Ania z Zielonego Wzgórza - Krystyna Habrat
Publicystyka » Recenzje » Ania z Zielonego Wzgórza
A A A
Najpiękniejsza książka świata - Ania z Zielonego Wzgórza


ania_z_zielonego_wzgorza.jpgAutor - Lucy Maud Montgomery
Tytuł - Ania z Zielonego Wzgórza
Wyd. Państwowe Wydawnictwo Literatury Dziecięcej „Nasza Księgarnia” 1956 r
WYD. II
Tłum z ang. R. Bernsteinowa
Tytuł oryginału – Anne of Green Gablez
Nakład 100 000 + 250 egz.
Powieść dla dzieci, a szczególnie dla dziewczynek.
Pierwsze wydanie 1908 r.

Tym razem naprawdę wszystkich zaskoczę. Dotąd pozowałam na miłośniczkę Conrada, Czechowa, Bunina, Manna, Dostojewskiego, Prousta oraz dobrej literatury współczesnej, takiej poważnej, filozoficznej, i to jest oczywiście prawda, ale teraz zdradzę, że za najpiękniejszą książkę uważam powieść dla dziewcząt pt. „Ania z Zielonego Wzgórza”.

Przeczytałam ją, mając dziewięć lat. Trzy tomy, bo tyle było w domowej bibliotece przyjaciół moich rodziców. Potem dostałam własny komplet wszystkich wtedy pięciu tomów. Sama dokupowałam tomy wychodzące później choć... czułam, że to lektura zbyt dziecinna.

Teraz mam je wszystkie w pobliżu, ale nigdy ich nie czytam. Na razie, bo tom pierwszy coraz bliżej stosu z lekturami pilnymi. Zawsze są jednak pilniejsze pozycje do szybkiego przeczytania i ważniejsze sprawy. „Anię” odkładam na czas spokojnego cieszenia się życiem. Wystarczy, że miejsce w domu, gdzie zgromadzone jej wszystkie tomy oraz dziennik autorki i jej biografia, promienieje pozytywną energią, która nastawia moje życie na szlachetne tory.
Tu znowu wtrącę coś osobistego. Kilka dni temu dostałam wiadomość, że pani Krysia, która pożyczyła mi do czytania pierwsze tomy "Ani", żyje i ma 100 lat. Kiedyś obiecywała, że dożyje takiego wieku. Pewnie nie bez wpływu było to, że choć życie nie głaskało jej po głowie, przeżyła wojnę, zaznała wielu zgryzot, ale drobiazgami się nie trapiła. Za to kultywowała te pozytywne, będące wyrazem radości życia. Optymizm czerpała z pogodnych książek, nawet młodzieżowych, oraz umiejętności stwarzania wokół siebie aury urody życia. Tym zarażała otoczenie. Wszystkie dzieci znajomych obdarzała na każdą okazję ładnymi książkami i ozdobami na choinkę, jakie w szare jesienne wieczory wyrabiała z pomocą córki, Joli. Dużo by o tym opowiadać, ale jedno muszę podkreślić. Na filozofię życia wiekowej dziś pani Krysi wywarła niewątpliwie piętno właśnie "Ania z Zielonego Wzgórza" (chyba wydanie przedwojenne, które wiele lat później mnie pożyczyła). I jej dalsze tomy, oraz seria z "Emilką" czy powieści im pokrewne. Co więc tak magicznego ma w sobie ta powieść?

Przeczytałam dużo dobrej literatury z przekonania, że każdy człowiek ma święty obowiązek poznać arcydzieła światowe, a potem czytać dobrą literaturą drugorzędną, która uczy życia i je uprzyjemnia. Dlatego kupuje książki i je czyta. Do tego dochodzi obowiązek obcowania z teatrem, filharmonią, muzeami... Dopiero niedawno z przerażeniem zorientowałam się, że to nie jest tak do życia niezbędne. Przynajmniej dla niektórych. Załóżmy, że dla mniejszości... Ja będę już należeć do tych, którzy bez książek nie potrafią żyć.

Zamiłowanie do książek zaczyna się w domu, kiedy rodzice je dziecku czytają, a na dobranoc opowiadają bajki. U nas mój brat prosił tatę co wieczór: „Opowiedz o beczkach”. W nich schowała się starowinka nocą w lesie przed watahą wilków. Ale ją uratowano. I ja, starsza, słuchałam tego co wieczór z dreszczykiem emocji, otulając się szczelnie kołdrą, by nie dopadł mnie drapieżnik, jaki mógł grasować w ogromnym sosnowym lesie zaraz za oknem. Dolatywały przecież stamtąd niesamowite uderzenia, zgrzyty, świsty. Były to odgłosy schowanej za lasem fabryki, ale cóż szkodzi wyobrażać sobie niesamowite historie i przeżywać dreszczyk niepokoju. Wkrótce jednak moje życie się zmieniło, bo poznałam „Anię z Zielonego Wzgórza”. To była książka niezwykła. Choć upłynęło od tamtego czasu trochę lat, przeczytałam dużo wspaniałych powieści, które wzbudziły mój już dorosły zachwyt, dotąd trwam w przekonaniu, że to najpiękniejsza książka świata.
Zaczyna się od postaci ciekawskiej i pryncypialnej pani Linde, która o wszystkich wszystko wie. Wie też najlepiej, jak każdy powinien postępować. Jeśli zrobi coś inaczej, wygarnie mu to prosto z mostu. Bardzo podobna do naszej poczciwej, acz wzbudzającej popłoch -a chudej jak tyka - sąsiadki, która z lubością straszy tym wygarnianiem... Ale zaraz pojawia się Ania Shirley, biedna jedenastoletnia sierota o rudych włosach i licznych piegach na twarzy. W kwiecistych słowach oznajmia nieśmiałemu, staremu kawalerowi, Mateuszowi Cuthbertowi, który wraz z siostrą Marylą zamierza ją przygarnąć do domu:
"Zaczęłam się już lękać, że pan po mnie nie przyjedzie (...). Postanowiłam więc (...) pójść wzdłuż szyn do tej oto wielkiej dzikiej wiśni, która rośnie tam na zakręcie, i spędzić na niej noc. Wcale bym się nie bała, bo przecież cudnie byłoby przespać noc pośród białego kwiecia dzikiej wiśni, przy świetle księżyca, prawda? Mogłoby mi się zdawać, że mieszkam w marmurowym pałacu, czy nie?"
A po przybyciu pod dom Cuthbertów prosi:
- "Niech pan posłucha, jak drzewa rozmawiają we śnie (...). Jakież cudne muszą mieć sny!"
I to jest chyba moment, kiedy dziewczęta zaczynają się wzruszać i śledzić z wypiekami na twarzy dalsze losy Ani. Oczywiście, jeśli nie są zbyt duże, bo takie poetyckie usposobienie Ani uznają za sentymentalizm. W pewnym wieku Anię się porzuca, no może odkłada. Jednak na rozmiłowanej w niej czytelniczce zdąży już ta powieść odcisnąć niezatarte piętno swej niezwykłej filozofii życia. Czyli zachwytu dla urody świata i ludzi.

Kiedy poznajemy Anię Shirley, nie układa się w życiu najlepiej. Jest sierotą, zdaną na opiekę przypadkowych, nieczułych, rodzin lub ponury sierociniec. Nikt jej nie kocha, nie potrafi zrozumieć, ale wszyscy wymagają pracy ponad siły. Na szczęście ta inteligentna i wrażliwa dziewczynka potrafi oswajać nieżyczliwy jej los za pomocą bogatej wyobraźni i widzi świat piękniejszym. Wciąga czytelnika swym poetyckim patrzeniem na rzeczywistość i kto raz się tej magii podda, pozostaje zauroczony na całe życie.

Mali chłopcy tego nie zrozumieją (tak sądziłam, a okazuje się, że bywają i wśród nich miłośnicy Ani), bo dla nich ważniejsze są psoty, zabawy i poznawanie świata na własnej skórze, ale dziewczęta w wieku 7-14 lat, zaczynają odkrywać urodę świata i lubią popadać w patetyczne wzruszenia. Potrafią popadać w euforię nad kwitnącym drzewem za oknem, choć może nie posuną się tak daleko, by jak Ania nazwać je „Królową śniegu”, a wiejski staw: "Jeziorem Lśniących Wód". Dziewczęta, naprawdę rozmiłowane w Ani, szybko odkrywają czar poezji. I literatury w ogóle.
Szybko jednak przychodzi moment, gdy dorastające dziewczęta zaczynają się wstydzić swych uniesień nad "Anią", i wszelkich euforii, fascynacji. Stają się skryte i trochę cyniczne, jak w wierszu Małgorzaty Hilar: "My z drugiej połowy XX wieku". Coś jednak z tamtego oczarowania, gdzieś głęboko zostaje. Może żywsza wyobraźnia? Ciekawość ludzi? Specyficzne poczucie humoru cechujące, jak mawiała Ania: "ludzi znających Józefa". A może chęć, by swe fascynacje przelewać na papier? Jak Ania.

Ania, jako nastolatka obdarzona bogatą wyobraźnią, uczy swe przyjaciółki (a także czytelniczki), jak rozwijać ten dar. W tym celu zakłada z koleżankami Klub Powieściowy. Każda ma co tydzień napisać jakieś opowiadanie. Potem je wspólnie odczytują i tym sposobem zostają zarażone nieustannym zachwytem. Do krajobrazu, przyrody i do poezji. Do ludzi też, bo można postarać się ich zrozumieć i, jeśli trzeba, wybaczyć. W razie czego należy sobie to piękno wyobrazić.

Ciekawe, ile czytelniczek mogłoby się później przyznać, że zaraziły się od Ani potrzebą pisania. Ja, tak! A przynajmniej potrzebą czytania. Ania dużo czyta i każdy utwór silnie przeżywa, rozbudowując wokół niego własne emocje, nawet inscenizując czytane strofy, np. "Elaine", płynącą po wodzie w łódce.
Dla mnie najważniejszy w tej książce był ów nieustanny zachwyt do świata i widzenie wszystkiego od poetyckiej strony. Dziewięcioletnia dziewczynka jest skłonna do podobnych egzaltacji. Czasem pozostanie to jej na całe życie. Wprawdzie później widzi się, że nie wszyscy są podobni do poczciwych i sympatycznych mieszkańców Avonlea, że nie każdego mruka można przekształcić w sympatycznego osobnika, znającego Józefa, czyli w kogoś z fantazją i poczuciem humoru. Że okrucieństwa świata nie da się pokonać za pomocą wyobraźni. Ale ktoś raz zarażony fantazją Ani, zachowa to w sercu na całe życie i jednak trochę inaczej patrzy na to co wkoło.

Zachwyt, ale i szlachetność spojrzenia na świat i ludzi, czego uczy Ania, to najpiękniejsze cechy, jakimi można się od niej zarazić. Sama postępuje szlachetnie, tego uczy swoich uczniów. Szlachetni są też mieszkańcy Avonlea, żyjący według surowych, purytańskich zasad, pomimo, że jako ludzie z krwi i kości mają swoje drobne wady i potknięcia. Uważa się, że autorka bardzo celnie przedstawiła obraz społeczności na kanadyjskiej prowincji, z jego codziennością, zwyczajami i surowymi, purytańskimi zasadami. Przyciąga urodą otoczenie wśród którego ci ludzie żyją a nawet oficjalna nazwa ich ziemi: Wyspa księcia Edwarda i te nazwy powieściowe: Zielone Wzgórze; Białe Piaski... W moim wydaniu ich domostwa nazywane są dworkami, co już w późniejszych wydaniach i innych tłumaczeniach , zanika.
Uroda jest w tej powieści wszechobecna. Maryla, choć to starszawa wiejska kobieta, właściwie farmerka, ma własny pokój, do którego nikt inny nie wchodzi, a w nim biurko, gdzie leży poduszeczka na igły i drogocenna ametystowa broszka. Za oknem facjatki Ani kwitnie wiosna piękna wiśnia i z powodu jej białego kwiecia Ania nadaje jej nazwę: Królowa Śniegu. Drobiazgi! Kochane drobiazgi! Jakże miłe sercu kobiety! Od 7- 100 lat.
Gdyby powieść o Ani zawierała tylko pozytywne przesłania, byłaby poprawna pedagogicznie, ale ciut nudna. Na szczęście jest w niej to, czego uczyła mnie kiedyś mama przy robieniu tortu. Żeby masa nie była zbyt mdła, należy jej słodycz przełamać czymś kwaśnym, sokiem z cytryny lub kieliszkiem koniaku. Słodycz książek o Ani przełamana jest jej humorem. Śmiejemy się, kiedy przez roztargnienie nasza bohaterka popada w tarapaty: maluje sobie włosy na zielono, to znów nos na czerwono, kiedy upija swą przyjaciółkę Dianę winem zamiast sokiem, i znajduje w sosie, który zapomniała przykryć, szczura. Tylko jest to śmiech subtelny, nierechotliwy, taki jak wypada w obecności dorastającej panienki.

Muszę jeszcze dodać coś o Gilbercie. Urodziwy, zdolny, chłopiec od wstępu naraził się Ani, bo nazywał ją "Marchewką" z powodu jej rudych włosów. Niestety ten kolor powodował jej najstrasznjejszy kompleks.Mądra i dobra dziewczyna od razu znienawidziła Gilberta. I jak to bywa nieraz początkowa nienawiść przeradza się w wielka miłość, choć czasem musi od tego upłynąć dużo wody. Ale chyba niejedna czytelniczka według Gilberta kształtuje sobie wymarzony ideał swego przyszłego wybrańca. I to jest dobry wybór. Mój "Gilbert", też urodziwy brunet, właśnie woła mnie na kawę. Sam ją parzy w ekspresie, którego ja nie potrafię obsłużyć, bo zwykle coś popsuję. I tu muszę przyznać, że wynika to z roztargnienia, bo, co jak co, ale roztargnienie mam od Ani.

Mam nadzieję, że mnie Ania zaraziła swą fantazją, szlachetnością i umiejętnością patrzenia na rzeczywistość poprzez jej urodę, dlatego uważam tę lekturę za najpiękniejszą książkę świata. Podkreślam też wysokość nakładu 100 000 +250 egzemplarzy, co w porównaniu do dzisiejszych, kilkutysięcznych nakładów, o czymś mówi, tym bardziej, że ta książka wciąż jest wznawiana i cieszy się popularnością na całym świecie.

Wspomnieć też należy, iż życie autorki było nieco mniej urocze niż stworzonej przez nią bohaterki. Żyła w latach 1874 - 1942. Jako półsierota wychowywana przez surową babkę, latami się nią potem opiekowała oraz całą rodziną i nie miała wcale osobnego życia. Piekła placki, gotowała, szorowała podłogi, a powieść tworzyła po kryjomu na starej maszynie do pisania. Dopiero po śmierci babki, mając powyżej trzydziestki, wyszła za mąż za starszawego, sztywnego pastora i urodziła dwóch synów. Potem mąż chorował na nerwy, a ona pracowała i miała pieczę nad całym domem. W swej książce zamieściła to, czego jej życie poskąpiło, urody i radości życia. Po sukcesie „ Ani” wydawcy zmuszali ja do pisania kolejnych tomów, ale najpiękniejsze są pierwsze trzy:
1) Ania z Zielonego Wzgórza;
2) Ania z Avonlea;
3) Ania na uniwersytecie.
Nie mam nic przeciw dalszym tomom, ale do Ani dorosłej, mającej duże dzieci i cierpiącej na migreny, miałam już stosunek niedowierzający.Wiedziałam, że świat dorosłych jest bardziej skomplikowany niż można to przedstawić dzieciom.
Są to jednak informacje, jakie znają wszystkie dziewczyny. Nie wiem tylko, czy te najmłodsze jeszcze tak Anię kochają. Jednak zwolenników tej postaci jest dużo. Na całym świecie. Wykupują kolejne wydania serii o Ani i licznie odwiedzają dom w Kanadzie na Wyspie Księcia Edwarda, gdzie mieści się muzeum Ani z Zielonego Wzgórza. To dom kuzynów autorki, a ona opisała go, jako dom Ani. Kiedy w 1997 roku strawił go pożar, odbudować pomogli Japończycy, co świadczy o światowej karierze rudowłosej Ani o bogatej wyobraźni i pięknym spojrzeniu na świat.

Z przemiłych komentarzy pod tym tekstem, dowiaduję się, że grono zwolenników Ani jest wielkie, i nawet chłopcy ją chętnie czytają. Na pewno ludzie, którzy kiedyś upodobali sobie Anię, mają już inny sposób patrzenia na świat. Bardziej poetycki. I chyba więcej w nich szlachetności, a w wieku dojrzałym - poczucia humoru.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Krystyna Habrat · dnia 24.10.2010 13:14 · Czytań: 5662 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 22
Komentarze
bassooner dnia 24.10.2010 13:25
jak Tośka nauczy się czytać, będę musiał jej to podrzucić, bo w domu jest, jakby co... ;-)))

sam nie czytałem, niestety, ale grałem takowy musical... ;-)))

recenzja jest ok... ;-)))
Wasinka dnia 24.10.2010 14:53
Sokole, bardzo dużo emocji w Twojej recenzji... I bardzo dobrze, to przyciąga do książki.
Zgadzam się, że najlepsze są trzy pierwsze części. Potem, przyznam szczerze, nie przebrnęłam. Utknęłam na "Szumiących topolach"...
Podoba mi się, że wyłuskałaś z książki to, co w niej najważniejsze, i co czyni z niej naprawdę wyjątkową pozycję - przydatną, by przypomnieć sobie, jak czerpać kolory i poezję z życia. Zestawiając ją z biografią autorki, dałaś dodatkowo do myślenia.
Teraz dziewczynki często inaczej spoglądają na powieść Montgomery. Ale kiedyś wybrałam się z dzieciakiami na dłuższy spacer, by odnaleźć jakieś piękne/ciekawe zakątki w okolicy i poodkrywać troszkę tego, czego nie zauważali wcześniej. A potem nadawalismy miejscom, dziwnym drzewom itp. nazwy. Okazało się, że potrafią dostrzec to, co piękne, interesujące, tylko często nie pomyślą, żeby patrzeć takimi oczyma na co dzień. I, wiesz, nawet chłopcy bardzo zaangażowali się w tę "przygodę".
Świetnie, że przypominasz o tym, co książka może dać dzieciom (i ludziom ogólnie). Wiem, że niektórzy uważają Anię za egoistkę i zarozumiałą dziewczynę (gdzieś to przeczytałam także między innymi na portalu, ale już nie pamiętam gdzie), jednak to chyba wszystko zależy od tego, z której strony i jak się spojrzy. Jesteśmy przecież różni.
Pozdrawiam Cię serdecznie :)

P.S. Troszkę błędów, ale, przypuszczam, że wynikły w większości z przyczyn powracającego dopiero do zdrowia oka.
Miladora dnia 24.10.2010 18:16
Ja też od lat wracam do tej książki. :D

Zawsze wtedy, gdy kłopoty zaćmiewają odbiór świata. Dobrze jest wtedy uciec do czegoś, co pozwala spojrzeć na wszystko poprzez pryzmat piękna i wyobraźni.
I mimo że w książce są także smutne momenty, jest to życie podobne do naszego, choć upłynął już ponad wiek, od napisania tej powieści.

Czy wiesz, Sokolku, że ja mam kamyk z Zielonego Wzgórza? ;)
Znajomi przywieźli mi z Kanady...
Na pamiątkę.

Buźka za recenzję. :D
Izolda dnia 24.10.2010 19:01
Podoba mi się bardzo ta recenzja, lubię pisanie emocjami, mądrymi emocjami, które uwypuklają to, co naprawdę ważne. Ja też mam w biblioteczce całą serię i trzymam jak koło ratunkowe na trudny czas, kiedy trzeba powrócić do wrażliwości dziewczyńskich lat. Wszystko to, co myślę o tej książce znalazłam tutaj.
I tak jak Ty zastanawiam się czy obecne dziewięciolatki tak samo jak my kiedyś przeżywają tę lekturę.
Krystyna Habrat dnia 24.10.2010 20:36
Hej, cieszę się, że możemy utworzyć Klub Dziewcząt Kochających Anię. Będą to panie, które widzą świat, tak jak się nauczyły od Ani i same próbują dorzucić coś do jego piękna za pomocą pióra. I nigdy nie mają lat więcej niż 15.
Elwira dnia 24.10.2010 20:58
Cytat:
Dlatego kupuje książki i je czyta(.) Do tego dochodzi obowiązek obcowania a(z) teatrem,

rozumiem chorobę oka (naprawdę, oszczędzaj się, bo to jednak nie przelewki, ale z tym musisz coś zrobić.

Co do Ani, to się wyłamię. Nie czytałam, poległam po 2 czy 3 rozdziałach, chociaż kolekcja (nie wiem czy cała) stoi na półce mamy. Cóż, Montgomery można pozazdrościć sukcesu, domagania się kolejnych tomów i naprawdę dużego zainteresowania, bo Anie z rudymi włosami semantycznie zawsze będzie się kojarzyć z jej powieścią. Cóż, dla mnie ta seria pogrzebała inną twórczość autorki. Nigdy do niej nie sięgnęłam, a Miladora już mi uświadomiła, że szkoda. Może się przekonam. Może nawet do samej Ani (po takiej recenzji), bo mam w końcu w domu małą dziewczynkę, której trzeba otwierać kolejne drzwi do tworzenia osobowości i budowania świata wartości.

Natomiast co do wartości zawartych w tekście właśnie. Czy nie ma rodzimego dzieła, które by je zawierało? Bo dzieci wychowują się na Ani, Pippi, towarzystwu z Bullerbyn i Ronji. A co z literaturą polską dla dzieci? Nie istnieje?
To taka odskocznia pod dyskusję. Może wato ją przenieść na forum.
Szuirad dnia 24.10.2010 22:59
Witaj
Przyciągnął mnie tytuł. Może to dziwne, ale czytalem Anię w podstawówce, wlaściwie nigry później do ksiązki nie wócilem, ale..
Wlasnie ale, pamietam ją, gdzieś jej swiat odbił sie w moim wnetrzu obok Winnetou, Tomka Wilmowskiego i szeregu innych bohaterów. Cóż, chyba dzieciństwo byłoby uboższe. Pamietam też, że starsza c órka czyrtając Anię bardzo ją przezywała, ma swój egzemplarz, ale nie wiem czy do niego wraca.
A wlaśnie uzmysłowilem sobie, że nawet nie wiem, czy druga z moicjh dziewczyn to czytała... Niedopatrzenie :)
Musze z nia pogadać...
Dzieki Sokole za głos w sprawie Literatury i literatury, coraz bardziej jestem pewien, że wielkość litery przy ocenie ksiązki w większiości przypadków nie ma sensu. Bo Literatura obroni się sama, bezzględu na to do kogo i przez kogo jestv kierowana
pozdrawiam
lina_91 dnia 25.10.2010 00:13
ja najbardziej lubie Rille ze Zlotego Brzegu, ale to pewnie przez moja obsesje na punkcie wojny...

Poza tym, choc mam 18 lat, wciaz czytam te serie, nawet w zeszlym tygodniu znowu skonczylam. Ponadczasowe ksiazki, co by tu nie gadac...
mariamagdalena dnia 25.10.2010 00:26
ach,
jak ja _nie znoszę_ tej książki :rip:
ale nie przeszkodziło mi to w bardzo dobrym odbiorze twojej recenzji
lekko, fachowo napisana
przekonała nawet taką sceptyczkę tytułu jak ja
Krystyna Habrat dnia 25.10.2010 17:30
Dziękuję wszystkim za b. miłe komentarze. Po prostu warto zachować w sobie coś z dziecka. Jedni mają "Małego księcia" albo "Kubusia Puchatka", inni "Anię",a może wszystkich razem. To jakoś pomaga w życiu... :p
green dnia 25.10.2010 20:47
Dziękuję Ci Sokole za tę recenzję, mądrą prawdziwą. Ja z tych wychowanych na Ani.

I tylko czasami żal, że nie mam córki, bo to mało chłopięca lektura.

Pozdrawiam :)
JaneE dnia 25.10.2010 22:52
Sokol kochana, zamieściłaś tu recenzję mojej ukochanej książki. Więc cóż mogę napisać - bardzo mi się podobała.
Przeniosłaś mnie do czasów w których, odgrywałam z przyjaciółkami scenki z Ani. Przypomniałaś kłótnie o to, kto ma zagrać główną rolę.:)
A Gilbert...Cóż, przez wiele lat ( a może nawet do dziś) właśnie tak wyobrażałam sobie prawdziwą miłość. :)

Z niecierpliwością czekam na moment, w którym będę mogła zacząć czytać Anię wraz z moją córeczką.

Mam nadzieję że ona również zakocha się w tym magicznym świecie.

Pozdrawiam ciepło.
lina_91 dnia 26.10.2010 00:12
Cytat:
A Gilbert...Cóż, przez wiele lat ( a może nawet do dziś) właśnie tak wyobrażałam sobie prawdziwą miłość.

Jane, bo to byla prawdziwa milosc :). A ze tylko w ksiazce... Coz, marzyc tak czy siak warto.
Krystyna Habrat dnia 26.10.2010 13:15
Rozmarzyłam się po tylu przemiłych komentarzach i dodałam do tekstu coś osobistego o Gilbercie.
julanda dnia 26.10.2010 19:46
Sokolinko, to Ty napisałaś o Ani! Ze zdziwieniem zobaczyłam recenzję, zakliknęłam moją ciekawość, któż to? I aż mi tętno szaleje, już cofnęłaś czas, jestem wiercipiętą, uwięzioną kolejną anginą, zapaleniem płuc, kokluszem, dziecięcym reumatyzmem i licho wie czym jeszcze, (a dopadało co i raz) i przy nocnej lampce czytam do późna w nocy. Książki o Ani przesiąknięte zapachem strychu ciotki mojej chrzestnej, bo od niej dostawałam kolejne tomy do czytania, zapadają w pamięć na zawsze. Później piszę wypracowania, gdy tylko trafia się wolny temat, nie zapominam o LM. Gilbert stał się pierwowzorem chłopięcego ideału. Część uniwersytecką znałam kiedyś niemaże na pamięć! Do bólu przeżyłam, płacząc "Rillę z Złotego Brzegu" i ta ostania część została w pamięci jako najpiękniejasza. Z niej wiem, że pijąc z kimś z jednego kubka, poznaje się myśli tej drugiej osoby.
Sokolinko, powinnam Cię uściskać i dostałabyś buziaka, tak spontanicznie i szczerze, bo czy przyszłoby mi do głowy, że tyle radości mi sprawi, poruszy tętno, recenzja o książce, której się już nie zauważa, jak słońca za oknem w środku lata, bo przecież to zwyczajne, że świeci!
Niestety, moja córeńka nigdy nie chciała czytać Ani. Wolała "Księgę dżungli", do dziś smakujemy inne smaki. Coś z tym jabłkiem i jabłonią chyba naciągnęli. ;)
Pozdrawiam serdecznie!
Wasinka dnia 26.10.2010 19:52
Sokole, dodałaś postać Gilberta jako wzór, ale ponadto dołożyłaś coś bardzo osobistego, przez co tekst stał się jeszcze bardziej ciepły - jak powieść, o której piszesz.
Posyłam słoneczny uśmiech.
julanda dnia 26.10.2010 21:18
:) Zabłądziłam znów. To i drugi raz przeczytałam. Gapa ze mnie, ale warto było i drugi raz!
Usunięty dnia 26.10.2010 23:02
Ładnie napisana recenzja, podoba mi się, naprawdę. Krysiu, nie mogę jednak zgodzić się z tym zdaniem czy też stwierdzeniem:
Cytat:
Mali chłopcy tego nie zrozumieją, bo dla nich najważniejsze są psoty i poznawanie świata na własnej skórze, ale dziewczęta w wieku 7-14 lat, zaczynają odkrywać urodę świata.


Mój mały chłopiec, który liczy 12 lat, jest akurat po przeczytaniu książki, bo to, niestety, lektura obowiązkowa (nad czym ubolewam, bo jak słyszę "obowiązkowa", to od razu odniechciewa mi się czytać), stwierdzić mogę jednak z całym przekonaniem, że książka podobała mu się jak mało która i nawet coś z niej zrozumiał, a nawet chichrał się w tych samych momentach, co ja kiedyś. Dodam jeszcze, że moje dziecko niechętnie zabiera się za czytanie książek, a tę, jakimś cudem wchłonął dość szybko, ku mojemu zaskoczeniu i uciesze ;) Nop i stwierdził, ze wyobraźni to można Ani pozazdrościć.
No ale fakt, panowie mają w sobie mniej empatii.

Tak więc śmiem twierdzić, że jednak coś zrozumiał, pomimo, że nie jest dziewczynką w wieku 7-14 lat ;)

Tak czy siak jednak, recenzja napisana sprawnie i zachęca do przeczytania nie tylko tej części, ale i pozostałych.

Pozdrowienia
bosski_diabel dnia 26.10.2010 23:39
Dołączę do grona i powiem, że wcale sie nie dziwię młodemu człowiekowi, że czytał na pniu, przyznam się ja też przeczytałem w całości, i myślę, że we mnie został ten "zielony" ślad, napisana recezja bardzo odpowiada typowi ksiązki, czyta się płynnie i z ciekawością, pozdrawiam
Krystyna Habrat dnia 27.10.2010 12:05
Miło się dowiedzieć, że chłopcy też należą do zwolenników Ani.
Na pewno ludzie, którzy kiedyś upodobali sobie Anię, mają już inny sposób patrzenia na świat.
Dziękuję za komentarze i pozdrawiam wszystkich serdecznie.
A za oknem mam wielką brzozę, całą w złocie liści, oświetlonych słońcem.
Nalka31 dnia 15.01.2011 21:34
A ja pomijając lekkość recenzji, pozwól że dołączę do Klubu Ani razem z Tobą i innymi miłośnikami. Mam u siebie cały komplet i właśnie to tłumaczenie Bersteinowej cenię najbardziej. Z Anią odkrywałam dziewczęce wzruszenia i do dziś wracam kiedy potrzebuję odskoczni na poprawę humoru. Chociaż moją ulubioną jest "Ania na uniwersytecie", to ... Miło było podzielić te emocje. :)
Krystyna Habrat dnia 18.01.2011 20:54
WITAM KOLEJNĄ BRATNIĄ DUSZĘ!
Podzielam Twoja opinię. III tom mnie też najbardziej wzruszał. "Ana na uniwersytecie".
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty