Barszcz - peggy
Proza » Obyczajowe » Barszcz
A A A
Jem ten barszcz już od tygodnia. Płaczę z bezsilności, bo nie wolno mi wstać od stołu nim talerz nie błyśnie wylizanym dnem. Kiedy łzy spływają do talerza zwiększając wciąż i wciąż objętość zupy, buraczana krew zalewa powoli żołądek, w którym wszystko faluje i wzbiera. Cierpię licząc dryfujące samotnie skwarki, smutne wspomnienia radosnych prosiąt zredukowanych do chrupiących brązowych punktów na tafli zimnej zupy. Gdzieniegdzie przebija iceberg podmokłego kartofla, który przy najlżejszym dotyku łyżki przemienia się w kupkę rozmokłego purée i osiada na plasterkach buraków. Liczyłem nawet słoje w każdym z tych przekrojów buraczanych i wierzyłem święcie, że czas mnie wesprze i odparuje z talerza choć trochę tego czerwonawego obrzydlistwa. Bez efektu. W pokoju wilgoć wisi i determinuje niezmiennie równowagę między zupą a parą gotujących się preparacji wnikającą z kuchni do pokoju jadalnego. Ojciec cierpliwie siedzi naprzeciw mnie i peroruje.
- Nie dokończysz tej zupy, synu, możesz zapomnieć o deserze. Zapamiętaj to sobie raz na zawsze: najpierw obiad, RZECZ KONKRETNA, później deser w nagrodę!
Na wspomnienie deseru fala skurczy w żołądku powoduje jego delikatne przebranie i mam wrażenie, że cały wysiłek połykań ciągnący się od ubiegłego czwartku wyleje się ze mnie wprost do talerza. Na kilka chwil powstrzymuję oddech. Syzyfowa wizja rozpoczęcia mozolnej pracy, której ojciec na pewno by nie odpuścił, powstrzymuje mnie skutecznie od zwymiotowania buraczanej cieczy.
- Nie masz synu za grosz szacunku dla twej matki. Ona przecież z takim trudem, wysiłkiem, zaangażowaniem przygotowuje dla ciebie posiłki, stojąc niczym niewolnica dzień w dzień nad garami. A brak szacunku dla rodziców, synu, to GRZECH KARDYNALNY!
Mam szacunek dla matki, a jakże, dlatego wciąż i wciąż powstrzymuję się przed zwróceniem obiadu na wybielony i wykrochmalony obrus. Matka co wieczór zdejmuje go wytrwale, pierze ręcznie w dziesięciu cudownych wybielaczach o magicznych składach, by biel była jeszcze bielsza. Poczym wrzuca go do wielkiego gara chrapiącego wrzącym krochmalem i drewnianą chochlą obraca nim przez kilka minut według jakiegoś tajemnego rytuału odziedziczonego po przodkach, pewnie znachorach. A później, nie zważając na poparzenia drugiego stopnia rosnące na jej dłoniach, delikatnie wyciska gęstniejący budyń z białej tkaniny i ceremonialnie wkręca obrus między gorące cylindry ospałej prasowalnicy. Maszyna powoli połyka zwiędłą tkaninę, by wydalić ją martwą i nieelastyczną. Matka nadzoruje okiem cerbera by żadna pliska, żadna zmarszczka nie zdezorganizowały sztywnej powierzchni obrusa. Nim dzień wstaje, matka rozkłada obrus pod mym talerzem. Gdy słońce wpada pierwszymi promieniami do pokoju, jestem oślepiany białością stołu i muszę na kilka minut zamknąć oczy. Marzę, że już więcej nic nie będę mógł zobaczyć, oto oślepiony zostałem aż do końca mych dni: może zupę przełknę łatwiej nie znając jej koloru, może ojciec się zlutuje nad synem inwalidą.... Otwieram oczy, ojciec ma tą samą skupioną twarz, matka te same poparzone ręce, talerz tą samą buraczaną zawartość.
- A DZIECI W AFRYCE nic nie mają, a tak by chciały. Ach, co one by dały za połowę, co mówię, za ćwierć, choć kilka kropel z twojej zupy. Czy nie wiesz synu, że ludzie umierają z głodu, kiedy ty kręcisz nosem nad talerzem? Nie jest ci wstyd myśleć, że gdy ty marudzisz przy jedzeniu, ludzie cierpią jego brak?
Nie wiem czy w Afryce rosną buraki; nie sądzę by muzułmańscy mieszkańcy Czarnego Lądu wierzyli w pożywność świńskich skwarek; wątpię by barszcz mógł wybawić ludzkość od problemów głodu. Ale robię minę boleściwą - niech ojciec wie, że go słucham i słucham uparcie. Może uda mi się wzbudzić jego litość i pozwoli odejść od stołu, zapomnieć o zupie, mój ojciec.
- Że już nie wspomnę o szacunku dla mojej pracy synu. Czy ty zdajesz sobie sprawę jak ciężko pracuję byś miał co jeść, co pic i w czym iść do szkoły. Czy wiesz czym jest mój codzienny zjazd szybem w głąb czarnej ziemi, gdzie zapach metanu może obrócić mnie w rozproszone strzępki materii organicznej? Czy wiesz czym jest osiem godzin pracy w temperaturze 50°C, gdy pot się leje czarny po twarzy, gdy uszy puchną od wybuchów w nowych korytarzach, gdy pył się wdziera w płuca? NIE WIESZ SYNU, bo gdybyś wiedział, gdybyś choć trochę miał wyobraźni, talerz dawno by był pusty.
Nie, nie wiem ojcze, nie chcę wiedzieć, wybacz. Już nie mogę przełknąć choćby jednej łyżki więcej, już nie dam rady myśleć o Afryce i przyglądać się gangrenicznym dłoniom mojej matki, nie chcę deseru, niczego więcej już nie zniosę.
Zdobywam się na odwagę (ba! Brawurę) nie wiem skąd, podnoszę się z krzesła i już mam odejść do stołu, mimo obrazu skóry rodzicielskiego pasa, która zaraz przetnie powietrze jadalni by wgłębić się w moje umęczone ciało, kiedy ... do pokoju wchodzi zatroskana matka.
- Synu, CZYŻBYŚ ZAPOMNIAŁ, że musisz zjeść jeszcze DRUGIE DANIE? Tą zupę, niech będzie, mogę ci jeszcze podarować. Trochę jej pewnie zmęczyłeś uparciuchu. Ale MIĘSO musisz zjeść, bez dyskusji. Piękny dorodny kotlecik z młodej wieprzowinki z kartofelkami i smażonymi buraczkami. Już od tygodnia wszystko podgrzewam, byś miał drugie danko ciepłe i jak się patrzy.
Widzę parującą górę ziemniaków, dumne oczy matki, zaciśnięte usta ojca. Nagła fala łez ciśnie mi się do oczu, podłoga usuwa się spod nóg, bezsilnie opadam ciężko na krzesło.
- Och, kochanie – matka głaszcze mnie chropawą dłonią po spoconych tygodniowym wysiłkiem włosach – wiem, że nie lubisz buraczków, a przecież są takie wartościowe. Prawda tatko, że wartościowe? – ojciec przytakuje twardo, gdy matka stawia przede mną parujący półmisek - Nie martw się, jutro zrobię ci twoje ulubione naleśniczki, ale póki co ...
Co? Jej głos tonie nagle gdzieś w oddali, coś się dzieje, tonę w nieokreślonej mgle, odpływam. Twarz chyba zanurza się w gorącej zawartości talerza, buraczki tłoczą się do dziurek od nosa, ziemniaki wpychają zawzięcie w uszy, skóra puchnie pod wpływem temperatury. Zanikam z kipiącym ostatkiem jakiejś drwiącej myśli, że obiad przebrał miarę...


Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
peggy · dnia 25.10.2010 08:44 · Czytań: 3231 · Średnia ocena: 4,2 · Komentarzy: 24
Komentarze
przyroda dnia 25.10.2010 11:34
Strrrrraszne...aż mną wstrząsnęło...przypomniała mi się trauma z lat dziecięcia: ja i barszcz czerwony...może nie tydzień, ale...we wspólnocie z w-cetem...
dobrze wyrysowany obraz zatem...bo przemówił...naturalistycznym odruchem wymiotnym...:smilewinkgrin:

Pozdro!
Elwira dnia 25.10.2010 13:24
Witaj Peggy po długiej nieobecności :)

Znać Twoje pióro od początku. Jest ostro, realistycznie i prawdziwie. Buraczki urosły do roli ogromnego problemu, bo chociażby były nie wiem jak zdrowe, przez tydzień to samo jeść to nikt nie wytrzyma. Odwoływanie się do emocji, żeby zmusić do jedzenia znamy chyba wszyscy. U Ciebie jest to nieco przerysowane, ale to nadaje realizmu i wyrazu tekstowi. Ładna karykatura rodzicielskiego podejścia do wychowania i zdrowego odżywiania.
Nie pasuje mi tylko jedno. Opisujesz, jakby przy stole był ojciec i matka, wspominasz, że bohater widzi poparzone ręce. A później ta matka, która dla mnie, jako czytelnika była obecna cały czas - wchodzi do pokoju. Z tym bym coś zrobiła.
I tradycyjnie już do obejrzenia interpunkcja.
Skutek zamierzony wywołałaś - poczułam niesmak i obrzydzenie. Lektura obowiązkowa dla zbyt zaborczych i egocentrycznych rodziców.
Pozdrawiam słonecznie.
Krzysztof Suchomski dnia 25.10.2010 13:49
Przeszedłem podobną traumę z mlekiem i zupami mlecznymi, zresztą nie tylko w domu. Chyba jeszcze gorzej było w przedszkolu i szkolnych stołówkach. :D
Tekst obiecujący, może warto go rozbudować o inne scenki rodzinne?
Razi mnie pisanie niektórych zwrotów kapitalikami, nie tylko w tym konkretnym tekście. Mam wtedy przykre wrażenie, że autor uważa mnie za osobę niezbyt rozgarniętą, która sama za nic w świecie nie zrozumie i nie wyłapie niuansów dialogu czy opisu.
peggy dnia 25.10.2010 14:31
dzięki wielkie i większe za uwagi! co do interpunkcji, droga E, jest ona moim barszczem, leją mi się przecinki i kropki po twarzy, a w tekście same buraki. ale obiecuje, że się chyba kiedyś poprawię!
matka - jest jak matka, nawet jak jej nie ma, to jest, stąd może odczucie jej obecności-bliskości, ale tak naprawdę ona pitrasi, pierze, jest elektronem - nieustannie w ruchu, a wizualizuje się na specjalne okazje, bo panem i władcą jest przede wszystkim ojciec, matka ojcowskim efektem wzmocnienia. kapitaliki to nie dla czytelnika, ale bardziej od bohatera - rodzicielskie frazesy z obiadu na obiad wciąż niezmienne, które są jak bodźce Pawłowa - gdzieś usłyszane nagle generują automatycznie wyrzuty sumienia, ja tak mam przynajmniej, kiedy słyszę "dzieci z Afryki". generalnie tak czułam, jak tekst się tworzył. ale i tak najważniejsze wasze odczucia i krytyki - bardzo mi milo.
ślę ściski
Berserkerka dnia 25.10.2010 15:02
Przez ten tekst jestem w stanie znienawidzić buraczki i barszczyk, które osobiście bardzo lubię, a to znak, że tekst jest bardzo dobry:-) Scenka z życia codziennego, o zwykłej czynności jaką jest jedzenie obiadu, a wciąga i ma w sobie coś fajnego. Gratuluję
julass dnia 25.10.2010 17:07
Cytat:
Gdzieniegdzie przebija iceberg podmokłego kartofla

piszemy po polsku a nie po innemu...

Cytat:
Gdy słońce wpada pierwszymi promieniami do pokoju, jestem oślepiany białością stołu

bielą

Cytat:
jak ciężko pracuję byś miał co jeść, co pic i w czym iść do szkoły.

pić

Cytat:
gdzie zapach metanu może obrócić mnie w rozproszone strzępki materii organicznej?

zapach? chyba wybuch tegoż raczej...
Wasinka dnia 25.10.2010 20:45
Krzywe zwierciadło rodzicielskiej troski (czy też egoizmu...). I bezsilności dziecka wobec głupoty dorosłych. Zabrakło tylko "Za mamusię, za tatusia...", co wywołałoby kolejną lawinę poczucia winy.
Niezły w swym przerysowaniu obrazek rodzinnego obiadku. I powtarzalności.
Potknięcia interpunkcyjne, literówka się zdarzyła (pic-pić), poczym - po czym.
Pozdrowienia zostawiam kolorowe (bez czerwonego na razie).
Jack the Nipper dnia 25.10.2010 21:29
Znakomicie oddane rodzicielskie podejście - Co, mam szczurom wyrzucić? Zjadaj smarkaczu.

Ja tak miałem z kapuśniakiem... Teraz to go nawet lubię, ale w dawnych czasach na samo brzmienie słowa "kapuśniak" skłonny byłem rzucac sie do ucieczki...
Izolda dnia 25.10.2010 22:11 Ocena: Bardzo dobre
Udało Ci się to Peggi. Cudną ironią opowiadasz o mechanizmach, które nakręcają kult czystego talerzyka. Ci, którzy się kultowi poddają - mają potem problemy z wagą, a Ci którzy się opierają - z psychiką i wstrętem do różnych potraw.
Bardzo dobry tekst, w większości czytających obudzi żywe emocje. We mnie oczywiście też, bo jako klasyczny niejadek też mam dużo interesujących wspomnień. Przyznaję jednak, że wyrosłam na odosobnionej wyspie nie przymuszania, aż dziw że z głodu nie umarłam.
Pięknie, pięknie to zrobiłaś, wydobyłaś wszystko co z pokolenia na pokolenie wypracowaliśmy w dziedzinie odżywiania dzieci (a jeszcze sankcje w postaci odbierania przywilejów mi się przypomniały, bo u Ciebie tylko brak deserku).
Poruszyłaś tematykę jakiej chyba jeszcze tu nie czytałam, za to brawa.
PS. Dobór tej krwistej potrawy uważam za bardzo obrazowy.
mariamagdalena dnia 25.10.2010 23:49
krupnik i/lub rosolnik
zanim obudziły się instynkty przetrwania i destrukcji
był zmorą
i odruchem wymiotnym

później skwaszone zupy
później odmowa jedzenia w ogóle
później...

prowadzisz czytelnika przez traumy
pisz dalej
może być nawet to
Krystyna Habrat dnia 27.10.2010 13:30
Świetnie opisana zmora dzieci niejadków. Dobrze to pamiętam. I jak bardzo chciałam zjeść, żeby mama się nie martwiła, a nie mogłam. Wreszcie dzień, gdy mama już nie prosiła, nie przymuszała i nawet nie musiałam usiąść do stołu.
Ja zupę jarzynową nazywałam czy barszcz ukraiński: śmieciowa.
Pomysł opowiadania prosty, a wykonanie z polotem.
green dnia 30.10.2010 20:01
Bardzo dobre opowiadanie, co prawda zmorą z dzieciństwa akurat nie był barszcz, ale inna zupa, której do dziś nie jadam, a o zgrozo moje dziecko ją uwielbia:)
zajacanka dnia 14.11.2010 23:37
A mnie przsladowaly kozuchy na mleku...
Bardzo dobry, mocny tekst!
Pozdrawiam
peggy dnia 15.11.2010 10:57
Droga Pani E, gorace dzieki za zaserwowanie mojego "barszczu" w menu glownej stronicy! Zginam sie wdziecznie i pozdrawiam!
Bardzki dnia 15.11.2010 17:28 Ocena: Świetne!
Perfekcyjne studium buraczków. Moje gratulacje.
Marika dnia 18.11.2010 15:33
Widzę tu kawał dobrej roboty :) aż mi się niedobrze zrobiło na myśl o tym jedzeniu... Gratuluję tekstu, jest powalająco dobitny
monikaa86 dnia 19.11.2010 13:53 Ocena: Bardzo dobre
Bardzo mocny tekst, chwytający czytelnika za serce, przypominający o własnych doświadczeniach z nielubionymi obiadkami. Gdzieniegdzie dopatrzyłam się braku przecinków i jednej literówki:
"może ojciec się zlutuje nad synem inwalidą...."
Poza tym czyta się lekko i przyjemnie, znać dobre pióro. Pozdrawiam.
Usunięty dnia 30.11.2010 10:26 Ocena: Bardzo dobre
Ciekawe podejście do nieciekawego tematu.
Po tym tekście zacząłem się zastanawiać, czy jedzenie barszczu nie powinno być zakazane przez konwencje międzynarodowe:)
Ceceron dnia 02.12.2010 17:00
Napisane bardzo dobrze, ale... osobiście, gdybym pisał tekst tej natury, starałbym się, aby język narracji był językiem dziecka. Efekt byłby bardziej makabryczny.

Teraz otrzymujemy groteskowy efekt, miły sercom Gombrowicza i Schulza. Jest to jakaś ścieżka do czytelnika, pisanie jego językiem, ten dziwny oddźwięk zawarty w dziecięcym głosie mówiącym jakby zbyt szybko zestarzałą mowę...

Większy podziw wzbudziłby we mnie opis realistyczny, uwzględniający wiek narratora. Moim zdaniem poszłaś trochę na łatwiznę, mi się to również często zdarza. Poza tym zgadzam się z @Krzysztofem Suchomskim.

Mimo to, tekst dobry, nawet bardzo :) Nie będę oceniał.
ekonomista dnia 03.12.2010 16:01
Zwykle, kiedy dorośli robią zdjęcie dziecka, robią je ze swojej perspektywy, a potem dziwią się, że coś jest ze zdjęciem nie tak.
Z Twoim tekstem jest podobnie. Piszesz w pierwszej osobie, ale niestety nawet nie przykucnęłaś. Przez to stworzyłaś dziecko z psychiką i językiem dojrzałego człowieka. Taka postać w realnym świecie byłaby przerażającą.
andro dnia 03.12.2010 20:58 Ocena: Bardzo dobre
Buraczkowy Armagedon!!! Fajny tekst, szczególnie hasła taty wielką literą mi się podobają :))
A tak na marginesie - ja przeważnie jem na obiad przez cały tydzień to samo. Nie mam czasu gotować w tygodniu ;)
peggy dnia 05.12.2010 17:38
Dzięki za komentarze!
Jako, że rozumiem, iż niektórzy oczekiwaliby od tego tekstu bardziej rozmyślnego ujęcia dziecięcego (rozumiem - językowo): w sumie nie musi chodzić o pierwszoklasistę. Dzieckiem jesteśmy, póki nasi rodzice żyją, bo tylko oni mają siłę widzieć w pięćdziesięciolatku małolata i kochać go jak małolata. Taka rzeczywistość! Barszcz to przykład rodzicielskiej wyższości, pojmowanej jako mądrość a priori, nad naszą "dziecięckością", którą tak łatwo pozbawić radości życia. Miłość rodzicielska przebrała miarę, basta.
Drogi Ekonimisto, następnym razem bardziej się przegimnastykuję i, zgodnie z Twą sugestią, poschylam z wielką chęcią.
Pozdrawiam serdecznie.
ekonomista dnia 05.12.2010 21:05
To ja czekam na efekty :)
Elwira dnia 05.12.2010 21:22
Szczerze mówiąc, ja ten tekst interpretowałam zupełnie inaczej niż ostatni czytelnicy. Tu narratorem nie jest dziecko (w sensie 6 - 7latek, tylko starszy, znękany człowiek, który wywołuję wizję, wspomnienia, a wraz z nimi upiorny barszcz. Opowiada o tym dramacie z perspektywy lat, ale przeżywa go jak kiedyś, kiedy był mały. No, ale nie upieram się przy swoim. ;)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty