Dżepetto, ojciec Pinokia - tulipanowka
Proza » Bajka » Dżepetto, ojciec Pinokia
A A A
Dawno, dawno temu żył sobie Dżepetto, przedsiębiorca, drobny biznesmen, prowadzący działalność w zakresie usług stolarskich.
Jako zaradny człowiek Dżepetto zawiązał spółkę z właścicielem pobliskiego tartaku. Następnie wszedł w układy z leśniczymi nadzorującymi królewskie lasy. Dzięki czemu wygrywał przetargi na odbiór dobrego jakościowo drzewa, a za drobne wyręby wręczał tradycyjne łapówki. Tym sposobem w zakładzie stolarskim nigdy nie brakowało desek różnych gatunków drzew służących do produkcji mebli także i dla wymagających klientów. Natomiast sam Dżepetto nie narzekał na brak gotówki (to znaczy narzekał, ale tak zwyczajowo, dla towarzystwa, a nie z głębokiego przekonania).

Pewnego dnia Dżepetto nadzorował wyręb drzew, a dokładniej wskazywał drwalom, które drzewa mają ściąć. Oficjalnie za to zadanie odpowiedzialny był królewski leśniczy, ale wiadomo jak to jest z królewskimi pracownikami. Król płaci skromną pensyjkę, a taki leśniczy ma swoje potrzeby i rodzinę na utrzymaniu (a że zdrowy chłop, bo zażywa dużo świeżego powietrza w lesie, więc i lubi seks, czyli dzieci napłodził co niemiara).
Dżepetto częstował leśniczego pyszną i mocną piersióweczką oraz zabawiał opowiadając świńskie dowcipy (czyli żarciki o tematyce pornograficzno – szowinistycznej, najbardziej ulubionej).
Ogólnie starał się, by leśniczy mógł miło spędzić czas w pracy.
Kiedy leśniczy słaniał się już na nogach, troskliwy Dżepetto postanowił odprowadzić go do leśniczówki (do rodziny oczekującej męża/ojca, który dla niej zaharowuje się dzień w dzień).
Poza tym zadania zostały rozdzielone, drwale już wiedzieli, które drzewa mają rąbać, więc w ocenie Dżepetta, interes był dopilnowany, a jego osobista obecność już niekonieczna.
- Przyprowadziłem pani męża – powiedział Dżepetto do leśniczowej.
- Znowu będzie mnie gwałcił po pijaku – westchnęła pogodzona z losem leśniczowa widząc w jakim stanie jest jej małżonek.
- Moje, moje – mruczał zadowolony leśniczy ugniatając obfity biust leśniczowej.
- Do widzenia państwu, moje uszanowanie – pożegnał się uprzejmie Dżepetto i żeby nie burzyć intymnej atmosfery, domowej sielanki, czym prędzej się oddalił od leśniczówki.

Wracając przez las w kierunku swojego zakładu, Dżepetto natknął się na kobietę zbierającą poziomki. Sam dla towarzystwa też trochę wypił, więc miał niejako lekko zaburzoną świadomość (w sensie zdecydowana większość potencjalnie napotkanych kobiet, by mu się bardzo spodobała).
- Witaj najpiękniejsza wróżko – zagadnął w wersji „z komplementem”.
- Dzień dobry – odpowiedziała grzecznie Tereliza zgodnie z zasadą „w miejscach ustronnych nie prowokuj faceta swoją ignorancją”.
- Nie musisz się mnie bać, urokliwa czarodziejko. Jestem porządnym człowiekiem, dobrym poddanym króla, jaśnie pana. Mam zakład stolarski – pochwalił się doskonale zdając sobie sprawę, co najbardziej podnieca płeć przeciwną. - Właśnie tam zmierzam. Tyle drzew w tym lesie. Zgubiłem się. Czuję się niepewnie – wygłupiał się, blefował Dżepetto taktycznie udając nieporadność, która wzbudza w paniach wzruszenie i chęć pomocy. - Czy prześliczna wróżka wskaże zbłąkanemu wędrowcy drogę do domu? Bardzo proszę.
- Nie ma sprawy. Pomogę ci – odpowiedziała Tereliza rozbawiona porównaniami do wróżki (oraz nie zdając sobie sprawy, że jest poddawana manipulacji).

Dżepetto oprowadził Terelizę po swoim zakładzie, pokazał narzędzia pracy oraz najładniejsze modele krzeseł.
- Jaka piękna – westchnęła Tereliza wskazując na finezyjnie rzeźbioną toaletkę.
- Cudo, nie? – uśmiechnął się dumny ze swego arcydzieła. – Taką samą wystrugam dla swojej żony, o ile jakaś dama mnie zechce. Bo ja, piękna czarodziejko, od lat szukam żony. Niestety nie mam szczęścia w miłości - jęknął. - Tylko w pieniądzach. Ale przecież pieniądze to nie wszystko. Miłość jest ważniejsza, nieprawdaż? - kobieta przytaknęła, więc mężczyzna kontynuował swoje „bajery”. - Czuję się taki samotny. Ech... Ach... Uch... Zapytam z ciekawości. Czy wróżkom wolno spotykać się ze zwykłymi śmiertelnikami?
- Chodzi ci o mnie? - Tereliza zaśmiała się słodko wchodzą w fazę „naturalnej kobiecej kokieterii” (czyli zawijania na palec loczków, pąsów na twarzy, mrużenia oczu, zginania szyi na boki i tym podobne).
Dżepetto robiąc miny „kota srającego na pustyni” oczywiście tylko udawał. Nie mógłby zostać świetnie prosperującym przedsiębiorcą, gdyby nie stosował podstawowych sztuczek wywierania wpływu na ludzi.
W każdym razie mężczyzna postanowił oprowadzić świeżo zapoznaną towarzyszkę po swoim domu. Namiętną noc spędzili w jego łóżku.

Rano Dżepetto zbudził się już trzeźwy, więc wszelkie wróżki wyleciały mu z głowy.
- Muszę iść do zakładu, a i na ciebie już czas – stwierdził Dżepetto.
- Spędziliśmy noc jak mąż z żoną – uśmiechnęła się Tereliza. – Byłeś niesamowity, wspaniały. Pragnę być twoją wróżką na zawsze, twoją żoną.
- Głupia babo, czy ci się w głowie poprzewracało? Nie mam zamiaru się z tobą ożenić.
- Dlaczego? A wczoraj?
- Byłem kompletnie pijany. Nic nie pamiętam. – Dżepetto zastosował jedno z praktycznych zastosowań spożywania alkoholu: wszelkie słowa i zachowania można nim wytłumaczyć.
- Ale?
- Jako porządny mężczyzna, poddany jego królewskiej mości króla, nie mógłbym ożenić się w pannicą włóczącą się po lasach. I do tego nie z dziewicą. Przecież to takie oczywiste...
Tereliza pochlipując szybko się ubrała i wybiegła z domu, na co mężczyzna zatarł ręce zadowolony z pozbycia się kłopotu.

Mijały lata. Dżepetto zajmował się głównie swoim biznesem, a dla rozrywki grywał w karty oraz podrywał panie na „rzeźbioną toaletkę dla żony”.
Niestety karty mają to do siebie, że strit w kolorze, czyli poker jest zawsze lepszy od fula (nawet z trójką z króli). W ten sposób mężczyzna przegrał oszczędności życia. Musiał zwolnić pracowników: majstrów, czeladników, uczniów; szybko, czyli ze stratą, sprzedać posiadany towar (meble), łącznie ze swoim arcydziełem: kunsztowną toaletką. Na domiar złego właściciel tartaku się na niego wypiął i zaczął sam się układać z królewskimi leśniczymi.
Tak to już jest, że gdy jest się na topie, gdy interes się kręci, gdy człowiek coś znaczy, gdy może coś załatwić, znajomych i przyjaciół ma wszędzie w bród. Niestety, gdy noga mu się powinie zdecydowana większość ludzi (o ile nie wszyscy) momentalnie traci zainteresowanie.

Dżepetto został sam – kontrahenci i dawni koledzy się od niego odwrócili.
Nie przymierał głodem, bo posiadał przecież stolarskie narzędzia, budynek zakładu, dom i doświadczenie branżowe, ale trzeba obiektywnie przyznać, że zdecydowanie mu się pogorszyło.
Biedak mu by zazdrościł, ale dla przedsiębiorcy pokroju Dżepetta to była po prostu życiowa tragedia, katastrofa. Nigdy wcześniej nie poniósł tak znaczącej straty.
Poczuł się naprawdę samotny i zaczął żałować, że jednak się nie ożenił i że nie ma dzieci. „Rodzina na pewno by mnie nie opuściła” – słusznie pomyślał. - „Leśniczy, wbrew pozorom, to nie był głupi chłop. W dzieciaki trza mi było inwestować”.
Tego typu rozterki nachodzą każdego człowieka w chwilach kryzysu. Co by było gdyby? Jednak prawda jest taka, że człowiek już tak dziwnie jest skonstruowany, iż niezależnie od dokonanego wyboru, wcześniej, czy później tego żałuje.
Cokolwiek zrobisz, będziesz żałować.
Dlaczego?
Bo wszystko ma swoje plusy i minusy. Nie ma jednej, idealnej opcji.

Któregoś dnia w zakładzie stolarskim Dżepetta zjawił się chłopiec.
- Pan Dżepetto? – Gdy mężczyzna potakująco kiwnął głową, chłopiec przywitał się w te słowa: - Dzień dobry, tato.
- Witaj, chłopcze. Rzeczywiście chciałbym mieć syna takiego jak ty, ale niestety nie mam nawet żony.
- Jestem twoim synem. Mam na imię Pinokio. Moja mama opowiadała, że nazywałeś ją wróżką i żebym tacie o tym przypomniał.
- Niestety nie pamiętam żadnej wróżki. Wróżki nie istnieją. To tylko bajki.
- Czy mogę u ciebie zostać, tato? Mama powiedziała, że powinienem nauczyć się zawodu.
- Chciałeś uczyć się stolarki?
- Nie. Nie, ale mama mówi, że bez solidnego wykształcenia niczego w życiu nie osiągnę. Zostanę kloszardem szukającym jedzenia w śmietniku.
- Możesz u mnie zostać, chłopcze. Przyda mi się pomocnik. Pracą będziesz płacił na przyuczenie do zawodu, rozumiesz?

- Jak to robisz, głupku? Nie tak. Baran! No, nie tak, mówię przecież – wrzeszczał Dżepetto na chłopca, wyżywając się na nim dzień w dzień. - Ile razy mam ci powtarzać, gamoniu, tłuku beznadziejny? No nie, cała deska zniszczona! Po cholerę, żeś wydziubał dziurę w środku deski? Czy ty nigdy nie możesz się postać. Jesteś leniem i nieukiem. Tuman! Jak ty wbijasz te gwoździe! Krzywo! Źle! No ruszaj się, leniu śmierdzący. Żeby pół dnia strugać jedną nogę krzesła, masakra!
- Rób co ci każę! Skup się - Dżepetto ze złości tłukł Pinokia po głowie, plecach, pupie.

Pinokio starał się, ale kiedy mu nie wychodziło udawał, że nie zależy mu na prawidłowym wykonaniu polecenia (choć nie umiałby tych uczuć nazwać słowami w rzeczywistości wstydził się przyznać, że nie jest w stanie sprostać oczekiwaniom ojca). Wtedy rozdrażniony Dżepetto jeszcze bardziej krzyczał, szarpał i bił.
Najgorzej zachowywał się Dżepetto, gdy pił alkohol. Wtedy tracił hamulce i okładał chłopca, gdzie popadnie i czym popadnie.
- Ty drewniany pajacu. Jesteś bękartem, a twoja matka to dziwka – krzyczał w pijackim amoku. - Zamknij się. Jak będziesz ryczał, to dopiero dostaniesz lanie, pajacu.

Mały chłopiec czuł się okropnie, płakał wieczorami. Czasami miał ochotę uciec, ale powstrzymywał się i tłumaczył sobie samemu, że powinien się cieszyć, że w ogóle ma ojca. Chciał wierzyć, że jego ojciec jest dobry i mądry, bo przecież stara się go nauczyć stolarstwa. Pinokio uważał, iż zasługuje na kary, ponieważ nie potrafi pracować tak, jak jego ojciec sobie życzy. Miał syndrom ofiary. Czuł się bezradny, bezsilny i nic nie warty.

Jednak tak naprawdę to Dżepetto był odpowiedzialny za samopoczucie syna. Traktował Pinokia jak drewnianego pajaca, który ani nie czuje, ani nie myśli i do tego nic nie znaczy. Swoim frustracjom, złym humorom, fochom dawał upust dręcząc nieszczęsne dziecko i wtłaczając w nie „poczucie winy”.

- Jak chcesz być biznesmenem takim jak ja byłem, musisz nauczyć się pisać i liczyć – powiedział pewnego razu Dżepetto (tego dnia był w świetnym nastroju, ponieważ korzystnie sprzedał komplet mebli). - Pójdziesz do szkoły. Tutaj masz pieniądze. Jak będzie trzeba coś zapłacić na szkołę, a zawsze na coś trzeba się zrzucać, to zapłacisz. Zrozumiałeś, pajacyku?
- Tak, tato.
- Idź już, bo się spóźnisz – mężczyzna wypchnął Pinokia za drzwi. - I żebym nie musiał się za ciebie wstydzić, pajacyku.
Chociaż chłopiec po raz pierwszy w życiu szedł do szkoły i z tej racji miał prawo być zdenerwowany i czuć się niepewnie, Dżepetto ani myślał tracić czas, by dziecko odprowadzić. Mało tego. Mężczyźnie wydawało się, że drugiego takiego „anioła” jak on ze świecą, by szukać. Bo przecież dał pieniądze małoletniej przybłędzie, a poza tym dach na głową, jedzenie, lekcje stolarstwa.
Ogólnie faceci pokroju Dżepetta zazwyczaj mają pozytywne zdanie o sobie i rzadko miewają wyrzuty sumienia. Wszystko potrafią sobie tak zinterpretować, żeby to oni wychodzili na tych lepszych, a za wszelkie zło odpowiedzialność ponosił ktoś inny.

Pinokio idąc do szkoły spotkał dwóch młodzieńców (cwaniaków, łotrzyków, którzy uważali się za sprytnych i inteligentnych, co w ich mniemaniu dawało im prawo oraz stanowiło uzasadnienie do wykorzystywania małoletnich frajerów).
- Dokąd idziesz? – zagadnął jeden z młodzieńców; ten, na którego kumple wołali Lis (że niby taki chytry).
- Do szkoły – odpowiedział Pinokio.
- Eee, do budy. Do budy nie spóźniają się tylko kujony. Jesteś kujonem?
- Nie, ale mój tata mi kazał. Powiedział, że dzięki nauce zostanę bogaty.
- Dał ci kasę na szkołę? – spytał drugi z łotrzyków; ten, na którego kumple wołali Kot (że niby taki fałszywy)
- Tak. Bardzo dużo monet – odparł niefrasobliwie Pinokio.
- A ile? Pokażesz - powiedzieli równocześnie cwani młodzieńcy.
Pinokio pokazał złote monety.
- Mam świetny pomysł, jak stać się bogaty – uśmiechnął się tajemniczo Kot. - Szybko i bez chodzenia do szkoły. Mogę ci objaśnić mój plan.
- Tato kazał mi iść do szkoły – westchnął Pinokio. Jednak po chwili przypomniał sobie, iż Dżepetto zawsze powtarzał, że kasa jest najważniejsza oraz że tylko pajac nie korzysta z możliwości szybkiego wzbogacenia się.
Łotrzykowie zabrali chłopca do pobliskiej karczmy. Zamówili dużo jedzenia i picia, a po konsumpcji kazali Pinokiowi za wszystko zapłacić. Chłopiec nauczony, że powinien słuchać starszych oraz dodatkowo zmotywowany obietnicą Kota, bez słowa uregulował rachunek.

Następnie Kot i Lis zaciągnęli chłopca na łąkę.
- Wiesz Pinokio, ziemia na tej łące ma magiczne właściwości – zaczął Kot. - Jeżeli zasadzisz w ziemi kilka monet, nazajutrz znajdziesz ich pięćset, albo nawet tysiąc.
- Gdybym tacie przyniósł worek z pieniędzmi, to na pewno by się ucieszył.
- Pewnie, że tak. Byłby z ciebie dumny. Powiedziałby, że ma wspaniałego syna, a nie pajaca. Takiego syna, co zna się na biznesie. Pewnie, by cię uściskał ze szczęścia. – Lis posiadał wrodzony psychologiczny talent, który niestety wykorzystywał w celach nikczemnych.

Podpuszczony przez łotrzyków Pinokio zakopał wszystkie posiadane pieniądze w ziemi. Fakt, był jak to dziecko bardzo naiwny, ale przyczyną jego postępowania nie była chciwość, ale rozpaczliwa potrzeba ojcowskiej miłości. Pinokio pragnął, żeby ojciec go kochał i cenił, a nie tylko bił i wyzywał od pajaców.
Chłopiec zamiast wrócić do domu postanowił poczekać do rana i przenocować na łące. Przed zaśnięciem marzył o chwili, gdy wróci do domu i pokaże ojcu worek z monetami, a wtedy ojciec się ucieszy, przytuli i będzie chwalił. „Powie, jaki jesteś mądry Pinokio. Zarobiłeś worek pieniędzy w jeden dzień. Teraz już wiem, że musisz być moim synem” – myślał Pinokio.

Nazajutrz rano okazało się, że wcale nie wyrosły nowe pieniądze. Wręcz przeciwnie. Wszystkie zakopane monety znikły. Chłopiec przeraził się i zaczął rozgrzebywać ziemię także w miejscach obok. Płakał i kopał. Niestety jego działania okazały się bezskutecznie.

Przez łąkę przechodziła pstrokato ubrana kobieta (wyglądała jak papuga).
- Czemu płaczesz chłopczyku? – spytała kobieta.
Pinokio opowiedział, co mu się przydarzyło.
- Te łotrzyki cię wykiwały – stwierdziła pstrokato ubrana kobieta. - Już nic nie możesz zrobić. Wracaj do domu.
- Tato mnie zbije. Straciłem wszystkie monety.
- Ale nie zabije. Musisz wrócić do taty i wszystko mu dokładnie wyjaśnić. Dobrze?
- Tak – odpowiedział Pionokio zgodnie z oczekiwaniami kobiety.
„Ale tata nie będzie chciał mnie słuchać. Zbije mnie tak, żebym popamiętał. Straciłem wszystkie monety, nie byłem w szkole, nie wróciłem na noc. On mi tego nigdy nie wybaczy. Zawiodłem na całej linii. Na zawsze będę dla niego tylko drewnianym pajacem” – pomyślał Pinokio ze smutkiem (w sumie to bardziej poczuł niż pomyślał – jako dziecko nie potrafił jeszcze nazywać słowami swoich emocji).

Kiedy szedł ze spuszczoną głową nagle zaatakowała go banda wyrostków. Zaczęli go szarpać i kopać. Bez żadnej przyczyny, ot tak dla zabawy (bo przecież za obiektywną przyczynę nie można uznać wkroczenia na rewir owej bandy).
/To musi być chyba jakiś atawizm po dalekich, prehistorycznych przodkach, ponieważ jedną z uniwersalnych, występujących pod każdą szerokością geograficzną, rozrywek męskich band jest właśnie skatowanie kogoś przypadkowego i niewinnego/.

W końcu chłopcu udało się wyrwać i zaczął uciekać. Biegł, biegł ile sił w nogach.
Chociaż nie znał drogi, niejako nogi same go poniosły do domu, gdzie mieszkała i pracowała jako służąca jego mama.
- Pinokio, syneczku, co tutaj robisz? - Tereliza przytuliła syna. – Wracasz ze szkoły?
- Tak, mamo. Chciałby z tobą mieszkać.
- Jestem tylko służącą, nie mam swojego domu, przecież wiesz. Ciasny pokoik na poddaszu, gdzie zimą jest zimno, a latem gorąco. Zasługujesz na lepsze warunki życia. Powinieneś się uczyć. A coś się może stało?
- Nie.
- Dżepetto dobrze cię traktuje?
- Tak, mamo.
- A czy pokochał cię jak syna?
- Tak.
- Na pewno? Bo się martwię.
- Tak, tak, na pewno.
Pinokio kłamał w dobrej wierze, nie chciał sprawić przykrości swojej mamie, a poza tym krępował się narzekać na swojego ojca. Przecież zawsze za nim tęsknił i marzył, by go poznać. Teraz nie był w stanie przyznać się do rozczarowania.
Dzieci czują, przeżywają, ale najczęściej brakuje im właściwych słów, by nazwać swoje emocje. Jakież to okrutne umniejszać znaczenie czyjeś krzywdy, tylko dlatego że osoba cierpiąca nie potrafi właściwie się wysłowić.

W oficjalnej wersji bajki o Pinokiu niejednokrotnie wspomina się, że gdy Pinokio kłamał wydłużał mu się nos.
Jednak tak naprawdę to nie był nos, tylko penis. Kiedy chłopiec kłamał podniecał się, a jego członek nabrzmiewał, rósł, wydłużał się. Pinokio czuł straszliwy wstyd, tym większy że zdawało mu się, iż jego mama i inni ludzie widzą, co się dzieje z jego członkiem.
W dawnych czasach dzieci nie bywały uświadamiane, że erekcja może się pojawić w różnych sytuacjach i nieszczególnie odpowiednich momentach.
Kiedy penis zaczynał się lekko unosić, chłopiec oczami wyobraźni widział, że zaraz zrobi się ogromny. Kiedy o tym myślał, członek nabrzmiewał bardziej. I tak w kółko. Pinokio najchętniej zapadłby się pod ziemię, ale niestety tego nie mógł zrobić. Był przecież tylko dojrzewającym chłopcem.

- Musisz zdobyć fach. Nie jesteś już maluchem. Bądź dzielny. Wracaj do ojca, mój kochany Pinokio – powiedziała Tereliza.
- Dobrze, mamo.
- Muszę wracać do pracy, bo państwo będą się gniewać. To pa, Pinokio.
Chłopcu przemknęło przez myśl, że może i jego matce nieszczególnie na nim zależy. „Gdyby mnie kochała, nie odsyłałaby mnie do taty” – pomyślał. – „Dlaczego akurat ja muszę mieć najgorszych na świecie rodziców?”
- Nie, oni obydwoje chcą dla mnie dobrze – westchnął po dłuższej chwili wewnętrznych rozterek.

Pinokio naprawdę chciał już wrócić do domu ojca. Jednak kiedy szedł drogą wyprzedził go wóz z sianem.
- Podwiozę cię – zawołał woźnica. - Lubię z kimś pogawędzić w czasie drogi. Tak samemu jest nudno i oczy same się kleją.
Chłopiec zamiast spytać dokąd zmierza woźnica, ucieszył się tylko, że ktoś chce go podwieźć i szybciutko usadowił się na miejscu obok woźnicy.

Okazało się, że woźnica zamiast do domu zawiózł Pinokia na wielki plac zabaw, do Wesołego Miasteczka.
Chłopiec był pod wrażeniem oferowanych atrakcji i z ochotą zaczął się bawić. Obsługa nie interweniowała sądząc, że chłopiec jest z pewnością z rodzicami, którzy ostatecznie uregulują rachunek za korzystanie z karuzel, zjeżdżalni, huśtawek oraz za zjedzone lody, gofry i watę cukrową.
Pinokio tak cudownie się bawił, a przy tym brykał, wygłupiał się i pajacował, że nie tylko dzieci, ale i dorośli zanosili się ze śmiechu obserwując jego wyczyny. Chłopiec był tak szczęśliwy, że wymyślił sobie, iż znalazł się w magicznej Krainie Zabawek.

Kiedy obsługa wesołego miasteczka zoorientowała się, że Pinokio jest sam, bez opiekunów i bez pieniędzy poszła donieść ten fakt kierownictwu.
- Jesteś niegrzecznym dzieciakiem – krzyknął kierownik Wesołego Miasteczka. – Złodziejem.
- Przepraszam pana, nie wiedziałem, że trzeba płacić. – Pinokio z trudem powstrzymywał łzy. - Myślałem, że jestem w Krainie Zabawek.
- Osioł. Kompletny osioł – rzekł kierownik Wesołego Miasteczka. – Na świecie nie ma nic za darmo, ośle.

Żeby zrekompensować swoje straty, kierownik Wesołego Miasteczka postanowił sprzedać Pinokia dyrektorowi cyrku.
- Wiesz jak u mnie zabawiał towarzystwo? Ludzie po prostu tarzali się ze śmiechu. Przysięgam, on jest zdolnym pajacem i osłem jednocześnie. Ta inwestycja ci się opłaci. Za takie grosze lepszego błazna nie znajdziesz – rekomendował kierownik Wesołego Miasteczka.

I tak Pinokio trafił do cyrku. Dyrektor ciągle go strofował, przymuszał do pracy i wymagał wykonywania coraz to bardziej trudnych i niebezpiecznych sztuczek.
Na jednym z występów Pinokio wywijając koziołki tak nieszczęśliwie upadł, że złamał sobie nogę. Nie mógł wstać z miejsca i z bólu się rozpłakał. Widzowie zaczęli wstawać z miejsc zaciekawieni, co się stało pajacowi.
Wtedy dyrektor zarządził, by chłopaka usunięto z areny, a sam przemówił do tłumu:
- Nic się nie stało, proszę państwa. Młody clown tylko się wygłupiał. Nic mu się nie stało, powtarzam. Proszę siadać. Przedstawienie trwa. Państwo przyszliście przecież po to, aby dobrze się bawić.

- Kto jest chory, nie może pracować – stwierdził dyrektor cyrku.
I nie ma czemu się dziwić. Nawet najlepszy profesjonalista, jeżeli zacznie się uskarżać na problemy zdrowotne lub nie przejdzie okresowych badań lekarskich jest zwalniany z pracy. Takie są zasady (Wyjątek od reguły: choroba lub wypadek dyrekcji).
Dyrektor nie miał zamiaru zlecać opieki, czy leczenia Pinokia.
- Zajmij się nim – rzekł dyrektor cyrku do pierwszego lepszego opryszka, po czym wcisnął mu w kieszeń kilka monet. – I żebym więcej bachora nie widział, zrozumiałeś?
Rzecz jasna opryszek nie miał zamiaru leczyć chłopca. Zawiązał mu sznur wokół szyi i zrzucił ze skał wprost do morza.

Kiedy tylko ciało dziecko wbiło się w morskie fale... wydarzył się cud. Złamana kość ustawiła się w prawidłowej pozycji.
Pinokio raptem przepłynął kilkanaście metrów, a już został zauważony i wyciągnięty na pokład statku wielorybników. Szczęśliwym trafem statkiem płynął młody lekarz, naukowiec, podróżnik, który stosownie zajął się złamaną nogą. Mało tego. Okazało się, że na statku przebywał także Dżepetto.
- Tata?
- To ja! – zawołał z radością Dżepetto. – Szukałem cię wszędzie. Na piechotę, konno, na tratwie... – Mężczyzna ugryzł się w język, bowiem złapał się na tym, że trochę przesadza.
Prawdę powiedziawszy Tereliza zjawiła się u Dżepetta i zrobiła mu taką masakryczną awanturę, połączoną z groźbami podpalenia domu i zakładu stolarskiego, kompromitacji w całej gminie, kościele i ogólnie gdzie się da, zgłoszeniem do sądu dzieciobójstwa, a na dokładkę klątwą potwornej czarownicy, że mężczyzna poczuł się zmotywowany, a właściwie nie widział innego wyjścia z sytuacji, więc natychmiast wybrał się na poszukiwania Pinokia.

- Szukałem cię wszędzie. Tak byłem zmęczony, że wpadłem do wody – opowiadał synowi Dżepetto.
W rzeczywistości Dżepetto pił i grał w karty w portowej karczmie. Niestety przegrał, bo poker ma to do siebie, że kareta z dziewiątek jest lepsza niż ful (nawet z króli i asów). Mężczyzna nie posiadał wystarczającej gotówki, by uregulować karciany dług, więc przymroczony alkoholem (czyli bez namysłu) najął się na statek i pobrał zaliczkę. No, ale zdaniem Dżepetta takich rzeczy się nie opowiada, „trzeba chronić dziecięcą niewinność”, czyli brutalnie parafrazując: bez skrupułów „wciskać głodne kawałki”.

- Tato, przepraszam cię, ale straciłem twoje monety. Ja nie chciałem... Namówili mnie, a ja...
- To już nie ważne, Pinokio. Najważniejsze, że żyjesz – rzekł wspaniałomyślnie Dżepetto, a Pinokio pomyślał, że jego tata jest najlepszym człowiekiem na świecie.

Kiedy noga Pinokia wystarczająco się zrosła, Dżepetto zdradził synowi plan ucieczki.
Mężczyzna miał dość rybnego smrodu i nieprzyjemnych napadów choroby morskiej. Poza tym obawiał się o swój, pozostawiony pod opieką Terelizy, dobytek. „Po takiej babie można się wszystkiego spodziewać” - myślał.
Niestety mając na uwadze podpisany półroczny kontrakt i wydaną zaliczkę, nie mógł oficjalnie opuścić statku. Jedyne wyjście stanowiła ucieczka pod osłoną nocy.
- O północy wsiądziemy do łodzi, wiesz do tego „Tuńczyka” ratunkowego i uciekniemy. Wrócimy na ląd, do domu. Podoba ci się mój plan? – spytał Dżepetto.
- Super! Bardzo fajny – ucieszył się chłopiec, który mimo przeżytych przykrości, nadal bardzo lubił się bawić, a propozycję ojca uznał właśnie za świetną zabawę. – Jesteś genialny, tato.

Ucieczka ze statku wielorybników i powrót do domu bardzo zbliżyły Dżepetta do Pinokia. Musieli sobie wzajemnie pomagać w podróży, zdobywać pożywienie, szukać noclegu. Ponadto w czasie wędrówki mężczyzna snuł własne spostrzeżenia o świecie, życiu, kobietach, a chłopiec słuchał tego wszystkiego niczym prawdy objawionej.
Zaznaczyć wypada, że rola eksperta spodobała się stolarzowi. Sam Dżepetto był zaskoczony, że dzielenie się prywatnymi mądrościami z młodym człowiekiem może sprawiać tyle przyjemności.

Kiedy dotarli do domu, mężczyzna wbrew własnym przewidywaniom nie poszedł dokonać przeglądu dobytku i sprawdzenia, co z domu lub zakładu zginęło, lecz zmęczony położył się do łożka.
W tym czasie Pinokio usiadł do pracy, czyli strugania nogi od krzesła.
Po kilku godzinach Dżepetto się przebudził.
- Co robisz, Pinokio? Może lepiej idź spać.
- Robię nogę do krzesła – wyjaśnił Pinokio.
- Możesz podejść i mi pokazać.
- Jeszcze muszę ją poprawić – powiedział skromnie chłopiec pokazując drewniany kijek.
- Ależ nie. Ta noga jest wspaniała – ocenił Dżepetto. - Synu, ta noga jest nadzwyczajna.
W tym momencie do izby weszła Tereliza.
- Brawo! – zawołała Tereliza. – Opiekuj się dobrze synem i pomagaj mu w odrabianiu lekcji, a w nagrodę zyskasz godnego ciebie dziedzica. Cieszę się, że wróciliście! Pinokio, jesteś cały i zdrowy? – kobieta przytuliła do siebie syna. – Dżepetto, jak chcesz to mogę zostać i zająć się domem.
- Niestety nie stać mnie na służbę. Nie mogę ci zapłacić za pracę – stwierdził mężczyzna.
- Nie musisz. Będę pracować za darmo.
- Ale ja bym się źle z tym czuł. To wyzysk.
- Nie. Ja mam w tym też interes. Chciałabym być blisko syna. Chociaż przez pewien czas...
- Hmm... – zamyślił się Dżepetto. – Skoro chcesz pracować za darmo, a ja nie brzydzę się wyzyskiem, to się z tobą ożenię. Firma powinna mieć pełnoprawnego spadkobiercę.
Czego, jak czego, ale wyzysku Dżepetto nie brzydził się na pewno. Chciał się po prostu bez zbędnych ceregieli oświadczyć, a potem ożenić z Terelizą, żeby usankcjonować prawnie swojego syna.
- Czy ja wiem? – westchnęła Tereliza. – Jestem zaskoczona.
- Mamo, zgódź się. Proszę mamo – jęczał Pinokio.
/Dzieci są jak psy pasterskie – zaganiają rodziców do życia w stadzie/.
- Synku, lepiej nie zabieraj głosu. Jako żona oprócz pracy służącej, zmuszona będę odbębniać łóżkowe obowiązki małżeńskie.
- Przecież ty to lubisz – mruknął Dżepetto.
- Ale bez przymusu – odparła dumnie Tereliza.
- A co to są łóżkowe obowiązki? – zapytał Pinokio.
- Lepiej się nie dopytuj, bo nos ci się wydłuży – zażartował Dżepetto.
- Spanie w jednym łóżku – wyjaśniła Tereliza.
- To nic strasznego, mamo. Tata nie chrapie.
- Bez ślubu ludzie wezmą cię na języki – wtrącił praktyczną uwagę Dżepetto.
- Jestem przyzwyczajona. O czym ludzie mieliby gadać, gdyby nie plotki?
- Masz rację. Nie chciałbym jednak, żeby Pinokio miał nieprzyjemności z tego powodu. Na przykład w szkole. Nie może być nieślubnym dzieckiem. To utrudnia karierę. Trzeba rozsądnie pomyśleć o jego przyszłości. Chcę dać mu nazwisko. Bo widzisz, wróżko, właściciel tartaku ma córkę. Możnaby ją poznać z Pinokiem...
- Przypomina mi się historia z królewiczem. Jeździł taki po lesie i zaczepiał wszystkie napotkane dziewczyny. Mówił, że kocha i od razu rzucał się do całowania. Był piąty lub szósty w kolejce do tronu, czyli bez szans na władzę nad królestwem. Ale on wymyślił sobie, że odnajdzie w lesie jakąś królewnę i dzięki temu zyska koronę.
- I co było dalej? - dopytywał się zaciekawiony Pinokio.
- Hmmm... - Dżepetto podrapał się po łysinie. - Czy Pinokio naprawdę jest moim synem?
- Też żałuję – wzruszyła ramionami Tereliza. - Wolałabym Pinokia wysłać na naukę do króla Bałnek, niż do stolarza. Cóż, niestety, to ty Dżepetto jesteś jego ojcem.
- Ale ja kocham mojego tatę – wtrącił Pinokio. – Wolę go niż najpotężniejszego króla.
Słysząc takie deklaracji, Dżepetto skrzywił się z niesmakiem.
- Tylko dlaczego musiałeś od niego uciekać? – spytała Tereliza. - Miłość do głupie uczucie. Nie zależy od dobrego traktowania. Kochałbyś kogokolwiek, kogo wskazałabym ci jako ojca.
- Nieprawda. Tato mnie szukał. Potem uciekliśmy ze statku wielorybników.
- Po co dzieciakowi mącisz w głowie. Pinokio jest moim synem i koniec dyskusji. Zamierzam nauczyć go wszystkiego, co sam potrafię: stolarki, rozmów biznesowych...
- Gry w pokera? – spytała z ironią Tereliza.
- Też. Poker jest istotnym elementem życia prawdziwego faceta.
(...)
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
tulipanowka · dnia 22.12.2010 09:15 · Czytań: 8379 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Komentarze
Sceptymucha dnia 27.12.2010 22:46
Pewnie będzie cdn?
tulipanowka dnia 31.12.2010 21:05
zawsze jest jakiś "ciąg dalszy", ale najwidoczniej mniej ciekawy skoro w bajce o Pinokiu mniej więcej na podobnym etapie jak u mnie skończyła się opowieść

cóż najciekawsze są problemy i nieszczęścia ;-)
życie długie i szczęśliwe kwituje się jednym zdaniem :-)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:77
Najnowszy:pica-pioa