Na uczelnię przyjechałam wcześniej, żeby nie nadziać się na Krisa w autobusie. Chciałam, żeby nasze powitanie przebiegało w innej scenerii.
Na godzinę przed rozpoczęciem wykładu, rozsiadłam się na fotelu pod aulą i wyjęłam atlas anatomii. Zaczęłam wykuwać na pamięć poszczególne kości czaszki. Nie musiałam, ale naukę o szkielecie akurat lubiłam, a koniecznie chciałam zająć czymś myśli.
Kiedy wyszedł zza rogu, moje mięśnie napięły się automatycznie jak postronki. Nie podniosłam głowy, ale wstrzymałam oddech, czekając na jego ruch. Na odległość wyczuwałam jego chód; niby lekki, ale ciężkie buty sprawiały, że wyczulona na wszystkie bodźce, potrafiłam usłyszeć jego kroki.
Kątem oka zobaczyłam, że przeskakuje przez moje nogi, kładzie plecak na podłodze i siada obok.
- Cześć - przywitał się cicho. Pokiwałam niemrawo głową i usłyszałam, że Kris zagaduje do jakiegoś chłopaka obok.
Wiedziałam, że dawał mi czas na opanowanie. Zdawałam sobie jednak sprawę, że odwlekanie w niczym nie pomoże. Wrzuciłam książkę do torby i dzielnie uniosłam głowę.
- Hej. W porządku?
- U ciebie? - spytał, machnięciem ręki zbywając moje pytanie.
- Jasne.
Zmarszczyłam brwi i zacisnęłam usta - wyraz, który przez kolejnych kilka godzin prawie nie znikał z mojej twarzy. Kris był wyczulony na każdy mój ruch, ostrożniejszy, uważniejszy, poważniejszy niż zazwyczaj - a jednak dziwnie zadowolony, prawie że rozchichotany. Jakby to, co się stało, tylko mi się przyśniło.
Znałam jego wybór. Wiedziałam, że nie mogę wciąż o tym myśleć, bo wpędzę się w paranoję. Nie przypuszczałam jednak, że on z marszu będzie gotowy tak to przekreślić. Jakby nie pamiętał, jakby znaczyło to dla niego mniej niż rozdeptany karaluch.
Próbowałam się dostosować do reguł jego gry - uśmiechałam się w odpowiednich momentach, zagadywałam, brałam udział w rozmowie. Ale za dobrze mnie znał albo mój talent aktorski zwyczajnie mnie zawiódł, żeby się na to nabrał. Odczekał, dał mi czas, zastanawiając się pewnie, czy warto zacząć rozmowę. W końcu jednak nie wytrzymał.
- Dlaczego jesteś taka zdystansowana? Cicha?
- Ani bardziej, ani mniej niż zazwyczaj.
- Chyba jednak bardziej - pokręcił głową, teraz już śmiertelnie poważny. Siedzieliśmy w pracowni komputerowej, z zamiarem szukania materiałów do prac semestralnych.
- Dziwisz się? - nie wytrzymałam.
- Moja nonszalancja nie pomaga, co? - aż mnie zatchnęło. Znał mnie lepiej niż przypuszczałam. Wzruszyłam ramionami, ale Kris wpadł już w wir pytań i zamartwiania się. Wiedziałam, że nie odpuści.
- Chyba nie.
- Tak ja sobie z tym radzę - wyjaśnił, patrząc na mnie przepraszająco. Na chwilę zapadła cisza. -Dzisiaj wtorek, tak?
- Tak.
- Tania noc w pubie. Masz ochotę pójść?
We wtorki był wieczór przecen dla studentów. Wszystkie drinki tańsze o połowę. Niestety, ponieważ był to też dzień mojego treningu, tylko raz wpadłam tam z Krisem. Od dawna zbierałam się jednak, żeby po karate zamiast z ludźmi do baru, pójść do pubu z Krisem.
- Chociaż nie, ja chyba nie będę iść - wycofał się z dziwną miną, jakby ktoś go puknął w głowę. Zmarszczyłam brwi.
- Jak nie chcesz, żebym z tobą szła, wystarczyło powiedzieć.
- Chciałbym! - zaprotestował żywo. -Tylko... nie wiem, czy mógłbym się powstrzymać... Wiesz...
Wiedziałam. Wiedziałam doskonale, bo sama już o tym myślałam. Chociaż na uczelni większość i tak brała nas za parę, nie daliśmy im innych powodów poza może ilością czasu, jaki spędzaliśmy razem. Tu ludzie nas znali, wystarczyło wejść na facebook, żeby zobaczyć status Krisa. Przekroczenie granic oznaczałoby nie tylko problem dla mnie, ale także dla niego, bo wiadomość o tym mogłaby dojść łatwo do Zoe. Ale pub?
Półmrok, morze obcych twarzy, nieznajomi... Sama zastanawiałam się, czy powinniśmy zaryzykować wyjście gdzieś, gdzie nie będzie nikogo, kto mógłby nas powstrzymać. Gdyby, oczywiście, znowu nam odbiło.
- Odczekajmy - zapronował cicho, jakby każde słowo z trudem wydobywało się z jego gardła. Pokiwałam obojętnie głową, ale byłam sztywna jak deska. Świadomość, że jemu wcale nie było łatwiej, przyniosła niewielką ulgę. Trochę egoistyczną pociechę z faktu, że nie tylko ja miałam problem. -Przepraszam.
Wziął moją rękę w swoje dłonie. Momentalnie zwiotczałam, żeby nie ścisnąć jego palców.
- Przestań. To nie twoja wina. Wszyscy popełniamy błędy...
- Tylko czy to na pewno był błąd? - spojrzał na mnie uważnie, z dziwną prośbą w oczach.
- Nie dla mnie - zaprotestowałam - ale...
- Przepraszam - powtórzył. Biała wściekłość przepłynęła przez moje żyły. Wyszarpnęłam swoją rękę, bo gdybym tego nie zrobiła, chyba połamałabym mu palce. Cofnął się od razu, jakby się oparzył.
- Przestań przepraszać! - syknęłam. -Nie mówię, że jesteś za to odpowiedzialny, tylko...
Musiałam się zamknąć, bo czułam że lada chwila się rozryczę. Odwróciłam się do własnego komputera, ustawionego o czterdzieści pięć stopni do tego Krisa. Wgapiłam się w jeden punkt na ekranie tak długo, aż literki zaczęły zamazywać mi się przed oczami. Samotną łzę, która spłynęła po moim policzku, strzepnęłam palcem zanim dotarła do linii ust. Walcząc z nierównym oddechem, z trudem się opanowałam. Kris cały czas na mnie uważnie patrzył, nawet na sekundę nie odwracając wzroku, gotów wkroczyć do akcji, gdybym tylko się rozsypała. Cholera, czego on naprawdę ode mnie chciał?
Wreszcie odetchnęłam głęboko i spojrzałam na niego poważnie.
- To, co teraz powiem, niczego nie poprawi. Ale powinieneś wiedzieć. Nic, co powiedziałeś ani zrobiłeś, nie wytrąciło mnie z równowagi. Wyobraziłam sobie nie wiadomo co i teraz muszę... - momentalnie dotarło do mnie co wyprawiam. Zatrzymałam się prawie wpół słowa. -Potrzebuję tylko trochę czasu.
- Może lepiej będzie, jeśli chwilowo nie będziemy się spotykać?
- To w niczym nie pomoże - wyprostowałam z godnością plecy. -Ale jeśli tego właśnie chcesz, nie zatrzymuję.
- Nie chcę. Oczywiście, że nie chcę. Wiesz przecież. Lina? - zagadał prosząco. Uniosłam kącik ust w uśmiechu. Patrzył na mnie z miną zbitego psiaka, ale oczy miał poważne, przepraszające lekko, jak rzadko.
Musiałam się uśmiechnąć.
- Masz piękny uśmiech, wiesz? Powinnaś częściej go używać.
- Dzięki - parsknęłam.
Na trening wieczorem szłam z mieszanymi uczuciami. Chociaż atmosfera między nami się oczyściła, zresztą na Krisa nie można było się długo boczyć, wciąż nie mogłam przestać o tym myśleć. Po raz pierwszy od dawna też nie tęskniłam za tymi ludźmi. Owszem, chętnie bym się z nimi zobaczyła, pogadała z Chrisem czy Damianem, ale zdałam sobie sprawę, że Kris po raz kolejny mnie ocalił.
Przez cały dzień odbierałam malutkie, prawie niedostrzegalne sygnały, że na uczelni stałam się osobą znaną. Ludzie, którzy do tej pory mnie nie zauważali, teraz podchodzili się przywitać. Usłyszałam kilka życzliwych komentarzy, aluzji do mojego występu na balu. Jim nawet przy całej sali powiedział, że muszę zaśpiewać dla jego kompanii. Żartował, oczywiście.
A przynajmniej taką miałam nadzieję.
Podstęp Krisa zjednał mi na pewno nie przyjaciół, ale znajomych. Nie byłam już niewidzialna.
Na razie.
Dobrze wiedziałam, że takie nowości szybko powszednieją, że jeśli chcę utrzymać obecny stan rzeczy, muszę się zakrzątnąć, rozmawiać z ludźmi, zawrzeć kilka znajomości. Wiedziałam, ale nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. Chciałam zająć się ratowaniem przyjaźni z Krisem.
Na takiej samej zasadzie, na jakiej pragniemy rzeczy po drugiej stronie brzegu, zapragnęłam Krisa. Rozpoznałam jednak to uczucie: zranioną dumę - i wiedziałam, że z tym sobie poradzę. Poza tym jego oczy nie kłamały - patrząc na mnie, mówiąc to wszystko, był szczery.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
lina_91 · dnia 07.01.2011 12:34 · Czytań: 699 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 4
Inne artykuły tego autora: