10.10.10. - MANDRIK
Proza » Inne » 10.10.10.
A A A
Wstał szybko, wsunął stopy w kapcie i ruszył do łazienki.
Dreszczem przywitał go poranek, takim niby bardzo lekkim chłodem, wkradającym się przez uchyloną szparę rozwartą w z kierunku rumianego słońca. Ledwie dostrzegalna, tuż za oknem mieszkania szarawa mgiełka, wydawała się nasączona milionami perełek przyjmujących pozycje niezdecydowane, czy podnieść się ku błękitnemu niebu, czy też opaść, ubierając otaczający świat już na resztę dnia w wilgotne kropelki szarawej wody.

Podszedł do kabiny prysznicowej, rozsunął szklane drzwi i postawił nieobute stopy na ledwie wilgotnym wnętrzu, potem odkręcił wodę otaczając się parującą wilgocią, po to by poczuć krew ruszającą szybciej i starającą się przepchać we wszystkich i możliwych kierunkach ciała.

- Romuś, wstałeś ?- usłyszał z za przymkniętych drzwi kabiny.
- Jestem w łazience – zawołał – Czy mama coś potrzebuje?
- Nie. Kąp się kąp, ale jak wyjdziesz, daj mi coś do picia, muszę przyjąć tabletki.
- Tak, oczywiście, zaraz podam.
Prychał, delektując się gorącą wodą, wypadającą z mokrym animuszem wprost z sita zawieszonego pod granatowym sufitem kabiny.

Zadzwonił telefon.
Przykręcił wodę i uchylił szklane drzwi kabiny, rozejrzał się uważnie i wystawił mokrą stopę na podłogę tuż przy brodziku, wychylił część ciała głęboko i mokrą ręką podniósł drgający aparat.
- Roman?
- Tak, to ja. Mam sprawozdanie. Jesteś w biurze?
- Nie, w szpitalu, mam problem z siostrą.
- Jaki problem?- zapytał z ciekawości. Nie obchodziły go układy rodzinne jego szefowej..
- Przejechali po jej facecie, a ona jest zupełnie zwariowana.
- Czy to poważne, nie z nią, a z facetem?
- No, chyba tak. Ktoś dodatkowo ukradł im kartę z bankomatu i podobno pchnął narzeczonego. Ona jest gotowa dać pieniądze na nagrodę, by znaleźć tego skurwiela..
- Pchnął narzeczonego i zabrał kartę?
- Odwrotnie. Najpierw zabrał, a potem pchnął. Słuchasz mnie? Halo?
- Słucham i nie wiem, czy mam zostawić papiery w biurze? – zapytał.
- Zostaw gabinecie.
- Postawię za biurkiem.

Odłożył aparat i wytarł się z impetem, by poczuć wartość szorstkiego ręcznika. Przebiegł korytarzem, szybko się ubrał i wpadł do kuchni.
Znowu odezwał się telefon.
- Cześć.
- Cześć - poczuł lekkie ciepło.
- Czemu nie dzwonisz? - w głosie było sporo pretensji.
- Bo czasu, jak na lekarstwo.
- Naślę na ciebie policję.
- Nie strasz mnie swoim mężem. Donka, przestań mieć pretensje, wiesz, że nie mogę zdążyć.
- Wpadniesz? Jurek ma dzisiaj służbę.
- Wpadnę, jak obiecasz kajdanki. - zachichotał - Wpadnę na pewno.
- Więc się nie ubieram.
- To dobry pomysł – powiedział śmiejąc się i odłożył telefon.

Raz dwa - gaz pyk, woda na herbatę, kilka kanapek dla mamy i chrupki dla siebie. Jajeczko? Dzisiaj nie, zalecane dwa w tygodniu, a ostatnie było wczoraj.

- Mamo, podać już śniadanko?
Czekał chwilę na odpowiedź, potem położył kanapki na małym talerzyku i zalał herbatę.
- Idę do ciebie – powiedział głośno podnosząc wysoko zestaw śniadaniowy. Przestąpił niewielki próg, dzielący pokój od korytarza i stanął przy łóżku.
Zobaczył siwe włosy rozsypane na ustawionej prawie pionowo poduszce, wyprostowaną dłoń na białej kołdrze.
- Mamo, przyniosłem śniadanko – powiedział stawiając wszystko na małym stoliku.
Siwe włosy drgnęły, potem w jego kierunku pojawiła się smutna twarz, z błyszczącymi oczami, z żalem i pretensją.
- Masz tyle kłopotów ze mną – powiedziała unosząc zmięte powieki.
- Ja mam z tobą kłopoty? - żachnął się, prostując po chwili.
- Powinieneś robić karierę, być już w pracy, a tymczasem – tu westchnęła ruszając siwą głową – robisz te głupie kanapki.
- Mamo, ja uwielbiam robić kanapki.
- Nie udawaj.
- Nie udaję.
- Zostaw mnie i idź do pracy.
- Zaraz wychodzę. Dasz sobie radę? Wrócę późno.
- Idź.. już idź.

Szybkim krokiem przemierzył korytarzyk, sprawdził zawartość teczki i sięgnął po płaszcz.
- Wychodzę – zawołał wciągając rękawy.

Chwilę trwała cisza, brakowało mu odpowiedzi.
- Mamo- zrobił kilka kroków – mamo, ja wychodzę- powtórzył.
- Czy możesz na chwilę zajrzeć do mnie? - usłyszał zza drzwi.
- Oczywiście – odpowiedział poprawiając stojący w połowie kołnierz - Już idę.

W płaszczu, z teczką w dłoni przestąpił próg sypialni. Matka siedział wpatrzona przed siebie.
- Spójrz na storczyk, to ten co dostałam od ciebie i który nie kwitł. Nawet trochę usechł i nagle dzisiaj, zobacz, pojedynczy pąk na suchym patyku. Boże, dzisiaj jest 10 październik, czyli 10 i 10 i rok 2010, same dziesiątki, to dlatego chce zakwitnąć.
- Mamo, jesteś przesądna.
- Czy widziałeś takie cudo? – podnosiła głowę w zachwycie wyciągając palec w kierunku storczyka.
- Zakwitnie?
- On zakwitnie dlatego, że dzisiaj jest 10.10.10.
- Mamo, wychodzę- powiedział stanowczo - Dasz sobie radę do mojego powrotu?
- Dam radę - odpowiedziała wpatrzona w narastający, biały pąk.
- Idź już. Uważaj synku, dzisiaj są trzy dziesiątki.

Ostatniego zdania nie usłyszał.
Zamknął starannie drzwi, przekręcił zamek i poprawił płaszcz. Potrzasnął dla przypomnienia ciężką teczką.

Wszedł do windy i zjechał 10 pięter w dół czując zawartość żołądka u szczytu gardła.
Drzwi windy rozsunęły się, zrobił kilka kroków mrocznym korytarzem, przez moment zawahał się, czy rozewrzeć ciężkie wrota prowadzące wprost do rozszumianego miasta.
Zrobił to jednak, by wtopić się w pędzący tłum, otoczony szu-mem wiatru, klaksonami i warkotem niezadowolonych samochodów. Ruszył zdecydowanie wymachując czarną teczką, poczuł się nagle spełniony i wolny. Wciągnął w płuca chłodne powietrze, wypełnione zapachem ludzi i benzyny. Zerknął na teczkę, w której taszczył sprawozdanie i analizę działalności firmy, czuł że wszystko właściwie zależało od jego koncepcji, i tej na jutro, i tej perspektywicznej na dalsze dni.
- Przepraszam – usłyszał, ale nie zareagował. Był pewien, że nie mogło to dotyczyć właśnie jego. Nie miał czasu na rozmowy, przyspieszył więc zdecydowanie, machając teczką wielkimi krokami pokonywał odległość pozostałą do miejsca pracy.

- Przepraszam – padło jeszcze raz i wtedy zareagował, może nazbyt nerwowo.
- Co jest? – rozejrzał się przyciągając do siebie rękę z teczką. Niezadowolony wzrok napotkał zgrabną kobietę, stojącą z rozłożonymi rękoma, świadczącymi o wielkim zakłopotaniu.
- Przepraszam – powtórzyła układając usta w kształt podkowy, co podkreślało dziecięce zagubienie - Może mi pan pomóc, bo nie mogę pobrać pieniędzy z karty bankomatowej?

Fuknął, potrzasnął teczką.
- Nie bardzo mam czas – powiedział machając ramieniem - Muszę natychmiast być w pracy.
- Przepraszam – usta dziewczyny wygięły się jeszcze bardziej.
- Jak mam pani pomóc?- zapytał zrezygnowany.
- Proszę, przepraszam – szeptała zdenerwowana – karta bankomatowa nie działa? A ja muszę pobrać chociaż kilka złotych, proszę mi pomóc.
Podała plastikowy prostokąt i czekała co zrobi. Spojrzał na kartę.
- Ważna do 10 października - powiedział – a dzisiaj, jest właśnie 10-ty. Tak więc, powinna być jeszcze czynna do północy.

Wsunął kartę w odpowiednią szparkę bankomatu i umieścił dłoń nad klawiaturą.
- Proszę o pin kod – odwrócił się w kierunku dziewczyny.
- 5401 - szepnęła mocno drżącym głosem, potem kichnęła i zaczęła wycierać nos.

Stukot butów przerwał moment wpisywania kodu. Ktoś złapał go za ramię uniemożliwiając wystukiwanie cyfr.
- Nareszcie mam! – usłyszał tuż nad uchem sapiący głos.
Spojrzał nerwowo, tuż obok stał dyszący, zupełnie łysy facet z okularami przeciwsłonecznymi umieszczonymi na czubku czoła.
- Znowu tu jesteś? – zapytał zbliżając czerwoną twarz do jego policzka – Znowu chcesz od niej pieniędzy? Facet, ja cię chyba zabiję i to dzisiaj.
- Czego pan chce ode mnie? – Roman zapytał nie będąc jednak pewien, czy otrzyma sympatyczną odpowiedź.
- Nie pożyczysz od tej pani więcej pieniędzy – usłyszał szept wypowiedziany wprost do ucha.
- Mirek, zostaw pana, on chciał mi pomóc - dziewczyna ruszyła z odsieczą.
- Ja tylko chciałem – nie zdążył, bo łysy zamachnął się. Pięść przecięła powietrze ze świstem, ominęła szczękę i uderzyła w pokrywę bankomatu.
- O kurde! – zawył łysy rozcierając obolałe palce.
- Miruś, złociutki, co ci się stało? – dziewczyna podbiegła do klnącego łysola i starał się pogłaskać zaciśniętą pięść. Drugą ręką pokazywała niedawnemu pomocnikowi, by natychmiast zmykał.

Nie zastanawiając się, ruszył wymachując teczką przed siebie, byle jak najdalej od dziwnej pary, a szczególnie Mirusia. Przebiegł przez jezdnię nie zwracając uwagi na trąbiące samochody, przeskoczył po drugiej stronie krawężnik i pomaszerował w kierunku przystanku tramwajowego.
Tam, za chwilą powinna nadjechać dziesiątka, jadąca prawie pod drzwi firmy, w której szefowa już czeka zapewne na zreferowanie zawartości teczki.
Idąc zerknął przypadkowo na drugą zaciśniętą dłoń i rozchylił palce. Zobaczył kartę bankomatową, tą którą przed awanturą wręczyła mu nieznajoma.
Zatrzymał się wściekły i na siebie i na wszystkich, zastanawiając się czy powinien wrócić i oddać kartę.
- Nie mam czasu – zdecydował - Oddam w najbliższym banku.
Odchodząc zauważył, że tam w oddali, dziewczyna starała się coś wytłumaczyć łysemu partnerowi. Coś krzyczała w jego kierunku.

- Pokaż, co się stało ? – pytała troskliwie gładząc wygięte plecy mężczyzny - Może potrafię ci pomóc.
- Jeszcze chwilę, Bulka, jeszcze chwilę, a bym go zabił – odpowiedział Miruś pocierając bolące palce.
Sięgnął do kieszeni, wyjął papierosa i włożył do ust.
- Daj ognia – powiedział otrzepując spodnie.
- Już malutki, Bulka ci już podaje – mruknęła szukając w torebce.
- Mam! - zawołała i otworzyła pudełko wyjmując zapałkę, potem potarła brązową główkę o brązowy pasek i zbliżyła płonące drewienko do kiwającego się papierosa.
Pociągnął powietrze przez zbity tytoń, wypełniając płuca uspokajającym dymem.
- Daj kartę – zaczął mówić wypuszczając ustami szary dym. - Muszę wziąć kilka złotych, bo trzeba kupić trochę towaru.

Czekał, aż pogrzebie w torebce.
- Tu jej nie ma, złociutki – zauważyła nieśmiało – Może ty ją masz?
- Przecież to ty dawałaś kartę temu facetowi, który miał nauczyć ciebie korzystania z bankomatu - powiedział z domieszką sarkazmu.
- Ach tak – potarła czoło wolną dłonią. Druga podtrzymywała szeroko otwartą torebkę.
- I zapewne uciekł z twoją kartą – Miruś aż podskoczył ze złości – Nie mamy drugiej więc muszę go dogonić –
- Czekaj, może znajdę – Bulka zawołała piskliwie, przerażona myślą, co będzie, jak Miruś dogoni nieznajomego - Zostaw go w spokoju!

Łysy nie słuchał, rzucił się w kierunku ulicy huczącej od pędzących aut. Zrobił kilka kroków, właściwie wykonał trzy susy i znalazł się na jezdni. Przywitał go ostry pisk hamulców i okrzyki zdenerwowanych kierowców.
On jednak patrzył na postać, oddalającą się szybkim krokiem do rytmu kiwającej się teczki. Widział jak tamten maleje w oczach, olbrzymia złość kazała mu skakać pomiędzy pędzącymi pojazdami w pogoni za oddalającym się nowym właścicielem jego karty do bankomatu.
- Miruś – krzyknęła dziewczyna stojąc na skraju chodnika - Co ty robisz wariacie, wracaj do swojej Bulki, uważaj!

Wtedy właśnie usłyszała głuche stuknięcie, potem zobaczyła bezwładnie lecące ciało, które nie spadło na jednię, bo samochód pędzący z przeciwka podbił je w stronę przeciwną, pozwalając na wykonanie wielkiego łuku, po którym finalnie, wresz-cie uderzyło o asfalt i znieruchomiało.

- Miruś! Miruś! – zaczęła krzyczeć tupiąc o płytki chodnikowe,
Starała się nie patrzeć na nieruchome ciało, leżące bliżej środka jezdni.

Samochody zatrzymywały się z piskiem opon, ze wszystkich stron nadbiegali ludzie, wielu trzymało telefony wykrzykując o potrzebie natychmiastowej pomocy.
- Co ty Miruś zrobiłeś najlepszego? – powiedziała prawie jak do siebie- Jak teraz będzie i kto utrzyma Bulkę? Miruś, kartę bankomatową można wyrobić nową, a życia nie - zebrało jej się na płacz, więc pozwoliła łzom toczyć co raz szybciej od brzegów oczu w kierunku drżącej brody.

- Czy byliście państwo razem? – usłyszała głos prawie przy uchu. Spojrzała przestraszona, obok stał policjant w ciemno granatowym mundurze i wydawał się bardzo podenerwowany sytuacją.
- Czy byliście państwo razem? – powtórzył pytanie z wyczuwalną troska w głosie – Zna pani jego nazwisko, tego leżącego na jezdni?
Zawahała się przesz chwilę, ale zaraz przytaknęła.
- Tak, znam tego pana, to Miruś – powiedziała spokojnym głosem.
- A pani? - pytał dalej.
- Ja? jestem Bulka.
Po chwili zapytała nieśmiało:
- Co z nim będzie?
To pytanie natychmiast chciała wycofać, bo głupio zabrzmiało, ale niestety już padło. Powtórzyła więc śmielej:
- Co będzie z nim, czyli z Mirusiem, panie inspektorze?
- Jestem porucznikiem – poprawił i przedstawił się – Porucznik Jerry Ten, numer służbowy 32041.

Kilka osób uklękło na jezdni, jeden z nich rozpoczął masaż serca uciskając klatkę piersiową leżącego, inny starał się wdmuchać powietrze w rozwarte usta rannego.
- Czy żyje? – kobieta podbiegła do ratujących.
- Żyje – odpowiedział ktoś z klęczących.
- Panie inspektorze, on żyje – podchwyciła kierując stwierdzenie do zbliżającego się policjanta, który spokojnie notował wszystko w wielkim, pokrytym skórą zeszycie.

Karetka pogotowia zjawiła się błyskawicznie, wyskoczyli sanitariusze, natychmiast wyciągnęli nosze i czekali na decyzję.

Policjant podszedł do lekarza chowającego stetoskop.
- Jakie ma szanse?- zapytał półgłosem.
- Duże. Jest poobijany, ale ogólnie nie widzę nic poważnego. Oczywiście, dopiero szczegółowe badania wykażą, czy nie ma obrażeń wewnętrznych.
- Miał szczęście.
- Miał niezmiernie dużo szczęścia.

Oficer podziękował lekarzowi i podchodząc do kobiety, z którą przed chwilą rozmawiał zauważył.
- Jest szansa, że z tego wyjdzie. A z panią będę musiał porozmawiać na komendzie. Proszę wsiadać do tego z lewej radiowozu - wskazał kierunek wyprostowaną dłonią.
- Ja muszę z Mirusiem – zauważyła wyjmując wielką, czerwoną chusteczkę. – On sobie nie da rady bez Bulki, nie może zostać sam.
- Nie będzie sam, jedzie z nim lekarz – policjant stwierdził stanowczo – Pani Bulka bardziej przyda się w komendzie - dodał pojednawczo.
Ruszyła posłusznie we wskazanym kierunku, on zaś podszedł do funkcjonariuszy.
- Zdjęcia i wymiary – polecił – pozbierać świadków i rozejrzeć się, kogo gonił. Mam wrażenie, że bardzo mu zależało na złapaniu kogoś. Tylko kogo?
Spojrzał na jezdnię.
Ciekawscy wianuszkiem otaczali miejsce wypadku, sanitariusze zaś powoli, ale zdecydowanie wsuwali nosze z leżącym na nich rannym, do wnętrza pojazdu ratunkowego. Lekarz, przez cały czas, uważnie obserwował chorego.

Zadzwonił telefon.
- Porucznik Jerry Ten, słucham – powiedział stanowczym głosem do mikrofonu telefonu komórkowego.
- Ach to ty? – twarz mu się rozjaśniła w uśmiechu – Doniu, naprawdę nie mam zupełnie czasu i gwarantuję, że teraz nie wpadnę do domu. Jestem przy wypadku, człowiek ciężko ranny i wygląda na to, że to jakaś tajemnicza sprawa. Muszę poszukać tego, lub tą za którą gonił, a tak w ogóle to mam wiele pracy. A co ty robisz? – zapytał troskliwie.
- Właśnie jestem po prysznicu i maluję paznokcie. Na obiad chyba przyjdziesz? – zadała pytanie z pewną obawą w głosie.
- Nie kochanie – odpowiedział, co wywołało westchnienie w słuchawce - Cieszysz się? – zapytał przewrotnie.
- Przecież wiesz, że czekam na ciebie głuptasku - odpowiedziała z wyczuwalną ulgą.
- Mam nadzieję.
- Jerry..
- Tak Donka?
- Zależy mi na tobie.
- Mnie też. Do wieczora.

Nacisnęła czerwona słuchawkę przerywając połączeni. Popatrzyła w lustro, najpierw uważnie prześledziła mimikę, potem rozchyliła lekko czerwony szlafrok. Nagie ciało błysnęło w odbiciu.
- Zadzwoń Romciu – wyszeptała patrząc na zarys ledwie okrytych piersi. Ciało najwyraźniej prosiło o interwencję.

Zrobiła kilka kroków, stąpała boso po miękkim i puszystym dywanie, nagle poczuła wyraźne ciepło, promieniujące z leżącego na stoliku telefonu.
Usiadła wygodnie wpatrzona w aparat, ale po chwili wahania podniosła i wykręciła numer.
- Cześć.
- Cześć- poczuła jeszcze większe ciepło - Czemu nie dzwonisz? - w głosie umieściła sporo pretensji.
- Bo czasu mam, jak na lekarstwo.
- Naślę na ciebie policję.
- Nie strasz mnie swoim mężem. Donka, przestań mieć pretensje, wiesz, że nie mogę zdążyć.
- Wpadniesz? Jerry ma dzisiaj służbę.
- Wpadnę, jak obiecasz kajdanki - zachichotał - Wpadnę na pewno.
- Więc się nie ubieram.
- To dobry pomysł – powiedział śmiejąc się i rozłączył rozmowę.
Siedziała jeszcze chwilę wpatrzona w telefon, potem wstała i po wsunięciu stóp do czerwonych pantofelków, ruszyła w kierunku kuchni. Owinęła się szczelniej szlafrokiem i poruszyła głową by rozsypać jasne włosy.

Postawiła czajnik z wodą i włączyła gaz. Pyknął, kiedy przysunęła zapalarkę.
Za oknem szarzał zachmurzony dzień, nie widać było słońca, zakopanego w skłębione zwały brunatnych obłoków.
Przygotowała pustą szklankę i wrzuciła do niej torebkę ekspresowej herbaty. Czajnik zaczął sympatycznie szumieć, w kuchni zrobiło się bardziej przyjaźnie, jak by ktoś dobrze znajomy pojawił się razem z zapachem zielonej herbaty. Zadzwonił telefon. Ruszyła szybko w kierunku podskakującego aparatu.
- Cześć – powiedziała, jakby przeczuwając, kto dzwoni.
- Dyżurny lekarz ze szpitala miejskiego. Czy rozmawiam z panią Ten? – usłyszała zdecydowany głos.
- Przy telefonie – odpowiedziała drżącym głosem – Czy coś się stało?
- U mężczyzny, który uległ wypadkowi, znaleźliśmy numer w notesie, pani numer telefonu. Czy pani jest kimś z rodziny? – lekarz starał się mówić wyraźnie i zdecydowanie.
- A jak się nazywa ten mężczyzna? – zapytała drżącym głose. Spodziewała się najgorszego.
- Mirosław Zejman – lekarz odpowiedział czekając na jej reakcję.
- Mirek? - zapytała z wielka ulgą – Co się mu stało?
- Wpadł pod samochód – odpowiedział lekarz – Właściwie pod dwa samochody i jest ciężko ranny. Poszukujemy jego rodziny. Nie mamy żadnych danych.
Zawahała się chwilę, myśli błądziły w odległych latach, starała się przypomnieć coś, z tej właściwie krótkiej znajomości.
- Mirka znałam wiele lat temu, ale nasza znajomość zakończyła się przed moim ślubem. Potem się nie spotykaliśmy - mówiła wolno, cedząc słowa z uwagą – Od kiedy jestem mężatką, nie utrzymywaliśmy kontaktu. Nie wiem też, czy ma żonę, właściwie nic o nim nie wiem. Ot, mieliśmy taki krótki romansik.
- W tej sytuacji, przepraszam - lekarz miał głos niepocieszonego faceta.
Chwilę się zastanawiał, potem powiedział:
- Będziemy szukali innych, bardziej bliskich osób dla rannego. Trudno panią obciążać zapytaniem, czy był ubezpieczony. Pani zapewne nic nie wie.
- Nie wiem.
- Dziękuję za informacje i jeszcze raz przepraszam.

Położył słuchawkę i spojrzał na raport sanitariusza, złamanie obydwu rąk, kilku żeber i jednej nogi, co wewnątrz, powinien wykazać rezonans.
Przerzucił uważnie wyniki analiz, zanim usłyszał kroki.
- Panie doktorze- zobaczył otyłą pielęgniarkę, z przekrzywionym czepkiem, szła kiwając biodrami. - Czy coś nowego?
Zawsze czuł niechęć do tej kobiety, która w sumie nic nie była temu winna, że się zestarzała.
Wolał młodsze, czuł od nich ciepło niewiedzy, nadziei i zawodowej głupoty.
- Panie doktorze, przyszła jakaś kobieta - pielęgniarka powiedziała z wyraźną niechęcią.
- Do mnie?
- Nie, do rannego.
- Proszę wpuścić.
Weszła chlipiąca i pociągająca nosem młoda kobieta, otaczając usta wielką, kraciasta i czerwoną chusteczką.
- Gdzie Mireczek, gdzie moje słoneczko? - powtarzała pociągając nosem. Twarz miała ładną i ostre rysy.
- Kim jest dla pani ranny?
- Mireczek jest moim wuchujkiem, a ja jego ciocipką –odpowiedziała pochlipując.
- Rozumiem - lekarz podniósł wzrok. Przesunął papiery na środek biurka i wtedy w drzwiach pojawiła się dodatkowa kobieta.
- Bulka, jesteś kochanie – złapała ją w objęcia i przez chwilę trwały w gorącym uścisku.
- Czy dasz sobie radę? – zapytała gładząc objętą po plecach.
- Muszę.
- Pomóc ci? Może trzeba go umyć.
- Nagiego, tylko ja oglądam.
- Zazdrośnica, i tak bym nie patrzyła.
- Bo nie masz prawa.
- Nie mam, ale chciałam ci pomóc.
- Dam sobie radę.
- Kochanie.
- Dam sobie radę.

Odeszła od łóżka i zapaliła papierosa uchylając wąskie okno. Chwyciła nerwowo telefon i wystukała numer.
- Roman?
- Tak, to ja. Mam sprawozdanie. Jesteś w biurze?
- Nie, w szpitalu, mam problem z siostrą.
- Jaki problem? - zapytał z ciekawości. Nie obchodziły go układy rodzinne szefowej.
- Przejechali po jej facecie, a ona jest zupełnie zwariowana.
- Czy to poważne, nie z nią a z facetem?
- No, chyba tak. Ktoś dodatkowo ukradł im kartę z bankomatu i potem podobno popchnął narzeczonego. Ona jest gotowa dać pieniądze na nagrodę, by odnaleźć tego skurwiela..
- Popchnął narzeczonego i zabrał kartę?
- Odwrotnie. Najpierw zabrał, a potem pchnął. Słuchasz mnie? Halo?
- Słucham i nie wiem, czy mam zostawić papiery w biurze? – zapytał.
- Zostaw gabinecie.
- Postawię za biurkiem.

Zostawił teczkę i zamknął drzwi od gabinetu. Potem ruszył korytarzem, dobiegł do drzwi i wypadł na podwórze jeszcze ciche od zgiełku miasta.
Nie był pewien, czy obrał kierunek na tyle właściwy, by trafić do szpitala. Postanowił odwiedzić Mirka, zupełnie nie wiedząc dlaczego.

Nagle, drogę zastąpił mu policjant, trzymający wielką raportówkę, jakby przygotowaną do umieszczenia w jej wnętrzu sążnistego sprawozdania.
Roman zatrzymał się, szary mundur przywołał wszystkie, najgorsze odczucia.
- Pańska matka – tu policjant zrobił zatroskany wyraz twarzy - Pańska matka – powtórzył - Chyba jest chora, albo i nie.
Po tych słowach zakaszlał i wytarł nos.
Zaraz potem dodał poprawiając zaciski służbowego pasa.
- Jestem zawodowym porucznikiem i nazywam się Jerry Ten, a mój numer służbowy to 32041.

Roman poczuł dziwny poryw wiatry i kropelki potu.
- Trzeba szybko udać się do domu - policjant stwierdził podniesionym głosem i wskazał miejsce w samochodzie – Podwiozę pana.
Roman przyjął zaproszenie i ruszyli z impetem.
Nie odzywali się, aż przybyli na miejsce.

Wysiadając, Roman zauważył karetkę pogotowia stojącą z włączonym, niebieskim migaczem. Przy drzwiach samochodu stał mężczyzna, ubrany w czarną marynarkę i jasne spodnie.
- Czy pan jest synem? – zapytał.
- Jestem synem, Czy coś się stało?
- Pańska mama wyskoczyła z 10 tego piętra, tego budynku - wykonał pionowy ruch palcem.
- Moja mama? – Roman złapał się za serce w dramatycznie kiczowatym geście.

Mężczyzna potarł brodę w zakłopotaniu.
- Proszę zajrzeć do karetki, tam jest pańska mama - wysunął zapraszająco wąską dłoń.
– Proszę – powtórzył i odsunął ciężkie drzwi.

Roman zamknął oczy, spodziewając się makabrycznego widoku starszej kobiety rozbitej o kamienny chodnik pod blokiem.
Kiedy jednak, po chwili, wolniutko rozwarł przestraszone powieki, zobaczył we wnętrzu matkę, uśmiechniętą i trzymającą mocno doniczkę ze storczykiem.
- Jak się mama czuje? – zapytał zdając sobie sprawę z bezsensowności pytania.
- Dobrze synku – usłyszał.
- Czy można się dobrze czuć po upadku z 10 piętra? - pytał zupełnie zagubiony.
- Ten kwiatek mnie uratował - odpowiedziała przechylając głowę.
- Jaki kwiatek? Dlaczego to zrobiłaś? – czuł, że to on własnie jest w szoku i za chwilę powinien zacząć być leczony.
- Nie chciałam istnieć tylko jako cieżar dla ciebie – odpowiedziała z uśmiechem, przyciskając jeszcze mocniej doniczkę.

Mężczyzna w ciemnej marynarce przerwał rozmowę.
- Muszę już zabrać pańską mamę – powiedział stanowczo
- Przecież nic jej nie jest - Roman obruszył się.
- Nie ważne, czy jest czy nie i tak muszę przeprowadzić rutynowe badania.

Zatrzasnął drzwi ambulansu i wskoczył na miejsce obok kierowcy.
- Mamo - szepnął Roman - Gdzie ciebie zabierają?

Samochód ruszył z piskiem opon w kierunku ruchliwej ulicy i po chwili, włączając syrenę zaczął torować drogę pomiędzy wieloma, pędzącymi samochodami.
- Mamo – szepnął Roman
- To jest dziwne, że uratował ją storczyk. Świadkowie mówili, że kwiat rozwinął płatki tak szeroko, że spadała z nim, jak ze spadochronem, by w końcu delikatnie usiąść na piasku.
Roman obejrzał się zaskoczony.
- Opadła delikatnie ze storczykiem? - zapytał – To jakaś totalna bzdura.

Za nim stał policjant, ten sam, co go podwiózł służbowym samochodem.
- To wszystko jest po prostu bardzo dziwne – zgodził się kiwając głową i policyjną czapką, nasadzoną prawie na wysokość brwi. Po chwili dodał z przekonaniem:
- Jedynie tłumaczy fakt, że dzisiaj jest 10 października. Ta dziwna data, 10.10.10. powoduje jakiś niezrozumiały mentlik w przyrodzie, prawda?
Zajrzał w twarz Romanowi, jakby szukając potwierdzenia.
- Donka mi mówiła – zaczął powoli i znowu spojrzał, próbując zajrzeć jeszcze głębiej.
- Donka? - wyrwało się Romanowi czując falę gorąca rozlewającą się do podbrzusza.
- Donka mówiła – powtórzył policjant nie spuszczając oczu z rozmówcy – mówiła, że data, która właśnie dzisiaj wypada, potrafi wywołać w wielu miejscach na świecie zupełnie niezrozumiałe zjawiska. Mówiła jeszcze…

- Donka? – zapytał Roman i ugryzł się w język.
Nagle poczuł niezrozumiały dreszcz pełen niespodziewanego strachu.

- Pan zna moją żonę? – wtedy właśnie zobaczył bardzo blisko, tuż przy swojej twarzy rozszerzone źrenice policjanta, poczuł zapach skórzanych części jego wyposażenia.
- Ja? - spróbował cofnąć się, ale źrenice policjanta sunęły tuż za nim.
- Zna pan Donkę? Pytam, czy zna pan Donkę?..






K O N I E C


Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
MANDRIK · dnia 22.11.2010 08:41 · Czytań: 909 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 11
Komentarze
Miladora dnia 22.11.2010 19:24
Nieźle to zakręciłeś, ale jeżeli nie połączysz tych porozdzielanych kreseczkami słów, to nie wrócę. :D
Przy okazji dodaj spacje przy myślnikach w dialogach. ;)

A w ogóle to mógłbyś już zacząć wstępnie poprawiać...:rip:
Krzysztof Suchomski dnia 22.11.2010 19:26
Zabawna historyjka, Mandriku :). Ale zrobisz niewątpliwie dobry uczynek, likwidując te irytujące myślni-ki wewnątrz wy-razów.
Odpowiednikiem porucznika w polskiej policji jest komisarz. Inspektor odpowiada rangą podpułkownikowi - tacy nie pojawiają się na miejscu wypadków drogowych.
Pozdrawiam :)
Heh, Mila już mnie uprzedziła :)
bassooner dnia 22.11.2010 20:24
pomysł bardzo dobry ale wykon do kitu... plączą się dialogi, bo piszesz dialogi tej samej osoby od nowego wersu, są też błędy techniczne ze spacjami i niepotrzebnymi kropkami itd...

jest też wiele nielogicznych sytuacji; telefon odebrany z rana był o tym co się dopiero wydarzy (no chyba że tak miało być) skąd policjant wiedział o jego mamie i skąd wiedział, że to jej syn? nazwiska dziwne, bo porucznik jest amerykaninem/ anglikiem, a mirosław? chyba polak, no i roman też... a w tekście nic o miejscu akcji...

no i ta zagadkowa pisarska jąkawka... nic nie wnosi a tylko przeszkadza, myślałem nawet to to jakiś klucz i sylaby po myślnikach utworzą jakieś hasło... próbowałem, próbowałem i nic... ani hasła, ani nic... ;-(((
Wasinka dnia 23.11.2010 12:48
Lubię takie pozakręcane ścieżki. Warto tekst "doczyścić", żeby "lśnił" ;)
Pozdrowienia słoneczne.
darek_96 dnia 27.11.2010 20:12
"wychylił część ciała głęboko i mokrą ręką podniósł drgający aparat."

Czy cżżęść ciała można głęboko wychylić ? Takie diwne sformułowanie.

Te myślniki są na prawdę irytujące i na dłuższą metę strasznie przeszkadzają w czytaniu.
Tekst rzeczywiście poplątany, ale njie jest źle.
Podoba mi się. :)
MANDRIK dnia 29.11.2010 21:11
Miladora mojdobry duchu!!!
Nie moge na razie nic poprawic, bo mnie poprostu nie ma i dopiero za jakis czas bede mogl znowu ingerowac w tekst.
Pomoz mi, ktore myslniki,, gdzie spacje i chyba zwariuje, bo zaczynam myslec wylacznie o bledach kropkowych, a nie o tresci.
Dziekuje, pomagaj mi, ale nie od razu moge regowac. Przepraszam
M
MANDRIK dnia 29.11.2010 21:38
UWAGA!!!
Przepraszam za myslniki!!!!
To nie jest moja wina. Przenosze zawsze tekst z Offisa 2010 i w miejscu, gdzie przenosze wyraz, w tekscie przekazanym powstaje jakis myslnik. Nie wiem skad sie on bierze, moze robie jakis blad, ale to nie jest zamierzone. Moze nie wiem jak przenoscic tekst na strone portalu.
Jeszcze raz przpraszam
Mandrik
Miladora dnia 29.11.2010 22:44
Niestety, Mandrik, nie jestem dobrym duchem, tylko literacką terrorystką. :D W wersji dla masochistów. ;)

Przejrzyj tekst pod kątem porozdzielanych (nie wiem, jakim cudem) wyrazów i usuń z nich kreseczki:
chło-dem/kie-runku/ po-stawił/ od-kręcił/ wszyst-kich itd. do końca tekstu. ;)

Dodaj spacje w dialogach ():
-()Słucham i nie wiem, czy mam zostawić papiery w biurze? – za-pytał.
-()Cześć.
-()Cześć()- poczuł lekkie ciepło.
-()Czemu nie dzwonisz?()- w głosie było sporo pretensji.
-()Bo czas(u), jak na lekarstwo.
-()Naślę na ciebie policję.
-()Nie strasz mnie swoim mężem. Donka, przestań mieć pretensje, wiesz, że nie mogę zdążyć.
-()Wpadniesz? Jurek ma dzisiaj służbę.
-()Wpadnę, jak obiecasz kajdanki.()- zachichotał - Wpadnę na pew-no.
Raz dwa()- gaz pyk,
-()Mamo, podać już śniadanko?
-()Idę do ciebie – powiedział
- Czy możesz na chwilę zajrzeć do mnie?()- usłyszał zza drzwi.
- Oczywiście – odpowiedział poprawiając stojący w połowie koł-nierz.()- Już idę.
-()Mamo, wychodzę()- powiedział stanowczo()- Dasz sobie radę do mo-jego powrotu?
w narastający, biały pąk()- Idź już()- Uważaj synku,
-()Przepraszam – powtórzyła układając usta
-()Przepraszam – usta dziewczyny wygięły się jeszcze bardziej.
- Jak mam pani pomóc?()- zapytał zrezygnowany.
Proszę wsiadać do tego z lewej radiowozu()- wskazał
bardziej przyda się w komendzie()- dodał pojednawczo.
- Przecież wiesz, że czekam na ciebie, głuptasku()- odpowiedzia-ła
-()Cześć.
-()Cześć()- poczuła jeszcze większe ciepło - Czemu nie dzwonisz?()- w głosie umieściła sporo pretensji.
-()Bo czasu mam, jak na lekarstwo.
-()Naślę na ciebie policję.
-()Nie strasz mnie swoim mężem. Donka, przestań mieć pretensje, wiesz, że nie mogę zdążyć.
-()Wpadniesz? Jerry ma dzisiaj służbę.
-()Wpadnę, jak obiecasz kajdanki - zachichotał - Wpadnę na pew-no.
W tej sytuacji, przepraszam()- lekarz miał głos niepocieszone-go faceta.
- Panie doktorze()- zobaczył otyłą pielęgniarkę,
-()Panie doktorze, przyszła jakaś kobieta()- pielęgniarka powie-działa z wyraźną niechęcią.
- Gdzie Mireczek, gdzie moje słoneczko?()- powtarzała
-()Słucham i nie wiem, czy mam zostawić papiery w biurze? – za-pytał.
- Trzeba szybko udać się do domu()- stwierdził podniesionym gło-sem
- Pańska mama wyskoczyła z 10 tego piętra, tego budynku()- wyko-nał pionowy ruch
- Proszę zajrzeć do karetki, tam jest pańska mama()- wysunął zapraszająco
- Mamo()- szepnął Roman(- Gdzie ciebie zabierają?
- Opadła delikatnie ze storczykiem?()- zapytał – To jakaś
- Donka?()- wyrwało się Romanowi
- Ja?()- spróbował cofnąć się, ale źrenice

Hmm – „części jego wyposarzenia.” – wyposażenia.
Nawiasem mówiąc „nie ważne” pisze się „nieważne”.

To pierwsza porcja poprawek. Następne w wolnej chwili. ;)
I chyba jednak nie jestem terrorystką. Raczej sadystką altruistką. :D
Ale tylko dlatego, że opowiadanie mi się podoba. ;)
MANDRIK dnia 22.12.2010 19:37
Poprawiłem co umia\lem. Czekam na reszte
MANDRIK dnia 22.12.2010 19:42
Wesołych Swiat i Szczesliwie Tworczego Nowego Roku
zyczy
MANDRIK
Miladora dnia 22.12.2010 19:57
Mandrik, Ty żyjesz?! :D

Wesołych Świąt wobec tego. :D
Na razie kleję uszka z grzybami, więc musisz poczekać. :D
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty