Vesper - cz.4 - Ramirez666
Proza » Długie Opowiadania » Vesper - cz.4
A A A
Główna sala bankietowa, HSC Vesper, Morze bałtyckie

21 styczeń, 19:31

Większość gości zebrana była już w ekskluzywnej, urządzonej w secesyjnej konwencji, sali bankietowej, gdzie wkrótce miała odbyć się kulminacyjna część pierwszego wieczoru rejsu. Przemowa inicjatora konferencji, senatora Głowacza, otwierała cały cykl spotkań przewidzianych w trakcie dwóch dni podróży. Podczas kolacji, poprzedzającej jej uroczyste rozpoczęcie, czas miał umilać koncert jazzu w wykonaniu znanej, londyńskiej kapeli, po którym planowane były kolejne, indywidualne wystąpienia, od senatorskiej inwokacji począwszy. Zespół skończył jednak znacznie wcześniej niż przewidywano, ponieważ na scenie znalazł się jeden z ważniejszych gości. Był nim dziekan wydziału historii Uniwersytetu Warszawskiego, trzymający się blisko śmietanki politycznej celebryta, który dzięki swej błyskotliwości, prezencji i naukowemu profesjonalizmowi, zrobił niemałą karierę w Stanach Zjednoczonych. Właśnie przepraszał pasażerów za nagłą zmianę harmonogramu, używając przy tym typowego dla siebie, swobodnego, nieco aktorskiego sposobu konwersacji. Po krótkim wstępie, upstrzonym kilkoma luźnymi żartami, które miały na celu rozluźnić pasażerów, zapowiedział swojego dobrego znajomego, kongresmana Pattersona z Waszyngtonu. Po całej Sali, wzdłuż i wszerz, przeszedł szmer zaskoczenia, jednak nagła zmiana nie zrobiła na nikim specjalnego wrażenia. Głowacz jeszcze raz pokrótce przypomniał o celu rejsu, kilkoma zdaniami opowiedział o tragedii, jaką jest wojna i finansujący ją nielegalny handel diamentami. Negował postawę jubilerskich spółek, przymykających oko na cały proceder, mimo ciągłych wiadomości o ludobójstwach, głodzie i epidemiach panujących w Afryce oraz o tysiącach dzieci zmuszanych do zabijania w trakcie walk.
Fabian Górski i Kacper Keller nie słuchali wywodu profesora. Niczym się nie wyróżniając, siedzieli spokojnie przy jednym z bocznych stolików, zajadając zamówioną wcześniej kolację. Fabio, jako koneser egzotycznej kuchni i zwolennik kulinarnych eksperymentów, zamówił przyrządzoną po chińsku rybę Tao, udekorowaną barwną sałatką z owocowymi dodatkami. Skrzywił się ostentacyjnie, gdy na talerzu Kellera zobaczył zwykłego kurczaka z frytkami. Tamten od razu to zauważył i spojrzał na niego pytająco.
- Nawet podczas rejsu luksusowym jachtem, w otoczeniu ludzi z wyższych sfer, musisz jeść to gówno? – zapytał Fabian, trochę ściszając głos. – Jakim cudem to trafiło do menu?
- Odpierdol się od mojego jedzenia, dobra? – Keller zmarszczył brwi, nie zwracając większej uwagi na zaczepkę przyjaciela.
- To nie jedzenie, tylko jakieś śmieci.
- A co, myślisz, że to jest lepsze? – zapytał chłopak, gestem dłoni wskazując na talerz po przeciwnej stronie stołu. - Patrz jak to wygląda. Nawet nie wiadomo co żółtki wepchały ci do tego syfu.
- Przez te tłuste fastfoody, prędzej czy później, wysiądzie ci pikawa.
- Mi to nie grozi, bo ja mam super pikawę – odezwał się ironicznie Keller, przegryzając frytkami. - Szybciej ty się wykończysz od tego gówna. Nie zdziwiłbym się jakby tam było mięso z jakiegoś psa.
- Nie znasz się na ambitnej kuchni orientalnej.
- Zdechłego psa...
- Na urodzinach Kudłatego strułeś się wódą, nie chińszczyzną!
- Zdechłego psa z kawałkami sierści…
- Keller!
- Albo zmieloną rękę bezdomnego Staśka, którego jakiś żółty skurwiel porwał z dworca i przerobił na kotlety.
- Dobra, przestań! – westchnął Górski, rozglądając się uważnie dookoła, po czym nieco bardziej pochylił się nad stołem i wyraźny ściszył głos. - Trzeba obmyślić plan dostania się do galerii. Ilu widziałeś tam ochroniarzy?
- Czterech. Dwóch przy wejściu na wystawę i jeden przy kiblach. Czwarty krąży między schodami i pokojami VIP.
- Kiepsko. Na dole jest dwóch mobilnych, a klatek schodowych pilnują kamery.
- Ciszej! Ktoś może podsłuchiwać – zauważył Kacper.
- Spokojnie, wszyscy słuchają tego miglanca – uśmiechnął się przebiegle mężczyzna, kiwnięciem głowy pokazując stojącego na scenie senatora, który aktualnie zabawiał zebranych gości. - Sprawdzałem ich wewnętrzne zabezpieczenia sieciowe. Pojedynczy firewall z kodem 512-bitowym. Złamanie czegoś takiego nie powinno zająć więcej niż pół godziny. Jak tylko uda mi się włamać do ich wewnętrznej sieci, wpuszczę im robaka z potrójnym kodem sekwencyjnym, tak, żeby szybko mnie nie namierzyli. Będę miał też dostęp do monitoringu, więc to ułatwi mi trochę kierowanie tobą.
- Wziąłeś jakąś dodatkową broń? – zapytał Keller, ze specyficznym dla niego błyskiem w oku, który pojawiał się zawsze, ilekroć wchodził w temat militariów. Górski zauważył, że wargi na pozornie pozbawionej emocji twarzy jego towarzysza drgnęły w ledwo dostrzegalnym uśmiechu.
- W walizce mam dla ciebie pistolet maszynowy z tłumikiem. Krótka wersja dla jednostek specjalnych. Ponadto dwa beryle z zapasem amunicji, Berettę, rewolwer i trochę granatów. Pamiętaj, że strzelasz tylko w ostateczności – przypomniał Fabio. - Najlepiej byłoby, gdybyśmy zawinęli obiekt ze statku i ulotnili niezauważeni. W ramach dywersji postaram się założyć kilka ładunków wybuchowych, których eksplozja z pewnością narobi niemałego zamieszania. Kiedy już miniesz…
Fabio przerwał, bo zauważył, że Keller nadal patrzy z niesmakiem na jego, prawie jeszcze pełny, talerz.
- Co ty masz, kurwa, do tej ryby!? – zapytał poirytowany. - Nawet jej nie spróbowałeś!
- Ja nie jadam ryb, bo ryba była w morzu, a tam mógł się kąpać jakiś cwel! – odpowiedział Keller, odnosząc się do starej, więziennej zasady.
Fabio ponownie głośno westchnął.
- Dobra już, dobra. Giwerę dam ci po kolacji, jak wrócimy do kajuty. Nie jest tak mała, że można ją schować pod marynarką, więc zaczynasz dopiero jak złamie ich zabezpieczenia i wyłączę zasilanie. Reszty arsenału używamy tylko w razie konieczności. Gdy zwiejemy z pokładu zdetonuje ukryty w walizce materiał wybuchowy i po dowodach nie zostanie ślad.
- Chyba nie zapomniałeś o noktowizorach? – zapytał dla pewności Kacper. – Bez nich bieganie w ciemnościach raczej straciłoby sens.
- Straciłoby go, kurwa, bezapelacyjnie – żachnął się obruszony Fabian, patrząc na swego przyjaciela spod zmarszczonych brwi. – Jak mógłbym zapomnieć o czymś takim?
- Jasne – Keller mrugnął porozumiewawczo, jednak jego twarz nadal pozostała skupiona. – Przecież jesteśmy profesjonalistami.
Górski nie odpowiedział. Sięgnął tylko po szklankę i skosztował łyk zimnej, orzeźwiającej wody.
- Dobra, chodźmy już – stwierdził Kacper, spoglądając na tarczę swojego złotego zegarka. – Chyba, że chcesz dojeść tego biednego pieska.
Wypowiadając ostatnie zdanie, Keller z niekrytą złośliwością, udekorowaną ironicznym uśmiechem, wskazał brodą na talerz kompana.
- Pierdol się! – usłyszał od zniechęconego Fabiana. – Jakoś straciłem apetyt…

Obaj odeszli od stolika, kierując się w stronę bocznego wyjścia. Musieli przy tym przecisnąć się przez tłum eleganckich pasażerów, którzy tłoczyli się w drzwiach, spiesząc się na uroczystość otwarcia rejsu, notabene całej konferencji. Nikt nie chciał się na nią spóźnić, więc każdy przeciskał się jak mógł. Idący tuż za swoim kumplem Fabio, brnąc w tłumie eleganckich pasażerów, przystanął na chwilę. Zmrużył oczy, zamyślając się intensywnie nad tym, co właśnie zobaczył. Receptory w jego mózgu zarejestrowały niepokojący obraz, podesłany przez narządy wzrokowe. Mężczyzna zatrzymał się, całą swoją energię przeznaczając na analizę sytuacji, która wielce go zaskoczyła, a nawet zaniepokoiła. Nie zauważył nawet, że jego dłonie zaczęły lekko drżeć. Zamrugał powiekami, jakby chcąc utwierdzić się w przekonaniu, że nie padł ofiarą zwodniczego mirażu. Odniósł bowiem wrażenie, że przez ułamek sekundy, w otaczającym go tłumie licznych gości, zauważył znajomą twarz. Gdy ponownie się obrócił, twarzy tej już nie było wśród otaczającego go morza głów. Podświadoma pamięć długotrwała wysłała do umysłu wiadomość, że już ją kiedyś widział. Ponure oblicze wysokiego, ogolonego na łyso mężczyzny o wąskich, szarych oczach i złowieszczym uśmiechu na, niemal pozbawionych warg, ustach. Szukał jej chwilę wzrokiem, jednak odpuścił, przekonany, że było to tylko złudzenie.
- Co jest? – zapytał Kacper z obawą w głosie, odwracając się do przyjaciela. Najwyraźniej instynktownie wyczuł zagrożenie.
- Nic… - skłamał Fabio. - Wydawało mi się, że widziałem naszego starego znajomego.

Goebbels nie zauważył Fabiana. Ominął swobodnie tłok przy wejściu i skierował swe kroki w kierunku schodów, gwizdając cicho mało znaną, więzienną melodię. Korytarz w tej części okrętu był już pusty, pasażerowie zebrali się w pomieszczeniach restauracyjnych, w oczekiwaniu na zapowiadaną przemowę Thomasa Pattersona. Po drodze minął niczego nie spodziewającego się ochroniarza, który spokojnie przechadzał się wzdłuż holu, najwyraźniej zajęty oglądaniem umieszczonych w gablotach zdjęć z jakiegoś afrykańskiego konfliktu. Na jego widok Goebbels wyraźnie się uśmiechnął się. Minął go bez słowa i wszedł za róg, będący poza zasięgiem pilnującej schodów kamery, opierając się plecami o ścianę. Zerknął na zegarek. Do przewidzianego czasu ataku zostały jeszcze trzy minuty. Rozejrzał się ostrożnie czy nikt się nie zbliża i wyjął zza paska pistolet. Sprawdził jeszcze raz naboje, po czym przeładował go i odbezpieczył. Zamek zgrzytnął metalicznie, wpychając do komory pierwszy z ośmiu załadowanych do magazynka pocisków. Jak przystało na perfekcyjnego myśliwego, najemnik postanowił spokojnie się przyczaić i poczekać, aż nadejdzie odpowiednie pora żeby uderzyć.

* * *


Mostek kapitański, HSC Vesper, Morze bałtyckie

21 styczeń, 19:39

Od trzech godzin było już całkowicie ciemno. Wiatr przybrał na sile. Nawała deszczu ze śniegiem ograniczała widoczność do kilkudziesięciu metrów. Kapitan Mazur stał na mostku, ze szkłami marynarskiej lornetki przystawionymi do oczu. W ustach miał nieodłączne, kubańskie cygaro, będące ekskluzywnym odpowiednikiem stereotypowej dla każdego wilka morskiego fajki.
- Wiatr 6 stopni w skali Beauforta - powiedział zaniepokojony nawigator. – Wzmaga się z każdą minutą.
Mazur uśmiechnął się lekko, zadowolony z wyzwania, jakie kolejny raz rzuciło mu morze. Przyjął je z wrodzonym hartem ducha i niezwykłym uporem.
- Co z prądem? – zapytał spokojnie.
- Chłodny wiatrowy z północy – odpowiedział marynarz, wpatrzony w ekran nowoczesnego czytnika. - Możliwe, że będzie nas znosić na prawą burtę.
- Zwiększyć prędkość do dwudziestu węzłów – zakomenderował kapitan. Przeczuwał, że ten rejs będzie wyjątkowo ciężki, mimo to nie tracił dobrego humoru.
- Kapitanie – z pomieszczenia obok przyszedł okrętowy synoptyk, którego inwestorzy na siłę wcisnęli w skład załogi Mazura. Kapitan uważał, że nie potrzebuje na statku człowieka, który będzie mu zawracał głowę pogodą, którą on sam, jako doświadczony weteran, może z łatwością ocenić. Ponadto nie znosił gderających bez sensu urzędników, którzy nie mieli zielonego pojęcia o morzu i panujących na nim zasadach, jednak starali się narzucać własne, niczym nie podparte zdanie. – Mam tutaj wyniki pomiarów ze stacji w Borgholm. W miasto uderzył silny sztorm. Dziewięć stopni w skali Beauforta. Wichura zrywa dachy z domów. Mają ofiary wśród ludności cywilnej. Płyniemy w sam środek potężnego huraganu, kapitanie.
- Myśli pan, że nie widzę? – zapytał ironicznie Mazur, wpatrzony w szalejące przed nim morskie piekło.
- Powinniśmy trzymać obecny kurs wschodni i na długości geograficznej 19 stopni odbić w kierunku południowym. Prosto do portu w Gdyni.
- Obecnie ja dowodzę tym statkiem, panie Stańczak – warknął groźnie kapitan, po czym cmoknął kilka razy, wypuszczając z ust kilka kółek szarego dymu. Nawet nie wysilił się, by spojrzeć w stronę rozmówcy, po czym zwrócił się do pokładowego komputera, całkowicie ignorując obecność synoptyka. – Vesper! Skoryguj wytyczne dotyczące trasy. Ustal optymalny kurs w kierunku północno-wschodnim i przedstaw je na wykresie.
Głos zabrał drugi kapitan, Maruta, będący osobistym zastępcą Mazura.
- Kapitanie, sugeruję zawinąć do najbliższego portu i przeczekać to wszystko – powiedział nieco zdenerwowany oficer. - Przy obecnym kursie i prędkości powinniśmy być w Gdyni za parę godzin. To naprawdę kiepsko wygląda – dokończył patrząc na szalejące przed statkiem fale.
- Nic z tego – duma morskiego wilka wygrała. – Nie damy się zwykłej ulewie. Ta łajba była warta trzysta milionów, panowie. Kaliński, ustaw nowe koordynaty! Borek, skontroluj odczyty termiczne w instalacjach pod pokładem. Zwrot o piętnaście stopni prawo na burt. Kierunek pięćdziesiąty piąty równoleżnik. Obejdziemy ten sztorm szelfem.
- Kapitanie – zawołał nagle łącznościowiec – powinien pan tego posłuchać.
Mazur podszedł do stanowiska siedzącego nieopodal młodego marynarza, wziął słuchawki z mikrofonem na krótkim wysięgniku i niedbale przyłożył jedną z nich do prawego ucha.
- Jednostka pływająca HSC Vesper, tu śmigłowiec Bell 412. Mamy poważną awarię rotora. Wiatr zerwał przeguby. Nie mogę utrzymać pułapu. Proszę o zezwolenie na lądowanie na pokładzie.
- Mówi kapitan Edward Mazur – jego głos był życzliwy, aczkolwiek w pewnym sensie szorstki i nieco podejrzliwy. - Zrozumiałem, Bell. Zezwalam. Przy rufie mamy platformę przystosowaną dla śmigłowców. Zaraz wydam dyspozycje moim ludziom. Przygotują wam niezbędną pomoc.
- Dziękuje, kapitanie. – odpowiedział głos w słuchawce. - Podchodzę do lądowania.
Mazur kiwnął na stojącego obok Marutę.
- Wyślij tam któregoś z mechaników, żeby obejrzał ten rotor. Niech idzie z nim dwóch uzbrojonych chłopaków. Nie chcę, żeby ktoś obcy panoszył się po moim statku niepilnowany.
Kapitan żeglugi morskiej Edward Mazur nie wiedział jeszcze, że właśnie otworzył puszkę Pandory, która miała rozpocząć serię okrutnych tragedii na pokładzie jego statku.

* * *


Główna sala bankietowa, HSC Vesper, Morze bałtyckie

21 styczeń, 19:45

Pochodzą z wnętrza ziemi. Są o wiele starsze niż ludzka cywilizacja, której towarzyszą od zarania dziejów. Mają w sobie wewnętrzną magię i niesamowity urok, tak silny, że ludzie zrobią wszystko, żeby posiąść ich jak najwięcej. Każdy z nich ma odmienny kształt, inną barwę, ale wszystkie łączy znaczący, wspólny element. Są niezwykle drogocenne i stanowią jeden z najważniejszych zasobów światowego rynku finansowego. Dla niektórych są sposobem na inwestycje i pomnażanie fortuny, dla innych jedyną szansą na przeżycie w brutalnej rzeczywistości. Dla afrykańskich dyktatorów to możliwość łatwego zasilenia budżetu, przeznaczanego w większości na rozwój sfery militarnej. Skupujący je ludzie w Europie i Stanach nie mają pojęcia, że niemal na każdej z tych niewielkich błyskotek jest krew jakiegoś niewinnego nieszczęśnika, który miał pecha urodzić się w kraju ogarniętym wojną. Diamenty. Thomas Patterson, były zastępca dyrektora generalnego CIA, opowiadał skrupulatnie o tym, jakie okropności towarzyszą ludziom na czarnym lądzie, w związku z wydobyciem tego surowca. Kacper zamyślił się głęboko nad słowami polityka. Nie raziła go powszechna niesprawiedliwość i brak wzajemnego szacunku między ludźmi. Odczuwał całkowitą obojętność w stosunku do odległych wojen, toczących się gdzieś na końcu świata. Nie miał łatwego dzieciństwa, zwłaszcza przeżycia ostatnich kilku lat mocno odcisnęły na nim swoje piętno. Gdzieś w głębi duszy nadal miał typowe, ludzkie odczucia, jednak przeważnie tłumił je w sobie pod maską zimnej bezwzględności. Rzadkie wybuchy spontaniczności i widocznego rozweselenia towarzyszyły mu tylko w trakcie imprez ze znajomymi, zwłaszcza tych obficie zakrapianych alkoholem. Dlatego też nie współczuł ani trochę ludziom, o których właśnie opowiadał Patterson. W pewnym momencie uwagę Kacpra zwrócił poruszony właśnie temat masakry w jakiejś niedużej, kongijskiej wiosce. Gdy padły słowa odnośnie strzelaniny, bombardowania i masowych egzekucji, demoniczne wspomnienia Kellera znów brutalnie dały o sobie znać. W kilku krótkich migawkach przypomniał sobie tamtą strzelaninę. Widział oczyma wyobraźni jak zastrzeleni przez niego bandyci upadają na podłogę, targani konwulsyjnymi drgawkami, krzycząc z bólu w niebogłosy. Wokoło płonął magazyn, na podłodze leżało kilka zmasakrowanych ciał. Dalej był długi korytarz, zamknięte drzwi i dochodzące zza nich krzyki młodej kobiety, który wyróżniał się na tle innych, przytłumionych odgłosów. Wszystko to trwało w czasie rzeczywistym zaledwie ułamek sekundy, ale chłopakowi wydawało się, że dopiero co wrócił z kilkugodzinnej podróży. Rozejrzał się nerwowo, jakby chcąc się upewnić, że naprawdę znajduje się na pokładzie statku, a nie w strefie działań wojennych. Zrobił dla uspokojenia kilka głębokich oddechów, zupełnie, jakby dopiero co zbudził się pod wpływem jakiegoś, mrożącego krew w żyłach, koszmaru. Rzeczywistość nie kłamała. Siedział przy barze, spokojnie popijając whisky z colą. Było to dosyć duże pomieszczenie na kilkadziesiąt miejsc siedzących, które od głównej sali restauracyjnej oddzielał niewielki, bogato zdobiony wyrzeźbionymi w drewnie wzorami, portal. Kilka chwil po tym, jak wyrwał się ze szponów demonicznych wspomnień, zobaczył szczupłą brunetkę, siedzącą przy stoliku stosunkowo niedaleko przejścia do drink baru. Towarzyszył jej młody mężczyzna w granatowym garniturze i dwójka starszych panów po pięćdziesiątce, którzy obaj mogliby być jej dziadkami. Po dłuższej chwili złapał się na tym, że od kilku minut nie może oderwać od niej oczu, a coraz dłuższe wpatrywanie się w jej uroczy uśmiech, powoduje dziwne łaskotanie w brzuchu. Ubrana była w kremową sukienkę i jasną, damską marynarkę, na której kontrastowo odbijały się opadające na ramiona, bujne kosmyki prostych, czarnych włosów. Oko strzelca wyborowego pozwoliło mu ocenić z odległości kilkunastu metrów, że ma takie jak on, ciemnie, brązowe oczy.
Rozmarzony Keller poczuł nagle mocne klepnięcie w ramię. Odwrócił się błyskawicznie, wyrwany z zamyślenia, odruchowo sięgając prawą ręką do prawego biodra, gdzie miał schowaną kaburę z pistoletem.
- Ładna, nie? – zapytał stojący obok niego niski, nieco gruby chłopak w białej koszuli z szeroko rozpiętym kołnierzem, odsłaniającym gładki tors. Na głowie miał bujną, jasną czuprynę, utrwaloną niemałą porcją żelu do włosów. Nosił modne, niewielkie okulary, zza których wesoło patrzyła na świat para niebieskich oczu. Sprawiał wrażenie, że jest nieco młodszy od Kellera.
- Owszem – odparł zaskoczony Kacper. Oprócz Fabiana, który wrócił na chwilę do ich kajuty, zostawiając go samego, nikogo tu nie znał, więc perspektywa rozmowy z rówieśnikiem była całkiem zachęcająca. – Piękna.
- Fritz Hoffman – blondyn pierwszy wyciągnął rękę.
- Kacper Keller – uścisk dłoni był mocny i krótki. - Skąd wiedziałeś, że na nią patrzę?
- Tak szczerze, to gapisz się na nią od dobrych paru minut. Naprawdę nie trudno było to zauważyć. Przez chwilę pomyślałem nawet, że ją śledzisz.
- Byłbym kiepskim szpiegiem gdyby przejrzał mnie… czym się właściwie zajmujesz?
- Pomagam ojcu w prowadzeniu hotelu.
- Fritz Hoffman… syn Ernesta Hoffmana? Właściciela sieci Millenium Hotel?
- Ten sam – zaśmiał się nieco wstydliwie młodzieniec, skromnie opuszczając wzrok. – Połowa tych starych zgredów na statku to nasi stali goście. No wiesz… konferencje, zjazdy i takie tam. Ojciec wyjechał w interesach i zostawił mnie z całym tym rejsem na głowie. Chciał, żebym dopilnował tu kilku spraw. A jeśli chodzi o dziewczynę, to Aneta Wilczurówna, córka właściciela tego liniowca.
- Myślałem, że Vesper należy do jakiejś skandynawskiej korporacji – zdziwił się Kacper.
- Bjorn-Larsen miało poważne problemy z funduszami, więc Piotr Wilczur wykupił statek jeszcze, gdy prace nad nim były w fazie wstępnej. Po co przyglądałeś się jego córce? – zapytał podejrzliwie.
- Spodobała mi się – westchnął Keller, z niepokojem zauważając, że bez żadnych oporów opowiada o swoich wewnętrznych przeżyciach przed obcą osobą. Nigdy mu się to wcześniej nie przydało.
- Paparazzi?
- Przecież, do cholery, mówię, że mi się podoba. Szkoda tylko, że przyszła z kimś – skrzywił się patrząc na wysokiego, przystojnego eleganta siedzącego tuż obok dziewczyny.
- Ten facet obok niej to dowódca prywatnej ochrony w firmie Wilczura. Jest również osobistym ochroniarzem Anety – Keller niemal podskoczył z wrażenia, gdy usłyszał ostatnie słowa. Fritz uśmiechnął się z satysfakcją, że udało mu się wzbudzić w nowym znajomym niekryte emocje.
- Skąd ty tyle wiesz? – zapytał najwyraźniej ucieszony Kacper. Liczył, że nowy znajomy może mu się przydać.
- Mówiłem ci już, że znam trochę ludzi ze środowiska. – powiedział Hoffman przekonująco, kiwnięciem głowy wskazując pobliskie stoliki, pełne eleganckich gości. – Jeśli chcesz, a widzę wyraźnie, że chcesz, mogę cię z nią zapoznać. Na pierwszy rzut oka robisz nawet dobre wrażenie. No, może z wyjątkiem tej dziary. Kto ci to zrobił?
Keller podrapał się po przedzielonej blizną brwi.
- Wypadek na nartach – skłamał, udając pewność siebie. W tym samym momencie zrozumiał, że wyszedł niezbyt przekonywująco.
- Nie chcesz to nie mów – mrugnął do niego nowy znajomy, wyraźnie nie przejmując się fałszywą odpowiedzą. – Napijmy się czegoś zanim wyruszymy na podbój świata. Zdrowie!
Fritz uniósł szklankę w geście toastu i jednym łykiem dopił całą jej zawartość. Keller, chcąc ukoić nerwy, skołatane niedawnymi wspomnieniami z mrocznej przeszłości, z przyjemnością zrobił to samo. W tej samej chwili odwrócił się, by jeszcze raz spojrzeć w twarz pięknej brunetki. To, co zobaczył, wstrząsnęło nim do głębi. Każdy nerw, od stóp do głów, rozpalił się, podnosząc gwałtownie temperaturę organizmu. Kacprowi zrobił się duszno, oblał go pot, a serce zaczęło walić w ekstremalnie przyspieszonym tempie. Zrozumiał, że obraz, który właśnie zobaczył, przekreślił jego dotychczasowy plan działania, od którego uzależniał całą swoją przyszłość. Był tak zaskoczony, że dopiero po dłuższej chwili dotarły do niego mieszanina ludzkich krzyków i przeciągły odgłos palby karabinowej.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Ramirez666 · dnia 25.11.2010 14:10 · Czytań: 725 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty