Nie pamiętam, ile razy całowaliśmy się tamtego wieczoru: w pubie, w autobusie, na przystanku. Czułam, że robię źle, że to największa głupota, że sama się wpędzam w kłopoty, ale nie mogłam się powstrzymać. Nie potrafiłam go odepchnąć, sama nie potrafiłam się cofnąć. Serce waliło mi gdzieś w gardle.
Kiedy podjechaliśmy pod mój dom, zdałam sobie sprawę, że od kilkunastu minut on faktycznie się wycofuje. Przepraszał, tłumaczył. Powiedział, że musi coś zrobić, podjąć jakąś konkretną decyzję. I choć nasze pocałunki stawały się coraz rozpaczliwsze, coraz gwałtowniejsze, na pożegnanie znowu podał mi rękę.
Przez pół wieczoru powtarzał mi, że się zaangażował, że coś do mnie czuje, że oszalał na moim punkcie. Cały czas czułam na plecach gorący dotyk jego dłoni, którą w którymś momencie wsunął pod moją bluzkę. I choć to ja za każdym razem przerywałam pocałunki, choć to ja zabrałam jego rękę spod swojej koszulki, gdzieś pod skórą czułam już, jaką decyzję on podejmie. Mieliśmy tylko ten jeden wieczór; kilka godzin, kiedy udawaliśmy, że coś może być inaczej.
Moja sytuacja była łatwiejsza. Kris doskonale wiedział, że nie zostanę tą drugą. A ja, choć zdawałam sobie sprawę, że jego związek z Zoe daleki jest od idealnego, nie chciałam mieć nadziei. Dobrze wiedziałam, dokąd ona prowadzi. Wolałam poczekać na fakty, jakiekolwiek by one nie były.
Obiecałam, że dam mu czas, żeby podjął decyzję. Ale oboje wytrzymaliśmy zaledwie jeden dzień. Następnego wieczoru otworzyliśmy czat. To było łatwiejsze niż patrzenie mu w oczy, bo wiedziałam, że w żadnym momencie nie chciał mnie zranić.
KRIS: Mogę cię o coś spytać?
LINA: Strzelaj.
KRIS: Cięłaś się od wczoraj?
LINA: Nie. Obiecałam ci przecież.
Wymógł na mnie to słowo gdzieś pomiędzy kolejnymi pocałunkami, a przyciskaniem mnie do siebie coraz mocniej. Nawet dobę później, wciąż czułam jego silną rekę na moich żebrach. Pokiwałam głową ze zniechęceniem, sama nie bardzo wierząc w tą obietnicę. Ale na razie jej dotrzymałam.
KRIS: Dzięki Bogu. I dziękuję tobie.
LINA: Myślałam, że postanowiliśmy zrobić sobie przerwę.
KRIS: Miałem nadzieję, że porozmawiamy. Oczyścimy atmosferę.
LINA: To chcesz zrobić?
KRIS: A co ja mogę zrobić? Wszystko zależy od tego, czy będziesz w stanie znosić moje towarzystwo.
LINA: To jest twoja odpowiedź?
KRIS: Nie mam gotowej odpowiedzi. Nie chcę cię stracić.
LINA: Kris, dość. Obiecałam że nie będę ci tego utrudniać i, do cholery, nie będę. Jeśli chcesz zapomnieć i zostać przyjaciółmi, a przynajmniej spróbować, okej, mogę to zrobić. Ale przestań się wycofywać. Zachowujesz się jakby wszystko, co powiesz, mogłoby mnie załamać. Przestań przepraszać, dobrze?
KRIS: Jestem ostrożny. Naprawdę nie chciałbym cię stracić i jednocześnie nie chcę cię zranić w żaden sposób.
LINA: Przestań się martwić o mnie i powiedz, co zamierzasz.
Na kilka minut zapadła cisza. Moje serce waliło niespokojnie o żebra. Jeśli mówił prawdę o zaangażowaniu uczuciowym, miał większy problem ode mnie. A z drugiej strony doskonale wiedział, że oczekuję od niego tylko jednego: prawdy.
LINA: Dobrze, pomogę ci. Jeśli jestem w stanie znosić twoje towarzystwo, zostajemy przyjaciółmi. Jeśli nie, musimy sobie poszukać kogoś innego do towarzystwa. Zgadza się?
KRIS: Nie. Nie pozwolę ci odejść, dopóki jasno mi nie powiesz, że tego właśnie chcesz.
LINA: Kris, przestań pieprzyć. Czego ode mnie chcesz? Nie pozwolisz mi odejść, ale w jakim charakterze ja mam zostać? Nie chcę cię naciskać i wiem, że to brzmi głupio. Ale ty to zacząłeś, więc chyba nie proszę o złote góry, kiedy chcę żebyś mi powiedział, jak planujesz to zakończyć?
KRIS: Dobrze, ultimatum jest następujące: albo zostaniemy przyjaciółmi, albo nie będziemy mieli ze sobą nic wspólnego. Co ty na to?
Musiałam odczekać, aż ręce przestaną mi się trząść. Potem parsknęłam nerwowym śmiechem. W co on, do cholery, grał?
LINA: To chciałam wiedzieć.
KRIS: A czego TY chcesz?
LINA: To już nie ma znaczenia, prawda?
KRIS: Oczywiście że ma! To jedyna rzecz, jaka ma znaczenie.
LINA: Podjąłeś decyzję, ja muszę zrobić to samo. Jasne, a jeśli powiem ci, że chcę z tobą być, to czy to coś zmieni? Nie.
KRIS: A chcesz?
LINA: KRIS! Kurwa jego mać, to nie jest śmieszne.
KRIS: Kapuję. Nie chcesz czekać.
LINA: Na co?
KRIS: Na mnie.
LINA: Nie będę czekać na coś, co się nie wydarzy.
KRIS: Nie jestem tego wart. Zasługujesz na coś więcej niż taki dupek jak ja.
LINA: O co ci teraz chodzi?
KRIS: Mówię, że zasługujesz na kogoś lepszego.
LINA: Nie chrzań. To tylko kolejny tani tekst. Nic nie znaczy.
KRIS: Wiedziałem, że tak to przyjmiesz, ale słowo daję, mówię poważnie.
W tej chwili miałam już wszystkiego dość. Z sykiem wypuściłam powietrze przez usta.
LINA: Po co to zaczynałeś, znając z góry zakończenie? Powiedziałabym, że dla zakładu, ale nie doszliśmy dość daleko, żebyś cokolwiek wygrał, więc to nie ma sensu. O czym myślałeś?
KRIS: Po co zaczynałem? Bo oszalałem na twoim punkcie, ale mam inne zobowiązania. Chciałbym zadowolić wszystkich, ale to niemożliwe.
LINA: Jasne.
KRIS: To prawda. Wiem, że rozstaniemy się z Zoe, ale na razie nie mam ani odwagi, ani taktu, żeby to zrobić. Nie wiem, jak miałbym to usprawiedliwić.
Napięcie powoli ze mnie opadało. Sytuacja była jasna, zresztą nie wiem, czy kiedykolwiek liczyłam na coś innego. Milczałam jednak tak długo, aż Kris się zaniepokoił.
KRIS: Lina?
LINA: Jestem.
KRIS: Wierzysz mi?
LINA: A powinnam?
Natychmiast się skorygowałam. Do diabła, to jego problem. Tak plątał, że chyba musiał coś do mnie czuć. A to znaczyło, że jego sytuacja była gorsza.
LINA: Zapomnij, głupie pytanie.
KRIS: Jestem w związku, który wydawałby się zbyt idealny, żeby go rozbijać. Moim priorytetem musi być zakończenie go, ale w możliwie najłagodniejszy sposób. Nie mógłbym zranić Zoe. To dla mnie najważniejsze.
LINA: Rozumiem. Nie mam prawa żądać, żebyś z nią zerwał. I potrafię zrozumieć, że nie chcesz jej zranić. Ale żeby to zaakceptować, musiałabym uwierzyć, że faktycznie z nią zerwiesz. A tego chyba nie potrafię zrobić.
KRIS: Wiem. Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz?
LINA: Głupio.
KRIS: Bo mi zaufałaś?
LINA: Z powodu całej tej sytuacji. Bo mi wtedy odbiło. Bo wyobraziłam sobie za dużo. Bo miałam nadzieję. Bo wiem, że znowu zrobię coś głupiego.
KRIS: Muszę spytać. Co sobie wyobraziłaś?
LINA: Że to, co zrobiliśmy wczoraj, coś dla ciebie znaczyło.
KRIS: Znaczyło. Znaczyło naprawdę bardzo wiele. Ale powinienem się powstrzymać. To nie był odpowiedni czas.
Nie spytał, co głupiego zrobię tym razem. A ja już wiedziałam, że nie odejdę, choć być może powinnam. Bo odejście ułatwiałoby życie jemu. A ja byłam zbyt samolubna, żeby stracić jego przyjaźń. Bo przyjaciółmi nadal byliśmy. Od tego zaczęliśmy i znaliśmy się - miałam nadzieję - dość dobrze, żeby do tego wrócić. Przynajmniej na jakiś czas. Miałam niejasne wrażenie, że on faktycznie z nią zerwie - i to niedługo.
Pytanie tylko, czy mogliśmy zostać przyjaciółmi. Czy raz przekroczywszy linię, będziemy mogli się powstrzymać? Czy wiedząc, jak smakują nasze usta, nie będziemy chcieli spróbować ich ponownie?
LINA: Chcesz zostać przyjaciółmi?
KRIS: Tak. Po tysiąc razy tak. Uwielbiam czas, który spędzamy razem. Tak.
LINA: Okej. A więc ustalone. Przyjaciele.
KRIS: O czym teraz myślisz?
LINA: Słucham jakieś dennej piosenki. Nie myślę.
KRIS: Cieszę się, że jeszcze rozmawiamy. To byłby ogromny cios, stracić cię.
Napięcie opadło. W sumie mnie nie zaskoczył. Że wybrał Zoe - to byłam w stanie zrozumieć. Nie wiedziałam tylko, na co liczył zaczynając ten cały cyrk. Za dobrze mnie znał, by liczyć na szybkie sam na sam w bramie. No i po co te deklaracje o uczuciach, skoro najwyraźniej nie były one dość silne, żeby zerwać z dziewczyną?
Z jednej strony mi ulżyło, z drugiej - wciąż czułam jego usta na swoich. Nie miałam doświadczenia ani z chłopakami, ani tym bardziej w sferze pieszczot. Przypomniałam sobie jego rękę na mojej gołej skórze. Drgnęłam wtedy całym ciałem, nie mogłam się powstrzymać. Uśmiechnęłam się pod nosem, wspominając jak w czasie pocałunków nasze okulary obijały się o siebie nawzajem.
Nagle palnęłam się w czoło i potrząsnęłam głową. Nie kochałam się w nim, co było moją jedyną przewagą. Wiedziałam jednak, że muszę się pilnować.
Następnego dnia odszukałam na portalu społecznościowym kilka dziewczyn z roku. Byliśmy z Krisem tak blisko, że niemal nie rozmawialiśmy z nikim innym. A do mnie nagle dotarło, że jeśli w jakiś sposób go stracę - bez wzgledu na powód - znowu zostanę sama.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
lina_91 · dnia 31.12.2010 10:35 · Czytań: 600 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora: