Gdyby ktoś zapytał Pesahsona, dlaczego jego cień jest w kształcie bombki świątecznej, nie byłby w stanie odpowiedzieć. Od urodzenia miał okrągłego towarzysza, który nie odstępował go na krok. Jego sylwetka, jakby przepuszczona przez odpowiedni tunel, zawsze była w kształcie bombki. Okrągła i spokojna. Rzadko się zdarzało, żeby go wyprzedzała. Niekiedy tylko musiał zwalniać np.: jak schodził ze schodów albo szedł pochyłą ulicą. W zależności od nachylenia musiał zmieniać głębokość swojego oddychania. Nikt nie chciał mu wierzyć, ale cień mu ciążył.
Najgorsze było dzieciństwo. Wszyscy się z niego śmiali, a nauczyciele straszyli. Jak będziesz nadal takim urwisem, to powieszą cię na choince nieistnienia, mawiali. Choinka-nieistnienia. Koszmar senny i kara. Nawet mama powiedziała mu kiedyś, że istnieje takie drzewo, przeznaczone dla dzieci, które mają cień w kształcie bombki i są niegrzeczne. Najstraszniejsze było to, że, jak mówiła mama, on będzie pierwszy. Każde inne dziecko jest dumne z takiego daru, jakim jest wyjątkowy cień. Celebrują go codziennie, chodzą z nim na spacery i dbają, aby zanadto się nie staczał. A ty? - pytała mama - nie uprawiasz sportu, w szkole kiepsko Ci idzie, a cienia się wstydzisz. Dla takich urwisów jest tylko jedno miejsce. Raz zawieszone na olbrzymim drzewie nigdy zeń nie zejdą. Nikt po nich nie przyjdzie, bo nie ma jednej drogi do choinki. Będę tak wisiały w niedziele, święta i dni powszednie. Do końca świata, a z każdą sekundą będą zmieniały się w bombkę, aż osiągnął idealny kształt swojego cienia. I tak umrą.
Kiedy poszedł do liceum, a później na studia, oczekiwał zmian. Te jednak nie nadchodziły. Może z tą różnicą, że nie wierzył już w choinkę nieistnienia i nie zwracał już takiej uwagi na złośliwe uwagi ze strony rówieśników. Czasami tylko budził się w nocy i zapalał światło z nadzieją, że zamiast bombki ujrzy swoją sylwetkę. Wszystko zmieniło się pewnego wieczoru. Poszedł na piwo. Chodził w jedno, mało uczęszczane miejsce. Czuł się tam swobodnie. Nikt nie zwracał na niego uwagi. Każdy był zajęty pilnowaniem własnego cienia. Knajpa nie miała nazwy ani adresu. Mogli ją znaleźć tylko posiadacze wyjątkowych cieni. Jak się okazało, nie brakowało takich w rodzinnym mieście Pesahsona. Był na przykład starszy mężczyzna z cieniem w kształcie talii kart oraz młoda, atrakcyjna dziewczyna, której sylwetka odbijała się posępnym bukietem kwiatów. W kącie, przy stoliku z żółtym obrusem, zawsze siadywała staruszka, której towarzyszyły ciemne sylwetki bliźniaków. Często płakała ale urwisy nie zwracały na to uwagi i kurczowo trzymały się jej drobnej sylwetki. Jak zawsze zamówił dwa piwa i słone paluszki. Usiadł przy dziewczynie. Nigdzie indziej nie było wolnego miejsca. Na początku było dość drętwo. Z czasem, strumieniem alkoholowego upojenia, nadeszły pierwsze spojrzenia i słowa. Jakże ona piękna była. Kruczoczarne włosy, porcelanowa skóra i oczy jak motyle. Nie był w stanie powstrzymać wzroku.
- Umiesz się tylko patrzeć? - zapytała właścicielka bukietu.
- Nie - odpowiedział. Tylko nie wiem, cóż mógłbym Ci powiedzieć lub zaproponować. Moglibyśmy stąd uciec - powiedziała, dziwnie speszona swoimi słowami.
Pesahson zdrętwiał. Gdzie uciec? Nie ma żadnych pieniędzy, od rodziców nie będzie brał. Nawet pomysłu brak, jakiegokolwiek.
- Dobrze - powiedział bezwiednie. Możemy uciec. Ale na zawsze i bezpowrotnie. Dziewczyna patrzyła na niego cierpko. Nie wierzyła mu. Wyciągnął dłoń w jej kierunku.
- Weź mnie za rękę. Uciekamy. Tak jak chciałaś.
Kiedy trzymali się za ręce ich cienie wyglądały dość dziwnie. Bombka i bukiet kwiatów. Nikt nie dawał im szansy. Wielu już próbowało, ale nikomu to się nie udało.
Pesahson błyskawicznym ruchem wykręcił się od własnego cienia i zanim ten wyblakł, porwał dziewczynę z bukietem kwiatów i wskoczył do niknącego kształtu bombki. Kilka chwil później, na podłodze gdzie padał cień chłopca nie było śladu. Para też zniknęła. Nikt nigdy więcej ich nie widział.
Barman rozejrzał się po knajpie, przetarł blat baru i włączył jakąś zakurzoną płytę winylową. Nie melodia tu miała znaczenie, a kurz. To właśnie dzięki niemu płyta brzmiała jak zza światów. Matowych i puszystych.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Algun Vedono · dnia 28.01.2011 20:49 · Czytań: 1190 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 8
Inne artykuły tego autora: