Mała wioska, w której rozegra się niniejsze opowiadanie, leżała w uroczej dolinie otoczonej górami ze wszech stron. Takie położenie gwarantowało niezależność od wszystkich prądów i trendów zmieniającego się świata. Na zewnątrz kolejne rządy powstawały i upadały, coraz to nowe kluby wygrywały Ligę Mistrzów, ale tutaj wciąż liczyły się tylko wybory na sołtysa i IV-ligowe rozgrywki miejscowego LZS-u. Najlepszym dowodem zatrzymanego czasu był Smok Zygmunt, który od ponad 500 lat mieszkał w pieczarze nieopodal, zionął ogniem i domagał się dziewic. Przez te 500 lat udało się jednak Zygmunta oswoić i zamiast dziewic, mieszkańcy wsi ofiarowywali mu owce, świnie i kartofle. Zygmunt otrzymywał dziewice tylko wtedy, kiedy we wsi rodziła się wyjątkowo szpetna dziewczynka. Wiadomo: dla rodziców kłopot z głowy a Zygmuntowi radość. Wszyscy zadowoleni.
I tak żyli sobie mieszkańcy wsi wraz ze smokiem, spokojnie i nieodmiennie od wieków, jednak pewnego dnia nowoczesny świat wdarł się do wioski i zburzył ustalony przez przodków porządek.
Jak każdej soboty, wioskowy sołtys poszedł do Zygmuntowej pieczary, by tam złożyć ofiarę - tym razem była to niewielka kudłata owieczka. Po złożeniu daru i wymianie tradycyjnych uprzejmości sołtys już miał wracać do domu, gdy wtem smok powiedział:
- Słuchaj... Nie przynoś mi już więcej dziewic, dobrze?
- A czemu? - rezolutnie zapytał sołtys.
- Bo chcę, żebyś zamiast dziewic przyprowadził mi mężczyznę.
- Jak to? - Zapadła cisza. Dopiero po chwili smok nieśmiało przemówił:
- Jestem gejem. Już od dłuższego czasu się wahałem, ale właśnie dzisiaj poczułem to na 100%. Jestem gejem.
- Aha... - Sołtys pojął, że właśnie zakończyła się pewna epoka w życiu wioski. Podjął nieśmiałą próbę ratowania sytuacji. - Ale posłuchaj, może ci to przejdzie, co? Nie, ja nie twierdzę że to jest choroba, wiesz, jesteś okej, ale może to się da jakoś odwrócić...? Wiesz, faceci są w wiosce potrzebni, uprawiają pola, budują domy i szkoda by było z takiej siły roboczej rezygnować... Wiesz jak oni wyglądają? Każdy chłop silny jak dąb, łapy jak u niedźwiedzia, ramiona rozłożyste, mięśnie żelazne... - tutaj urwał, zobaczywszy że Smok Zygmunt, zamiast wykazać zrozumienie, rumieni się i wzdycha. - Dobrze Zygmunt. Zobaczę co da się zrobić.
Sołtys uśmiechnął się do smoka i natychmiast przestraszył się tego odruchu. "Żeby tylko sobie niczego nie pomyślał" - przebiegło sołtysowi przez głowę. - "Muszę się pilnować. Następnym razem wezmę zbroję." Przybrał idealnie neutralny wyraz twarzy, kiwnął głową na pożegnanie i ruszył z powrotem do wioski.
Przez kilka pierwszych tygodni z pozoru nic się nie zmieniło. Ofiary dla Zygmunta nie wykraczały poza standardowy zestaw zwierzęco-kartoflany. Jednak z każdą wizytą sołtysa smok coraz natarczywiej domagał się mężczyzny. Szóstej soboty stanął przed sołtysem w dramatycznej pozie, wyciągnął ukrytą pod ogonem kartkę i przeczytał:
"Ja, Smok Zygmunt, pragnę oznajmić, iż nie bacząc na stereotypy dotyczące mojej orientacji seksualnej, wkrótce stanę się bezlitosny i jednym zionięciem spalę pół waszej wioski. W następną sobotę żądam dostarczenia do pieczary młodego, krzepkiego mężczyzny. Smok Zygmunt."
Zaskoczony oświadczeniem sołtys pomyślał chwilę i równie uroczyście wygłosił:
"Drogi Smoku, Miłościwie z Nami Koegzystujący Nie Od Dziś! Rozumiem Twoje potrzeby. Jednak jako reprezentant lokalnej społeczności śmiem twierdzić, że nasi ludzie nie są gotowi do tak rewolucyjnej zmiany. Apeluję więc Zygmuncie, byś wstrzymał się z zionięciem i zamienił je na organizację marszu, podczas którego będziesz mógł przyzwyczaić lokalną społeczność do swojej odmienności. Sołtys."
Smok zadumał się i spytał:
- A czy jesteś w stanie zagwarantować mi bezpieczeństwo podczas takiego marszu? - w tym momencie wyobraźnia sołtysa podsunęła mu widok młodych wielbicieli tradycyjnych wartości, którzy dość licznie zamieszkiwali wioskę.
- Niestety, nie jestem w stanie.
- W takim razie wójt nie wyda zgody na ten marsz. Nie ma innej opcji: za tydzień przyprowadzasz mi faceta.
Przez cały następny tydzień sołtys nie przespał ani jednej godziny. Bezustannie wertował w myślach spis mieszkańców wioski i szukał pośród nich ofiary dla Zygmunta. Przyszła sobota, a sołtys wciąż tkwił w punkcie wyjścia. Dopiero tuż przed umówioną godziną wpadł na pomysł rozwiązania sytuacji. Mocniej niż zwykle przytulił do serca panią sołtysową, czule pogłaskał małe sołtysiątka i udał się do smoka. Zygmunt od samego rana wypatrywał sołtysa i towarzyszącego mu mężczyzny, toteż zawrzało w nim na widok znajomej postaci, która najwyraźniej wbrew ostrzeżeniu szła do niego samotnie.
- Smoku Zygmuncie! - wysapał sołtys stanąwszy przed pieczarą. - Nie byłem w stanie poświęcić nikogo z wioski. Zbyt ważni są dla mnie ci ludzie. Dlatego proszę, przyprowadziłem ci siebie. Jestem może niemłodym, ale wciąż krzepkim i na pewno szanowanym mężczyzną. Nie chcę żebyś mnie jadł. Chcę z tobą zamieszkać.
- Ja nie chcę cię zjeść - odrzekł smok. - Masz na to zbyt dobre serce. Przytul mnie.
Sołtys niezręcznie przytulił zieloną szyję Zygmunta i obaj naraz poczuli, że wreszcie odnaleźli sens swojego życia. Wiedzieli, że smocza pieczara od dzisiaj stanie się ich wspólnym domem.
Kiedy mieszkańcy wioski dowiedzieli się co się stało, wybuchł skandal. Zaczęto organizować protesty i demonstracje, podczas których palono kukły smoka i sołtysa. Na bezpośrednią przemoc nikt się nie odważył (jak tu wszak podejść takiego zionącego ogniem Zygmunta?), za to na przemoc werbalną odważyli się wszyscy. Po kilku dniach protestów wybrano nowego sołtysa. Tylko że ten, w przeciwieństwie do starego, w ogóle nie dbał o szczęście swojej lokalnej społeczności. Protesty, konflikty i kiepski sołtys - ta mała wioska już niczym nie różniła się od świata na zewnątrz.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
szymonjot · dnia 12.09.2006 09:26 · Czytań: 791 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 7
Inne artykuły tego autora: