Co ranek zwieram jednoosobowy szereg i staję
do przegranej walki
Za oknem, francowata zima ściska termometry za jaja
aż im się wszystko kurczy.
Skrobaczka na chwilę opóźnia Waterloo. Od zachodu
nadciągają jednak posiłki
- saharyjskie niże albo syberyjskie wyże.
Cholera ich wie…
Co prawda , para ciepłych kalesonów podnosi
moje morale,
jednak obabuchane po szyję dziewczyny na ulicy
dobijają rannych.
Biada mi…!
Na niebie przegrupowują się całe pułki śnieżyc i innej
broni biologicznej
Zrobiona na drutach kamizelka kuloodporna
nie daje już rady.
Tajna broń - zamarzające kałuże skradają się za plecami
i łapią za podeszwy.
Uśmiechnięta pogodynka w TV wcale nie zapowiada
kawalerii z odsieczą. Kretynka.
Siły propagandowe podstępnie pokazują usmarkanych,
zadowolonych narciarzy,
oraz wyszczerzonego Mikołaja na saneczkach.
A dzwoneczki dzyń.. dzyń…
dzyń…dzyń…
dzyń…
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Bukowski · dnia 24.01.2011 14:29 · Czytań: 854 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 6
Inne artykuły tego autora: