Serdecznie zapraszam Cię Zajacanko na koncert gitarowy Ani, sobota, 19:00 :-). Przybądź! :yes:
Usunięty dnia 17.10.2010 06:59
Odpowiada mi Zajacanko forma opisu wydarzeń. Niemniej, żeby dokładnie wchłonąć treść, konieczne jest dokładne wczytanie się. Temat jest interesujący i do przemyślenia.
Pozdrawiam :yes:
zajacanka dnia 17.10.2010 11:31
Krzysztofie, Mieszko - dzieki za wizyte i poczytanie:) Ciesze sie, ze pobudzilo szare komorki:)
Pozdrawiam!
zajacanka dnia 17.10.2010 11:32
Cytat:
Serdecznie zapraszam Cię Zajacanko na koncert gitarowy Ani, sobota, 19:00 :-). Przybądź!

nitkko: - juz lece!!! :lol:
mahuss dnia 22.10.2010 09:33
Pomysł bardzo dobry, aż ciary przechodzą. Moim zdaniem trochę za bardzo na tacy podana puenta. Można było ją ciut zawoalować. Wątek wymyślonej córki powinien moim zdaniem być wpleciony nieco wcześniej, nie na samym końcu. Trochę rekompensujesz to Czytelnikowi ostatnim zdaniem, które jakby podtrzymuje atmosferę tajemnicy.
zajacanka dnia 23.10.2010 01:35
mahuss,
jakbym wczesniej wplotla, to byloby na tacy podane, a tak czytelnik moze czuc sie zaskoczony...

Jednak co innego mnie intryguje: nikt z portalowiczow nie podwazyl do tej pory opisu wspinaczki. A tu ponoc wielu Gorali. Czy tak dobrze to opisalam, czy nikomu nie chcialo sie sprawdzac?
Szuirad dnia 08.12.2010 13:27
Witaj
„zdecydować o przyszłych losach amatorów wspinaczki.” – jakoś nie pasuje mi to zdanie do całego kontekstu. Jakby wyrwane z innej bajki. Nie wiem jak to dokładnie j opisać.
Może użyć „ mogły radykalnie zmienić życie”, „mogły przekreślić wszelkie marzenia” albo coś jeszcze innego. :)

„w obawie o swój, tak cenny, czas” – może pominąć „tak”?

Muszę przyznać, ze przykułaś mnie do ekranu a końcówka wywolala mrowienie - oznaka, że tekst zrobił wrażenie
Pozdrawiam
zajacanka dnia 09.12.2010 01:18
Co za mila niespodzianka, Szuirad :)
Bardzo sie ciesze zarowno z Twojej wizyty, jak i z mrowienia, ktore ona wywolala:)
Pozdrawiam serdecznie:)
Usunięty dnia 07.05.2013 07:04 Ocena: Bardzo dobre
Niesamowite... lubię te klimaty. Duchy, halucynacje, wytwory poranionej, ludzkiej wyobraźni...
Te "pory" faktycznie bym zmieniła - w każdym porze byłoby lepiej, ale to sugestia :)
Dzięki za zaproszenie, czytałam z przyjemnością!! :)
zajacanka dnia 12.05.2013 12:32
Dziękuję za wizytę i komentarz Asya :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty