Siedział… znowu siedział, jak wiele razy wcześniej. Ten sam zakurzony pub na rogu. Ten sam kaprawy pysk za ladą. Szklanka chyba inna niż wczoraj, ale czy ma to jakieś znaczenie? Wszystkich nie myją tu tak samo. Brązowa ciecz, mająca imitować szlachetną barwę bursztynu, stała przed nim ograniczona szklanym naczyniem. Po powierzchni rozchodziły się coraz słabsze kręgi. Nie pozwolił im się uspokoić. Chwycił. Wypił jednym haustem. To nie był dobry dzień. O nie, w żadnym razie. Nie ważne jak bardzo się starał, ona i tak znajdowała, nie wiadomo, podświadomie czy specjalnie, miejsce w które może mu wbić kolejną szpilę. I ta jej zalotna, kokieteryjna skłonność do pokazywania mu, jak łatwo może zostać zastąpiony. To tylko taka gra, czy naprawdę ma się czym martwić.. Nie wiedział. Właśnie tego nie wiedział, a ta niewiedza przywiodła go tu, na róg dwóch ulic, ale i wewnętrznie wpędziła do rogu. Miotał się w tym ślepym zaułku, nie wiedząc, czy przebijać się głową przez mur, czy odejść, pokonanym, skruszonym, złamanym. Pewnie i na to by się zgodził. Dałby się złamać, gdyby tylko ten akt kapitulacji otworzył przed nim drzwi, do których tak namiętnie wciąż pukał. A za nimi byłaby już tylko ona, bez tych wszystkich pułapek i ślepych korytarzy. Powinien się cieszyć. I tak szeroko uchyliła przed nim drzwi. Ale nie tego oczekuje człowiek który kocha. Nie chce stać w progu. Nie chce czuć się raz potrzebny jak tlen, a drugi raz wyrzucony do kosza, jak zużyta prezerwatywa. Nie chce być przedmiotem. Zabawką. Tylko brak pieniędzy powstrzymał go od zamówienia następnej kolejki podejrzanego płynu. Przeciągnął powolnym, zmęczonym spojrzeniem po sali. Trzęsące się ręce, brudne paznokcie, zapadłe oczy i ziemista cera. Czy też niedługo tak będzie wyglądał? Czy do tego zaprowadzi go ta masochistyczna chęć zdobycia czegoś, czego zdobyć się nie da?
Nieprawda, da się!- pomyślał, wstając od chybotliwego stolika. Skinął głową barmanowi, który jak zwykle ostentacyjnie go olał, i wyszedł na ulicę. Ręce w kieszeniach, łokcie przytulone do boków.
-Wypiłbym jeszcze z dwa i byłoby mi ciepło..- rzucił pod nosem, starając się omijać kałuże, w miejscach wyrwanych chodnikowych płytek. Wszystko było źle. Nie napisała od sześciu godzin. Czy zbyt wiele wymagał? Jeden sms, nic więcej. Jedno miłe słowo. Pojedynczy gest dobrej woli odmieniłby ten ponury wieczór. Siedziałby teraz w domu, czytał książkę, pił herbatę, lub spotkałby się z tym lub tamtym. Ale nie. Gdy się nie odzywała, nie był wstanie funkcjonować w społeczeństwie. Uważał że jest raniony. A będąc ranionym, ranił innych. Zauważył to jakiś czas temu. Od tego olśnienia alienował się za każdym razem, gdy się tak działo. Kiedy jego głowę niczym Pearl Harbor, torpedowały czarne myśli. Czy to już? Czy właśnie dziś znalazła kogoś innego? Wiedział że to psychoza, ale nie potrafił nic na to poradzić. Cisza w telefonie była nie do zniesienia. Tapeta w komórce zdawała się z niego drwić. Tak bardzo chciał, by zasłoniła ją informacja o odebranej wiadomości.. Z ulgą przyjął pijackie krzyki i śpiewy w jednym z mijanych zaułków. Przez chwilę musiał skupić się na tu i teraz. Na dbaniu o własną skórę. Powoli zmienił stronę ulicy.
- Ej ziomek! Stój kurwa! Mamy sprawę.
Cholera, za późno- pomyślał. Przyspieszył kroku. Skręcił w pierwszą w lewo.
-Stój kurwa! Ej chłopaki, łapiemy skurwiela, na chuj się nie zatrzymuje, jak mu każę!
Odgłosy stóp. Co raz szybsze. Już uciekać czy jeszcze iść… Nigdy nie musiał biec, zawsze go zostawiali. Skręcił jeszcze raz i… Poczuł że serce wyrywa mu się z piersi, jakby chciało schować się w zapchanej studzience kanalizacyjnej. W jedynym miejscu godnym uwagi w ślepym zaułku.. Odwrócił się. Nie ucieknie. Czterech facetów. Pijani w cztery dupy.. Jeden coś na niego krzyczy, wyzywa, kropelki śliny spadają na mokry asfalt. Ale on już nic nie słyszy. Myśli tylko o bólu.. Żeby nie bolało.. Pijani bandyci czują strach na odległość. Widzą że już wygrali. Widzą, że będzie dobra zabawa. Pierwszy popycha. Przewraca. Podbiegają inni.. Kopią.. Chłopaczek zasłania głowę,, to kopią po brzuchu, po żebrach. Śmieją się.. Gdy ich zabawka przestaje się ruszać, przeszukują kieszenie.
-Ale chujowa komórka.. no kurwa Jachu mówiłeś że będzie coś miał.
Wezwany z imienia drab, spluwa jeszcze na leżącego i rzuca telefonem o ziemię.
-Spadamy stąd panowie, napiłbym się czegoś.
W niewielkiej kałuży krwi leży półprzytomny chłopak, tuż obok niego, na zniszczonym telefonie zamarła wiadomość. „Spałam kotku, a co u Ciebie? Spotkamy się dzisiaj”. Zaczęło padać.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
kochi · dnia 09.01.2011 08:18 · Czytań: 556 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 1
Inne artykuły tego autora: