Ręką sunąc wciąż w dół
W dół i w dół
W poszukiwaniu metali szlachetnych
Czuję się jak górnik zdobywający kolejne poziomy
Ale następuje paradoks życia
Zamiast uszlachetnionych zbiorów
Szlachetny dzierżąc kruszec, doznaję porażki
A gdyby tak podnieść ręce ku głowie
Niestety, wnętrze nakazuje dół
Wnętrze zagląda do wnętrza kieszeni
Wnętrze płonie i wnętrze rozpala kolejne poziomy
Ludzie, potrzebuję tlenu!
Ludzie, windy i i i igrzysk!
Ludzie, zrozumcie mnie
Ludzie, ludzie, ludzie...
Ja chcę pogrzebu koloseum
Chcę pogrzebu niewiast i jabłoni
Pogrzebu świata pogrzebanego!
Boże, ludzie nie słuchają
Ale czy Ty wysłuchasz?
Boże, ludzie, drzewa...
Wołam Was a Wy nic?!
Mój głos tnie ściany i ulice
A Wy głusi, a Wy stłamszeni
Mój głos, mój głos, mój głos
Już zwątpiłem w struny głosowe
Zwątpienie rozpala mocniej niż krew
Podpierając ściany czuję, jakobym
Świat podpierał!
Zwątpienioholizm, owoc zakazany...
Ludzie...
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
adi · dnia 26.11.2010 12:13 · Czytań: 699 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora: