Drugi
Gdy kupuje się kawałek ziemi, aby uprawiać kapustę i jabłka,
trzeba go najpierw osuszyć; w ten sposób zabijamy istoty żyjące w wodzie.
Później będziemy musieli zabić wszystkie gąsienice itp.,
gdyż inaczej zjedzą one nasze uprawy.
Gdybyśmy chcieli, kierować się racjami moralnymi,
uniknąć całego tego zabijania, musielibyśmy ostatecznie zabić samych siebie,
aby tylko pozostawić przy życiu te wszystkie stworzenia,
które nie maja najmniejszego pojęcia o zasadach moralnych.
(Albert Einstein)
Obudził się. Długo spał. Zaczynałem się martwić, że się nie obudzi. Powoli podnosił głowę, kilka razy nią potrząsnął, jakby chciał zrzucić resztę snu. Nie rozumiał co się z nim dzieje. Próbował się poruszyć. Nie mógł. Razem z powracającą świadomością wzrastało w nim przerażenie.
Obserwowałem jego przebudzenie. Jego ponowne narodziny. Narodziny po to, żeby umrzeć. Przecież takie jest przeznaczenie ludzi, urodzić się po to, by umrzeć. Coraz bardziej szarpał, usiłując uwolnić się z więzów. Próbował coś mówić. Jednak działanie GHB jeszcze nie minęło i z jego gardła wydobył się tylko niewyraźny bełkot. Każde szarpnięcie powodowało powstawanie kolejnych ran.
Zanim to zrozumiał, miał już kilka krwawiących ran. Diamentowy brzeszczot jest bardzo skuteczny. Bez problemu przecina ceramikę, szkło i oczywiście mięso oraz kości. Bardzo boleśnie.
Wiedziałem co teraz zrobi. Będzie mnie wyzywał od najgorszych, od śmieci, zboczeńców, degeneratów…
- Czego chcesz? – spytał spokojnie.
No cóż, zaskoczył mnie tym. Nie przypuszczałem, że po desperackich próbach oswobodzenia się, będzie jeszcze potrafił zapanowac nad sobą.
- Czego chcesz? – powtórzył patrząc mi w oczy. Nie odpowiedziałem.
Coś zaczął mruczeć ledwie poruszając wargami. Docierały do mnie zaledwie urywki wyrazów. Modlił się. Już wtedy wiedziałem, że będzie ciekawie. Wyszedłem.
Wróciłem następnego dnia. Spał. Pod drewnianym fotelem, do którego był przywiązany, błyszczała żółtawa plama moczu z brunatnymi zaciekami zakrzepłej krwi. Jednak próbował się uwolnić. Trzeba było to posprzątać. Prawie spanikował, kiedy dosięgną go strumień wody.
-Należy dbać o czystość – powiedziałem.
- Czego chcesz? – wysyczał przez zaciśnięte zęby. – Czego ode mnie chcesz?
Usiadłem naprzeciw niego. Zimne, niebieskie oczy były pełne nienawiści. Nienawidził mnie, to było dobre. Lubię, gdy ludzie mnie nienawidzą. Lepsze jest to od litości, współczucia czy rezygnacji. Patrzyliśmy sobie w oczy. Bez słów. Po godzinie zamknął je i udawał, że śpi. Jednak drobne ruchy rąk i nóg zdradzały, że walczy z bólem i chęcią uwolnienia się. Zostawiłem go samemu sobie na jakiś czas, żeby przygotować jedzenie.
Uwolniłem mu lewą rękę i położyłem na kolanach plastikową miskę z mięsem i ryżem. Dwie doby bez jedzenia wystarczająco skruszyły jego dumę, zachłannie wpychał jedzenie do ust.
Po chwili jednak odrzucił miskę.
- Czego chcesz?! – wykrzyczał. – Czesz mnie zabić? To zrób to od razu!
- Spokojnie – uśmiechnąłem się. – Po co te nerwy? Na wszystko jest czas. Na umieranie też. Jeszcze nie nadeszła twoja pora. Poza tym, nie mam najmniejszego zamiaru ciebie zabijać. Choć niewątpliwie w najbliższym czasie pożegnasz się z tym światem.
Wolną ręką próbował rozerwać brzeszczot krępujący drugą dłoń. Skończyło się to tylko poprzecinanymi opuszkami palców i kilkoma syknięciami, kiedy metal docierał do skóry właściwej. Podszedłem, żeby skrępować jego rękę. Chęć walki okazała się silniejsza od rozsądku. Z rozbitego nosa pociekła strużka krwi. Wytarłem zewnętrzną częścią dłoni. Przez chwilę patrzyłem, jak krople krwi spadają na kamienną posadzkę tworząc rozchlapujące się wzory. Odsunąłem się, kiedy jego pięść ponownie zmierzała w moim kierunku. Nie napotkawszy mojej twarzy w spodziewanym miejscu, siła bezwładności pociągnęła całe jego ciało powodując kolejne rany na uwięzionych kończynach.
Krzyknął z bólu. Z zaciśniętych oczu poleciały łzy. Jego oddech zrobił się bardzo głęboki, ciężki. Wszystkie mięśnie napięte do granic wytrzymałości walczyły z rozdzierającym ciało cierpieniem. Już bez najmniejszego oporu skrępowałem prawą rękę.
Z minuty na minutę uspokajał się. Oddech się wyrównywał. Ponownie zacząć coś szeptać.
- Myślisz, że modlitwa ci pomoże? – spytałem.
Nie odpowiedział. Bezgłośnie poruszał wargami. Rozprostował palce. Powoli, rytmicznie kołysał. Do przodu. Do tyłu. Do przodu. Do tyłu.
- W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu. W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy. Umiłowani, jeśli Bóg tak nas umiłował, to i my winniśmy się wzajemnie miłować - wyszeptał.
- Synu mój! karania Pańskiego nie odrzucaj, i nie uprzykrzaj sobie ćwiczenia jego. Bo kogo Pan miłuje, tego karze, a to jako ojciec, który się w synu kocha.
- Ale kto grzeszy przeciwko mnie, krzywdę czyni duszy swojej; wszyscy, którzy mię nienawidzą, miłują śmierć - dodałem widząc jego zdumione spojrzenie.
Zdumienie przeobraziło się w przerażenie. Strach. Tak, wreszcie zaczął się bać. Ten zapach jest upajający. Siedział sparaliżowany, niezdolny do wykonania najmniejszego gestu, do wypowiedzenia jednego słowa. Strach, jeszcze nie przerażenia, ale paraliżujący strach. Strach, który zaciska wszystkie mięśnie, lecz ten sam strach puszcza zwieracze odbytu.
- Nie wiesz kim jestem – wysyczał. – Już długo nie pożyjesz. Znajdą cię i zabiją!
- O… jaka troska o moje samopoczucie – zaśmiałem się. – Chętnie ich tu zobaczę. Szczególnie tak zwaną piękną część tych znajomych. Są równie hardzi jak ty?
Zacisnął zęby i odwrócił głowę. Czyli koniec zabawy. Przynajmniej na razie.
- kto przeleje krew ludzką, przez ludzi ma być przelana krew jego, bo człowiek został stworzony na obraz Boga.
- A dano im, nie żeby ich zabijały, ale aby ich dręczyły przez pięć miesięcy, a udręczenie ich, aby było jako udręczenie od niedźwiadka, gdy człowieka ukąsi. Przetoż w one dni szukać będą ludzie śmierci, ale jej nie znajdą; i będą chcieli umrzeć, ale śmierć od nich uciecze.
Bał się. Już wiedział, jak bardzo się boi. Sama świadomość strachu jeszcze bardziej potęguje lęk. Wzbiera niczym fala na lodowym zatorze rzeki. Zostawiłem go w smrodzie własnych odchodów. Pora było przygotować kolejną ofiarę.
Cytaty pochodzą z:
oprawca - Biblia Gdańska
ofiara - Biblia Tysiąclecia
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
szara eminencja · dnia 03.12.2010 08:55 · Czytań: 923 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 18
Inne artykuły tego autora: