Zmiana trwała dwa tygodnie. Promy kursowały z dwóch baz: ze Świnoujścia i z Gdańska. Konia z rzędem temu, kto mi powie, po co kwatera główna PŻB mieściła się w zapyziałej dziurze, jaką był Kołobrzeg. Chyba tylko po to, żeby wzmocnić województwo koszalińskie.
Kiedy powstało PŻB, w mieście pozamykano większość małych zakładów: szewskich, fryzjerskich, stolarskich - wszyscy „rzucili” się na pływanie. Od razu przytoczę anegdotę.
Pani pyta się Kazia w kołobrzeskiej podstawówce.
- Co robi twój tatuś?
- Mój tatuś pracuje na promach.
- A czym dokładnie się tam zajmuje?
- Pozamiata i ma spokój.
Tak, rozrósł się kołobrzeski kurwidołek dzięki PŻB, w którym zmieniali się kolejni prezesi a mafia promowa jak kradła wcześniej, tak kradła i dalej. Kapitanowie i intendenci po „czternastce” jeździli do firmy z kopertami żeby „się działkować”. Kiedyś na jednym z promów na przelocie do Szwecji, przy obłożeniu pięciuset pasażerów, sprzedano dwie herbaty. Ktoś powie - jak firma miała przetrwać kiedy dochodziło do takich przewałów? Tragedia zaczęła się gdy do koryta doszły nienażarte biurwy - dorwały się i pojechały z niego aż do zachłyśnięcia.
Na zmianę jeździło się autobusem, który obsługiwał trasę Gdańsk - Świnoujście - Gdańsk. Tak jak w piosence: „Bośmy poszli cicho, a wracamy głośno” - w drodze na statek było cicho, kulturalnie i smutno. W powrotną stronę autobus zamieniał się w tak zwany „wesoły autobus” i zatrzymywał przy każdym Pewex - ie po drodze. To było obowiązkowe tankowanie (kto nie wie co to Pewex – sklepy z towarami luksusowymi z importu, w których kupowało się za obcą walutę) . Najwięksi pijacy obstawiali tył autobusu. Niejednego trzeba było później wynosić na jego stacji docelowej.
Z Afrodytą zrobiliśmy coś w rodzaju spółdzielni, wychodziliśmy pod rączkę niczym zakochani na spacer, a załadowani towarem jak górnik strzałowy dynamitem. Niestety dziewczyna lubiła ryzykować i dwa razy dałem się niepotrzebnie przekonać. Raz wjechała na nas ekipa „Łosia”, a przecież mówiłem żeby sobie tego dnia odpuścić bo jest Łoś - strasznie agresywny tropiciel. Pasażer zaczął sprawdzać Afrodytę, a kierowca poprosił mnie o książeczkę żeglarską (marynarski paszport).
- I co teraz? - zapytała piękna... Zajebiście wyglądała w tych butach na wysokim obcasie, w których niestety uciekać się nie dało.
- Nie wiem jak ty, ale ja spierdalam - odpowiedziałem, po czym wystrzeliłem do przodu niczym wypuszczony z lufy pocisk. Kierowca wyrwał za mną i to uratowało sytuację choć przyznam, że nie było łatwo odpaść Łosiowi. Rany, ależ oni mieli kondychę.
Kiedy, po odprawie pasażerów, na terminalu nie było celników zostawał tam jeden z „Emigration”. Przechodziło się koło niego pokazując dokument. Chłopaki byli spoko oprócz jednego świńskiego blondyna – nadgorliwca, który posuwał się nawet do macania. Trzeba było sobie odpuścić godzinę czasu, zanim ktoś wariata nie zmieni. To był dobry dzień - liberalni celnicy. Afrodyta uparła się, że wyjdziemy. Wsadziła na siebie pięć sztang i..... wyglądała jak Shwarzenegger (to przez tę kurtkę z podpinką). Jak się kobieta uprze to, choćby nie wiem co, musi być tak jak ona chce.
Poszliśmy, plan był taki - ja (czysty) zabajeruję Emigation, poddam się macanku, a Afra przeskoczy w tym czasie nie niepokojona. Niestety, kiedy stanąłem w drzwiach, wyjąłem książkę ten dziad się uparł na dziewczynę przechodzącą za moimi plecami.
- Afra wracaj, on cię woła! - powiedziałem ciągle wierząc, że chodzi tylko o kontrolę dokumentów.
- Open your jacket - blondyn wypowiedział te słowa, a pode mną ugięły się nogi.
- Mówi, żebyś rozpięła kurtkę - powtórzyłem komendę przyjaciółce.
- I co teraz? - zapytała wystraszona.
Stojąc w drzwiach zacisnąłem dłonie na ich framudze, to był chyba najbardziej bezczelny pomysł jaki miałem w życiu.
- Spierdalaj na statek - powiedziałem przez zaciśnięte zęby, a potem powtórzyłem to samo tyle, że spokojniej za to bardziej dosadnie nie przestając uśmiechać się w kierunku duńskiego palanta.
Afrodyta, na szczęście odpaliła i zaczęła uciekać. W myślach odmierzałem dystans jaki ją dzielił od drzwi do recepcji, a świński skurwiel wystartował niczym jastrząb. Kiedy odbił się ode mnie jak piłeczka pingpongowa z początku nie bardzo skumał zawiłość sytuacji, dostał okropnie wielkich oczu. Gdy zorientował się, że mam zaciśnięte dłonie „od siebie”, złapał mnie „za fraki” i pociągnął do środka. Oczywiście wykorzystałem ten moment, aby obalić się na niego całym ciężarem ciała. Wygramolił się spode mnie, a kiedy wstaliśmy - wymierzył mi cios Rocky-ego Balboa. Wpakował w niego całą swoją złość. Musiał cham, cholernie nie lubić Polaków.
- What are you doing? - zapytałem go stojąc „na luzie” i śmiejąc mu się nieomal w twarz. Na te słowa zamarł, a ja usłyszałem dźwięk zamykających się na promie drzwi wejściowych. Rany jak on się na mnie darł. Wolałem już żeby mi przywalił, niż tak krzyczał.
Tego dnia dostaliśmy szlaban na wyjście do miasta, ale to i tak była niska cena w porównaniu do tego, ile by wyniosła kara za papierosy. Blondyn po tym zdarzeniu bardzo się zmienił, a mnie traktował wręcz jak najlepszego kumpla. Chyba sobie wszystko przemyślał i ujęła go moja rycerskość za serducho. Zresztą nie tylko jego ujęła, a podziękowaniom nie było końca.
Cholera, była pięć lat młodsza, a znała takie numery, że płonąłem co i rusz wstydem. Afrodyta była niesamowitą kochanką, nigdy przedtem ani potem nie spotkałem takiej drugiej. Najpierw odszukała moje erogenne punkty, a potem zmieniła mnie w „love machine”. Do dzisiaj jak sobie o niej pomyślę czuję mrowienie sutek. Sądzę, że parę razy otarliśmy się o wynik dwucyfrowy jednego dnia. Gdybym tego nie przeżył, nie uwierzyłbym w takie opowieści.
Na ścianach w kabinie miałem położoną tapetę w motylki podejrzewam, że gdybyśmy za każdym razem po jednym skreślali mieliśmy szansę dojść z nimi do końca, a było ich sporo.Podrzuciłem nawet Afrodycie ten pomysł, ale szkoda nam było czasu. Kiedy się kochaliśmy, robiliśmy sobie przerwy jedynie na długość papierosa.
Hmm, a co z tytułem? Wyjaśnię go w jednej z kolejnych odsłon.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Antek · dnia 26.12.2010 10:04 · Czytań: 1906 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 9
Inne artykuły tego autora: