WYMYŚLONY (I rozdział powieści) - Olaf Tumski
Proza » Fantastyka / Science Fiction » WYMYŚLONY (I rozdział powieści)
A A A
Uporczywie dzwoniący telefon w sobotę nad ranem należał do jej najbardziej znienawidzonych dźwięków. Prędzej tolerowała już burzę z piorunami albo trzaski dwudziestopięciostopniowych mrozów. Początkowo myślała, że to sen i za chwilę dzwonek umilknie, ale ktoś po drugiej stronie był wyjątkowo uparty. Rozalia wygrzebała się z łóżka i na pół senna podeszła do aparatu. „Jeżeli to Piotr, zabiję go” — zdążyła jeszcze pomyśleć. To jednak nie był Piotr, ale osobnik o nieprzyjemnym, oficjalnym głosie, trochę skrzekliwym:
— Dzień dobry, Robert Leszczak, Departament Konsumpcji Masowej — wyrecytował złowieszczo. — Czy rozmawiam z Rozalią Dereniowską?
Resztki senności odpłynęły w niepamięć. Przełknęła ślinę i wyrzuciła z zaschniętego gardła:
— Tak, przy telefonie.
— Ma pani poważne zaległości, jeżeli chodzi o handel wielkopowierzchniowy, ostatnia konsumpcja została przeprowadzona ponad miesiąc temu na kwotę niecałe 500 globali. Od tego czasu nie odwiedziła pani żadnego centrum handlowego ani nie skorzystała z żadnego punktu gastronomicznego lub usługowego w jakimkolwiek kompleksie.
— Robię zakupy w mniejszych sklepach…
— Podstawą gospodarki handlowej są duże centra, im większe, tym lepiej. Z kolei gospodarka handlowa jest podstawą gospodarki całego kraju i dalej gospodarki światowej. Każdy obywatel ma więc wpływ na stan gospodarki. Kiedy inni zwiększają konsumpcję, przyczyniając się do rozwoju kraju, pani uchyla się od obowiązku — recytował slogany wykute na szkoleniach dla początkujących dekaemowców.
Rozalia chciała powiedzieć, że nie lubi dużych centrów, męczą ją przestrzenie, kolejki przy kasach, tłumy ludzi i kłujący w uszy hałas. Zrozumiała jednak, że dalsza dyskusja jest bez sensu. Z DKM nie było żartów.
— Będę u pani za godzinę, przedstawię krótko plan na dzisiejszy dzień. Proszę nawet nie próbować się wymknąć, przed budynkiem wystawiłem Służbę Ochrony Konsumpcji.
— Wysyła pan uzbrojonych strażników na słabą kobietę? — próbowała przemówić mu do sumienia, zapomniawszy, że pracownicy DKM go nie mają.
— Nie strażników, tylko strażniczki, wielkie, grube, cycate baby, a że uzbrojone, to fakt. Do zobaczenia — zakończył rozmowę.
Rozalia wyszła na balkon. Rzeczywiście na dole stała furgonetka z emblematem DKM, a w środku gnieździły się masywne postacie. Służby Prewencyjne DKM. Jedna ze strażniczek stała przed samochodem i wpatrywała się w okno Rozalii groźnym wzrokiem. Przypominała zapaśnika sumo.
Nie pozostało jej nic innego, jak wykonać ekspresową toaletę i wskoczyć w jakiś skromny strój. Ubierając się, myślała o swojej sytuacji. Zaległości były duże. Zapewne każą jej teraz zrobić zakupy na jakąś horrendalną sumę. Wiedziała, że ryzykuje, odkładając masową konsumpcję, ale nie mogła się przemóc. Po prostu nienawidziła tego. Odkąd handel wielkopowierzchniowy stał się podstawą gospodarki, wszyscy obywatele zostali uznani za element rozwoju branży i zagonieni do kupowania.
Utworzono specjalne urzędy, które miały pilnować, czy nikt nie uchyla się od tego zaszczytnego obowiązku. Było to bowiem traktowane jak poważne wykroczenie, a uporczywe uchylanie się równoznaczne z przestępstwem.
Robert Leszczak zjawił się dokładnie po godzinie. Miał około 30 lat, wyżelowane blond włoski i opaleniznę z solarium, która nie zdołała ukryć pryszczy na szyi i czole.
Reszty dopełniały małe złośliwe oczka i usta spierzchnięte od ciągłego oblizywania.
Wizerunek, który miał przykryć buractwo i poważny deficyt rozumu.
— Nie traćmy czasu — poganiał Leszczak — szczegóły opowiem w samochodzie.
— Mam jechać ze strażniczkami?
— Pojedziemy moim samochodem, a za nami obstawa, no już, szkoda czasu — powtórzył.
Na dole wsiedli do granatowej limuzyny z kierowcą. Leszczak otworzył swój laptop.
— Pani zaległości wynoszą 1135,89 globali plus odsetki, to będzie 1373,16 globali. Aby to szybko uregulować, proponuję dzisiaj i jutro zakupy po 500 globali i w następną sobotę 550 globali.
— To razem daje 1550 globali, a pan mówił ...
— Odsetki rosną nieprzerwanie, a w tygodniu musi pani kontynuować konsumpcję w mniejszych obiektach, aby i tam nadrobić zaległości.
— Ale to wysoka suma.
— Sprawdziliśmy pani konto. Kwota jest do zrealizowania.
— To są moje oszczędności.
— Oszczędności hamują gospodarkę. Proszę nie protestować, odmowa współpracy kosztować będzie panią na początek 20 tysięcy globali, a to oznacza, że musielibyśmy zlicytować pani sprzęt domowy, a kto wie, może nawet przenieść do
mieszkania o niższym standardzie. Proszę wpisać na klawiaturze swój kod i potwierdzić. Cóż miała robić, wpisała i potwierdziła, chociaż miała wielką ochotę roztrzaskać komputer na głowie Leszczaka.

***

Na początku poczuł świadomość. Właściwie dopiero później zrozumiał, że to była świadomość. Wtedy czuł, jak powstaje jego postać, kawałek po kawałku, głowa, tułów, kończyny, aż zorientował się, że może chodzić i się rozglądać. Nie bardzo jednak miał, dokąd iść i za czym się rozglądać. Stał, a być może, płynął w szarej przestrzeni. Minęło znów trochę czasu, zanim się zorientował, że może odbierać obraz. W przestrzeni pojawiły się płaszczyzny, a pomiędzy nimi przestrzenne przedmioty większe i mniejsze o różnych kolorach. Podszedł do jednego z nich i po prostu usiadł na nim. Mimo że nigdy wcześniej nie widział czegoś podobnego, wiedział, do czego służy i jak z tego korzystać.
Ale co to znaczy „wcześniej”? Kiedy było to „wcześniej” i czy było? Siedząc, czuł mrowienie na głowie i wewnątrz niej. Uczucie bardzo przyjemne, zmniejszało się jego otępienie, pojawiła się rześkość, ostrość spojrzenia, a przede wszystkim zrozumienie otoczenia. Wiedział już nie wiadomo skąd, że znajduje się w pokoju, siedzi na fotelu, a obok stoją jeszcze stół szafa, inne fotele, na ścianie wisi obraz, a to drugie to nie obraz, tylko okno na świat zewnętrzny.
Kolejna zmiana.
Do materialnego otoczenia weszło coś niematerialnego.
Dźwięki.
Potrafił je wyczuć.
Źródło jednego z nich było bardzo blisko, rytmiczne i aktywne.
Poszerzenie świadomości i już wiedział, że to muzyka z radia. Drugi dźwięk dobiegał spoza pokoju, przytłumiony, monotonny, prawie usypiający.
Szum wody.
— Skąd ta woda?
— Z łazienki.
— Co to jest łazienka?
Rozmawiał sam ze sobą i otrzymywał odpowiedzi. Z łazienki wyszła postać, jeszcze ociekająca wodą. Wyglądała prawie jak on, chociaż niezupełnie. Nie miała na sobie ubrania, ale to nie o to chodziło.
— Co nas różni?
— Płeć. Ja jestem mężczyzną. Ona kobietą.
— Czy to jej miejsce?
— Tak, to jej mieszkanie.
— Co tu robię?
— Jestem tu dla niej.
— Kim ona jest? Co mam robić?
— Najdalej za kilka minut dowiem się wszystkiego.
— Czy ona mnie widzi?
— Jeszcze nie.
— Kiedy mnie zobaczy?
— Sam o tym zdecyduję, kiedy będzie trzeba. Nie zobaczy mnie nikt, kto nie będzie musiał.
Przymknął oczy i oddał się poszerzaniu świadomości. Czuł się błogo, wiedząc coraz więcej o sobie i otaczającym go świecie oraz o swojej roli. To było jak uspokajająca energia rozpływająca się po całym jego organizmie aż po koniuszki włosów i paznokci. Po zakończeniu procesu nie otwierał jeszcze oczu, delektując się niczym wykwintnym obiadem tym, co w niego wniknęło.
Trwało to kilka chwil. Jego uszy drgnęły lekko. Nowy dźwięk, głosy. Jej głos kojący i melodyjny.
— A ten paskudny skrzek, do kogo należy?
Nowy człowiek.
Lekko rozchylił powieki. Ona była już ubrana, stali na przeciw siebie i byli w interakcji, to znaczy rozmawiali. Był szorstki i nieprzyjemny, ona wyraźnie chciała się mu postawić, ale nie mogła, miał nad nią władzę.
— Kim jest ten facet?
„On jest moim pierwszym zadaniem”.
Kiedy wyszli, wiedział już, że musi iść za nimi. Skierował się do drzwi i kiedy już chwytał za klamkę, nagle znalazł się na zewnątrz, przed budynkiem. „Świetnie — pomyślał — to mi daje przewagę”. Najpierw objął wzrokiem wszystko w pobliżu, a potem całe miasto. Oglądał to, czego się nauczył. Zlokalizował miejsce docelowe i znalazł się w nim.

***

Centrum Handlowe „Cytadela” nie otrzymało swej nazwy przypadkowo. Kiedyś mieścił się tutaj park, muzeum i cmentarz wojskowy. Ale uznano, że tak atrakcyjny kawałek w centrum miasta musi być wykorzystany w sposób racjonalny. Przekonywano, że elementy zieleni umieści się w pasażach handlowych, po których też można spacerować, robiąc przy okazji zakupy. Elementy zieleni istotnie umieszczono, tyle że była to zieleń sztuczna. Pomniki upamiętniające poległych przeniesiono na cmentarz komunalny. Wyburzono okalające park osiedla mieszkaniowe, bo przecież potrzebne było miejsce na parkingi. Tych, którzy protestowali, przedstawiano jako wichrzycieli zagrażających rozwojowi miasta. Skazano ich na wysokie kary finansowe, z których już się nie podnieśli. Tkwili teraz w zamkniętym kole spłacania długów, zaciągania nowych, pracy w „Cytadeli” przy rozładunku towaru oraz obowiązkowych zakupów.
Rozalię zawsze przerażał ten moloch. Dwadzieścia kilometrów kwadratowych powierzchni całkowitej pełnych spoconych ludzi targających olbrzymie wózki wypchane owocami konsumpcji, wrzeszczące dzieciaki, młodociane zbiry szukające zaczepki, złośliwe moherowe staruchy, kieszonkowcy, a przede wszystkim kolejki. Wszędzie kolejki — na parking, po koszyk, po wędliny, po sery, do kasy, do restauracji, po lody, do bawialni dla dzieci, do działu ze sprzętem RTV, do działu ze sprzętem AGD, do sklepu z upominkami, do sklepu z odzieżą, do kręgielni, do gier i zabaw dla dzieci, do kina, do apteki sprzedającej dopalacze i znowu na parking. I jeszcze nieustannie dudniąca muzyka. Ludzie to uwielbiali albo udawali, że uwielbiają. Rozalia nienawidziła tego miejsca. Już z daleka wielki neon „Cytadela” przyprawiał ją o mdłości.
Leszczak skierował samochód do specjalnego wjazdu przeznaczonego tylko dla wyższego personelu Centrum Handlowego, ochrony i pracowników Departamentu Konsumpcji Masowej.
— Proszę udać się po wózek, czekam przy wejściu H7c — rozkazał. — Ucieczka nie ma sensu — dodał zupełnie niepotrzebnie.
Dojście do hangaru z wózkami, załapanie się na wózek i droga do wejścia H7c zajęło jej pół godziny. Musiała poczekać, aż wózki pobierze wycieczka szkolna ze wsi Paździerzówka. Dzieci przyjechały wykonać plan konsumpcyjny za rodziców. Kiedy dotarła do Leszczaka, ten był bardzo zniecierpliwiony.
— Co tak długo? Już chciałem wysyłać list gończy.
— Była ...
— Nieważne, idziemy. Zaczniemy od RTV AGD. Czego pani potrzebuje?
— Ja wszystko mam ...
— Nie rozmawiaj ze mną w ten sposób! — Leszczak zakończył uprzejmości per pani. — Mam o tobie wszystkie informacje! Twoja lodówka ma pięć lat, pralka cztery, a telewizor siedem. Już czas na produkt nowej generacji!
— Moje sprzęty są sprawne.
— Jeszcze jeden sprzeciw i wlepię ci mandat karny! — Leszczak poczerwieniał z wściekłości.
Rozalia miała ochotę płakać, ale stwierdziła, że nie da mu satysfakcji. Szli wzdłuż regałów ze sprzętem, a Leszczak wskazywał Rozalii, co ma ładować do wózka.
— Zegar wielofunkcyjny, MP6, czajnik z filtrem, minipiekarnik, telewizor 26 cali.
— Wolę 21 cali.
— Ja decyduję...
— Jestem klientem i ja decyduję.
— Nie, jeśli klient doprowadzany jest w trybie przymusowym.
— Co za różnica, ile cali ma telewizor...
— Zamknij się ty, wredna suko!!!
— Ty chamie! — odcięła się Rozalia. — Jesteś prymitywnym burakiem i założę się jeszcze, że impotentem!
Leszczak zamachnął się na Rozalię. Zmrużyła oczy, oczekując ciosu. Ręka Leszczaka nie doszła na szczęście do jej twarzy. Coś ją powstrzymało. To była ręka innego mężczyzny. Wyrósł jak spod ziemi, większy o głowę od Leszczaka chwycił mocno jego przegub.
— Dlaczego pan bije kobietę? — zapytał, nie puszczając jego ręki.
— Nie twoja sprawa, jestem urzędnikiem Departamentu...
— To w niczym pana nie usprawiedliwia.
Leszczak zaczął się wściekle szarpać.
— Puszczaj, puszczaj, bo cię załatwię.
— Proszę bardzo.
Nieznajomy wybawiciel puścił przegub Leszczaka, a ten runął na półkę z telewizorami. Chwycił się jednej z nich, ale nie utrzymał równowagi. Razem z telewizorem walnął na podłogę i rozbił idealnie płaski ekran. Rozalia zauważyła kątem oka dwóch ochraniarzy idących w ich kierunku.
— Dziękuję, że stanął pan w mojej obronie — wyszeptała do nieznajomego obrońcy. — Czy może pan powiedzieć strażnikom, jak było?
— Myślę, że nie ma takiej potrzeby.
— Jak to?
— Sama pani zobaczy.
To mówiąc, zniknął za regałem.
Leszczak dźwignął się z podłogi, z rozciętego policzka sączyła się krew. Zobaczył dwóch rosłych ochroniarzy.
— Aresztować ją, aresztować natychmiast i złapcie tego skurwiela, który mnie pobił — rzęził, chwiejąc się jeszcze na nogach.
Jeden z ochroniarzy połączył się z kimś przez wideofon i poprosił o przesłanie zapisu z kamery 46. Po chwili obaj oglądali zdarzenie. Spoglądali przy tym dziwnie na Leszczaka i Rozalię.
— Co robimy? — zapytał blondyn.
— Dzwoń do szefa — polecił rudy.
— Halo, szefie, mamy tu dekaema, który twierdzi, że został pobity, ale coś tu jest nie tak, przesyłam filmik.
— Co, kurwa, jest nie tak?! — wyrwał się Leszczak, ale powstrzymało go groźne spojrzenie rudzielca.
Blondyn tymczasem w skupieniu wsłuchiwał się w rozkazy swojego przełożonego.
— Tak jest szefie, zaraz tam będziemy — zakończył rozmowę.

***

Szef ochrony w dziale Multimedia-AGD obejrzał przesłany zapis i natychmiast zawiadomił nadszefa koordynującego ochronę całego Centrum, ten z kolei zawiadomił dyrektora generalnego Cytadeli. Nie żeby nie umieli dać sobie rady, ale wytyczne były jednoznaczne. Każdy incydent z udziałem urzędnika DKM przekazywać na samą górę.
Dekaemowcy z zasady byli niebezpieczni, i tylko potężni prezesi mogli z nimi bez obawy twardo rozmawiać. Ochroniarze przyprowadzili Leszczaka prosto do gabinetu Romualda Klucha szefa „Cytadeli”.
— Robert Leszczak, Departament Konsumpcji Masowej — wydyszał.
— Romuald Kluch, dyrektor generalny Centrum Handlowego „Cytadela”.
— Zostałem napadnięty i pobity, przeprowadzałem właśnie przymusową konsumpcję z kobietą uchylającą się od tego obowiązku. Zostałem uderzony przez nie znanego mi osobnika. Być może, oboje są w zmowie. Trzeba go natychmiast ująć i doprowadzić na Policję. Tę kobietę też.
Kluch przyglądał się uważnie Leszczakowi, potem kiwnął na ochronę, że mogą odejść.
— Panie Leszczak, mamy zapis całego zdarzenia, zechce je pan obejrzeć.
— Ale ja wiem, co się wydarzyło.
— Nalegam. — Twarz Klucha zrobiła się groźna.
— Oczywiście — Leszczak spuścił z tonu. Z dyrektorami centrów handlowych bywało różnie. Jedni bali się DKM, inni mieli dobre układy i haki, więc to ich się bano. Leszczak, nie mając pewności, wolał nie sprawdzać, do której kategorii należy Kluch.
W sąsiednim pokoju dwie pracownice ochrony przesłuchiwały Rozalię. Przypominały zapaśniczki, które eskortowały ją do Centrum. Niewiele miała im do powiedzenia.
— Ten pan był bardzo agresywny, chciał mnie uderzyć, uchyliłam się i zamknęłam oczy. Potem usłyszałam trzask. On leżał na podłodze razem z rozbitym telewizorze.
— Nikogo innego nie było w pobliżu?
— Nie widziałam, mówiłam już, że zamknęłam oczy.
Właściwie to chciała im powiedzieć o nieznajomym mężczyźnie, który stanął w jej obronie i unieszkodliwił Leszczaka, ale coś się w niej zablokowało. Stwierdziła, że im mniej powie, tym lepiej dla niej.

***

Kluch włączył film. Najpierw na ekranie zobaczyli Leszczaka i Rozalię, którzy szli wzdłuż stoiska z multimediami. Leszczak krzyczał na Rozalię i wymachiwał rękoma. W pewnym momencie zamachnął się w jej kierunku, zwijając dłoń w pięść. Nie trafił w Rozalię, która skutecznie się uchyliła. Leszczak zatoczył się wprost na regał z telewizorami. Odruchowo chwycił się jednego z nich i zrzucając telewizor, upadł. Roztrzaskany odbiornik pokaleczył mu twarz.
— Co to ma być? Co mi, kurwa, pokazujecie? — sapał osłupiały Leszczak.
— Panie Leszczak. — Kluch patrzył na niego kwaśno. — Proszę nie używać w mojej obecności takich słów. Urzędnik DKM powinien trzymać pewien poziom, a przechodząc do meritum, pańska wersja nie pasuje do tego, co zarejestrowały kamery. Najwyraźniej stracił pan panowanie nad sobą i przekroczył swoje uprawnienia, przy okazji niszcząc nam sprzęt, za co oczywiście obciążymy DKM.
— To jakieś oszustwo!
Pięść Klucha wylądowała z ogromnym łoskotem na blacie biurka.
— Słuchaj ty, nędzny gnojku. Nie życzę sobie, żebyś mówił do mnie w ten sposób. Zrobiłeś awanturę i spowodowałeś straty materialne, a teraz jeszcze śmiesz pyskować. Wystarczy jeden mój telefon do twoich przełożonych i twoja kariera dekaemowca skończy się raz na zawsze — Kluch starannie cedził każde słowo przez zęby.
— Grozi pan urzędnikowi państwowemu — jęczał Leszczak.
— Nie przerywaj mi! Myślisz, że żartuję?! „Cytadela” jest drugim w kraju i największym w regionie centrum handlowym, a szefem takiej firmy o strategicznym znaczeniu dla gospodarki nikt nie zostaje przypadkiem. Znam osobiście dyrektora regionalnego oraz głównego dyrektora DKM. Znam — to mało powiedziane. Jesteśmy w przyjacielskich relacjach i wypiliśmy razem ocean alkoholu, więc z pewnością obaj dyrektorzy byliby poruszeni moim telefonem i zdarliby z ciebie pasy.
Z Leszczaka całkowicie uszło powietrze. Był oklapnięty i zrezygnowany. Dobił go jeszcze telefon z pokoju przesłuchań, że wersja Rozalii jest zgodna z tym, co zarejestrowała kamera.
— Ja naprawdę go widziałem — mamrotał Leszczak. — Wysoki... brunet... dżinsy...
— Mamy zatrzymać każdego wysokiego bruneta w dżinsach — szydził Kluch. — Jest tu takich kilka tysięcy, zatrzymamy wszystkich, bo nasz młody, zdolny dekaemowiec miał urojenia. Na Helu zatańczą z radości.
Centrum Handlowe „Hel” było jedynym większym od „Cytadeli”, ale nic dziwnego, zajmowało cały półwysep. Któregoś dnia zdecydowano, że trzeba przesiedlić mieszkańców i wybudować gigantyczny pasaż. Inwestor ogłosił, że będzie to ósmy cud świata. Wysiedleni mieszkańcy wymyślili inną nazwę: „Wielka Kiszka”.
Tymczasem na komputer Klucha przyszła wiadomość. Odczytywał, ją marszcząc brwi.
— Odnaleźliśmy pański laptop.
— O! mój laptop — ucieszył się Leszczak. — Myślałem, że go zgubiłem.
— Zaopiekowali się nim moi pracownicy. — Kluch bębnił pękatymi paluchami o stole.
— Chciałbym go odebrać.
— Powoli. Dział księgowy we współpracy z informatykami znalazł tam ciekawe rzeczy.
— Grzebano w moim laptopie?
— Mamy prawo do rewizji każdego, kto zakłóca spokój i bezpieczeństwo na terenie naszej placówki — recytował Kluch.
— Ale ja jestem...
— Pracownikiem Departamentu Konsumpcji Masowej, który pełni rolę pomocniczą w stosunku do centrów konsumpcji masowej. No dobrze, ale przejdźmy dalej. W swoim kwestionariuszu dziennym wpisał pan, że Rozalia Dereniowska ma zaległości wraz z odsetkami wynoszące 1135,89 globali. Coś nas tknęło i zajrzeliśmy do jej konta konsumpcyjnego. Dług wynosi 44,55 globali i nie wymaga konsumpcji przymusowej w trybie nagłym. Pytanie: dlaczego urzędnik DKM wpisał do kwestionariusza kwotę kilkanaście razy większą i co zamierzał z nią zrobić?
— Sprawdzałem jej konto, ma gigantyczny dług! — krzyknął Leszczak.
— A ty jesteś gigantycznym debilem i nieudacznym oszustem — wycedził spokojnie Kluch, wezwał ochronę i rozkazał zamknąć Leszczaka w izolatce.
— Domagam się zawiadomienia Departamentu... — szarpał się wyprowadzany Leszczak.
— Zrobię to osobiście — zapewnił Kluch. Wystukał numer w komórce: — Cześć Władek, z tej strony Romek. Dzwonię, bo mam przykrą sytuację. Jeden z twoich ludzi, niejaki Robert Leszczak trochę u nas narozrabiał. Miałem zamiar przymknąć na to oko, ale wyszła przy okazji inna sprawa. Sądzę, że chciał was zrobić w konia. Dobrze czekamy.
— Do... do kogo pan telefonował? — wydusił Leszczak.
— Władysław Kaczmarek, pański Dyrektor Regionalny.
Leszczak stracił przytomność i zawisł bezwładnie na potężnych ramionach strażników.
— Zabierzcie go. — Kluch ze wstrętem machnął ręką.

***

„Zadanie wykonane” — pomyślał. Nie było trudne. W centrum handlowym kamera nie uchwyciła jego wymiaru, a sam Leszczak nie stanowił żadnego problemu. Obawiał się trochę wejścia do systemu komputerowego DKM, ale okazało się to bardzo zabawne. Płynął sobie w morzu danych, programów, plików kalkulacyjnych i graficznych. Bez trudu odnalazł konta i hasła, aby wykonać konieczne operacje. Gdyby miał trochę więcej czasu, mógłby narobić niezłego bałaganu.
Najtrudniej było przeniknąć do umysłu Rozalii, tego samego, który go wygenerował. Musiał teraz wrócić, nakierować go na odpowiednie działanie i jednocześnie uważał, aby nie zostać przez niego pochłonięty. Umysł Rozalii był silny i mógł bez problemu wchłonąć to, co sam wytworzył. Przeszedł przez miejsca odpowiedzialne za pamięć, koncentrację, refleks, mechanizmy obronne. Wszędzie pozostawił przesłanie: „Nie myśl o nim, nie mów o nim, mów jak najmniej, niewiele pamiętasz”. Zadziałało.
Po zakończonej pracy poczuł się zmęczony i odpłynął w nicość, aby trochę odpocząć. Czekała go przecież rozmowa z Rozalią. Musiał jej o wszystkim powiedzieć. „Trudno będzie jej to zrozumieć, a jeszcze trudniej, że sama to spowodowała. Nie zna jeszcze swoich możliwości, a powinna. Ja też chciałbym z nią porozmawiać. Polubiłem ją, jest ciekawa, inteligentna i atrakcyjna. Czy to dla mnie coś znaczy? Nie wiem. Przecież jestem…. Czy to przeszkoda? Na to pytanie nie potrafię sobie odpowiedzieć. Może ona mi pomoże. Tak czy owak, porozmawiałbym z kimś”. Samotność zaczynała mu już doskwierać.

***

Ludzie z Wydziału Wewnętrznego DKM zjawili się po półgodzinie. Jeszcze raz dokładnie przewałkowali Rozalię i Leszczaka, zabezpieczyli jego laptop i doszli do tych samych wniosków, co wcześniej ludzie Klucha.
— No proszę, jak świetnie sobie bez was radzimy. — Kluch nie mógł się powstrzymać od złośliwości wobec Kaczmarka, który też przybył do „Cytadeli”.
— Nie żartuj sobie — żachnął się Kaczmarek. — Nigdy jeszcze nic takiego nie wydarzyło się na moim terenie. Ten dupek miał szansę na karierę, a załatwił się w tak głupi sposób.
— Niski poziom inteligencji i całkowity brak wyobraźni — wyjaśnił Kluch. — Kogo ty przyjmujesz?
Mógł sobie pozwolić na takie uwagi. Swoją silną pozycję zawdzięczał wcześniejszej pracy , nie gdzie indziej, jak właśnie w DKM, gdzie doszedł najpierw do stanowiska Dyrektora Regionalnego, a później Dyrektora Naczelnego. Tylko dlatego Kaczmarek, namaszczony przez niego następca, przyjechał do „Cytadeli” i puszczał mimo uszu kąśliwe uwagi. Zazwyczaj DKM broni swoich ludzi, nawet jeżeli zawinili. Zwiększanie tak zwanego niedoboru konsumpcyjnego przypadkowym obywatelom było rzeczą nagminną i tolerowaną przez kierownictwo Departamentu. Pozwalało zwiększać zyski i prestiż ich instytucji. W przypadku Leszczaka sprawa wyglądał inaczej. Po pierwsze wszystko rozegrało się na terenie Klucha. Po drugie klientom „podrzucano” zazwyczaj kilkadziesiąt globali, a nie ponad tysiąc. Wreszcie po trzecie Leszczak „podrzucił” znaczną część swojego „niedoboru”, który jak się okazało, wyniósł ponad 1500 globali. Kaczmarek sprawdził to, jeszcze zanim opuścił swoje biuro, ale o tym nie chciał już wspominać Kluchowi.
— Ten Leszczak był z polecenia. — Podrapał się po łysinie.
— Kopnij w dupę polecającego — poradził Kluch.
Kaczmarek pokiwał głową, ale wiedział, że nie zastosuje się do tej rady. Nie miał zamiaru kopać w tyłek samego siebie.
— Co z dziewczyną? — dopytywał się Kluch.
— Jest czysta. Policzcie jej to, co załadowała do wózka. Oczywiście z wyjątkiem plazmy. Tym obciążymy Leszczaka. Nie tylko tym. Telewizor będzie dla niego najprzyjemniejszym obciążeniem.

***

— Płaci pani łącznie 42,50 globali — kasjerka zwróciła się bezbarwnym głosem do Rozalii.
Była zmęczona całodniowym podliczaniem zakupów, ale Rozalia nie mniej. Szarpanina z Leszczakiem, nie kończące się przesłuchania, podczas których musiała uważać, aby nie wsypać się, że jednak kogoś widziała. A może nikogo nie było. Ostatecznie pokazali jej film, na którym była tylko ona i ten furiat. Ale przecież rozmawiała z kimś. W dodatku okazało się, że jej zaległości wynoszą tylko niecałe 50 globali. Być może, Leszczak rzeczywiście trochę zawyżył, ale dałaby głowę, że to było więcej niż pół setki. Im więcej o tym myślała, tym bardziej ogarniał ją niepokój, że zaczyna wariować i tracić kontakt z rzeczywistością. Postanowiła więc, że przedstawione jej wyjaśnienia uzna za stan faktyczny i nie będzie do tego wracać. Ostatecznie uratowała kilkaset euro. Takie cuda mogłyby się zdarzać codziennie. Podała kasjerce swoją kartę. Było późne popołudnie, kiedy opuszczała Centrum. Koszmarny początek dnia nie zapowiadał szczęśliwego zakończenia. Szczerze mówiąc, obawiała się, że to ją wyprowadzą w kajdankach. Ten Leszczak musiał ich nieźle wkurzyć. Miała ochotę napić się kawy, ale nie w tym miejscu. Mimo późnej pory nadal było tu głośno, a jej pękała głowa. Pojechała na wyludniony Stary Rynek do klimatycznego lokalu „Latający Holender”. Usiadła przy stoliku i zaczęła rozkoszować się przysłowiową małą czarną. Wtem zauważyła, że naprzeciwko niej siedzi tajemniczy wybawiciel z centrum handlowego.
— Dobry wieczór — uśmiechnął się.
Właściwie powinna była mu podziękować, ale dopiero co uznała, że takiego faceta nigdy nie było, a Leszczak sam się załatwił. Nagłe pojawienie się nieznajomego zburzyło jej z trudem osiągniętą równowagę.
— Nie zapraszałam pana do stolika.
— W pewnym sensie zapraszałaś.
— Nie jesteśmy na ty — warknęła i skinęła na barmana, aby podszedł do niej.
— Proszę spowodować, aby ten pan przesiadł się do innego stolika albo opuścił lokal. — Wskazała palcem na nieznajomego. — Przyczepił się do mnie, a chciałabym w samotności wypić kawę.
Barman spoglądał raz na Rozalię, raz na nieznajomego. „Ładna dziewczyna” — pomyślał.
— Jeżeli miała pani wyczerpujący dzień, radzę wypić kawę, zamówić taksówkę i pojechać do domu. Jeżeli próbujesz mnie poderwać, to chętnie umówię się jutro. Niedzielę mam wolną.
Zapisał jej na kartce swój numer telefonu i oddalił się.
„Jestem chora” — pomyślała Rozalia.
— Nie jesteś chora — zaprzeczył nieznajomy. — Jesteś bardzo silną osobą, na tyle silną, że potrafisz przekraczać obszary niedostępne dla 99,99 procent populacji ludzkiej.
— Czytasz w moich myślach?
— Znam je wszystkie bardzo dobrze.
— Mów, o co chodzi, a potem zastosuję się do pierwszej propozycji barmana.
— Jestem wytworem twojej wyobraźni, który się zmaterializował.
— Nie wyobrażałam sobie nikogo takiego.
— Właśnie, że tak. Byłaś zmęczona ciągłymi nalotami agentów z DKM, nie jesteś stworzona do masowej konsumpcji. Marzyłaś, aby ktoś ci pomógł, przegnał na cztery wiatry tych zbirów, abyś nie musiała biegać po gigantycznych centrach z koszykiem wielkim jak wagon. Twój chłopak Piotr zawiódł cię. Kiedy prosiłaś go o pomoc, wycofał się. Wolał nie zadzierać z DKM. Wtedy zaczęłaś wyobrażać sobie mnie. Budowałaś stopniowo mój charakter, psychikę, wygląd zewnętrzny oraz nadzwyczajne zdolności, które umożliwią mi robienie takich numerów jak dzisiejszy. Twój umysł wykreował każdą nawet najdrobniejszą cząstkę mnie. Dzięki temu mogłem wkroczyć w rzeczywistość. U kogoś innego skończyłoby się to rozdwojeniem jaźni. Twoja osobowość pozostała nie naruszona, a dodatkowo zyskałaś przyjaciela. Napij się kawy, bo wystygnie. Kawa? Nie zauważyła, kiedy barman ją przyniósł. Słuchała z przerażeniem nieznajomego, który znał jej myśli, kto wie, czy nie lepiej niż ona sama. Wypiła kilka dużych łyków kawy, nie zważając na to, że parzy ją w język.
— Od kiedy istniejesz?
— W skończonej formie od dzisiejszego poranka.
— Czy nadałam ci imię?
— Nie. Jak widać nie jest to konieczne, chociaż byłoby miło.
— Teraz nie wymyślę, nie mam siły.
— Nie szkodzi. Nie musisz przywoływać mnie po imieniu. Wystarczy, że o mnie pomyślisz, nawet podświadomie.
— Zawsze już będziesz?
— Pojawię się, kiedy będę potrzebny, a potrzebę wykreuje sytuacja, tak jak dziś. Zniknę, kiedy zrobię swoje, i pozostanę w ukryciu.
— Przepraszam, że o to zapytam, ale muszę wiedzieć. Czy mogę wymazać cię z mojego umysłu?
— Jestem skomplikowanym tworem. Trudno mnie wykreować, jeszcze trudniej wykasować. Nawet jeżeli to zrobisz, mogę zawsze powrócić. Głównym czynnikiem mojego powstania jest twój niepokój, siła woli, determinacja i umysł. Te wszystkie cechy musiałby w tobie zniknąć wraz ze mną. Mógłbym także przestać istnieć, gdyby w świecie materialnym pojawił się ktoś, kto mógłby mnie całkowicie zastąpić.
— Więc jestem na ciebie skazana?
— Bez obawy. Jestem maksymalnie dyskretny. Działam jak straż pożarna, kiedy się pali.
Rozalia znowu popiła kawę.
— A gdzie ty właściwie jesteś, kiedy ciebie nie ma?
— Zawsze jestem, tylko nie zawsze mnie widzisz. Kiedy chcę odpocząć, odpływam w głąb twojego umysłu.
— A ty widzisz mnie zawsze?
— Nie, kiedy nic ci nie grozi, odpoczywam, zapadam w pewien rodzaj letargu i rozbudowuję swoją wiedzę.
— Mieszkasz u mnie?
— Raczej przebywam.
— No ładnie, mam dzikiego lokatora.
— To nie tak. Ja żyję w innym wymiarze. Nie będziemy sobie przeszkadzać.
— Wytłumacz mi coś. Jeżeli ja cię wymyśliłam, to dlaczego odnoszę wrażenie, że próbujesz dominować, jesteś nadopiekuńczy?
— Takiego mnie wymyśliłaś. Często pakujesz się w kłopoty, więc potrzebujesz kogoś, kto będzie cię przed nimi chronił. Przez cały czas.
— Chyba nie chcesz zaciągnąć mnie do łóżka?
— Reaguję na sygnały twojej podświadomości. Gdybyś potrafiła wygenerować między nami seks, byłoby to mistrzostwo świata.
W milczeniu wpatrywała się w nieznajomego, którego stworzyła. Dopiero teraz poczuła, że emanuje z niego spokój, a ona czuje się z tym bezpiecznie.
— Nawet ci nie podziękowałam za uratowanie mojego portfela i wyzwolenie z łap tego dupka, jak mu tam.
— Leszczak.
— No właśnie. Dziękuję. — Zaczerpnęła powietrza. — Nie gniewaj się, ale chciałabym teraz pobyć sama. Muszę odpocząć. Może jutro wymyślę dla ciebie imię.
— W porządku, już mnie nie ma.
Myślała, że rozpłynie się niczym mgła, ale on po prostu wstał i wyszedł z pubu.
„Dlaczego nie wskoczył do mojej głowy?” — pomyślała Rozalia.
Poprosiła barmana, aby zamówił taksówkę.
— Taksówkę? — upewnił się, a jego oczy pytały, czy coś jeszcze.
Rozalia potwierdziła, że chodzi jej środek transportu, który szybko dowiezie ją do domu. Zauważyła, ze barman przygląda się jej z większym zainteresowaniem niż wcześniej. Obiecała sobie, że zachowa jego numer telefonu i może zadzwoni. Ale co z nieznajomym? Czy przebywając z innym mężczyzną, będzie czuła jego obecność? Czy on będzie miał coś przeciwko temu? Czy potrafi odczuwać zazdrość? Kim właściwie jest? Człowiekiem, robotem, duchem? Zastanawiała się, czy jest częścią niej. Może rzeczywiście doznała rozdwojenia osobowości. Rozalia postanowiła sobie, że musi go jeszcze przywołać i wypytać o więcej szczegółów, ale jutro, kiedy odpocznie i zbierze myśli.

Cała powieść w księgarni PP
http://ksiegarnia-pisarska.nextore.pl/ebooki/wymyslony_p32374.xml
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Olaf Tumski · dnia 09.12.2010 10:26 · Czytań: 1032 · Średnia ocena: 4,67 · Komentarzy: 10
Komentarze
Usunięty dnia 09.12.2010 14:32 Ocena: Bardzo dobre
Czytałam z zainteresowaniem i "przyjemnością". Podoba mi się pomysł i wyimaginowany superfacet :D W wolnej chwili doczytam.
Pozdrawiam :)
peggy dnia 09.12.2010 15:01 Ocena: Świetne!
ale mnie zalatwiles, Olafie. miast dziubac zalegle raporty, zostalam przy kompie wciagnieta przez twoja historie. dobrze, ze mam biuro na uboczu! pierwsza czesc super, druga nieco zagadkowa i przez chwile zal mi bylo rozstania z rozalia i jej przesladowca-urzedasem. ale powrot byl, akcja toczy sie wartko, jest naprawde dobrze. nawet swietnie jest i basta. tylko dwie rzeczy mnie sie rzucily na oczy: waluta to "globale", chyba. bo raz padlo "euro"(Ostatecznie uratowała kilkaset euro.); gdzies tam tez odmieniles zle w zdaniu "telewizor", ale nie potrafie znalezc fragmentu.
mniejsza z tem
pozdro
peggy dnia 09.12.2010 15:16 Ocena: Świetne!
a, zapomnialam rzucic ocena, no to daje naj!
Berserkerka dnia 09.12.2010 20:05
Wciągnęło mnie, choć na początku przerażała mnie objętość tekstu. Kiedy doszłam do końca, pomyślałam, to już? Świetny pomysł, abłędy to nie wiem czy są, bo byłam zajęta treścią, a nie błędami:) No i nareszcie jakiś fajny tekst na PP się pojawił, bo ostatnio to różnie z tym bywało;)
mariamagdalena dnia 09.12.2010 21:26 Ocena: Świetne!
tak, wreszcie coś co da się czytać :yes:
skojarzyło mi się z 'Raportem mniejszości' :)
przyszłość nie bardzo jak widzę odległa i w związku z masową nagonką na każdego, nasuwa mi się abstrakcyjne pytanie - a gdzie w tym wszystkim np. mniszki klauzurowe? :)
Krzysztof Suchomski dnia 09.12.2010 23:04
Skoro dzieło ukazało się było w pełnej krasie, to czepianie się szczegółów byłoby musztardą po obiedzie (tylko za co wziął pieniądze redaktor?).
Ograniczę się do stwierdzenia, że początek jest obiecujący i przypomina mi trochę dawniejsze nowelki Wolskiego.
Życzę powodzenia :)
peggy dnia 10.12.2010 13:13 Ocena: Świetne!
nie zgodze sie co do musztardy. trza do perfekcji dazyc, nie na laurach sobie spoczac, nozka na nozke i tyla.
Olaf Tumski dnia 13.12.2010 10:55
Dzięki za wszystkie komenatarze.
Błędy biorą na siebie (oczywiście, że chodzi o globale a nie euro). To moja pierwsza duża powieść. Ukazała się jako e-book dzięki wydawnictwu Goneta.net, które nie boi się dać szansę debiutantom i mało znanym autorom. Nie dysponuje wielkim budżetem, a całością kieruje jedna osoba, którą podziwiam za to jak nad tym wszystkim panuje.
Mam nadzieję, że błędy nie zakłócą wam odbioru lektury.
pzdr
Olaf Tumski B)
Wasinka dnia 21.12.2011 14:14
Gładko się czyta, bo fabuła wciąga. Ciekawy pomysł. Osaczająca rzeczywistość wymusza obrońców, nawet wyimaginowanych. Fajnie, że Rozalia potrafi wesprzeć się takim pomocnym tworem, przydałby się każdemu...
Pozdrowienia śniegiem posypujące.
Luana dnia 27.12.2011 21:10
No, Olafie, znowu mnie zauroczyłeś bardzo wciągającym tekstem. Przeczytałam jednym tchem. Ciekawe co dalej się przydarzy Rozalii?
:)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:71
Najnowszy:ivonna