"Sztywniak. Osobliwe życie nieboszczyków" - Miladora
Publicystyka » Recenzje » "Sztywniak. Osobliwe życie nieboszczyków"
A A A


Tytuł – Sztywniak. Osobliwe życie nieboszczyków
Autor – Mary Roach
(amerykańska dziennikarka i pisarka popularnonaukowa)
Kategoria – Cywilizacja
Wydawnictwo „Znak”
Kraków 2010

       Kiedy sięgam po książkę, kieruję się zazwyczaj tytułem lub nazwiskiem autora, choć nierzadko robię to zwabiona interesującym wydaniem. Potem oglądam ją przez chwilę, czytam notkę z tyłu okładki, a następnie przerzucam strony, by sprawdzić, jak została napisana.
W przypadku „Sztywniaka” książka natychmiast powędrowała do torby.

       Dlaczego?
Cenię oryginalne tematy i poczucie humoru, a poza tym już pierwsze słowa wstępu, nie mówiąc o informacjach podanych na obwolucie, zaintrygowały mnie w wystarczającym stopniu, bym postanowiła pozycję tę niezwłocznie przeczytać.

       Cytuję: Sztywniak” to książka o czasami dziwacznych, często szokujących, ale niezmiennie fascynujących wyczynach zwłok.
Czyli – Co dzieje się z ludzkimi ciałami po śmierci.

       Ze wstępu autorki:
Moim zdaniem bycie martwym nie różni się zbytnio od rejsu statkiem wycieczkowym. Większość czasu spędza się w pozycji leżącej. Ciało flaczeje. Nic nowego się nie dzieje i nikt się po tobie niczego nie spodziewa.

       I dalej:
Wielu ludzi pewnie uzna tę książkę za niestosowną. „Bycie martwym to nic zabawnego”, powiedzą. A właśnie, że tak. Bycie martwym to absurd. To najgłupsza sytuacja, w jakiej możemy się znaleźć.

       Streszczając myśl przewodnią pisarki – nie jest to rzecz o śmierci w sensie umierania. To książka o ludziach już martwych – ciałach nierozpoznawalnych i anonimowych. Najczęściej zapisanych placówkom medycznym i ośrodkom badawczym dla dobra nauki, co w USA staje się coraz bardziej popularne, nie bez związku ze stale rosnącymi kosztami pogrzebu. I właśnie ludzkie zwłoki są bohaterami tej opowieści oraz twórcami znacznych nieraz sukcesów.

       Autorka odwiedza krematoria, zakłady pogrzebowe, kostnice i najdziwniejsze laboratoria, by odkryć przed nami najciekawsze formy spędzania wolnego czasu po śmierci. Jak pisze: Włącz się w rozwój nauki. Bądź eksponatem. To niektóre z opcji, jakie możesz przemyśleć. Śmierć… nie musi być nudna.
I w tym ujęciu sprawy bynajmniej nudna nie jest.

       Abstrahując od tego, czy bylibyśmy skłonni podzielić los bohaterów Mary Roach, warto poznać owe różne formy spędzania wolnego czasu po śmierci, gdyż na ogół nie mamy o tym żadnego pojęcia. Niewiele więcej także wiemy o tym, co tak naprawdę zachodzi w naszych ciałach, gdy się już z nich wyprowadzimy raz na zawsze.

       Mary Roach nie dość, że przybliża nam wszystkie zagadnienia w sposób niebudzący grozy, to jeszcze dostarcza wielu informacji z dziedziny historii, medycyny, a nawet etyki i filozofii.

       Przykładowo książka zawiera więc nie tylko sprawozdanie z pewnego sympozjum naukowego chirurgów plastyków i ćwiczenia techniki liftingu na czterdziestu odciętych głowach, lecz odzwierciedla także ogólny stosunek lekarzy do darowanych im w ten sposób możliwości poszerzania wiedzy oraz do ich „pacjentów”, na których uprzednio przez całe wieki dopuszczano się zbrodni profanacji, co doskonale obrazuje historia wczesnych dziejów sekcji zwłok i szerzący się w XVIII i XIX wieku proceder ich wykradania.

       Opisywany przez autorkę uroczy zagajnik Kliniki Medycznej Uniwersytetu Tennessee, z licznie wylegującymi się na trawie ludźmi, okazuje się być w konsekwencji poletkiem doświadczalnym dla potrzeb medycyny sądowej, jedynym miejscem na świecie, gdzie przeprowadza się badania nad rozkładem ciał w warunkach naturalnych.
Natomiast wizyta w domu pogrzebowym daje wgląd we współczesny sposób balsamowania zmarłych i sposoby ich pochówku.

       W książce mamy również do czynienia z wieloma testami, jakie przeprowadza się za pomocą zwłok, chcąc zwiększyć prawdopodobieństwo przeżycia ludzi podczas wypadków drogowych czy lotniczych, przy czym dodatkowo badania te pomagają w ustalaniu przyczyn katastrof.

       Jest także część zatytułowana: „Trup idzie do wojska”, czyli „Śliska etyka kul i bomb”. Jest nawet, jeszcze bardziej kontrowersyjny, opis pewnego doświadczenia z przybijaniem zwłok do krzyża w celu udowodnienia autentyczności Całunu Turyńskiego oraz to, co o tym sądzi obecna medycyna, a cały następny rozdział zajmują rozważania na temat: Skąd wiesz, że nie żyjesz? – i historia naukowego poszukiwania duszy.

       Ponadto książka zawiera obszerny materiał na temat dekapitacji, reanimacji, transplantacji, leczniczego kanibalizmu oraz przybliża najnowsze propozycje „jak skończyć”, opisując metodę „redukcji wody” (będącą w zasadzie rozpuszczaniem ciał w ługu), a nawet wymienia projekt pochówku na zasadzie kompostowania zmarłych po uprzedniej liofilizacji, co może i brzmi dość groteskowo, lecz okazuje się być bardzo ekologicznym sposobem  połączenia z naturą.

       Ostatni rozdział autorka poświęciła własnym decyzjom, tytułując go: Da czy nie da? Oczywiście nie zdradzę jej stanowiska, chociaż po lekturze „Sztywniaka” to samo pytanie zadałam sobie, odpowiadając z miejsca: Nie dam.

       Cóż, na ogół jesteśmy przywiązani do swoich ciał i trudno tak z dnia na dzień zmienić poglądy, zwłaszcza że w naszej polskiej kulturze w dalszym ciągu egzystuje silna tradycja chrześcijańskiego pogrzebu. Ale w moim przypadku nie to przeważa. Ja się po prostu lubię i niezależnie od pełnej świadomości, że wówczas i tak nic mnie już nie będzie obchodziło, nie zdecydowałabym się narażać swojego biednego, służącego mi wiernie przez tyle lat ciała na przeróżne eksperymenty. Nawet dla dobra ludzkości, która notabene doskonale obejdzie się bez takiego poświęcenia. Będąc więc egoistką, zlecę rozsypanie moich prochów (przy dźwiękach bluesa) na jakimś uroczym leśnym zadupiu, a gwoli bycia praworządną – zaczekam łaskawie, aż będzie to dozwolone.

       Wracając do książki – wspomniałam we wstępie o poczuciu humoru. Dotyczy ono autorki, lecz proszę nie rozumieć tego jako żartowania ze zmarłych. To po prostu subtelne, czasem ironiczne, lecz niezmiernie inteligentne przymrużanie oka, z jakim Mary Roach snuje liczne dygresje, przy pełnym zresztą szacunku dla bohaterów opowieści, bardzo porównywalnych skądinąd z „Pacjentami” Jurgena Thorwalda, choć z jedną, na pewno zasadniczą różnicą – brakiem zdolności do odczuwania bólu.

       To właśnie sprawia, że książka nie jest przerażającym opisem doświadczeń czy, jak niektórzy mogą odebrać, profanacji ludzkich ciał, ale czymś, co pozwala poszerzyć nie tylko wiedzę, lecz również przełamać pewne stereotypy myślowe.

       Podsumowując, warto się z nią zapoznać, choć dla mnie, a także dla tych, którzy lubią łączyć przyjemne z pożytecznym, zawsze będzie miała jedną, podstawową wadę – nie da się jej czytać przy jedzeniu.


Bestsellerowe pozycje Mary Roach:
Duch. Nauka na tropie życia pozagrobowego
Bzyk. Pasjonujące zespolenie nauki i seksu
Sztywniak. Osobliwe życie nieboszczyków

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Miladora · dnia 27.01.2011 20:40 · Czytań: 1889 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 31
Komentarze
OWSIANKO dnia 28.01.2011 01:31
Miladora

Książki nie przeczytam, bo temat beznadziejny. Życie po śmierci mało zabawne jest i nie pomogą filozoficzne upiększenia. Tym bardziej, że - jak słusznie zauważyłaś - wyraźnie odstajemy od anglosaskiej popkultury. Zwłaszcza – kultury pochówkowej. Wampiry, zombie, wiedźminy i inne koszmarne rekwizyty, są to przejściowo modne akcesoria „naszych czasów”, robią nam majonez z mózgów, ale, tuszę, iż jak wszelkie zdurnowacenie, opuści umysły następnych pokoleń. Co zaś do Twojej recenzji z komercyjnego gniota, to jak zwykle jest bez zarzutu.

pozdrawiam
Miladora dnia 28.01.2011 02:35
Owsianeczku, to nie jest komercyjny gniot. ;)
Ani popkultura. A tym bardziej wampiry itd. To rzetelnie napisana książka o tym, do jakich celów naukowych można wykorzystywać i wykorzystuje się zmarłych. O czym ogół ludzi nie ma zielonego pojęcia.
Ja też dotąd nie miałam.
I teraz zamierzam przeczytać następne książki tej autorki. :D

Buźka wieczysta. :D
SzalonaJulka dnia 28.01.2011 08:19
Że po tę książkę sięgnę obiecałam sobie po entuzjastycznej recenzji kolegi - przekazanej ustnie, pod pełnym obrzydzenia wzrokiem jego żony.
Teraz mam drugi argument. A temat jest ciekawy i ważny - o ile nie przekazywany w formie sensacji.

Przy okazji polecam film "Istnienie" Marcina Koszałki i Jerzego Nowaka - można zobaczyć, jak wygląda udział zwłok w edukacji polskich lekarzy, a także towarzyszyć aktorowi w jego rozważaniach na temat śmierci i pośmiertnych losów ciała.

PS. Jak siebie znam to książkę będę czytać przy jedzeniu i to na głos :p
Szuirad dnia 28.01.2011 09:22
Witaj
Fakt temat trochę niszowy, gdyz częściej, mysląc o życiu po śmierci opowiada się o tunelu ze swiatlem tudzież lewitacji jakiegoś rodzaju plazmy itp.
Jak widać ciała znajdują dość szerokie zastosowanie. Już sama Twoja recenzja może horyzonty w tym temacie poszerzyć. Przyznam szczerze, że całkiem rozsądnie :) brzmi dywagacja o rozsypaniu prochu, zwlaszcza przy dźwiękach bluesa (tak na marginesie - aktualnie z głosników pulsuje fantasytyczna gitara Jimmiego Dawkinsa).
Dość opornie w naszych realiach krzepną krematoria, ale jak to ująłó jeden z moich kolegów, że on to na pewno da się skremować, bo nie przeżyłby przebudzenia w trumnie :)

Coś w tym jest :)
pozdrawiam
Krzysztof Suchomski dnia 28.01.2011 09:57
Też jestem zdecydowany na kremację. I lektura książki nic by tu nie zmieniła. To nie na moje skołatane nerwy ;)
Ale Twoja recenzja, Milu, jak widać, prowokuje do przemyśleń i polemik, a parę osób pewnie po książkę sięgnie - cel został osiągnięty.
Bardziej intryguje mnie ów Bzyk :). Dasz coś więcej?
pisag dnia 28.01.2011 10:14
Książka wydaje się ciekawa. Jednak ja jestem 'obrzydliwa' (jak to mówiłam, jako dziecko). Coś czuje, że nie przebrnęłabym.

Co do samej idei. Zawsze uważałam, że po śmierci niech ze mnie wytną co się da (o ile to się jeszcze komuś przyda), a resztę spalą. Czy oddałabym swoje ciało nauce? Szczerze to nie wiem. Ja też jestem do niego przywiązana. Poza tym sam fakt takiego traktowania mojego ciała mółby być trudny dla moich dzieci i męża, może nawet rodziców (kto wie ile będzie nam dane żyć).
Miladora dnia 28.01.2011 10:52
Szalonka, co do Ciebie, to nie wątpię, że będziesz czytać na głos i w dodatku przy pełnej aprobacie Twoich Szalonych Rodziców, którzy, będąc biologami, bynajmniej tematem się nie zdziwią. :D

Szu - moim zdaniem warto przeczytać tę książkę, bo poszerza także wiedzę na temat zakresu prowadzonych badań naukowych. I nie we wszystkich można użyć manekinów niestety, a skoro są ludzie, którzy zapisują swoje ciała na cele badawcze, to normalne, że nauka powinna z tego skorzystać.

Krzysztofie - trzymam palce za Twoje skołotane nerwy. :D Może pewnego dnia sięgniesz po książkę, bo można się przy niej nieźle zahartować, a poczucie humoru autorki sprawia, że mimo wszystko uśmiechamy się wielokrotnie. ;)
A na razie opis "Bzyka" ściągnięty z sieci:

"Bzyk. Pasjonujące zespolenie nauki i seksu
Mary Roach znów wściubia nos tam, gdzie wszyscy by chcieli zajrzeć, ale się wstydzą. Szeroko otwiera zazwyczaj zamknięte drzwi, za którymi są prowadzone fascynujące badania nad seksem. Gdzie tylko mogła, osobiście pakowała się naukowcom i lekarzom do gabinetów, laboratoriów i na sale operacyjne - raz jako obserwatorka i sprawozdawca, kiedy indziej jako aktywna uczestniczka ich przedsięwzięć. Nie zawahała się odwiedzić fabryki "zabawek dla dorosłych" ani nawet kochać się z mężem podpięta do ultrasonografu. Dzięki jej niepoprawnemu i pełnemu humoru podejściu do tematu poznamy najskrytsze tajemnice naszej seksualności - dowiemy się, czy kobiety mają wytrysk, jaki wpływ na płodność ma orgazm, czy masturbacja może leczyć i do czego służy "penis-kamera".
Bzyk przyniesie wiele rozrywki i ciekawych informacji tym czytelnikom, którzy będą mieli odwagę ściągnąć ją z półki w księgarni."

Oczywiście zamierzam ją przeczytać. :D I zrecenzować.

Pisag - zupełnie rozsądne podejście. Autorka książki też się zastanawia, czy krewni zmarłych, gdyby wiedzieli dokładnie do jakich eksperymentów używa się ich bliskich, byliby zachwyceni. Zmarłym może być wszystko jedno, ale żyjącym już raczej nie. Ale z drugiej strony, w jaki sposób ich o tym informować, żeby nie doznali szoku? ;)

Dziękuję za przeczytanie recenzji i głosy w rozmowie. :D
Szuirad dnia 28.01.2011 11:25
Miladoro - ja w żadnym momencie nie twierdzilem i nie sugerowałem, ze książki tej nie warto przeczytać. Stwierdzilem, że już Twopja recenzja poszerza horyzonty, tym bardziej książka, która rzeczywiście, po tym co widzę, traktuje sprawę zupełnie w oderwaniu od samego, że tak powiem aktu, czy procesu umierania.
Ponadtozaintrygował mnie fragment o "leczniczym kanibalizmie", może niedługo i jakieś konserwy się pojawią :)
pozdrawiam
Nalka31 dnia 28.01.2011 11:28
Pamiętam jak wspominałaś o tym, ze czytasz tą książkę, dlatego tym przyjemniej poczytało się recenzję. Rzeczową z odrobiną własnej oceny i dystansem do tematu. Książka niewątpliwie daje do myślenia i poza dawką informacji na temat współczesnej medycyny, każe się zastanowić co potem. Nieraz zachodziłam w głowę co mam zrobić po, jak ma wyglądać mój koniec doczesnego żywota. I wcale nie jestem przekonana do jakiegokolwiek rozwiązania, ale pewnie kremacja będzie najbardziej prawdopodobna by moje prochy mgły spocząć w maleńkim kąciku obok bliskich. Przycupnę sobie tak na wieczność i będziemy mieli dużo czasu na wspólne rozmowy.

Pozdrowionka serdeczne. :)
Miladora dnia 28.01.2011 12:24
Szu - może powinnam była coś więcej napisać o kanibalizmie, ale nie chciałam rozdmuchiwać recenzji. W każdym razie, czy ktoś z nas wie, że na bazarach wschodnich sprzedawano w ubiegłych wiekach zmelifikowanych ludzi i eliksir z mumii? ;)
Melifikacja to zakonserwowanie zwłok w miodzie. Natomiast w starożytności handel obejmował także krew zabitych gladiatorów, a potem artykułem tym handlowali również kaci w XVIII-wiecznej Francji i Niemczech. Jako ciekawostka - Diego Rivera, znany malarz meksykański (mąż Fridy Kahlo) przyznał się w swoich dziennikach do zastosowania diety (wraz z przyjaciółmi), polegającej na spożywaniu przez dwa miesiące ludzkiego mięsa, po której zdrowie każdego z nich wyraźnie się poprawiło. A dzisiaj, na przykład, propaguje się spożywanie przez kobiety własnego łożyska po porodzie, co zapobiega depresji poporodowej. To tylko niektóre przykłady, skoro byłeś zainteresowany. ;)

Nalcia - niezależnie od tego, co postanowisz, i tak już potem nie będzie miało znaczenia. Ale dobrze jest pomyśleć mimo wszystko zawczasu - dla własnego komfortu za życia. ;)
Dziękuję za głos. :D
Szuirad dnia 28.01.2011 13:35
Dzięki za rozszerzenie tematu. Zainteresowanie ograniczę do pozyskania informacji, bez prób organoleptycznych :)
OWSIANKO dnia 28.01.2011 15:48
Miladora

Nawiążę do komercyjnego gniota, bo prawdopodobnie tylko ja, stuletnia dziadyga (bez 37 wiosen) upieram się przy tym określeniu. Otóż wystaw sobie waćpanna, że ani w ząb nie „czuję bluesa”, gdyż Twoje achy i ochy: „czy masturbacja może leczyć i do czego służy "penis-kamera" – wydają się przesadne.

Czy faktycznie ciekawią Cię tego rodzaju „zagadnienia”? Chciałabyś się dowiedzieć, kiedy autorka omawianej przez Ciebie wybroczyny zamierza ujawnić psi los migdałków w pochwie i jak ta wiedza pomoże ludziom zrozumieć drugiego człowieka? Tak sobie miarkuję, że różne hitowe bzyki należą do literatury kucharek: fabrykowane dla kasy.

pozdrawiam
:mad:
Miladora dnia 28.01.2011 16:49
Drogi Owsianko
Cytat pochodzi z opisu książki, znajdującej się w necie. To nie moje "achy i ochy". :D
Nie jestem skłonna do wyrażania zachwytów przed własnoręcznym sprawdzeniem zasadności owych.
I tak - ciekawią mnie te i mnóstwo innych zagadnień, związanych z lepszym poznaniem człowieka. Bo dlaczego nie?
W ogóle wyznaję zasadę poszerzania wiedzy na wszystkie możliwe tematy. Przynajmniej umrę z lepszą świadomością tego, kim byłam. :D
I mam jeszcze jedną zasadę - nigdy nie oceniam książki przed przeczytaniem, ponieważ żeby coś mówić, to trzeba wiedzieć, o czym się mówi. ;)

Też pozdrawiam. :rip:
:D
OWSIANKO dnia 28.01.2011 17:06
toteż, moja droga, nie oceniam książki, tylko jej pseudonaukowy temat.
Miladora dnia 28.01.2011 17:15
A skąd wiesz, że jest pseudonaukowy, skoro jej nie czytałeś? ;)
OWSIANKO dnia 28.01.2011 17:23
he,he„Sztywniak. Osobliwe życie nieboszczyków”. mówi Ci to coś?
Miladora dnia 28.01.2011 17:50
Owszem, drogi Owsianko, mówi.
O pewnym dystansie i poczuciu humoru autorki, która biorąc na warsztat tak trudny i kontrowersyjny temat, potrafiła wybrnąć z niego nie tylko rzetelnie, ale i z wdziękiem. ;)
OWSIANKO dnia 28.01.2011 19:02
jeżeli "życie nieboszczyka" to termin naukowy, to pora umierać

pozdrowienia od giętkiego sztywniaka z biglem
Usunięty dnia 28.01.2011 19:13
No tak... chyba czekałam na kogoś takiego jak pan Owsianko:), bo mam podobne spostrzeżenia. Co innego jakby to był horror czy coś takiego, ale tak. Nie przekonała mnie niestety ani recenzja a już na pewno tej książki nie kupię. Bo co by mi dała? Sądzę, że informacje na nic by mi się zdały. Dałyby mi szczęście? A może obrzydzenie? Cóż po nich? Wiedzę większą niż mam? A nawet jeśli, to co ona by mi dała? Dlatego nieboszczyków zostawiam. Amen. W horrorach jak najbardziej. Co do pobierania organów absolutnie nic nie mam, jeśli ratują komuś życie. I więcej już mi nie potrzeba. Amen.
Krystyna Habrat dnia 28.01.2011 19:56
Dobrze, że są wśród nas, na PP, tacy, którzy z całym przekonaniem realizują myśl: Nic co ludzkie nie jest mi obce. Ja też dawniej uważałam, że powinnam zdobyć jak najwięcej wiedzy o człowieku w jego najbardziej krańcowych sytuacjach życiowych. Zagłębiałam się nawet z przejęciem w psychiatrię i kroiłam w laboratorium ludzki mózg, nie mówiąc o żabach. Niestety, tych "powinnam" jest tak dużo, że od dawna pasuję. Po tę książkę też chyba nie sięgnę, ale pozostanę pełna szacunku, dla tych, którzy takie czytują. Chyba warto w ten sposób poszerzać swoją wiedzę o człowieku.:(
OWSIANKO dnia 28.01.2011 19:59
ardo

masz rację: „Co innego jakby to był horror” Wtedy żywy truposz byłby na miejscu. Tu zaś skrzeczy bezsensem, bo od kiedy to nauka, skoro to absurd. Nie mieszajmy gatunków.
Miladora dnia 28.01.2011 21:22
Napisałam "warto się z nią zapoznać", a nie, że "koniecznie trzeba tę książkę przeczytać". ;)
Ja uważam, że warto, ponieważ poszerza znajomość świata, w którym żyjemy, i w którym zjawisko zapisywania po śmierci swojego ciała na cele naukowe jest coraz częstsze. Nie można tego ani zabronić, ani zanegować, więc przynajmniej dobrze jest mieć świadomość, jak nauka korzysta z tych darowizn. A korzysta na wiele różnych sposobów i to najczęściej dla dobra nas, żyjących.
Jednym słowem, mamy pewien dług wdzięczności u zmarłych.
Tak więc, nic w tej książce nie "skrzeczy bezsensem", Owsianko, skoro otrzymujemy rzetelny opis placówek badawczych, doświadczeń naukowych i mamy do czynienia z naukowcami, którzy podchodzą z pełnym szacunkiem do swojego "materiału badawczego". A oprócz tego, autorka przybliża nam zagadnienia z dziedziny historii, medycyny czy etyki. A więc to absurd?
Owszem, absurdem jest przyklejanie etykiet bez zaznajomienia się z tym, o czym się dyskutuje. ;)
Recenzja ma na celu, li i jedynie, przybliżyć książkę, by każdy mógł z pełną świadomością sięgnąć po nią lub nie.
I nie zamierzam książki bronić czy komukolwiek jej narzucać.
Natomiast zawsze będę obstawać przy stanowisku, że dyskusja zaczyna się dopiero wtedy, gdy się zna przedmiot dyskusji.
Literatura popularnonaukowa nie jest pseudonaukowym bełkotem ani szarlatanerią. Nie w przypadku rzetelnego podania faktów, łatwych w dodatku do sprawdzenia za pomocą obszernej bibliografii podanej na końcu książki.
Więc może, Owsianeczku, nie grzesz pochopnością sądów, wyrażonych ad hoc i bez zastanowienia, skoro nikt Ci tej książki nie każe czytać. ;)
Albo przeczytaj i napisz recenzję, w której udowodnisz, że jest to "komercyjny gniot" i "absurd".
A propos Twojego pierwszego komentarza i zdań - "Książki nie przeczytam, bo temat beznadziejny. Życie po śmierci mało zabawne jest i nie pomogą filozoficzne upiększenia. Tym bardziej, że - jak słusznie zauważyłaś - wyraźnie odstajemy od anglosaskiej popkultury. Zwłaszcza – kultury pochówkowej. Wampiry, zombie, wiedźminy i inne koszmarne rekwizyty, są to przejściowo modne akcesoria „naszych czasów”, robią nam majonez z mózgów...", to obawiam się, że w ogóle nie zrozumiałeś, co jest tematem książki. Więc o czym tu rozmawiać? ;)

Dziękuję wszystkim za przeczytanie i komentarze. :D
Tak naprawdę cały czas tworzymy historię ludzkości - i jako żywi, i zmarli.
Wasinka dnia 29.01.2011 09:43
Przyznam, że rzadko czytam recenzje, ostatnio jakoś w ogóle nawet... A to dlatego, że autorzy zbyt często ujawniają za dużo - jak dla mnie - treści omawianej książki. Wolę się z recenzją zapoznać dopiero po przeczytaniu opisywanego "obiektu", rozszerzając swoje spojrzenie o nowe...
Ale tutaj jest odpowiednia dawka; na tyle żeby zainteresować albo zniechęcić. Zgrabne zarysowanie problemu w gładko płynącej formie. I nie wiem dlaczego przypomniała mi się czytana kiedyś książka o historii gilotyny i odwiecznej fascynacji człowieka gwałtowną śmiercią w kontekście sztuki i historii... Może dlatego że rozpatrywano temat również pod kątem tego, co dzieje się ze "zmarłym" w chwilę po egzekucji i co robiono z nim, by dowiedzieć się, czy czasem jeszcze... ech... co ja będę o tym pisać.

Pozdrowienia sobotnie :)

Aha (to tak w ramach niewyjścia z wprawy) ;) :
bez jakiegokolwiek wahania natychmiast włożyłam - "natychmiast" wydaje mi się już niepotrzebne
proszę nie rozumieć tego, jako żartowania - a tu, wg mnie, przecinek niepotrzebny
Miladora dnia 29.01.2011 11:31
Miło, że się zjawiłaś, Wasineczka. :D
Ja też czytałam coś podobnego. W zasadzie fascynacja śmiercią nie musi dziwić - ludzie od zawsze dążyli do poznania rzeczy niewyjaśnionych.

Dziękuję za poprawki - masz rację i zaraz nanoszę. ;)
Buźka i miłego weekendu.
Wasinka dnia 30.01.2011 11:57
Niewątpliwie nie jest dziwnym, że człowieka frapuje ów temat.
Co do książki, to tak sobie myślę, że przeczytałabym z ciekawości, bo lubię oglądać świat/człowieka z różnych perspektyw i w różnych odsłonach ;)

Pozdrawiam słonecznie :)
Waldan dnia 20.04.2011 16:25
Według mnie dobra recenzja powinna sie cechowac kilkoma rzeczami.
1. skutecznie zachecic lub zniechecic do przeczytania ksiązkiwole (zachęcić)
2.Pokrótce przyblizyc temat plus własne przemyślenia
3.Powinno sie to czytać lekko łatwo i przyjemnie

Z przykrościa musze stwierdzić, że powyższa recenzja spelnia owe wymagania. Przy najbliższej okazji zapoznam sie z twórczością owej autorki. Szczególnie interesuje mnie ten bzyk, i to jak brzmi ten tytuł w orginale
Miladora dnia 20.04.2011 17:04
O, Waldan. :D

Z nieprzykrością stwierdzam, że Twoja wizyta sprawiła mi przyjemność. :D

A Bzyka nie udało mi się pożyczyć, niestety. Jest tylko w czytelni, a na razie nie bardzo mogę wywalić stówę na komplet tych książek. Więc czekam na lepsze czasy. ;)
Też jestem ciekawa, jak brzmi "bzyk" po angielsku. :D
Do licha, chyba sprawdzę w tej czytelni...

Dzięki i miłego wieczoru.
No i kto by pomyślał, że ścinając kogoś można mieć podwójną uciechę. ;)
Miladora dnia 20.04.2011 17:11
A na razie okładki, bo nie da się wrzucić obrazka do tekstu.

www.kdc.pl/pub/mm/img/80/10666915.jpg

merlin.pl/Sztywniak-Osobliwe-zycie-nieboszczykow_Mary-Roach,images,11,978-83-240-1302-9.jpg
Waldan dnia 20.04.2011 19:45
Ciekawe, nie:) Zgaduje, że na pewno nie brzmi ,, fuck "
Waldan dnia 03.05.2011 14:54
Juz wiem, worginale to będzie ,, Bonk"
Miladora dnia 03.05.2011 15:31
No i czegoś się nauczyłam przy okazji. :D
Sprawdzę i tak, ale nie miałam czasu ostatnio.
Dzięki.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Zbigniew Szczypek
22/03/2025 13:46
Gitesiku Zrozumiałem(chyba) zamysł tego… »
Florian Konrad
22/03/2025 13:32
kurczę: aż niedawno chciałem napisać tekst "Groby… »
Zbigniew Szczypek
22/03/2025 13:23
Nikodem.m Nikodemie - zacznę od zmiany tytułu - rybak, to… »
Zbigniew Szczypek
22/03/2025 12:37
Agnieszko Piękny ale i bardzo, bardzo smutny ten utwór,… »
Zbigniew Szczypek
22/03/2025 12:23
Januszu 1. Na pewno dobre, bo przeżył i możliwe też, że… »
Janusz Rosek
22/03/2025 10:48
Zbigniew Szczypek Ten fragment tekstu daje do myślenia i… »
Janusz Rosek
22/03/2025 10:35
Dziękuję bardzo za Twój komentarz i bardzo dobrą ocenę.… »
Zbigniew Szczypek
21/03/2025 19:24
Dekadentka Pozwól, że jako pierwszy przywitam Cię… »
Zbigniew Szczypek
21/03/2025 18:35
Januszu Dość trudno jest mi na bieżąco obserwować kolejne… »
Zbigniew Szczypek
21/03/2025 16:46
Janusz Rosek Januszu, niezmiennie i ze wspaniałym… »
domofon
21/03/2025 09:57
Chciałoby się krzknąć: Walcz jesteś rycerzem, ale jak… »
Janusz Rosek
21/03/2025 08:37
Zbigniew Szczypek Bardzo dobry tekst. Za każdym razem,… »
KoRd
19/03/2025 23:09
Tekst trochę zmyślony. Ogólnie Ok, Parę błędów rzeczowych… »
KoRd
19/03/2025 22:40
Dzięki za wizytę na mojej stronie. Tekst ten powstał podczas… »
Florian Konrad
19/03/2025 08:13
Dziękuję serdecznie. »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 07/03/2025 23:38
  • Wszystkich, a szczególnie zwycięzców konkursu serdecznie pozdrawiam i mam nadzieję/głęboko w to wierzę, że i bez konkursu będziemy licznie komentować! Liczne pąki już pęcznieją, czas rokwitnąć ;-}
  • Redakcja
  • 03/03/2025 15:21
  • Wyczyściliśmy już Portal z tego spamu.
  • Miladora
  • 03/03/2025 14:24
  • A ja myślałam, że jest to forum dyskusyjne portalu pisarskiego, a nie agencja reklamowa. :(
  • Redakcja
  • 28/02/2025 09:38
  • Ostatni moment na komentarzowe szaleństwo! Pióra w dłoń!
  • Redakcja
  • 14/02/2025 12:01
  • Kochani, mamy konkurs, zapraszamy do zabawy! [link]
  • Szymon K
  • 30/01/2025 06:22
  • Dlaczego zniknęły moje linki do ksiażki?
  • Wiktor Orzel
  • 02/01/2025 11:06
  • Wszystkiego dobrego wszystkim!
  • Janusz Rosek
  • 31/12/2024 19:52
  • Udanego Sylwestra i szczęśliwego Nowego Roku 2025
  • Zbigniew Szczypek
  • 30/12/2024 22:28
  • Iwonko - dziękując za życzenia - kocham zdrowie i spokój oraz miłość, pełną świąt! A Tobie Iwonko i wszystkim na PP życzę Szczęśliwego Nowego Roku, by każdy dzień był święty/świętem
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty