– A szanowna mamusia, to kiedy przylatuje? – zapytałam, nie podnosząc głowy znad leniwych. Od razu pożałowałam tej “szanownej”, bo co innego niechciane kontakty z teściową, a co innego relacje z mężem.
–
Musisz uważać! – skarciłam się w duchu.
Był początek listopada, a ja marzyłam już o świętach. Może w tym roku jakiś wypad w góry tylko we dwoje? Albo na plażę w Maroko? Leniwie grzebałam widelcem w rozklejającej się klusce…
– Właśnie zarezerwowałem dla niej bilet. Przyleci tydzień przed świętami – wiadro lodowatej wody chlusnęło na moje ciepłe piaski.
– Ach, tak – westchnęłam – to będą wspólne święta.
Z całych sił chciałam okazać radość, ale nie wychodziło. Mina zrzedła na samą myśl o jej przyjeździe. Znów będzie mi mieszać w kuchni.
– Pokrój drobniej! Nie, tego się nie dodaje do sosu! Nie masz takiego małego siteczka do przecedzania?! Jak ty możesz bez niego funkcjonować?! – usta same się wykrzywiały, naśladując jej zrzędzenie. Uchwyciłam zaciekawione spojrzenie męża.
– Dlaczego się tak gapi? Nie muszę jej przecież kochać!
*
– Ale wypasione sprzęcicho! – Pani Wyuzdany Seks przejechała tipsem po wytłoczonych w skórze napisach na walizkach tesciowej, stojących w przedpokoju.
– Wpadłam tylko po ten przepis na pierogi, o którym mówiłaś. Chcę mojemu Misiaczkowi zrobić polskie święta – dodała słodko.
–
Twój Misiaczek nie obchodzi Bożego Narodzenia – chciałam powiedzieć, ale teściowa była szybsza ode mnie. Cała w uśmiechach, już się z nią witała. Po kilku minutach rozmawiały jak stare przyjaciółki. Pomarańczowe usta teściowej i rozkosznie różowe Pani Wyuzdany Seks nie zamykały się ani na chwilę.
Ani napisy na teściowej bagażach, ani informacje zawarte w wydrukowanych z neta przepisach kulinarnych nic mi nie mówiły. Były tylko częścią niezrozumiałego języka ze świata otaczających mnie kobiet. Bo jakie niby ma znaczenie informacja, kto zaprojektował moją walizkę, skoro gdy spadnie z drabiniastego wozu na walijskich wertepach, to puści zamek lub pękną szwy? Albo kogo obchodzi z czyjego przepisu nie wyszły dzisiejsze pulpeciki w sosie rozmarynowym? Torba to torba, żarcie to żarcie!
*
Stałam zauroczona, przypatrując się zwinnym palcom obu kobiet. Teściowa z szerokim uśmiechem na twarzy i Pani Wyuzdany Seks z obsypanym mąką nosem w zawrotnym tempie lepiły miniaturowe uszka do barszczu. Jedno po drugim łagodnie spoczywało na śnieżnobiałym płótnie. Barszcz bulgotał dostojnie, a choinka z salonu pachniała niemiłosiernie.
Ech, dobrze mieć koło siebie takie kobiety...