Vesper - cz.6 - Ramirez666
Proza » Długie Opowiadania » Vesper - cz.6
A A A
Aleje Zwycięstwa, Gdańsk

21 styczeń, 21:54

Komisarz Daniel Wejchert spał spokojnie w swoim mieszkaniu na czwartym piętrze kamienicy położonej tuż przy bulwarach Alei Zwycięstwa. Ze snu wyrwał go brutalnie dźwięk wibracji, leżącej na biurku obok łóżka, komórki. Wściekły funkcjonariusz niechętnie zrzucił z siebie kołdrę, podparł na łokciu i z największym trudem sięgnął po natarczywie dzwoniący telefon. Zanim odebrał, ziewnął sennie i przetarł zaspane oczy. Krótka rozmowa z przełożonym jeszcze bardziej go wkurzyła. Ryszard Prus, dyrektor wydziału, żądał kategorycznie jego obecności. Musiał bezzwłocznie stawić się na komendzie i to jak najszybciej. Najwyraźniej działo się coś poważnego. Mężczyzna spojrzał w stronę okna, zza którego dobiegało przeciągłe wycie mroźnego, zimowego wiatru. Drażnił go fakt, że musi opuścić ciepłe łóżko. Tym bardziej, że tuż obok leżała piękna, naga blondynka, z którą upojnie spędził kilka ostatnich godzin. Była to Iza, młoda studentka psychologii, odbywająca praktyki na ich posterunku. Coś związanego z resocjalizacją trudnych przypadków, w każdym razie Daniela bynajmniej nie interesowały zajęcia dziewczyny. W bladym świetle ulicznych latarni, padającym przez szerokie okna apartamentu, Wejchert widział jej ponętne kształty, wtapiające się w miękki materiał kołdry. Zrezygnowany westchnął ciężko, podniósł z podłogi ubranie, które przed paroma godzinami zrzucił z prędkością błyskawicy, ubrał się i wyszedł, starając się nie obudzić Izy. Dziesięć minut później był już w drodze do centrali. Ulice były puste, więc mimo śnieżycy, dotarł na miejsce bardzo szybko. Jak zwykle wszedł pewnym krokiem do budynku komendy, nie niepokojony przez strażników, skierował się w stronę schodów i ruszył na pierwsze piętro.
W centrum operacyjnym była już zebrana cała ekipa. Wszyscy członkowie specjalnej grupy pościgowej Centralnego Biura Śledczego w Gdańsku. Jak zwykle siedzieli na swoich zwyczajowych miejscach, jednak dzisiaj na ich twarzach, zresztą jak i w całym pomieszczeniu, dało się zauważyć coś innego niż zwykle. Klimat niepokoju i grozy, jakiego Wejchert nigdy wcześniej tutaj nie odczuwał. Obecni przywitali go pełnym niewypowiedzianej obawy wzrokiem. Na środku, obok planszy projektora, stał jak zwykle elegancko ubrany, dyrektor Prus. Daniel wszedł luźnym krokiem do pokoju, ściągając w drodze do biurka skórzaną ramoneskę.
- Możecie znaleźć sobie inne sposoby, na przerywanie mi wolnego, niż budzenie mnie w środku nocy? – zapytał pół żartobliwym tonem, żeby rozładować grobowy klimat.
- O, komisarz Wejchert – odezwał się kpiąco jak zwykle cyniczny Szymczak, niemal zrywając się z krzesła na jego widok. – Jak tam nasza urocza pani psycholog? Urządzacie sobie jakieś prywatne praktyki? Albo inne dogłębne badania? – specjalnie zaakcentował przymiotnik, szelmowsko uśmiechając się w stronę przyjaciela.
- Czy nadejdzie dzień, kiedy w końcu uciesze się na twój widok? – zapytał Daniel, siadając za biurkiem
- Musiałbyś wierzyć w życie pozagrobowe…
- Co mamy? – Wejchert zwrócił się pytająco do Prusa, chcąc poznać powód niespodziewanego wezwania. – Kuba mówił przez telefon, że sytuacja jest poważna.
- Dostaliśmy anonimowy sygnał, że na pokładzie liniowca wycieczkowego Vesper, odbywającego obecnie rejs ze Szczecina do Petersburga, doszło do strzelaniny. Prawdopodobne ofiary wśród cywili. Pasażerowie i członkowie załogi zostali wzięci jako zakładnicy. Porywaczy co najmniej kilku, mają broń maszynową. Sprawdziliśmy to. Od dwóch godzin załoga Vesper nie odpowiada na wezwania dyspozytora żeglugi morskiej.
- Zajebiście – skwitował Wejchert. – Więc powiada pan, że znowu zarywamy nockę?
Prus nie odpowiedział. Pochylił się nad biurkiem Kuby, czołowego informatyka grupy, zamienił z nim kilka słów na osobności, po czym młodzieniec wystukał coś na klawiaturze. W tym momencie projektor wyświetlił na planszy twarz starszego człowieka w galowym garniturze.
- Piotr Wilczur, właściciel statku – oznajmił funkcjonariuszom dyrektor. – Wilczur jest akcjonariuszem jednej z największych spółek farmaceutycznych w Europie. Od kilku lat prowadzi charytatywną wysyłkę leków do pogrążonych w wojnie domowej krajach środkowej Afryki. Jest jednym z inicjatorów międzynarodowej konferencji pokojowej, która ma się odbyć pojutrze w Sankt Petersburgu. Na pokładzie znajduje się jego córka. Z tego co ustaliliśmy do tej pory, rodzina Wilczurów nie ma żadnych śmiertelnych wrogów, przynajmniej o nich nie wie. Nasza ekipa jest już w jego mieszkaniu, w oczekiwaniu na ewentualne żądania ze strony porywaczy. Prawdopodobnie to jednak nie on jest celem ataku. Na pokładzie Vesper jest skarbiec, w którym przewożone są klejnoty przeznaczone na aukcję charytatywną. Łącznie ponad dwadzieścia milionów Euro. Doliczając do tego kilkuset zakładników, z czego większość to same grube ryby.
Przerwał, najwyraźniej mocno czymś strapiony. Daniel rozejrzał się po pomieszczeniu. Wszyscy obecni nadal mieli ponure miny. Coś było ewidentnie nie tak.
- Jest coś o czym nie wiem? – zapytał zaintrygowany, odwracając się do Szymczaka w nadziei, że stary kumpel oświeci go w zaistniałej sytuacji.
- Na liście pasażerów jest nazwisko Igora Jawduszyna – odparł podkomisarz po krótkiej chwili wahania.
- Nieźle – Wejchert gwizdnął w udawanym podziwie. – Mocna figura.
Dopiero po chwili dotarło do niego, z czym ma do czynienia. Jawduszyn był niemal żywą legendą w świecie przestępczym. Kierował organizacją handlującą żywym towarem w krajach byłego bloku wschodniego, będącą obecnie jednym z najgroźniejszych syndykatów kryminalnych w Europie. Samego Jawduszyna ścigano listem gończym w dziewięciu krajach, mimo to od kilkunastu lat nie udało się go schwytać. Zawsze wymykał się w brawurowym stylu. Nieważne jak precyzyjnie była przygotowana akcja zatrzymania, dzięki swoim informatorom w szeregach policji zawsze był o krok dalej. Zawsze jeden ruch szybszy. Jeden strzał celniejszy. Jego ludzie werbowali na wschodzie młode kobiety, mamiąc je wizją dobrze płatnej pracy na zachodzie Europy, po czym wywozili do nielegalnych burdeli w Niemczech i Polsce. Ofiarą procederu padło według statystyk kilkaset dziewczyn, choć wszyscy wiedzieli, że ich rzeczywista liczba jest diametralnie większa. Co gorsza nadal było całe mnóstwo dziewcząt na Ukrainie, w Rosji czy nawet z Wietnamu i Chin, chcących dostać się za wszelką cenę do któregoś z cywilizowanych państw zachodu. Każdy słyszał o niezliczonej liczbie gwałtów, jakich dokonywali na dziewczynach ludzie Jawduszyna. On sam zresztą nie stronił od tego typu rozrywek. Zdarzało się, że podobne wyczyny kończyły się śmiercią świeżo upieczonych prostytutek. Dla niektórych z nich była to swego rodzaju droga ucieczki z brutalnej, sutenerskiej niewoli.
Szymczak przerwał chwilę niezręcznego milczenia, najwyraźniej rozzłoszczony:
- Powiedzcie mi, kto zatrudnia tych baranów z obsługi celnej!?
- Spokojnie, Rafał. Coś ty taki nerwowy? – zaśmiał się Paweł, świeżo upieczony zastępca Wejcherta, zwany przez wszystkich współpracowników Młodym.
- Daj spokój. Spójrzcie na to – rzucił na biurko Daniela kilka kartek. – Lista pasażerów tego statku to bandycki rękaw czarodzieja!
- Nie drzyj się tak, palancie. Każdy cię słyszy. Jaki znowu rękaw?
- Taki worek bez dna, dupku. – Policjant ostentacyjnie wydął wargi. - Nie dość, że ci idioci wpuścili tam, bezczelnie podpisanego własnym nazwiskiem Jawduszyna, łaskawie nie sprawdzając bazy danych Interpolu, to popatrzcie kogo jeszcze mamy.
Danny od niechcenia wziął kartki do ręki i zaczął czytać na głos.
- Fabian Górski, pseudonim Fabio. Były członek grupy przestępczej działającej w stolicy z ramienia mafii pruszkowskiej. Po aresztowaniu zarządu zniknął. Wypłynął jakiś czas temu w Krakowie, u boku rozrastającej się siatki narkotykowej.
- Kartel południowy Karumova? – zapytał Paweł.
- Nieźle Młody, uczysz się – zauważył z uznaniem Dziewulski, analityk operacyjny grupy.
- Słyszałem co nieco jeszcze w kryminalnej. Zaledwie kilka lat temu były agent radzieckiego wywiadu, Andrij Karumov, zbudował strukturę przestępczą, zajmującą się drobnymi przekrętami i napadami. Potem przeszli na amfetaminę i handel żywym towarem. Zdobyli powiązania z kolumbijskimi i ekwadorskimi kartelami narkotykowymi. Według ustaleń naszych wywiadowców, Karumov był przez pewien czas rezydentem sowieckiego wywiadu w Ameryce Południowej. Stąd też podobne koneksje. Później, gdy już wytłukli całą konkurencję na południu Polski, co również zawdzięczają wojskowemu doświadczeniu szefa, przeszli na większe pieniądze. Tym razem biznes i wielomilionowe inwestycje. Karumov ma w kieszeni część polityków, wtyki wśród biznesmenów, dużo wskazuje na to, że również w lokalnej policji.
- Brawo Młody, nieźle się orientujesz w temacie. W gruncie rzeczy wiesz więcej niż powinieneś - uśmiechnął się Wejchert, wertując podane przez Szymczaka akta.
- Paweł to specjalista – wtrącił się Prus, dumny ze swojego nowego podwładnego, który w szeregach gdańskiego CBŚ był zaledwie od paru tygodni. - Zaraz po studiach odbył roczny kurs w Stanach i dodatkowe szkolenie w akademii FBI w Quantico.
- Po coś tu wracał, chłopie. Nie lepiej byłoby grzać dupę w Miami albo Los Angeles? – zapytał Szymczak z kpiącym uśmiechem na twarzy.
- Bo jest młodym i ambitnym oficerem policji? – zganił podwładnego Prus.
- Niech pożyje jeszcze pół roku za naszą wypłatę, to szybko zatęskni do jankesów – odparł Rafał nie odrywając wzroku od monitora.
- Mamy coś jeszcze – przerwał im zmęczony Wejchert, nadal przeglądający listę pasażerów. Myślami ciągle wracał do domu. Do ciepłego łóżka i czekającej w nim na niego Izy. Jednak rzut oka na jedno z nazwisk wystarczył, by go orzeźwić lepiej niż kubeł zimnej wody wylanej prosto na twarz. - Sami zobaczcie – dokończył, podając drugą kartkę siedzącemu obok aspirantowi Czarneckiemu.
- To pewna informacja? – policjant wyprostował się w fotelu.
- Wygląda na to, że mamy tu naprawdę niezłe bagno – zasępił się Wejchert.
Młody rozejrzał się po zebranych i zapytał z nutką zaniepokojenia w głosie, zaglądając przez ramię Czarneckiego na trzymany przez niego spis nazwisk:
- Kogo takiego?
- Goebbelsa… – mruknął ponuro Wejchert.
Kuba ponownie uruchomił projektor. Na planszy pojawił się umięśniony chłopak w sportowym dresie, otoczony grupką podobnych mu chuliganów.
- Marcin Dekert, pseudonim Goebbels – zaczął Kuba. - Były komandos. Odbył dwie tury misji pokojowej na Bałkanach. Pierwszy wyrok ma jeszcze z wojska. Został zdegradowany do stopnia szeregowca i skazany na rok w kompanii karnej za akcję pacyfikacyjną podczas operacji we wschodniej Bośni. Według dowódców Goebbels miał problemy na tle rasowym. Z tego co jest napisane w oficjalnym raporcie, w czasie interwencji osobiście rozstrzelał całą cygańską rodzinę. Łącznie siedem osób. Wojskowy psycholog stwierdził, że Dekert jest niezrównoważony umysłowo, ma poważne zaburzenia psychiczne i skłonności do niekontrolowanych wybuchów agresji. Ponadto cechują go poglądy i zachowania rasistowskie. Wyrzucony z armii, zaczął swoją gangsterską karierę. Szumiał przez chwilę z wolnymi strzelcami ze Śląska, potem zaczął działać w Krakowie u boku Karumova. Tam zarobił kolejny wyrok, cztery lata za współudział w porwaniu. Według zeznań ofiary, Goebbels bił go i torturował, jednak ostatecznie niczego mu nie udowodniono.
- Witamy w polskim systemie karnym – skwitował ironicznie Szymczak, nadal przeglądając coś na swoim komputerze.
- W więzieniu został przywódcą nacjonalistycznej bojówki – kontynuował Kuba. – Wśród współwięźniów miał opinię brutalnego i agresywnego. Podobno zamordował trzech innych skazańców. Oczywiście na to też nie ma żadnych rzetelnych dowodów. Na wolność wyszedł już jako nieformalny zastępca Karumova. Wtedy zaczął likwidować konkurencję, a że w tym czasie trwała wojna krakowskich gangów, miał się czym zająć. Ma co najmniej dziesięć głów na koncie. Od dwóch lat poszukiwany listem gończym.
- Jeden z tych, którzy lubią skalpować na żywca – stwierdził oparty o ścianę Czarnecki.
- Nieprzyjemny typ – dodał Wejchert, oddając listę pasażerów Szymczakowi. - Jeśli on tam jest, to oznacza, że mamy kłopoty.
- Co z jakimś punktem zaczepienia? – zapytał Dziewulski. – Można ich jakoś namierzyć? Wiemy cholernie mało.
- Gdybym na przesłuchaniach mógł używać palnika albo wiertarki w kolano, to z pewnością wiedziałbym więcej! – warknął niespodziewanie Szymczak, rzucił papierami o biurko i skierował się do drzwi. Wychodząc z biura trzasnął mocno drzwiami. Wszyscy odprowadzili go zdziwionym wzrokiem, nie mając pojęcia co oznaczał ten nagły atak agresji.

* * *


Sala bankietowa, HSC Vesper, Morze bałtyckie

21 styczeń, 22:07


Zakładnicy leżeli na podłodze, zajęci gorączkowym rozmyślaniem nad swoją obecną sytuacją, która przedstawiała się dosyć tragicznie. Pilnowało ich kilku lekko uzbrojonych wartowników z grupy Sawickiego i Jawduszyn. Ze względu na brak wojskowego doświadczenia nie mógł się przydać w walce, za to świetnie nadawał się do wyłapywania cywilów i zaganiania ich do restauracji. Już sam widok jego ohydnej, bandyckiej fizjonomii i wulgarny język pozbawiał zakładników ochoty do jakiegokolwiek oporu. Pułkownik Kraus zapomniał jednak, że pies spuszczony ze smyczy lubi robić problemy. Po pewnym czasie Jawduszyn znudził się bezczynnym chodzeniem po restauracji i pilnowaniem bezbronnych więźniów. Starał się zabić czas siedzeniem za barem, opróżniając w samotności zdjętą z regału butelkę wódki. Wkrótce alkohol rozszedł się w jego krwiobiegu. Nie trzeba było długo czekać, aż pijackie odurzenie wzbudzi w sadystycznym mordercy agresję i bestialskie instynkty. Zaczął rozglądać się okiem wytrawnego myśliwego, skanując kolejno twarze zakładników. W jego umyśle zaczęła rozkwitać chęć dokonania zbrodni. Brutalnego, podniecającego aktu seksualnego na wystraszonej, bezbronnej ofierze. W końcu dokonał wyboru. Podszedł do leżących pod ścianą cywilów, po czym podciągnął z ziemi młodziutką, najwyżej czternastoletnią, dziewczynkę w białej sukience. Chwycił ją za rękę i zaczął ciągnąć w stronę wyjścia. Jej ojciec natychmiast zerwał się, próbując mu przeszkodzić, jednak mocne kopnięcie w twarz powaliło go z powrotem na podłogę. Z twarzą zalana krwią padł nieprzytomny w ramiona roztrzęsionej żony, która zawodząc okropnie, nie miała odwagi sprzeciwić się potwornemu przestępcy w odebraniu dziecka. Dziewczynka zaczęła głośno płakać, krzycząc do matki o ratunek, co tylko bardziej zachęciło bandytę, który usilnie ciągnął swoją zdobycz do wyjścia. Niespodziewanie drogę zastąpił mu jeden z najemników, celując mu w brzuch z automatu.
- Co ty odpierdalasz, człowieku? – warknął. – Zostaw to dziecko!
- Chcę się trochę rozerwać! – warknął Jawduszyn, próbując wyminąć mężczyznę.
- Mamy nie krzywdzić zakładników!
- Odsuń się albo dam znać twojemu dowódcy, że mi przeszkadzasz. Przypominam ci, że włożyłem znaczący wkład finansowy i techniczny w tę operację – bełkotał gangster całkiem poprawna polszczyzną, czkając przy tym obleśnie.
Najemnik odwrócił się w stronę Sawickiego. Tamten wzruszył bezradnie ramionami i kiwnął głową na znak, że Igor może opuścić salę. Kapral nie chciał mieć przez niego problemów.
- Pierdolony pedofil – wycedził przez zęby najemnik, z niechęcią zabezpieczając broń i usuwając się Jawduszynowi z drogi. Tamten wyminął go z podłym uśmiechem, lekko się przy tym zataczając.
Gwałciciel i jego ofiara znaleźli się dwie minuty później w jednej z kajut dla gości. Zapędzona w kąt dziewczyna oparła się plecami o ścianę i zaczęła gorliwie modlić, co zwykła robić każdego wieczoru od paru lat. Gangster podszedł do niej powoli, z obleśnym uśmiechem na ustach zaciskając prawą dłoń na jej pośladku. Próbowała odskoczyć, jednak zdążył ją przytrzymać. Potężne uderzenie w twarz powaliło szamoczącą się dziewczynę na podłogę. Jej długie, czarne włosy opadły na twarz, klejąc się do cieknącej z rozbitego nosa krwi. Próbowała wstać, ale morderca uklęknął na niej i zaczął natarczywie obmacywać. Jednym, szybkim szarpnięciem zerwał cienki materiał sukienki, odsłaniając jasny, koronkowy stanik kryjący małe, dziewczęce piersi. Dziewczyna starała się odpychać jego spocone ręce, ale wtedy dostała kolejny cios w twarz. Przytłoczona olbrzymim ciałem bandyty postanowiła walczyć do końca. Zaczęła krzyczeć. Gdy napastnik próbował ją uciszyć, zaciskając dłoń na jej ustach, ugryzła go w palec. Rozjuszony Jawduszyn chwycił ją za szyję i przyduszając, zaczął uderzać jej głową o podłogę. Po kilkunastu sekundach tej tortury zmęczył się i zasapał. Nie był już najmłodszy, ponadto od sporej ilości wódki kręciło mu się w głowie. Zmienił więc taktykę, powracając do okładania pięściami twarzy ofiary, która zdawała się powoli tracić przytomność. Bandyta czuł w podbrzuszu żar podniecenia, który musiał czym prędzej znaleźć swoje ujście. Sięgnął do pasa, chwilę mocując się z grubą klamrą, po czym zabrał się za rozpinanie zamka u spodni. Dziewczynka nadal wierzgała nogami i krzyczała, ale znacznie słabiej i ciszej. Igor postanowił zdzielić ją jeszcze raz i w końcu zabrać się do dzieła. Wziął potężny zamach. Uniósł w górę, wysoko ponad głowę, zaciśniętą pięść i nieoczekiwanie zamarł w tej pozycji. Cały jego umysł skupił się na jednym, pozornie drobnym, szczególe. Puścił ściskaną szyję ofiary i wstał, ledwo utrzymując równowagę na trzęsących się nogach. Uwolniona spod ciężaru dziewczyna resztkami sił odczołgała się pod ścianę, patrząc zakrwawionymi oczyma na rozgrywający się wokół niej horror. Jawduszyn stał z uniesioną głową, spoglądając trwożnie na lampę. Jego niedoszła ofiara zauważyła, że drżą mu palce, a na czole i nad górną wargą połyskują kropelki potu. Żarówka oświetlająca pokój mrugała lekko. Mogło to być zwykłe zwarcie lub spadek napięcia, jednak gangster wiedział, że to coś innego. Odpiął kaburę i wyjął z niej odbezpieczoną Berettę. Szybkim szarpnięciem odciągnął zamek i załadował pocisk do komory. Światło zamrugało jeszcze trzy razy, po czym zaczęło świecić nieco stabilniej, choć wyraźnie słabło z każdą sekundą. Jawduszyn obrócił się, ujął pistolet w obie dłonie i wycelował w stronę drzwi. Wiedział co się zbliża. Pamiętał strzelaninę w bieszczadzkiej jaskini sprzed kilku miesięcy. Gdy zapadała ciemność, budził się do życia straszliwy terror. Coś niewyjaśnionego, mrocznego i strasznego, mordowało ludzi, na zawsze wciągając ich w mroczne czeluście podziemi, bez względu na to czy noszą policyjne mundury, czy też należą do zorganizowanej grupy przestępczej. Pamiętał, jak schowany za stertą głazów, przez ułamek sekundy, zobaczył w błysku salwy karabinowej twarz bestii. Na samo wspomnienie upiora z trudem przełknął ślinę. Zaczął żałować, że dał się namówić na udział w tej wyprawie. Kajutę spowił półmrok. Meble, dywany, obrazy traciły swoje naturalne kształty i kolory na rzecz stonowanej czerni. Jawduszyn wytężył wzrok. Dziewczynka schowała się pod stołem, spazmatycznie łkając w obawie, że nadchodzi coś o wiele straszniejszego niż jej niedoszły gwałciciel. Objęła rękami kolana i oparła o nie brodę, oczekując na rozwój wypadków. W końcu lampa zgasła. Żarówka eksplodowała snopem iskier, które spadły na głowę ukraińskiego bandyty, pogrążając kajutę w całkowitej ciemności. W tej samej chwili drzwi rozleciały się z trzaskiem. W mroku rozległ się huk upadającego na podłogę zamka. Gangster wydał z siebie odgłos podobny do jęku i odruchowo pociągnął za spust.
W restauracji dało się usłyszeć trzy krótkie echa strzałów z broni małego kalibru, a zaraz po nich przeraźliwy, ludzki krzyk. Był tak straszny, że Sawicki aż zerwał się z krzesła, ściskając w ręku automat. Gestem ręki przywołał na środek sali swoich towarzyszy i podszedł do nich. Pochylił głowę i półgłosem, by nie wzbudzić obawy pozostałych zakładników, wydał odpowiednie dyspozycje.
- Wy dwaj idźcie tam i sprawdźcie co się stało! My tu sobie damy radę. Jeśli ten skurwysyn zastrzelił tą małą, macie odebrać mu broń i aresztować go. Trzeba będzie psychola uziemić, ale pamiętajcie, że na pokładzie jest czterech jego ludzi. Przede wszystkim rozsądek, panowie. Ja powiadomię o wszystkim pułkownika.
Obaj terroryści kiwnęli głowami i bez słowa komentarza wybiegli na korytarz. Sawicki wyszedł na środek, pomiędzy stoliki i ostentacyjnie odbezpieczył Uzi. Nie chciał sprawiać wrażenia, że stracił kontrolę nad sytuacją. Strzały wywołały bowiem niemałe poruszenie.
- Jeśli ktoś się ruszy, odstrzelę mu jebany łeb! Zrozumiano!? Nic się nie stało, nie macie się czego obawiać!
Nieobecność jego podwładnych przedłużała się. Zerknął na zegarek. Od ich wyjścia minęło nieco ponad pięć minut. W końcu poirytowany kapral sięgnął po krótkofalówkę i wywołał ich, pełnym wściekłości głosem:
- Co się z wami, kurwa dzieje!? Znaleźliście tego sukinsyna!?
- Chyba powinieneś zobaczyć to osobiście – skwitował Remer, niemiecki najemnik, weteran Legii Cudzoziemskiej. Sawicki zorientował się, że głos bezwzględnego przestępcy drży, nasycony grozą i przerażeniem.


* * *


Centrum dyżurne maszynowni, Sektor F, HSC Vesper

21 styczeń, 22:15

Keller prowadził oględziny zdobytego sprzętu. Ułożył na stole przedmioty zabrane zastrzelonemu najemnikowi. Jego twarz przybrała wyraz głębokiego zaciekawienia. Z uwagą oglądał trzymany w rękach model karabinu szturmowego M4 z systemem SOPMOD. Był to zestaw akcesoriów dodatkowych w postaci latarki, termowizji i celownika optycznego ACOG, z elektronicznym dalmierzem i krzyżem celowniczym. Wszystko zasilane było niewielkim akumulatorem, umieszczonym z boku przedniego uchwytu broni. Pod lufą karabin miał zamontowany granatnik podwieszany kalibru 40mm, do którego znalazł w ładownicach bandoliera całkiem spory zestaw pocisków. Odłamkowe, zapalające, przeciwpancerne, z zapalnikiem czasowym i zbliżeniowym, nawet flary błyskowe. Keller podpiął do gniazda ładownicy pełen magazynek, załadowany amunicją pełnopłaszczową 5.56mm i westchnął ciężko, energicznie masując się po brodzie, co zwykł robić, gdy intensywnie myślał. Wiedział, że kimkolwiek są porywacze, stać ich na bardzo drogie zabawki. Drogie i diabelnie trudno dostępne. Warto też zaznaczyć, że również śmiertelnie niebezpieczne. Komplet, który trzymał w rękach, wart był z całym ekwipunkiem jakieś kilkanaście tysięcy dolarów i był używany tylko przez jednostki specjalne. Chłopak odłożył broń na stół i zaczął ściągnął krawat, który rzucił w kąt pomieszczenia. Kilka sekund później trafiła tam również elegancka koszula. Tors Kellera osłaniał tylko czarny podkoszulek, który ubrał dodatkowo tylko ze względu na panujący mróz. Chwilę potem założył kamizelkę kuloodporną. Poklepał się po brzuchu, osłoniętym mocnymi wkładami balistycznymi. Z zadowoleniem stwierdził, że pancerz wykonano bardzo solidnie. Sprawdził zawartość poszczególnych ładownic i kieszeni. Miał do dyspozycji sześć magazynków do karabinu, kilka granatów i nóż bojowy. Plus Berettę 92 z niewielkim zapasem naboi. Rekonesans jaki wykonał, nasłuchując komunikatów porywaczy, nie napawał go optymizmem. Wprawdzie byli przewidywalni, bo co dwadzieścia minut przeskakiwali z kanału na kanał, zmieniając częstotliwość o ćwierć wartości, jednak w ich meldunkach i wypowiedziach z łatwością można było wychwycić wojskową dyscyplinę i profesjonalny sznyt. Westchnął ciężko.
- Dziękuję… – Keller był tak zamyślony, że nawet nie zauważył kiedy weszła. Właśnie wkładał pistolet do kabury przy pasku. – Przepraszam, że musiał pan przeze mnie zrobić coś takiego…
- Mów mi Kacper – odparł łagodnie, widząc, ze dziewczyna dalej mocno przeżywa ostatnie wydarzenia. – Co do tamtego nie ma sprawy. To w zasadzie nic takiego…- w porę ugryzł się w język.
- Jak to jest… kogoś zabić? – zapytała niespodziewanie, patrząc na chłopaka swoimi pięknymi, brązowymi oczami.
Zdziwiło go to pytanie. W zasadzie nie umiał jej tego wytłumaczyć. Nie chciał. Z pewnością nie teraz. Dla niego było to jak wypić kieliszek dobrego wina. Ona tego nie zrozumie.
- Ciężko jest żyć z podobnymi wyrzutami sumienia – skłamał. – Ale gdybym go nie zabił, obawiam się, że już byśmy nie rozmawiali. Po prostu zrobiłem to, co uznałem za konieczne – dokończył sucho, tonem pozbawionym jakichkolwiek emocji.
Zimny profesjonalista.
- Przepraszam – szepnęła ledwie słyszalnym głosem.
Oboje usiedli na niedużej ławeczce. Ukrywali się w szatni mechaników dyżurujących w sektorze dolnej maszynowni, położonej na najniższym pokładzie statku. Stąd okrętowi technicy czuwali nad prawidłowa pracą turbin i prowadzili ich stałą konserwacje. Keller wziął do ręki karabin i przewiesił pasek przez ramię.
- Co robisz? – zapytała niespokojnie.
- Sprawdzam uzbrojenie. Nie możemy tu siedzieć wieczność. Ktoś musi dać znać komuś na stałym lądzie co się tu dzieje. Mam zamiar przebić się na górny pokład. Gdzieś tam powinien być terminal łączności. Najpierw muszę jednak sprawdzić z kim mam do czynienia.
- Chodzi ci o porywaczy?
- Tak – uniósł do góry broń, z podziwem w oczach oglądając połyskująca srebrzyście stal. – Postaram się zwabić ich do stacji pomp. To dogodne miejsce ataku, pełne ciemnych zakamarków i długich, zawiłych korytarzy, w których z łatwością można się schować, ewentualnie szybko uciec. Zacznę ich obserwować i zobaczę kim są, jak dobrze ich wyszkolono i jak reagują na atak. Pierwsze uderzenie przetestuje ich siłę. Drugie sprawdzi ich słabości. To będzie wyglądało trochę jak polowanie na dosyć groźnego wilka. Albo raczej całą sforę – Aneta drgnęła, gdy chłopak uśmiechnął się, jakby coraz lepiej bawił się tą sytuacją. – Po prostu trzeba w odpowiednich miejscach rozstawić sidła, dobrze się schować i rzucić przynętę. Wtedy zwierzyna sama do mnie przyjdzie. Mają łączność w systemie UKF – pokazał Anecie krótkofalówkę ze niewielkim zestawem słuchawkowym. – Cały czas ich podsłuchuje, więc mniej więcej wiem gdzie zwierzyna może się pojawić i w jakiej liczbie.
- Świetnie się na tym znasz – popatrzyła na niego z podziwem, cały niewinnie się uśmiechając, a w kącikach jej ust pojawiły się urocze dołeczki. Kacpra przeszedł przyjemny dreszcz.
- Podstawą każdego udanego polowania jest poznać zwierzynę i jej zwyczaje – odpowiedział łagodnie.
- Jesteś myśliwym? – zapytała mrużąc słodko oczy.
Nie, skarbie. Diabłem. Bezwzględnym i zimnym, pozbawionym wszelkich ludzkich uczuć zakapiorem, dla którego życie przestało mieć jakiekolwiek znaczenie jeśli go nie ryzykuje albo nie odbieram go komuś innemu. Bo, jak to mawiał Hemingway, jeśli ktoś długo polował na uzbrojonych ludzi i lubił to, nigdy nie dbał specjalnie o nic innego, pomyślał.
- Nie – uśmiechnął się, odgarniając jej za ucho kosmyk ciemnych włosów. – Przedsiębiorcą, który wie co nieco o wojsku od znajomych. Ktoś musi cię w końcu obronić.
Odwzajemniła uśmiech.
- Jak chcesz to zrobić? Przecież oni mogą cię zabić. Poczekajmy tu, aż przyjdzie pomoc. Nie chcę znowu patrzeć jak ktoś przeze mnie…
Niespodziewanie urwała. Jej broda zaczęła drżeć, a w oczy zrobiły się nagle wilgotne. Oparła głowę na ramieniu Kellera. Zachlipała smutno, obejmując go. Musiała się komuś wyżalić i wypłakać. Wyrzucić z siebie strach, obawę i smutek po śmierci przyjaciela, jakim był Olgierd. Przypomniała sobie jaką straszną śmiercią zginął. Przed oczami miała jego ściągniętą bólem twarz. Kacper przytulił ją, głaszcząc spokojnie po głowie.
- Nie daj im mnie zabić… proszę… - zaczęła szlochać. – Siebie też… - dodała po chwili.
Był dla niej jedyną bliską osobą w panującym na statku szaleństwie.
- Nie pozwolę na to – odpowiedział, mając wrażenie, że jego serce przebija ostry miecz.
Co za pieprzony dzień, pomyślał.

Fritz czuwał na warcie, obserwując korytarz przez szparę niedomkniętych drzwi. Siedział na podłodze, oparty plecami o ścianę w stanie kompletnej apatii. Keller stanął nad nim i spojrzał z politowaniem. Wątpił czy otumaniony chłopak zdołałby zobaczyć w tym stanie zbliżający się batalion ostro hałasujących grenadierów.
- Wielki Fritz Hoffman, milioner, playboy i dziedzic rodzinnej fortuny. Kolejny bogaty gnojek, który nigdy nie dostał od życia w dupę – pomyślał Kacper. Trącił go czubkiem buta w nogę.
- Obudź się. stary. Będziesz mi potrzebny. Ktoś musi pilnować Anety pod moją nieobecność.
- Wszyscy zginiemy – odparł ponuro Hoffman, gapiąc się tępo na swoje skórzane buty. Keller, trzymając karabin jedną ręka, uniósł go lekko. Wylot lufy znalazł się niebezpiecznie blisko skroni młodego milionera.
- Istnieje duże prawdopodobieństwo, że oni cię nie trafią. Za to jakie jest według ciebie prawdopodobieństwo, że spudłuje z odległości pół metra, próbując odstrzelić ci łeb? Siedź tu i zastrzel każdego gnojka, który będzie próbował dostać się do dyżurki. Trzymaj Berettę. W razie kłopotów zabarykadujcie się w składziku – kiwnął głową w stronę grubych, okrętowych drzwi. – Wrócę za jakąś godzinę.
- A ty gdzie się wybierasz? – zapytał Niemiec w końcu unosząc głowę.
- Na safari – odpowiedział chłopak, a jego usta wykrzywił grymas demonicznego uśmiechu. W oczach zaś błysnęło mu coś, co Fritz pamiętał jeszcze z dzieciństwa. Gdy był kiedyś w egzotycznym terrarium razem z ojcem, akurat trafili na porę karmienia. Wtedy na własne oczy widział, jak do klatki śmiertelnie jadowitego grzechotnika wrzucono żywą mysz. Dokładnie pamiętał, jak ślepia węża zaświeciły się wówczas w identyczny sposób, jak teraz mroczne oczy jego nowego, tajemniczego znajomego.


* * *


Oddział Centralnego Biura Śledczego, KWP Gdańsk

21 styczeń, 22:23


Wejchert wracał z wydziału informacyjnego, trzymając w ręce pokaźny plik teczek z dokumentami. Idąc korytarzem zobaczył Szymczaka, stojącego przy automacie z kawą. Policjant właśnie czekał, aż gorący płyn napełni niewielki, plastikowy kubek. Widząc zbliżającego się kumpla, komisarz zagryzł wargi i odwrócił się, wyraźnie unikając jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego. Wejchert nie dał za wygraną. Stanął przed Rafałem, świdrując przenikliwym wzrokiem zimnych, błękitnych oczu jego zatroskaną twarz.
- Co się stało? – zapytał. - Masz taką minę, jakby ktoś zerżnął ci siostrę. Wybiegłeś z biura jak opętany. O mało nie rozpieprzyłeś drzwi.
Oparty o automat Szymczak nadal milczał, tępo wpatrzony w kubek.
- Powiesz mi o co chodzi? – naciskał Wejchert.
Komisarz westchnął ciężko i podniósł wzrok. Na jego twarzy malowało się niezrozumiałe przygnębienie, którego nawet nie starał się maskować.
- Fabian Górski wynajął kajutę razem z mężczyzną o nazwisku Keller – powiedział grobowym głosem.
- Więc? – zapytał zaintrygowany Daniel, opierając się barkiem o ścianę korytarza.
- Ja znam tego faceta.
- No to mów – komisarz zachęcił podkomendnego do rozmowy.
- Keller pochodzi z Krakowa. Gdy miał dwadzieścia lat stracił oboje rodziców. To głośna sprawa sprzed kilku lat. Znany biznesmen i jego żona zginęli w pożarze apartamentu. Oboje byli wysoko ubezpieczeni, więc Kacprowi, jako ich jedynemu synowi, przypadła z odszkodowania olbrzymia suma. Chłopak szybko zainwestował pieniądze i wykorzystał je jako kapitał do założenia firmy. Jako, że znał paru odpowiednich ludzi i miał łeb na karku, szybko rozwinął przedsiębiorstwo i dorobił się całkiem niezłej kasy.
- To chyba nic nadzwyczajnego – zdziwił się komisarz. – Zwykły dorobkiewicz.
- Poczekaj, Danny. Jest jeszcze coś. Nieoficjalnie Kellerowi pomagali w prowadzeniu firmy ludzie ze świata przestępczego. Finansowali niektóre inwestycje, załatwiali pozwolenia, zastraszali urzędników i tym podobne. W zamian wykupywali akcje należących do niego spółek i tym sposobem mogli prać w nich swoje brudne pieniądze. – Szymczak zawiesił głos. - Kilka lat temu jednego z takich wspólników Kellera znaleziono na starym złomowisku. Miał głowę odrąbaną maczetą. Członkowie grupy przestępczej, która próbowała przejąć jego interesy, zostali rozstrzelani w restauracji, w samym sercu Krakowa. Sprawców nie ujęto. Nie znaleziono żadnych śladów.
Zainteresowany Wejchert zmrużył oczy, nadal uważnie słuchając opowieści starego kumpla.
- W międzyczasie krakowskie gangi rozpoczęły wojnę o władzę – kontynuował Szymczak. - Zaczęły się strzelaniny, wybuchy bomb, publiczne egzekucje. Zginęło kilkanaście osób, drugie tyle aresztowano. Współpracownicy z najbliższego otoczenia Kellera zniknęli bez śladu. Podejrzewano, że pozbył się niewygodnych świadków. Przypisywano mu także wykonanie kilku wyroków. Sądzono nawet, że jest Duchem.
- Kim?
- Słyszałeś o sprawie Goldfingera?
- Tak, tak – kiwnął głową Wejchert. - Znam legendę. Zabójca, który w pojedynkę załatwił świadka koronnego i trzech pilnujących go agentów.
- Było ich pięciu.
- Wierzysz w to? – zapytał kpiąco Daniel. - Kto mógł zabić pięciu świetnie wyszkolonych agentów? Duch nie istnieje. To media połączyły ze sobą kilka niezależnych morderstw i powstał świetny materiał na wieczorne wiadomości.
- Teraz mniejsza o to – Szymczak machnął ręką, ucinając wątek. - Keller, będąc blisko najważniejszych figur przestępczej machiny, prędko znalazł się na celowniku policji. Wysłano za nim list gończy. Sądzono, że dobrze przyciśnięty, może wsypać Karumova i resztę zarządu grupy.
- Wsypał?
- Nawet go nie przesłuchano.
- Jak to? – Komisarz wyprostował się jak struna, jego brwi uniosły się w geście zdziwienia.
- Kilka dni po ogłoszeniu, list gończy anulowano. – Funkcjonariusz wbił w swojego młodszego dowódcę bystry wzrok i zaczął mówić wolno, wyraźnie akcentując kolejne wyrazy. - Zastanów się, stary. Sierota z ubogiej dzielnicy w mgnieniu oka dorabia się w szemrany sposób wielkich pieniędzy i nikt nie zwraca na to specjalnej uwagi. Wszyscy, którzy kiedykolwiek mieli z nim związek, prędzej czy później giną w niewyjaśnionych okolicznościach. To też uchodzi uwadze organów ścigania. A kiedy już próbują dobrać mu się do dupy, ktoś nagle ucina śledztwo i nikt nie zadaje żadnych pytań.
- Kto może anulować listy gończe? – zapytał po chwili namysłu Wejchert.
- Nominalnie sąd, państwo i jego służby – zawiesił na chwilę głos. – Wywiad.
- Co sugerujesz?
- Ja nic nie sugeruje, Danny. Ja tylko pije kawę.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Ramirez666 · dnia 12.12.2010 09:23 · Czytań: 681 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 3
Komentarze
Sceptymucha dnia 12.12.2010 21:03
Dziś nie zdążę przeczytać. Wrócę jutro. :)
Ramirez666 dnia 12.12.2010 22:29
Spoko, bez pośpiechu :D
Sceptymucha dnia 13.12.2010 20:21
Bardzo fajne. Czekam na kolejne.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty