Bóle fantomowe - Roza_Kowalczyk
Proza » Długie Opowiadania » Bóle fantomowe
A A A
Atmosfera stawała się coraz bardziej gęsta i lepka. Zajęte były wszystkie miejsca przy barze i przy stolikach. Bracia Rychły, elektronicy starej daty, snuli niekończące się opowieści, skacząc z tematów technicznych na erotyczne i z powrotem. Gabriel, starszy z braci, nie krył emocji opowiadając o nowej antenie kierunkowej, dzięki której można słuchać zagłuszanych stacji radiowych. Prototyp tej anteny powstał jeszcze w czasach komuny. Młodszy z nie mniejszym entuzjazmem rozprawiał o zaletach płatnej miłości i o potężnym ogniu pożądania, który wciąż w nim płonie mimo ukończonych pięćdziesięciu siedmiu lat.
- Dogodziłem jej trzy razy, nie chciała mnie wypuścić, dajecie wiarę? – przechwalał się Bernard, gdy ktoś poklepał go po ramieniu.
Mężczyzna około pięćdziesiątki, nie pytając o zgodę ślamazarnie odsunął krzesło i pozwolił by reszty dokonała grawitacja. Przeczesał długimi palcami tłuste włosy. Przez chwilę spoglądał na dłonie, wyciągając je w kierunku Kuby.
- Byłem kiedyś najlepszym pianistą w tym mieście – wybełkotał powoli, nie odrywając wzroku od dłoni.
Gabriel napełnił gorzałką kieliszek i podsunął go pod nos pianisty.
- Łykaj i wypieprzaj, nie interesują mnie twoje pijackie historie – Rychły miał naprawdę groźną minę.
Pianista uniósł kieliszek, prześwietlił go wzrokiem i szybkim ruchem przelał gorzałkę do gardła. Gabriel chwycił za połę marynarki pianisty. Przez chwilę tarmosili się, ale przewaga fizyczna Rychłego była znacząca. Krzesło przy ich stoliku znowu było wolne.
- Zlitujesz się nad takim, a on cię potem zakapuje. W tej knajpie aż roi się od donosicieli. Lepiej dmuchać na zimne – pouczał Bernard.
Kuba wypił ostatni kieliszek Jägermeistera i dokończył piwo.
- Możesz przypomnieć mi adres? - zwrócił się do młodszego z braci.
Na poczciwej twarzy Bernarda odmalował się wysiłek.
- No daj mu adres tej fabryczki, frędzlu. Od godziny o niej piejesz – wybulgotał Gabriel.
Ogromna dłoń Bernarda utknęła na chwilę w ciasnej kieszeni flanelowej koszuli.
- A masz… Masz, na zawsze masz. Pozdrów ode mnie szefową – powiedział Bernard, kładąc przed Kubą kolorową wizytówkę.
To była typowa „agenturalna” ulotka – zdjęcia dziewczyn, numer telefonu, adres i godziny otwarcia lokalu. Na rewersie widniał zielony równoramienny krzyż, co uwiarygodniało nieco opowieść Bernarda.

Taksówka minęła ponure, dziewiętnastowieczne osiedle mieszkalne, gdzie na murach roiło się od wymalowanych sprayem pogróżek i wulgaryzmów kierowanych pod adresem dzielnicowego i jego podwładnych. Wjechali w słabo znany Kubie przemysłowy rejon miasta. Dotarli wreszcie na ulicę Krętą, wijącą się wśród placów i poletek otoczonych siatką z drutem kolczastym. Ulica była ślepa – na jej końcu majaczyła otoczona wysokim murem kominiasta, szkaradna bryła fabryki przypominająca zameczek, czy raczej rozbudowaną do granic absurdu hacjendę jakiegoś nowobogackiego buraka. Kuba zapłacił kierowcy i poprosił, by na wszelki wypadek poczekał jeszcze chwilę. Podszedł do drzwi znajdujących się w jednym z jej skrzydeł . Na wrotach widniał napis „Nie trąbić – dzwonić!”. Nacisnął guzik, odczekał dłuższą chwilę i nacisnął raz jeszcze.
- Dlaczego nikt nie wychodzi, ni bramy otwiera. O jest, jest ktoś. Imię moje chcą ? Jurand ze Spychowa – recytował Kuba, opierając się czołem o drzwi - Ale znowu brama zamknięta i milczenie wielkie. Upokorzyć mnie Krzyżacy chcą, jak żebraka potraktować!
Odszedł kilka kroków, podniósł kamień i cisnął nim w blachę.
- Noc cała minęła i nadal nic, do miasta chyba zawracać trzeba – ciągnął, chwiejąc się na nogach. I już myślał o tym, by skierować kroki w kierunku taksówki, gdy zazgrzytał zamek. Drzwi uchyliły się – stanął w nich niewysoki facet w beżowej skórzanej kurtce i czarnych spodniach w śmieszne prążki.
- Jacy Krzyżacy, psia twoja mać? Chcesz mnie obrazić? – rzucił zamkowy selekcjoner, przygryzając groźnie wąsy.
-Na Boga, Lachy! Skoro tak, to chętnie skorzystam z waszej gościnności – odpalił rozbawiony Kuba.
- Pójdziesz tak jak te świecące strzałki wskazują – wykidajło pociągnął solidnego macha i cisnął papierosa za drzwi, którymi za chwilę trzasnął z całej siły.

Kuba lawirował po tajemniczym obiekcie, prowadzony świetlnymi strzałami amora. Dotarł do miejsca przeznaczenia, o czym świadczyła automatycznie zapalająca się lampa wisząca nad solidnymi, metalowymi drzwiami.
- Proszę wchodzić szybko i nie wpuszczać zimna – rzekła ubrana w szlafrok kobieta, próbując chwycić Kubę za rękę. Pusty rękaw wyraźnie ją zmieszał. Stanęła za kontuarem i sięgnęła po zeszyt.
– Proszę bardzo, czym możemy służyć? Zbliżają się święta, część dziewczyn wyjechała do domów, ale z pewnością znajdzie pan kogoś interesującego. – ciągnęła przerzucając kartki ze zdjęciami.
- Chodzi o ból… - Kuba był nie mniej zmieszany niż burdelmama.
Kobieta jeszcze przez chwilę przewracała kartki.
- Nie ma problemu. Ale musi Pan poczekać pół godziny. Lady Klara to doświadczona domina, będzie pan zachwycony.
- Nie, nie w tym rzecz… - położył na ladzie wizytówkę i wskazał na zielony krzyżyk.
Mama zamknęła zeszyt i schowała go do szuflady.
- Ależ oczywiście, przepraszam, że nie domyśliłam się od razu. Płaci pan teraz sto pięćdziesiąt złotych, resztę da dziewczynie, kwota zależy od rodzaju środka.
Wręczył mamie pomięte banknoty. Przeszli wąskim i długim korytarzem. Znaleźli się w dyskretnie oświetlonym pomieszczeniu wyposażonym w dwie sofy. Na przeciwległej ścianie znajdowały się drzwi z naklejonym fluorescencyjnym krzyżem. Jedną z sof okupował mężczyzna w średnim wieku, masujący spuchniętą twarz.
- Kolejka nie jest długa, proszę usiądź i poczekaj - mama pogłaskała policzek Kuby – może później zdecydujesz się na inne atrakcje. Zapraszam na dół, do piekiełka – odprężysz się, zobaczysz dziewczyny…
- Chętnie wypiję z tobą drinka – Kuba był już rozluźniony, czemu dał wyraz poklepując mamę po wypukłości z tyłu szlafroka.
Siedział przez chwilę w milczeniu, od czasu do czasu zerkając na spuchniętego jegomościa. Nieszczęśnik odezwał się pierwszy:
- Pieprzona szóstka, robiłem ją miesiąc temu, boli gorzej niż przed leczeniem.
- Czemu nie pójdzie pan do dentysty, który to tak sknocił? – pociągnął temat Kuba.
- Daj pan spokój, za Chiny Ludowe nie zgodzę się na wiercenie bez znieczulenia.
Kuba zaśmiał się szczerze, a potem popadł w zadumę.
- Pana boli ten zgniły ząb… Patrz pan, mnie boli dłoń – rzekł Kuba odsłaniając kikut.
- Jak… jak to dłoń? – wymamrotał spuchlak.
- No właśnie, nie ma, a boli. To dopiero pech – Kuba znowu rechotał – Szczęście w nieszczęściu, że działają na to środki przeciwbólowe.
Facet z zepsutym zębem zasępił się. Pewnie zastanawiał się nad poznanym właśnie fenomenem.
- Nie zrobił pan zapasu? – odezwał się wreszcie.
- Przegapiłem... No wie pan, terminy są ruchome i jakieś takie to wszystko zawiłe i tajemnicze. Zakaz sprzedaży środków przeciwbólowych trwa czterdzieści parę dni i kończy się w pierwszą niedzielę po pierwszej pełni księżyca po równonocy wiosennej, czy jakoś tak… Skomplikowane, prawda? A w tym roku wypadło to jakoś zdecydowanie wcześniej niż w zeszłym…
- Mówiąc krótko, od środy popielcowej towaru nima – zaśmiał się tym razem spuchlak.
- O to, to – dodał trochę speszony Kuba. Znowu zadumał się. Przeszło mu nagle przez myśl, że ten całkiem sympatyczny facet z kolejki w burdelowej przychodni może być kapusiem. Nie potrafił ocenić skali przewinienia, którego dopuszcza się kupując środki przeciwbólowe w okresie obowiązywania zakazu. Myśl o tym, że za coś takiego mogą mu amputować drugą dłoń zawładnęła nim całkowicie – chciał uciekać.
- W zeszłym roku dosyć nieszczelna była granica z Czechami, fenomenalny środek miałem przeszmuglowany od nich - przerwał ciszę podejrzany o donosicielstwo mężczyzna - coś jak ta nasza dawna Pyralgina, mówię panu, super rzecz, błyskawicznie i skutecznie to działało.
- Nie no, na mieście nigdy nic nie szukałem, to nielegalne, tu to co innego, jest ciche przyzwolenie, prawda? - rzekł Kuba spoglądając badawczo na swego interlokutora.
- A tak, ma pan rację, lepiej zachować ostrożność. Oczywiście, tu, w takiej agencji to właściwie legalne. A w ogóle ten kult bólu… To dziwne mieszanie polityki i religii – ja tam tego ani nie rozumiem ani nie kupuję.
Z gabinetu wyszła kobieta o nieprzytomnym spojrzeniu. Słaniając się i opierając co chwila o ścianę opuściła poczekalnię. Spuchlak wskoczył do pokoju nie zamykając za sobą drzwi.
- Masz tu pięćdziesiąt, daj dwie paczki czegoś na ibuprofenie i spadam bez zbędnych ceregieli.
Wychodząc poklepał Kubę po ramieniu i rzucił:
- Nie bój pan żaby, są na świecie przyzwoici ludzie, całe masy przyzwoitych ludzi, bywaj pan!

Gabinet był przyjemnie, relaksująco oświetlony. Z głośników dobywała się subtelna muzyka. Dziewczyna miała na sobie biały lateksowy strój pielęgniarki z czerwonym krzyżem na piersiach. Tipsy i lateks przydawały jej tandetnej aury, mimo to Kuba uznał, że jest całkiem atrakcyjna.
- Proszę, tu jest cennik środków przeciwbólowych. Gdybyś chciał coś ekstra, to... znasz ceny?
- Co ekstra? – rzucił i od razu poczuł zażenowanie swoją gapowatością.
- Sto pięćdziesiąt z zabezpieczeniami, pięćdziesiąt dopłaty za brak zabezpieczeń – szepnęła zachęcająco dziewczyna.
- Nie nie, ja tylko proszę pozycję numer czternaście, dwa opakowania. Czy mogę to zażyć na miejscu?
- Tak, nie musisz się spieszyć. W cenie masz trzydzieści minut pobytu w gabinecie i masaż relaksacyjny.
Otworzyła metalową szafę. Wyjęła z niej leki oraz plastikowy kubeczek, do którego nalała wodę.
Przełknął dwie tabletki i siadł w obrotowym fotelu. Zastanawiał się, jak dziewczyna będzie sobie radzić z masażem mając na palcach te okropne tipsy.
Ból odpłynął, zmęczenie też. Długie paznokcie wędrowały po owłosionej klatce piersiowej wywołując cichy, „elektryczny” trzask.
- Fachowa robota – szepnął.
- Podobasz mi się chłopaku – odszepnęła, całując jego powieki.
- Doprawdy? Nawet z tym kikutem?
- Podpadłeś im, prawda? – wyszeptała to pytanie prosto do ucha, zmysłowo, aż poczuł mrowienie w krzyżu.
Postanowił pociągnąć tę grę. Zbliżył usta do jej ucha.
- Gdzie jest kamera kotku?
Dziewczyna podeszła do metalowej szafy. Zdjęła z niej niewielkie pudełko i wręczyła Kubie.
Usunięcie zapisu zajęło mu zaledwie parę chwil.

Zstąpił do piekieł. Dziwki tańczyły na rurach, oblegały bar, czekały przy stolikach. Bez trudu odnalazł mamę. Ukłonił się w pas. Kobieta wskazała krzesło obok stolika. Zamówili drinki. Rozmawiali przez chwilę o zamkowym personelu. Mama wyjaśniła, że w związku ze zbliżającymi się świętami ponad połowa dziewczyn wyjechała. Pozostały właściwie tylko te zza wschodniej granicy. Nie jadą do domu nie tylko ze względu na różnice związane z kalendarzem, ale przede wszystkim z powodu trudności z powrotem do Polski. Okazuje się, że trudniej jest stamtąd przyjechać do naszego kraju niż w czasach, gdy byliśmy członkiem Unii Europejskiej. Kuba dowiedział się również, że ciemnoskóra dziewczyna tańczącą przy rurze to nie Murzynka, tylko deczko nadużywająca solarium Ukrainka. Ale dla klientów spragnionych egzotyki jest niezłym wabikiem. W pewnym momencie uwagę Kuby przyciągnął wystrój piekiełka. Rury, lustrzane kule, lasery – to standardowe elementy wyposażenia tego typu lokali. Niezwykłe i nijak nie pasujące do tego miejsca były natomiast obrazy. Około piętnastu malowideł przedstawiało portrety ułanów na koniach.
- Kto jest właścicielem tego lokalu?
Mama uśmiechnęła się i połaskotała Kubę po nosie.
- No powiedz, nie wygadam nikomu – Kuba uśmiechnął się tak słodko jak tylko potrafił
- Tylko patrz dyskretnie. Stolik w rogu, obok alkomatu.
Odczekał kilka sekund i spojrzał we wskazanym kierunku. Od stolika wstał właśnie i poszedł w kierunku baru niski facet w butach z cholewami i marynarce z łatami na łokciach. Kuba podszedł do niego. Nie miał najmniejszej wątpliwości z kim ma do czynienia. Pamiętał doskonale tę twarz z plakatów wyborczych a przede wszystkim z głośnej sprawy misteriów pasyjnych, w których ów polityk wziął udział odgrywając główną rolę i pozwalając przybić się do krzyża. Kuba objął mężczyznę i wykrzyknął mu do ucha:
- Gdy palca do rany nie włoży, nie uwierzy!
Właściciel fabryki-zamku odepchnął swego prześladowcę. Kuba padł na kolana przed mężczyzną, usiłując całować jego dłonie. Ta zabawa najwyraźniej rozbawiła fabrykanta . Rechotał, podobnie jak panienki siedzące przy barze. W pewnym momencie Kuba chwycił adorowaną dłoń i odchylił tak, by wyraźnie ją oświetlić. To była dłoń nie skalana pracą fizyczną a tym bardziej nie nosząca jakichkolwiek śladów gwoździa. Jej właściciel najwyraźniej zrozumiał sens całego zamieszania. Pstryknął palcami zwracając tym uwagę barmana.
- Oszust! Kanalia! – krzyczał Kuba, znajdując się już w uściskach dwu osiłków.
Fabrykant wymierzył Kubie trzy policzki. Wydawał przy każdym uderzeniu rodzaj jęknięcia czy westchnienia, prostując się jednocześnie i stając na palcach, jakby w ten sposób chciał dodać sobie kilka centymetrów wzrostu.

Był to zapewne jakiś magazyn – przy ścianach ustawione były drewniane skrzynie. Jedna ze skrzyń znalazła się na środku pomieszczenia, a na niej stał fabrykant, eksponując lśniące buty z wysokimi cholewami.
- Wąsik pierwsza klasa. I lakiery też fetyszowe – w samobójczym geście wykrzyknął Kuba, udając opanowanie. Nic więcej nie był w stanie powiedzieć przez najbliższą minutę, a to za sprawą solidnego ciosu w brzuch, ofiarowanego bezinteresownie przez jednego z osiłków.
- Szefie, połamać mu giry? – zapytał ten od bicia.
- Trzeba coś takiego zrobić, iżby zapamiętał na całe życie – odpowiedział z wysokości właściciel wąsów.
- Może wanna z kwasem? – dorzucił drugi osiłek.
- Nie, to nie to. Myślę, że najdoskonalszą karą będzie wyrzucenie go poza granice naszego zamku, iżby skamlał pod murami, zdając sobie sprawę, że powrotu nie ma.

Sprawy potoczyły się w zawrotnym tempie. Sesja fotograficzna, odciski palców, kopniak od wykidajły, zimny bruk. Wrota zamku zatrzasnęły się, czyniąc łoskot wielki, wracający echem jeszcze długo.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Roza_Kowalczyk · dnia 29.12.2010 09:37 · Czytań: 977 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 3
Komentarze
zawsze dnia 29.12.2010 21:25
Witaj, Różo. Piszesz, widzę, dość wprawnie, jednak tekst jest nieco niedopracowany i... nudny. Nie dobrnęłam do końca. Spróbuję podejść do niego raz jeszcze, jutro. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
Pozdrowienia, rozgość się na portalu.
zajacanka dnia 02.01.2011 00:47
Witaj,
dobrnelam do konca i zastanawiam sie, czy to opowiadanie bedzie mialo ciag dalszy, bo zaczelo sie ciekawie, ale na tym etapie, na ktorym skonczylas, wlasciwie niczego nie wnosi. Niczego nie wyjasnia; wlasciwie pozostawiasz czytelnika w zawieszeniu: no i...?
Pomysl byl, ale go nie wykorzystalas.
Roza_Kowalczyk dnia 05.02.2011 14:29
Dziękuję za komentarze. Widzę, że tekst wymaga dopracowania. A właściwie to już istnieje jego zmodyfikowana wersja, chociaż zasadniczo przedstawiona w opowiadaniu historia nie zmieniła się. Parę pozytywnych zdań na temat tekstu usłyszałam, ale zgadzam się, że jego słabością jest to, że nie zawsze czytelnik jest w stanie prawidłowo odczytać moje intencje. Nie mam zamiaru ciągnąć dalej tej opowieści, a to co dotąd wydarzyło się, wystarcza (wg mnie) by przy przedstawić wizję kraju, w którym historia potoczyła się alternatywną ścieżką. Może na tym zakończę, bo tematyka polityczna budzi duże emocje.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
Gabriel G.
14/04/2024 12:34
Bardzo fajny odcinek jak również cała historia. Klimacik… »
valeria
13/04/2024 23:16
Hej miki, zawsze się cieszę, gdy oceniasz :) z tobą to jest… »
mike17
13/04/2024 19:20
Skóra lgnie do skóry i tworzą się namiętności góry :)»
Jacek Londyn
12/04/2024 21:16
Dobry wieczór. Dawno Cię nie było. Poszperałem w tym, co… »
Jacek Londyn
12/04/2024 13:25
Dzień dobry, Apolonio. Podzielam opinię Darcona –… »
Darcon
11/04/2024 19:05
Hej, Apolonio. Fragment, który opublikowałaś jest dobrze… »
gitesik
10/04/2024 18:38
przeczytać tego wiersza i pozostawić bez komentarza. Bardzo… »
gitesik
10/04/2024 18:32
Trochę ironiczny wydźwięk ma ten tekst, jak na mój gust to… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty