Wenus - Kardemine
Proza » Obyczajowe » Wenus
A A A


Obudził się, kiedy jeszcze było ciemno. Wstawanie o czwartej nad ranem nie stanowiło problemu. Robił to mechanicznie, tak jak większość rzeczy w swoim życiu. Wstał i depcząc po porozrzucanych ubraniach, poszedł do łazienki.
Spojrzał w lusterko bez zainteresowania. Jaskrawe światło nagiej żarówki nadawało jego twarzy żółty, niezdrowy odcień. Włosy od kilku lat niepodcinane, zakrywały mu twarz i kark. Były matowe i tłuste z brudu. Nie obchodziło go to. Zamoczył twarz w cuchnącej chlorem wodzie. Orzeźwienie przyszło od razu, ale ciemne sińce pod oczami nie zniknęły. Zresztą, były tam zawsze odkąd pamiętał. Tak samo, jak głębokie bruzdy między brwiami i wokół ust. Zawsze je miał, nawet jako dziecko. Ciotki, które tłumie odwiedzały jego matkę zawsze powtarzały, jakim jest brzydkim chłopcem. A matka, tak przeczulona na punkcie tego, co ludzie powiedzą, strasznie się tym przejmowała. Przestała wychodzić z nim na ulicę. Całymi dniami wyjąwszy ranki, które spędzał w szkole, siedział w wilgotnym, przeżartym zapachem papierosów mieszkaniu. Matka szorowała go codziennie, jakby mogła w ten sposób zmienić rysy jego twarzy. Tarła mu buzię, aż skóra robiła się sina, a on omal nie mdlał z bólu i płaczu. Rano zawsze cały był spuchnięty. W ten sposób do śmiejących się z niego ciotek, dołączały jeszcze dzieci.
Matka.
Wcześnie odkrył, że była tylko starą, stukniętą wariatką.
Przepłukał usta wodą i wziął się do golenia. Była to jedyna higieniczna czynność, której poświęcał dużo czasu. Nie chciał, żeby coś zakrywało mu twarz. Nienawidził maskowania, dwulicowości i fałszu, jaki wciąż go otaczał. Miał twarz pijaka, narkomana i złodzieja. I chciał, żeby inni też to widzieli. Naga prawda i nic więcej. Kiedy zlęknione staruszki widząc jego zgarbioną, ciemną postać, przechodziły na drugą stronę ulicy, czuł dziwną satysfakcję. Aż ciepło robiło mu się w środku. Nie to, żeby upajał się przewagą. W końcu były to tylko stare kobiety, zasuszone kokony zwiędłych wspomnień. Po prostu ich strach sprawiał mu przyjemność.
Założył spodnie, podkoszulek, który kiedyś był biały i ciemnozieloną koszulę. Przeszukał lodówkę w poszukiwaniu śniadania. Z dwóch ostatnich jajek zrobił sobie jajecznicę.
Gdy skończył posiłek, wyjął pierwszego w tym dniu papierosa. Przyglądał mu się, smakując chwilę niczym narkoman na głodzie, który za moment zaspokoi swe pragnienie.
A potem wciągnął dym.
Policzki zapadły mu się głęboko, czoło zmarszczyło, jakby intensywnie o czymś myślał. Siwe smugi wypłynęły powoli z jego wydatnego, garbatego nosa.
Papierosy.
Zawsze trzymał je delikatnie, miękko, jakby były kobietą spalającą się w ogniu własnej miłości. Te nieliczne dziewczyny, które zainteresował swoją osobą, przyciągał właśnie sposobem w jaki palił. Mówiły, że w jego rękach papierosy tańczą.
Podobało mu się to.
Myślały też, że facet, który tyle uwagi poświęca paleniu skrętów, będzie je traktował i hołubił niczym królowe. Tym razem kobieca intuicja trochę je zawiodła.
Chłopaki, z którymi wtedy chwilowo się kumplował, śmiecie tacy sami jak on, próbowali go naśladować. Nie wychodziło.
Gdy resztki papierosa zgasły, westchnął. Ubrał się w czarną, skórzaną kurtkę kupioną w lumpeksie, chwycił za wypłowiały plecak i wyszedł.
Szedł szesc kilometrów do roboty, którą załatwił mu dawny znajomy. Nie jeździł autobusami. Ludzie w tartaku pukali się w czoło. Jak można w XXI wieku chodzić taki kawał drogi piechotą?
Dla niego mogli iść do diabła.
Było wyjątkowo ciemno. Zarys drogi rysował się niewyraźnie, więc szedł środkiem. Przyglądał się metrowym dziurom w asfalcie i gwiazdom, które bladły z minuty na minutę.
Była to najlepsza godzina dnia. Dla niej warto było wstać i patrzeć na ten cholerny padół łez.
Wsłuchiwał się w ciszę. Lubił ją. Wtedy i tylko wtedy, gdy patrzył ponuro na księżyc i rozjaśniające się na wschodzie niebo wierzył, że Bóg jest. Wobec tego, co oglądał każdego ranka, nie rozumiał zupełnie, po co byli mu ludzie.
Gdy dochodził do tartaku w którym pracował, czar pryskał.
Jego wzrok matowiał, skorupa zakleszczała się. Przychodził jako jeden z pierwszych. Ręce trzęsły mu się z zimna, gdy zapalał papierosa. Nie witał się z nikim. Nikt nie witał się z nim.
Wkrótce robiło się gwarno i robota ruszała. Nie mówił dużo, nie skarżył się, nie domagał się podwyżki, więc siłą rzeczy wykonywał najcięższą robotę. Miał przez to opinię idioty, który nie potrafi o siebie zadbać, zawalczyć o swoje. Nikt też go nie zaczepiał. Nikt nie zawracał sobie nim głowy.
Nie zdawał sobie sprawy z tego, co o nim mówią, bo nie interesowały go ich plotki. A ciężka praca była mu obojętna, choć czasem w poranionych, zdrętwiałych rękach nie mógł utrzymać papierosa.
Razem z innymi harował do dwunastej. Przerwę obiadową robił sobie tam, gdzie przerwał pracę. Tego dnia zapomniał o przygotowaniu jedzenia, ale w plecaku zostało jeszcze trochę chleba sprzed kilku dni. Żuł, nie czując smaku i przyglądał się.
Robotnicy zbili się w ciasną gromadę. Chrząkali, pluli, rechotali głośno, wyciągając kanapki. Słuchał i patrzył.
Napawali go obrzydzeniem.
Wyobraził sobie, jak bierze siekierę lub młotek i z rozmachem miażdży im czaszki. Widział w wyobraźni różowe strzępy mózgu na gładkiej powierzchni drzewa. Przeciągnął dłonią po twarzy.

Wracał do miasteczka sam. Jak zawsze. Tym razem wybrał się krótszą, polną drogą. Czasem, gdy wracał asfaltem ktoś go podwoził. Ale zdarzało się to rzadko.
Szedł przez pola. Wiatr wiał mocno, a z nieba zaczęło kropić. Był przygotowany na takie wahania pogody. Wyjął z plecaka czarną bluzę, którą narzucił na kurtkę, a kaptur nasunął głęboko na głowę. Włosy wchodziły mu do oczu i ust. Nie myślał o tym.
Dziś był dzień wypłaty.
Parę groszy rzuconych jak ochłap. Za cały miesiąc ciężkiej pracy. Nie buntował się. Raz, że pieniądze go nie obchodziły. Dwa, że wiedział co go czeka, kończąc edukację na podstawówce.
Pieniądze napełniały go pogardą. Wiedział jednak, że są konieczne, by funkcjonować. Dlatego pracował. Kolejny idiotyzm życia.
Gdyby nie musiał tego robić, to położyłby się na trawie i karmił słońcem, aż może któregoś dnia szczęśliwie zrósłby się z ziemią lub wyparował. Bezboleśnie. Bez najmniejszego ukłucia, drgnienia naprężonych nerwów.
Nic takiego się jednak nie zapowiadało.
Chodził więc do tartaku, by utrzymać mieszkanie.
Doszedł do miasta. Market straszył z daleka swoimi światłami i neonowymi napisami. Aż dziw, że takie monstrum wyrosło w tak małej mieścinie.
Codziennie w godzinach popołudniowych sklep otwierał swoją paszczę, wchłaniając ludzi podobnych do małych robaczków, drepczących tam i powrotem.
Dzień w dzień.
Wziął rozklekotany wózek sklepowy i wepchał go do środka. Bolały go ręce i nogi. Był głodny.

Podjechał do lodówki z nabiałem. Wpakował do wózka siedem litrów mleka i 10 jaj. Później kupił trochę mięsa, chleb, masło, kilka zupek w proszku. Na końcu wybrał cztery butelki piwa. Najtańszego. Dokładnie je obejrzał. Każdą podnosił do góry i sprawdzał pod światło. Przyklejał do nich nos, próbując coś wypatrzyć.
Ludzie się gapili.
Od natrętnego brzęczenia ludzkich głosów robiło mu się niedobrze. Chwycił jeszcze dziesięć paczek z zapałkami i paczkę papierosów L&M.
Skierował się do kasy. Gruba, młoda ekspedientka szybko policzyła należność. Zapłacił. Część zakupów schował w plecaku. Resztę załadował do foliowych toreb. Opuścił market z ulgą.
Do zobaczenia konsumpcyjny, uzależniający potworze. Do zobaczenia. Oby jak najpóźniej.

Deszcz nie przestawał siąpić. Kaptur bluzy lepił się do karku. Niewidzialna, lodowata dłoń muskała tył głowy. Bał się, że zachoruje.
Zmierzchało. Asfalt lśnił w świetle ulicznych lamp. Był błyszczącym wężem, drogą do jakiegoś przerażającego świata.
Albo i nie.
Nic nie jest bardziej przerażające niż rzeczywistość.
Klatka schodowa tonęła w mroku. Nie zapalał światła. Lubił mrok, jego ciepło i kleistość.
Szedł po schodach ciężko, powolnym, rozkołysanym krokiem. Przy drzwiach natknął się na starą sąsiadkę. Zobaczywszy go, szybko schowała się za drzwiami.
Gdy znalazł się w mieszkaniu, rzucił zakupy na łóżko, usiadł na krześle i zaczął rozsznurowywać buty. Długo to trwało.
Poszedł do kuchni, wyjął patelnię, wlał trochę oleju i nastawił na gazie. Z reklamówki, wyjął kawałek kiełbasy. Czekając, aż mięso się przypiecze, zapalił papierosa. Tylko raz w miesiącu kupował Marlboro albo L&M. Na co dzień zadowalał się skrętami przeszmuglowanymi z Ukrainy, które sprzedawał facet dwa bloki dalej i w które zaopatrywała się cała paląca cześć osiedla.
Gdy kiełbasa była gotowa, nalał sobie szklankę mleka, wyjął chleb i zaczął jeść. Gdy skończył, wrzucił talerz do zlewozmywaka, na stertę brudnych naczyń. Wypił jeszcze dwie szklanki mleka. Potem przytargał z pokoju zakupy.
Otworzył lodówkę. Na najwyższej półce stały produkty spożywcze. Pozostałe półki zajmowały kartony z mlekiem. Niektóre były rozpoczęte, niektóre puste. Kwaśny, drażniący zapach świadczył o tym, że wiele kartonów datę swojej ważności i przydatności do spożycia już dawno miało za sobą.
Przykucnął przed lodówką i wąchając sprawdzał, które kartony są nieświeże. Przeterminowane stawiał na podłodze. Te, które były jeszcze świeże, układał równiutko obok siebie. Gdy zrobił trochę miejsca, poukładał dokupione kartony. Sprawdził, czy stoją idealnie równo. Pozostałe zakupy wcisnął byle jak i zatrzasnął lodówkę.
Zapałki schował w kredensie. Zostawił tylko jedną paczkę. Wyjął piwo i zgasił światło.
Spoglądał chwilę przez brudne okno. Coś ciężkiego, co przygniatało go do ziemi, na swój głuchy, tępy sposób, odezwało się nagle. Poczuł to, jak szarpnięcie bólu przy chorym zębie. Zapiekły go oczy.
Nie włączając światła, usiadł przy stole. Otworzył piwo i wyjął zapałki. Kołysząc się na krześle, zapalał jedną za drugą. Przykładał ogień do języka i do palców, tak długo, jak potrafił. Był ciekawy czy jeszcze żyje on sam, czy może bardziej żywy jest ów ból pożerający jego tkanki?
Kiedy położył się spać, znów miał podobny sen. Przyśniła mu się matka. I jego szkielet, rozsypujący się z braku witamin i wapnia. Kości starte na proch.
Na biały popiół.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Kardemine · dnia 06.02.2011 22:22 · Czytań: 1079 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 17
Komentarze
zajacanka dnia 06.02.2011 23:59
Cytat:
Kaptur bluzy lepił mu się do karku.

W calym tekscie masz za duzo zaimkow. To tylko przyklad: Kaptur bluzy lepil sie do karku. Lepiej brzmi, a i tak wiemy, ze piszesz o bohaterze.
Cytat:
Dokładnie je pooglądał

?
Moze: Dokladnie je obejrzal.
Cytat:
Market straszył z daleka swoimi światłami i neonowymi napisami. Aż dziw, że takie monstrum wyrosło w tak małej mieścinie.
Codziennie w godzinach popołudniowych market otwierał swoją paszczę

Market - za blisko.
Cytat:
zostało jeszcze trochę chleba z przed kilku dni.


Cytat:
po co byli Mu ludzie.

mu - z malej
Cytat:
Ubrał się w czarną, skórzaną kurtkę kupioną w lumpeksie

Ubral czarna, skorzana kurtke ...
Cytat:
Policzki zapadły mu się głęboko, czoło zmarszczyło się, jakby intensywnie o czymś myślał.

drugie "sie" niepotrzebne
Cytat:
Nie wiele go to obchodziło

niewiele

Masz w tekscie za duzo zaimkow, kilka powtorzen, interpunkcja szwankuje.
Ale calosc, mocno wyrazista. Momentami nawet przerysowana, a gwiazdy nad ranem - cudne. Nie bylo gwiazd? No, to trawa...
Podobalo mi sie:)
soczewica dnia 07.02.2011 00:15
Wspaniale się to czytało. Błędów masa, ale wrócę tutaj może jutro, żeby je wytknąć, gdyż w tej chwili jestem zadowolona z tego, że przeczytałam coś takiego - akurat szukałam realistycznego obrazu, który byłby brudny i jednocześnie niechaotyczny.
katrinasr2 dnia 07.02.2011 05:55
Bohater niezwykle mnie zaintrygował. Rzeczywiście sporo błędów ale ogólnie opowiadanie czyta się lekko i z przyjemnością:)
Kardemine dnia 07.02.2011 11:43
Dziekuję za wszystkie komentarze, szczególnie ten od zajacanki. Nie ma to, jak konstruktywna krytyka:D.
Wasinka dnia 07.02.2011 12:09
Opowieść ciemna, przygnębiająca.
Czyta się z zainteresowaniem. Wyraziście nakreślasz bohatera i jego istnienie/funkcjonowanie w świecie. Tworzysz ciężki, duszny klimat. A stworzenie atmosfery to duża umiejętność.

Przejrzyj sobie tekst pod kątem powtórzeń, zaimków i interpunkcji.

z przed - sprzed

Pozdrowienia.
Kardemine dnia 07.02.2011 12:28
Dziękuję bardzo! Jestem tu nowa i nie orientuję się jeszcze zbyt dobrze w prawidłowym funkcjonowaniu na stronie. Mam pytanie: czy uwzględniwszy wszystkie uwagi osób komentujących, mogę ten tekst POPRAWIĆ?
Wasinka dnia 07.02.2011 12:30
Oczywiście :) Pod tekstem masz EDYTUJ, wystarczy kliknąć i działać.

Możesz też nanieść poprawki u siebie i potem wkleić tutaj, zamiast wersji pierwotnej.

Pozdrowienia :)
Nalka31 dnia 07.02.2011 12:54
Cytat:
Cytat:
Ubrał się w czarną, skórzaną kurtkę kupioną w lumpeksie


Ubral czarna, skorzana kurtke ...


Sugerowana w tym zdaniu przez Zajacankę zmiana nie jest poprawna, tak więc zachowaj wersję pierwotną, ale z następnego zdania kolejne się możesz wyrzucić.

Cytat:
Wstawanie o czwartej nad ranem nie było dla niego problemem.


Wstawanie o o czwartej nad ranem nie stanowiło problemu. - unikniesz przy tym powtórzenia było i pozbędzie się zaimka.

Cytat:
Ubrał czarne spodnie, podkoszulek
w co ubrał te spodnie i podkoszulek? lepiej będzie założył czarne spodnie i podkoszulek.


Mroczne, to opowiadanie, ale jak go dopracować ... Chociaż ogólnie, to nie mój klimat. Na razie troszkę przeszkadzają powtórzenia, zaimki. Pozdrawiam.
Krzysztof Suchomski dnia 08.02.2011 00:35
Zgadzam się z szanownymi przedmówcami, że mroczne i stylowe. Do tego stopnia, że spodziewałem się mocnego akcentu na koniec: czyjejś głowy w lodówce, albo czegoś równie malowniczego.
Może jestem już zmęczony, ale jakoś nie mogę nigdzie doczepić do tekstu tej tytułowej Wenus.
Fajny debiut. Pozdrawiam :)
pisag dnia 08.02.2011 07:13
"Dziś wypadał dzień wypłaty". - wypadał/ wypłaty mi się gryzie

"Podjechał pod zamrażarki z nabiałem. Wpakował do wózka siedem litrów mleka i 10 jaj. Później kupił trochę mięsa, chleb, masło, - chyba o lodówki z nabiałem. masło też przy nabiale leży. No i nic nie piszesz o kiełbasie, którą póżniej wyjmuje z plecaka czy torby.

To są takie rzeczy, które się na mnie rzuciły w trakcie czytania. Zaimki i przecinki już ci poprzednicy wytkęli ;)

Poza tym opowiadanie jest świetne. stworzyłaś bardzo, bardzo realistycznego bohatera. Żyjącego w swym pponurym i ciemnym świcie.
Chociaż ja nie spodziewałam się krwi i flaków, mi by to nie paswało do tego bohatera.
Kardemine dnia 08.02.2011 12:40
Dziękuję za komentarze.

Do pana Suchomskiego, którego również pozdrawiam: głowa w lodówce była brana pod uwagę, ale nie chciałam robić plagiatu, bo już to gdzieś było:p. Tytułowej Wenus właściwie tu nie ma. To opowiadanie jest w zasadzie fragmentem większego tekstu, w którym owa Wenus już się pojawia.

Mimo to, zachowałam pierwotny tytuł, bo mi się podoba:)

Pisag: Dziękuję za wszystkie uwagi:) Wezmę je pod uwagę. Kwestię kiełbasy próbowałam zawrzec w lakonicznym słowie 'mięso'.

Pozdrawiam wszystkich!
Berserkerka dnia 08.02.2011 22:44
Dzis w kiełbasie więcej wody niż mięsa, ale chyba można ją podciągnąć pod tą kategorię produktów spożywczych:)
Mi ten nastrój bardzo się spodobal, fajnie i szybko się czytało. Bohater charakterystyczny i pewnie go zapamietam.
Też spodziewałam się głowy w lodówce, ale jej brak niczego tekstowi nie odejmuje:)
Kardemine dnia 10.02.2011 15:17
Dziękuję Berserkerka:)
mariamagdalena dnia 11.02.2011 04:15
lubię takie "opisówki"
poza potknięciami stylistycznymi wyłapanymi przez resztę, trochę dużo przymiotników - obciążają Ci tekst
więcej uwag nie mam
kawałek jak najbardziej dobry
Kardemine dnia 23.02.2011 13:40
Dziekuję za komentarz. Wszystkie uwagi wezmę sobie do serca:)
Usunięty dnia 11.03.2011 13:21
Dziwny tekst. Po Bardzie i Duchu..., zaskakująco inny. Gdyby odnieść go do malarstwa, rysunek - ale nie szkic - namalowany grubą kreską, ze szczegółami niedokończonymi a jednak wyrazistymi. Przeczytałam z zainteresowaniem i z niedosytem. Scena, o której nic więcej wiedzieć nie będziemy, choć byśmy chcieli, a zarazem wolimy nie pytać - co dalej. Ciekawe... :uhoh: Pozdrawiam
soczewica dnia 26.03.2011 17:00
O, gdzieś na początku jeszcze zostało "tłumie" zamiast "tłumnie".
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty