na początku każdy miał jedno imię - tego, który oswoił węże
wypełzające z oczu, spod języka. podzielił się ciałem
jak słowem. dziś już nie mówię. chyba, że przez sen,
nie pamiętam. przynajmniej staram się,
a to męczy najbardziej. jak śpiewanie sto lat i
jeszcze jeden i jeszcze. a potem: gorzko, gorzko.
patrzę na nich ze współczuciem, bo ja już wiem,
a im potrzeba wielu poranków w pośpiechu.
przemilczanych obiadów, łzawych wieczorów i nocy.
najbardziej nocy, kiedy ciało obok zaczyna uwierać.
nie możesz tak po prostu wstać i wyjść z niego, bo powiedzieli:
jesteście jedno.
trudno na nowo uwierzyć, że ma się własną głowę,
ręce, a przede wszystkim nogi. więc piję
słodki likier, zawiesiste nalewki. później wyznaję miłość,
ale to nie ma znaczenia, ponieważ nie pamiętam
i nazywam kogoś nie jego imieniem. robi się smutniej,
jest jakby koniec świata.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
alleluja con · dnia 24.11.2010 12:05 · Czytań: 1053 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 8
Inne artykuły tego autora: