Paweł cicho wylądował w ogrodzie przed niewielkim pałacykiem. Skrzywił się na widok przepychu i braku stylu, w którym był zbudowany dom. Nowobogaccy – westchnął. Nie znosił takich ludzi. Kucnął w krzakach, co sprawiło, że dzięki pochmurnej nocy i czarnemu uniformowi, był prawie niewidzialny. Przechylił lekko głowę, jego źrenice i tęczówki zrobiły się niemal białe, wytężył super słuch.
W domu krzątało się kilka osób. Liczył kroki i głosy. Dojrzały mężczyzna, kobieta, najprawdopodobniej jego żona, staruszka, a także młody kilkunastoletni chłopak. I to on najbardziej interesował Pawła.
- Alan, do cholery, jak możesz to wszystko traktować tak lekko, jakby cię nic nie obchodziło – mówiła młodsza z kobiet.
- Mam to w dupie – odpowiedział lekceważąco.
- Cholera, Janusz, słyszysz, jak on się do mnie zwraca? Słyszysz?! – wrzasnęła histerycznie.
- Alan, nie mów tak do matki – rozkazał bez przekonania mężczyzna.
Chłopak nic nie odpowiedział, wciąż przeżuwając jakąś potrawę.
- A ta dziewczyna? – kontynuowała matka. – Ją też wpędziłeś w kłopoty. Robisz nam wstyd przed ludźmi.
- Dobra, przestań już. Nic się nie stało. Przecież mówiłem, że podrzucił mi ktoś to zioło na imprezie. Nie palę takiego gówna. A Gośce nic nie będzie. Wielkie mi problemy. Daj na luz.
- Ty nic nie rozumiesz. Co w szkole powiedzą?
- Nic nie powiedzą. Za tę kasę, co wcisnęliście dyrektorce, powinna wam tyłek lizać – zaśmiał się bezczelnie.
- Alan! – Ożywił się ojciec. – Powściągnij słownictwo. Twoja dyrektorka to porządna kobieta.
- Dobra, spoko.
- Alan, to po co łazisz na takie imprezy? I jeszcze taką porządną dziewczynę wyciągasz.
- Porządną? – Wybuchł ironicznym śmiechem. – Jest tak porządna. Bardzo porządna. Zresztą, to ona! Ona mnie wyciągnęła. Zakochała się i chce mi się pchać do łóżka! Tak jest, mamo, co ja mam zrobić, że jestem takich fajny? To głupia gęś, ona mnie wciągnęła w kłopoty. I jej się upiekło. Dobra rodzinka? Jasne. Wy mnie wychowaliście porządnie, miałem pecha. Ale to się nie powtórzy, więcej się nie będę z nią zadawał.
- Bój się Boga, Alanku – jęknęła starsza kobieta.
- Babciu! No wiesz? Co niedzielę do kościoła chodzę. A ta Gosia to z rodziny komunistów. Mamo?!
- Nie wiedziałam.
- Cholera, widzisz, Janusz? Ludzie niby tacy porządni. Myśmy dziecko wychowali jak trzeba, a ta mała uwodzicielka nam syna bałamuci.
- Tak, uwodzicielka. Nasz synek jest wspaniały – odburknął ojciec.
- Tylko się nie zakochaj w niej czasem – zastrzegła matka.
- Bez obaw, mamusiu, mówiłem, że to głupia gęś.
Paweł nie musiał słuchać dłużej, już wystarczająco dużo wiedział o gówniarzu. Dobrze, że wziął wolne dni. Będzie miał czas, aby się odpowiednio zająć rozwydrzonym ćpunem. Miał tylko nadzieję, że Gosia nie zakochała się w tym małym krętaczu, a jeśli nawet, była młoda, miłość jej przejdzie. Spojrzał w niebo i wystrzelił w powietrze niemal z prędkością dźwięku, barierę tysiąca kilometrów na godzinę przekroczył dopiero nad chmurami. Miał kilka spraw do rozpatrzenia, a w powietrzu myślało mu się najlepiej.
Ela wysiadła z windy na szóstym piętrze szklanego wieżowca i spojrzała niepewnie na tabliczkę z nazwą firmy męża. Zawsze się czuła dziwnie w obecności Adama. Jeszcze nigdy, żaden mężczyzna nie traktował jej tak obojętnie. Nie chodziło o to, że nie istniała między nimi krztyna przysłowiowej chemii, ale czuła, że nie podoba mu się nawet odrobinę. Kiedyś zapytała Pawła, czy Adam jest gejem, zaśmiał się tylko i zapewnił, że na sto procent jego przyjaciel nie jest homoseksualistą. Podświadomie liczyła na inną odpowiedź, nie należała do seksbomb, rozumiała, że nie musi podobać się każdemu facetowi, ale była przecież ładna, a on był zdrowym mężczyzną. Czuła, że te myśli są głupie, całkowicie pozbawione głębszego sensu, a jednak nie potrafiła całkowicie przestać zastanawiać się na ten temat, zwłaszcza gdy rozmawiała z Adamem.
Weszła do środka i poczuła przeraźliwie chłodne spojrzenie. Stalowe oczy platynowej blondynki, o perfekcyjnie symetrycznej budowie twarzy, świdrowały ją z nieukrywaną nienawiścią. A może to było złudzenie? Pełna gracji podniosła się z obrotowego krzesła i podeszła do zaskoczonej Eli. Blondynka uśmiechała się ciepło, a w jej wzroku nie dostrzegała nic poza życzliwością i zdrowym zainteresowaniem - czyżby pierwsze wrażenie było złudzeniem?
- Nazywam się Konieczna, Anastazja Konieczna – powiedziała, wyciągając dłoń do Eli. – A pani to zapewne Elżbieta Wiśniewska, żona pana Pawła?
Ela przez chwilę w milczeniu przyglądała się Anastazji, nie mogła wyrzec słowa, najgorszy koszmar się spełnił. Praktykantka, nie dość, że piękna, to na domiar złego zdawała się niezwykle inteligentna i świadoma swojej siły.
- Zgadza się. Miło mi panią poznać. – wreszcie zmusiła się do wymówienia tych kilku słów – Mąż mi o pani opowiadał, ale nie mówił, jak bardzo jest pani piękna. – Z każdym słowem odzyskiwała panowanie nad sobą. Nie pozwoli, aby ta mała suka nią manipulowała. Może i Anastazja była niezwykle seksowna i inteligentna, lecz z pewnością brakowało jej doświadczenia. Poza tym to Ela była żoną Pawła, a Anastazja nawet nie posiadała etatu, była tylko tymczasową praktykantką.
- Dziękuję serdecznie – Konieczna zachichotała niczym nastoletnia trzpiotka. – Może Paweł tak nie uważa, dlatego przemilczał ten aspekt mojej osoby.
Źrenice Eli zrobiły się wielkie jak pięciozłotówki, ledwo się powstrzymała, aby ze zdziwienia nie rozszerzyć szeroko ust.
- O Boże, przepraszam! – Anastazja wykrzyknęła z teatralnym zmieszaniem. – Chciałam powiedzieć - pan Paweł. Bardzo przepraszam, pozwoliłam sobie na zbyt dużą poufałość. Boże, co ja robię? Proszę sobie usiąść, zaraz zrobię pani kawę, czy może woli pani herbatę?
Jeden do zera dla ciebie, młoda ździro – pomyślała Ela i uśmiechnęła się do praktykantki.
- Nic się nie stało, u mnie w firmie też wszyscy sobie mówią po imieniu. To naturalne. A właściwie – wyciągnęła ponownie dłoń do dziewczyny. – Mów mi Ela.
- Anastazja – odparła blondynka.
Adam wszedł po cichu do biura, już przy drzwiach słyszał ożywioną rozmowę i śmiechy w gabinecie, nie chciał przeszkadzać kobietom. Przez chwilę patrzył jak Ela z Anastazją opowiadają coś sobie i chichoczą jak nastolatki. To był tak uroczy obrazek, a jednocześnie tak zadziwiający, że nie mógł oderwać oczu. Był pewien, że kobiety skoczą sobie do oczu, zwłaszcza, Ela. Domyślał się, że będzie zazdrosna o Anastazję, a jednak pomylił się widać nie znał kobiet wystarczająco dobrze, przynajmniej nie tak jak mu się zdawało, przynajmniej tych kobiet. Spóźnił się specjalnie, aby kobiety przez jakiś czas pobyły same, był ciekaw co z tego wyniknie – nie wynikło nic satysfakcjonującego.
- Adam! – krzyknęły jednocześnie, jakby oczekiwały aby wyrazić zaskoczenie w skoordynowany sposób.
- Jak możesz tak stać i nas oglądać? – zapytała Ela. – Nie jesteśmy eksponatami.
- Wybacz Elu – odparł. – Cześć Ana. Zrobisz nam kawę? Elu chodźmy do mojego gabinetu. Chciałaś porozmawiać.
Anastazja kiwnęła z przyklejonym uśmiechem, Adam z jakiegoś powodu chciał pokazać gdzie znajduję się jej miejsce, nigdy się tak do niej nie odzywał. Czyżby popisywał się przed Elą?
- I co sądzisz o naszej praktykantce? – zapytał Adam, gdy odstawił kubek z kawą obok klawiatury.
Ela poprawiła się w wygodnym fotelu, który stał visa vi biurka.
- Przyjemna dziewczyna. Bardzo młoda, ale widać, że ma coś w głowie.
- Podoba ci się?
Adam zaśmiał się głośno.
- No, co? Zadałam proste pytanie. Według mnie, jest śliczna. Przecież jesteś sam, a może coś się zmieniło?
Westchnął wymownie i odparł:
- W moim życiu uczuciowym nie zmieniło się nic. Tak, Anastazja jest śliczna, ale wybacz nie dotknął mnie kryzys wieku średniego, bardziej interesują mnie kobiety niż dziewczynki.
- Na szczęście Pawła też nie dotknął – ugryzła się w język. Spojrzała niepewnie na Adama. Cholerne stwierdzenie, jak z czegoś takiego wybrnąć.
- Elu, nawet gdyby mu groził takowy kryzys, ja go przypilnuję, aby nic głupiego nie zrobił. Oboje jesteście moimi przyjaciółmi, nie chciałabym aby coś zagroziło waszemu związkowi, ani ktoś – dodał wymownie.
Ela zamykając drzwi swojej Corsy, zastanawiała się czy jest spokojniejsza, czy bardziej zdenerwowana? Nic nie potoczyło się tak, jak się spodziewała. Anastazja była przerażająca; piękna, inteligenta i taka sprytna. Dawno nie widziała takiej aktorki, miała niewiarygodną inteligencję emocjonalną, pozostało tylko liczyć na dojrzałość Pawła i życzliwość Adama, ale przede wszystkim na to, że Anastazja nie pomyśli o zdobyciu jej męża. Ela obawiała się, że może zabraknąć jej sił w potyczce z młodą praktykantką.
Adam wyciągnął się wygodnie w fotelu i spojrzał na zdjęcie w telefonie komórkowym. Z wyświetlacza uśmiechało się do niego szczęśliwe małżeństwo, jego przyjaciele. Adam miał tak wiele, a jednocześnie tak mało. Dlaczego los był dla niego niesprawiedliwy? Dlaczego żadna kobieta nie potrafiła zaakceptować jego mrocznej strony? Przecież nie był mordercą, był po prostu perfekcjonistą. Czy to tak wiele?
Majka od ponad sześciu godzin nie mogła połączyć się z Alanem. Tonęła w mroku swojego czarnego pokoju, dołując się przy muzyce Behemota, odpowiednio ściszonej. Ojciec kazał ściszyć te „porykiwania i bełkoty”. Jacy oni byli głupi, nic nie potrafili zrozumieć. Tacy puści i nieświadomi. Mrok do nich nie mówił. Nie znali prawdziwej samotności, nie znali niespełnionej miłości. Byli tacy prości i komercyjni. Leżała na łóżku i bawiła się odkażoną żyletką. Brzydziła się używać takich dopiero wyjętych z opakowania, zawsze je wcześniej płukała w wodzie utlenionej. Przyglądała się cienkiemu kawałkowi stali, który potrafił dokonywać tak wiele, potrafił przynieść spokój i pozwalał wyładować złość. Żyletka była lepsza od alkoholu czy narkotyków, nie zostawiała śladów widocznych dla innych. Bo przecież nikt nie zobaczy jej nago, poza lekarzem, ale lekarz nie zadawał pytań. Pan Paszek był katolikiem i porządnym człowiekiem, nie widział homoseksualistów, związków bez ślubu i tnących się nastolatków, to wszystko działo się gdzieś daleko. Dlatego Majka mogła bezkarnie kaleczyć swoje ciało i duszę, uważając aby nie zrobić sobie zbytniej krzywdy, nie chciała aby ktokolwiek się dowiedział o jej „przyjemności”. Podniosła do góry koszulkę patrząc na swój blady i tłusty w jej mniemaniu brzuch, mimo, że Gośka czasem nazywała ją – swoim chudzielcem. Naciągnęła lekko skórę w okolicy pępka i nagle skoczyła z łóżka. Zadzwonił telefon, który leżał na szafie, musiała szybko go odebrać. Pewnie dzwonił Alan. Ucieszyła się.
- Hallo Alan, dzwoniłam do ciebie! – wykrzyczała do komórki.
- Tak, wiem, mam siedem nieodebranych połączeń.
- Cieszę się, że oddzwoniłeś – mówiła z przejęciem.
- Tak. Coś się stało? Masz jakąś sprawę?
- Wiesz to nie jest rozmowa na telefon.
- Domyślam się. Chcesz się spotkać. Ale powiedz o co chodzi.
- Chodzi o ciebie i o Gośkę.
- No tak, a jaką inną sprawę możesz do mnie mieć. Wiesz, nie będzie mnie przez tydzień, wyszła ta pojebana sprawa z policją, starzy mnie wysyłają na jakiś debilny obóz, czy jakieś coś. Odezwij się dwudziestego. Wtedy wrócę. Pasuje ci?
- No! Super! Zadzwonię!
- Fajnie. Dobra kończę, bo minuty lecą – rozłączył się, nim Majka zdążyła odpowiedzieć.
Usiadła na łóżku i westchnęła. Była szczęśliwa. Alan się z nią spotka i wszystko się ułoży. Już wiedziała, że jej plan się powiedzie, nie było innej możliwości. Dziś nie będzie kaleczyć swojego ciała, dziś zje kolację z rodzicami. Uśmiechnęła się do lustra, nie była taka brzydka, była – jej chudzielcem.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
TomaszObluda · dnia 12.11.2010 08:28 · Czytań: 968 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 10
Inne artykuły tego autora: