Teoria spiskowa - clayman
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Teoria spiskowa
A A A
Teoria spiskowa


To wtedy wydawało się naprawdę zabawnym pomysłem.
Ralph, mrużąc podkrążone oczy i drapiąc się bo brodzie, jeszcze raz przeczytał małe okienko tekstu, które przed momentem wystukał na swoim komputerze.

Czy nie wydaje wam się to dziwne, że listonosze zawsze przychodzą do paczkami akurat wtedy, gdy nikogo nie ma w domu i potem musimy biegać po nie na pocztę ? Nie ma mnie w mieszkaniu raptem dziesięć minut. Wyjdę do sklepu, albo z psem na spacer, a ci wredni dranie przychodzą właśnie wtedy, zostawiają awizo i uciekają. Niemal tak, jakby wiedzieli kiedy się zjawić, co nie? Mówię wam to spisek mający na celu trzymaniu nas w ciągłym stresie, dzięki czemu łatwiej nas kontrolować.

Gdy skończył uśmiechnął się lekko do monitora. Było wystarczająco absurdalne, a o to właśnie mu chodziło. Nacisnął enter, a po sekundzie na forum traktującym o różnych teoriach spiskowych utworzył się nowy temat.
Oczywiście nie wierzył w ani jedno słowo, które napisał, chociaż ostatnio faktycznie często mijał się z listonoszami i był regularnym gościem poczty. Nie miał także zamiaru wywoływać żadnej internetowej dyskusji. Już sobie wyobrażał jak grupka maniaków wszelkich spisków przeczyta jutro rano jego wypociny i nagle przypomni sobie jak kilka razy spotkali się z podobną sytuacją. Wtedy ta banda idiotów przyzna mu racje, drążąc bezsensowny temat co raz bardziej i bardziej. Wtedy ubaw będzie jeszcze większy.
Tak. To wydawało się naprawdę zabawnym pomysłem.
Spojrzał w prawy dolny róg ekranu i skrzywił się, gdy zdał sobie sprawę, że trzecia rano minęła właśnie piętnaście minut temu. Nie chodzi o to, że chciało mu się spać, albo żeby miał jutro jakieś ważne obowiązki. Po prostu nie wypada siedzieć tak długo przy komputerze. Gdyby matka, albo jego dziewczyna go teraz zobaczyły, kazaniom nie byłoby końca. Wyłączył więc komputer i ruszył w stronę łazienki, masując bolący kark.
Wziął długi prysznic, pozwalając by woda oblewała jego szyje gorącym strumieniem tak długo, aż ból zmienił się w odległe wspomnienie. Miał gdzieś rachunek za wodę. O trzeciej rano człowiek ma chyba prawo się nimi nie przejmować? Wytarł się niedbale jeszcze w kabinie i stanął nad małym lustrem krytycznie oceniając to co zobaczył.
Strasznie się ostatnio zapuścił. Dieta złożona z fast foodów i piwa, a także brak jakiegokolwiek ruchu, po za spacerami z Rexem, zapewniała mu coraz większy brzuch i coraz mniejsze mięśnie. Twarz nie wyglądała wcale lepiej. Trzydniowy, chaotycznie rosnący zarost
i czerwone, podkrążone oczy prezentowały się nadzwyczaj okropnie. Z mocnym postanowieniem
o podjęciu już od jutra ćwiczeniom, goleniu i ograniczeniu, papierosów oraz komputera wyłącznie do pracy, poczłapał prosto do łóżka.
Przed snem wzięło go na refleksje nad własnym życiem i zdał sobie sprawę, że nie jest chyba aż tak źle. Miał już co prawda dwadzieścia siedem lat na karku i brak jakichkolwiek skończonych studiów, ale za to nie mieszkał już z matką (dzięki Bogu, Jahwe, Allachowi i Szatanowi). Pieniądze, w ilościach akurat takich jakich potrzebował, zapewniała mu dorywcza praca jako projektant
i administrator różnych stron internetowych, a także handel na internetowych aukcjach, które ostatnio były niesamowicie popularne. Dodatkowo był całkiem niezły w pokera i od trzech miesięcy wygrywał na tym więcej niż przegrywał.
Niesamowite, że ludzie dalej nie zdają sobie sprawy ile pieniędzy oferuje im dzisiaj internet. Wielu dalej uważało, że człowiek jeśli chce pracować musi wstawać o świcie i spędzać osiem godzin poza domem. Przykładowym egzemplarzem takiego człowieka była naturalnie jego matka, która dalej suszyła mu głowę, by skończył wreszcie swoje studia i wziął się do „porządnej” roboty. Jakby tego było mało, jego rodzicielka, oraz jego dziewczyna Monika, zawarły niedawno niepisany sojusz, który miał tylko jeden cel. Ślub Ralpha i Moniki.
Owszem zdawał sobie sprawę, że kiedyś ożeni się ze swoją dziewczyną i wcale mu to nie przeszkadzało. Nie podobało mu się tylko, że miałoby się to wydarzyć w najbliższym czasie. Był akurat w takim okresie swojego życia, w którym czuł się nawet odrobinkę szczęśliwy, a zawsze sobie powtarzał: „Skoro coś działa, po co to zmieniać?” Jeśli matka w najbliższym czasie cokolwiek wspomni o małżeństwie powie jej co o tym sądzi. A może powie jej nawet więcej? W końcu jest tyle rzeczy, które chciałby jej przekazać, najlepiej głośno przy tym krzycząc.
Oj tak. Najwyższy czas wygarnąć kochanej mamusi co o niej sądzę, pomyślał po raz tysięczny w swoim życiu, po czym zasnął.
**
Z samego rana, a dokładniej jakieś siedem minut po dwunastej obudziła go melodia dzwonka telefonu. Nie otwierając oczu wymacał w kłębach pościeli komórkę. Nie patrząc kto dzwoni odebrał i zapytał.
– Co słychać mamusiu?
– Cześć synku – odpowiedział świergoczący, damski głos, który wbijał się w mózg jak świder. – Nie uwierzysz w to co ci powiem.
Jestem adoptowany, pomyślał z nadzieją. Chociaż nie. W to akurat uwierzyłbym od razu.
– Cały zamieniam się w słuch – skłamał.
– Wyobraź sobie, że w centrum handlowym wpadłam na pana Rodgearsa. To nasz były sąsiad, którego tak bardzo lubiłeś jak byłeś mały. Pamiętasz?
– Oczywiście mamusiu. To doprawdy niesamowite. – Przerwał by ziewnąć. – Jaki ten świat mały. Dzięki za telefon.
– Och czekaj, to jeszcze nie wszystko – rzekła z prędkością błyskawicy. – Wyobraź sobie, że...
W tym momencie, Ralph próbował z całych sił wymyślić jakąś szybką wymówkę, by zakończyć rozmowę i wrócić w kojące objęcia snu. Niestety, nawet, gdyby przyszła mu taka do głowy, to nie miałby najmniejszych szans jej użyć. Matka zaczęła właśnie jeden ze swoich monologów, który charakteryzował się wypluwaniem z niesamowitą szybkością kolejnych słów, oraz całkowitą odpornością na przerywanie.
Z tego co zdołał usłyszeć, dowiedział się, że pan Rodgears, którego oczywiście nie kojarzył, został kierownikiem kadrowym w firmie zajmującej się telekomunikacją i z miejsca mógł dać mu pracę. Przez ucho przemknęła mu kwota dwóch i pół tysiąca teraz, a nawet pięć tysięcy gdy skończy studia, oraz adres siedziby firmy. Był odległy o jakąś dobrą godzinę jazdy autobusem od jego mieszkania.
Odsunął telefon od ucha by zobaczyć, która godzina, następnie popatrzył w stronę okna, sprawdzając jaka dzisiaj jest pogoda, przecierając jednocześnie zaspane oczy. Było ładnie i całkiem słonecznie. Przynajmniej ten ranek ma jakieś plusy.
Zdał sobie sprawę, że matka przestała mówić i znowu przyłożył komórkę do twarzy.
– Co mówiłaś? Nie dosłyszałem.
– Pytałam, co o tym sądzisz? To świetna propozycja, co nie? – zapytała tonem, który sugerował tylko twierdzącą odpowiedź.
– Ale ja teraz bez problemu zarabiam ponad dwa tysiące nie ruszając się z domu – burknął. – Podziękuj panu Rogersowi za propozycję. Chyba sobie tym razem podaruję.
– Rodgearsowi. Ale, gdybyś skończył studia, mógłbyś zarabiać, aż pięć – matka nie chciała ustąpić. – Pomyśl o jeszcze późniejszych awansach.
– Więc powiedz panu Rodgearsowi, że zgłoszę się do niego gdy skończę studia. – Czyli oby nigdy, pomyślał. – Przepraszam mamusiu, ale właśnie przyszła moja kolej w banku. Całuje. Pa.
Po czym natychmiast się rozłączył i rzucił komórkę z powrotem w pościel, a głowę wbił w poduszkę.
Usłyszał ciche skomlenie i charakterystyczny odgłos merdającego ogona. Odwrócił się
i ujrzał Rexa, który dumnie trzymał smycz w zębach, starając się wyglądać przy tym również jak najbardziej uroczo.
Ralph ujął jego pysk i przysunął go sobie do twarzy.
– Gdybyś tylko wiedział jak bardzo cię w tym momencie nienawidzę – westchnął.
Rex polizał go po policzku, nauczony mechanizmem Pawłowa, że to daje tymczasową, ale za to całkowitą władze nad człowiekiem, po czym zmusił Ralpha do wyprowadzenia się na spacer.
Tak jak zawsze, udało się.
**
Następna część dnia była dużo przyjemniejsza.
Po spacerze z psem w skrzynce na listy znalazł awizo i udał się od razu na pocztę odbierając zamówioną przez internet płytę. Gdy wrócił wrzucił do odtwarzacza świeżo odebrany album Mötley Crue i puścił go nieco głośniej niż pozwalała przyzwoitość. Następnie włączył komputer
i sprawdził swoje ulubione strony. Przypomniał sobie o wczorajszym temacie na forum i od razu do niego zajrzał. Z zadowoleniem ujrzał, że parę osób połknęło haczyk i było absolutnie przekonanych, że listonosze specjalnie przychodzą do nich, gdy nie ma ich w domu. Jeden z internautów twierdził nawet z całą powagą, że cała sprawa zaczęła się jakieś pół roku temu i bez wątpienia mamy do czynienia ze spiskiem. Zanegował jednocześnie, że chodzi o utrzymanie ludzi w ciągłym stresie powodowanym kolejkami na pocztach. Według niego grupie trzymającej władze, czyli w tym wypadku krajowej poczcie, zależy, by ludzie byli jak najrzadziej w domu i marnowali jak najmniej elektryczności i gazu. Dalej były jakieś bzdury o kryzysie energetycznym i przeludnieniu kraju, więc Ralph darował sobie lekturę.
„Póki nie skorzystałem z internetu, nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów”. W tym wypadku wypowiedź Stanisława Lema była trafna w stu procentach.
Z rozbawienia wyrwał go kolejny dzwonek telefonu, tym razem obwieszczający jego użytkownikowi, że z całą pewnością ktoś wysłał mu SMS–a. To była Monika. Pytała, czy nie miałby ochoty na wypad do kina na film, który ktoś uznał za odpowiednie nazwać Miłosny riff.
Górny Mózg Ralpha już próbował wymyślić jakąś ładnie brzmiącą odpowiedź, która dała by Monice do zrozumienia, że film o takiej nazwie nie może być dobry i równie dobrze mogą dziś pójść na plac budowy i obejrzeć jak leją tam fundamenty. To by miało prawdopodobnie większą wartość artystyczną.
Na szczęście w takich chwilach władzę nad jego ciałem przejmował Dolny Mózg, ukryty w tym momencie w starych jeansach, który tak pokierował palcami by w rezultacie odpisać – Tak kochanie. Będę po ciebie o siódmej.
Dolny i Górny mózg Ralpha wbrew pozorom działały w idealnej zgodzie. Od dawna miały święte porozumienie, na mocy którego Dolny kierował rozmowami z Moniką, a Górny z matką.
**
Dokładnie umyty, ogolony, ubrany w najlepszą koszulę i spodnie od garnituru, siedział w trzecim rzędzie, obok Moniki w ciemnej sali kina oglądając to, co według niego filmem być nie mogło.
Owszem zdradzało wszelkie, najważniejsze cechy charakterystyczne dla filmów. Po pierwsze był wyświetlany w kinie, a to już spory dowód. Jak najbardziej obrazy, które oglądał były ruchome i przedstawiały dynamicznie zmieniające się sytuacje. Nawet miało aktorów, dialogi, a nawet coś co można by nazwać fabułą. Wszystkie elementy wydawały się być na miejscu. Po prostu, jakoś gdy połączyło się je w całość nie wychodził film, a raczej coś w stylu kupy gówna na ekranie.
Była to klasyczna historia miłosna. Chłopak jest nieśmiały, ale za to bardzo utalentowany, marzy o karierze gwiazdy rocka. Dziewczyna jest ładna, popularna, ma same szóstki i wydaje się mieć samych napakowanych kolegów, przy których główny bohater sprawia wrażenie niemal dwuwymiarowego. Oczywiście chłopak i dziewczyna zakochują się w sobie. Jest dużo miłosnych podchodów, ballad, śpiewów i tańców w rytm bardzo wygładzonego rocka. Pojawia się także czarny charakter w postaci kolegi gitarzysty, który tak zazdrości mu talentu i dziewczyny, że próbuje sabotować bardzo ważny koncert. Naturalnie na koniec miłość wygrywa i chłopak, oraz dziewczyna żyją długo i szczęśliwie.
Ralph zadowolony z siebie, że odgadł fabułę „filmu” po pierwszych piętnastu minutach, zastanawiał się teraz co robić przez następne półtorej godziny trwania seansu. Szybko znudziło mu się ocenianie urody głównej bohaterki i szczegółowemu porównywaniu jej z Moniką, zaczął więc myśleć o powodach, dlaczego ten „film” jest najgorszym jaki kiedykolwiek widział. Nie chodziło mu o tak błahe sprawy jak fabuła, muzyka, czy gra aktorów. Miłosny riff był ponad takie rzeczy.
Jedyną zaletą filmu wydawał się być fakt, że poznał nowe znaczenie słowa żałosny. Nie mógł zrozumieć jakim cudem dorosły facet krzyczy do drugiego dorosłego faceta, z wyrzutem w głosie – w przedszkolu byliśmy jak bracia! – albo dlaczego, gdy główny bohater gra pod oknem dziewczyny miłosną balladę, słychać masę różnych instrumentów, mimo, że jest tam sam i trzyma w rękach niepodłączoną nigdzie, elektryczną gitarę.
W momencie gdy główny bohater oznajmia rywalowi, że kocha swoją dziewczynę bardziej niż rocka, Ralph myślał, że zwymiotuje. Po przejściu kryzysu w żołądku, był wdzięczny swojemu lenistwu, że nie chciało mu się robić obiadu. Może i nie znał się zbyt dobrze na randkach, ale doskonale radził sobie za to z matematyką i wiedział, że puszczenie pawia równa się nici z seksu.
Po chwili niebiosa nareszcie zlitowały się i puściły napisy końcowe. Wstał jak najszybciej z ciepłego już fotela, chwycił Monikę za rękę i niemal biegiem wyprowadził ją z kina, tak na wszelki wypadek. Potem poszli coś zjeść do małej restauracji w okolicy wymieniając jednocześnie uwagi dotyczące seansu.
– I jak, podobało ci się? – zapytała.
Najgorszy film wszech czasów, pomyślał.
– Był w porządku – odpowiedział. – Te wszystkie piosenki i w ogóle.
Monika zaśmiała się głośno, klepiąc go po ramieniu.
– Dajże spokój. Ten film był żałosny. Ostatni raz posłuchałam Jessice. Następnym razem razem ty coś wybierz.
– Może Miłosny riff dwa? – zaproponował z pełną powagą w głosie, po czym obydwoje zanosili się przez chwilę szczerym śmiechem
Kolacja mijała w bardzo miłej atmosferze. Przynajmniej do czas, gdy Monika uznała, że świetnym pomysłem byłoby pójście w przyszłym miesiącu na wesele jej znajomych ze studiów. Ralph przeklinał ją w myślach, że też musi zawsze wyskoczyć z taką głupią propozycją przed seksem, po czym z uśmiechem na twarzy odpowiedział, że to faktycznie wspaniały pomysł. Następnie zaczął się zastanawiać, czy każdy facet jest tak głupi jak on i dla dziesięciu minut przyjemności, zgodzi się siedzieć parę godzin z ludźmi, których nie zna, nie mogąc się przy tym nawet porządnie upić?
Gdy skończyli jeść, było około dwudziestej drugiej, czyli dla Ralpha późne popołudnie.
– Może skoczymy do jakiegoś klubu? – zapytał.
– Och, bardzo bym chciała, ale jutro rano mam przecież rozmowę o pracę, pamiętasz?
Gdybym pamiętał, to bym odmówił pójścia na głupi ślub twoich głupich znajomych, pomyślał z żalem.
Zamówił więc jej taksówkę, otrzymując za swoje wszystkie swoje dzisiejsze starania tylko buziaka na dobranoc i ruszył piechotą do domu, starając się z całych sił nie myśleć o seksie.
Przed snem zajrzał jeszcze na swój temat na forum, mając nadzieje na jeszcze małą chwilę rozrywki w dniu pełnym rozczarowań. To co tam ujrzał niemal go przeraziło.
Dyskusja okazała się sięgać już ponad stu pięćdziesięciu wypowiedzi. Niemal każdy z internatów był całkowicie przekonany, że listonosze im także z premedytacją nie donoszą przesyłek, tylko zostawiają awizo, zmuszając zwykłych ludzi do wędrówki na urząd pocztowy. Niektórzy twierdzili, że doręczyciele nawet nie noszą już paczek przy sobie. Wszyscy byli absolutnie pewni, że jest to ogólnokrajowy spisek. Nie mogli tylko za bardzo się dogadać co ten rzekomy spisek ma na celu, wymyślając co raz to nowe i co raz głupsze teorie.
Faworytem do nagrody głupka roku był dla Ralpha pan o nicku Hot_Plate78, który uznał, że pocztą kierują tajne służby i chcą od wszystkich obywateli wyciągnąć odciski palców, podpisy i DNA do swoich baz danych. No cóż przynajmniej jako jeden z nielicznych nie napisał ani słowa o kosmitach.
Jedyna sensowną wypowiedź jaką znalazł w gąszczu bzdur należała do niejakiego Postman'a, który nazwał wszystkich kretynami i napisał, że skoro nie podoba się nikomu praca listonoszy, to niech korzystają z usług kurierów.
Ralph skrzywił się i wyłączył komputer, obiecując sobie przy tym, że nigdy już nie zajrzy na tą głupią stronę. Zrobił potem nawet parę pompek i przysiadów, przypominając sobie wcześniejsze postanowienie, po czym wpadł w szerokie objęcia swojego łóżka zasypiając niemal natychmiast.
**
Wstał sam bez niczyjej pomocy już przed jedenastą, co wypełniło go niemałą dumą. Zjadł trzy jajka na miękko i kilka kromek chleba, popijając do tego kawę z mlekiem. Z mocnym postanowieniem, że dzisiaj nawet trochę popracuje, zabrał Reksa na długi, niemal godzinny spacer, nieźle zamęczając przy tym swojego ulubieńca.
Gdy wracali już do mieszkania, tuż przy samej klatce, Ralph minął się z wychodzącym z niej listonoszem. Coś go tknęło i od razu zajrzał do skrzynki na listy. Oczywiście było tam kolejne awizo. Szybko wybiegł z klatki schodowej, zostawiając tam psa i głośno krzyknął do listonosza.
– Hej, niech pan zaczeka! – zawołał w jego stronę.
Wysoki mężczyzna, na oko czterdziestoletni, ubrany w niebieski mundur doręczyciela poczty, posłusznie zatrzymał się i poczekał, aż krzyczący Ralph go dogoni.
– W czym mogę panu pomóc? – zapytał z wielką uprzejmością w głosie i szczerym uśmiechem na twarzy.
Ralph pokazał mu papierek, który znalazł w skrzynce.
– To pan to zostawił?
Listonosz obejrzał się w każdą stronę z przesądną teatralnością, po czym rzekł ostrożnie.
– Wszystko na to wskazuje, proszę pana.
– No, to daj mi pan ją.
– Ją, proszę pana? – zdziwił się
– Paczkę – warknął Ralph z niecierpliwością w głosie.
– Nie mam jej, proszę pana – zapewnił listonosz.
– Jak to? To gdzie ona jest?
– W urzędzie pocztowym, którego adres znajdzie pan na awizo, proszę pana – odpowiedział wzruszając ramionami, tonem jakiego człowiek używa mówiąc coś niebywale oczywistego.
Ralph wyglądał na kompletnie zbitego z tropu.
– Chcesz powiedzieć, że nie nosisz paczek przy sobie?
– Ależ nie proszę pana – roześmiał się – to byłoby przecież niemądre. Jakby wyglądał świat, gdyby listonosze nie nosili przy sobie przesyłek?
– Mam zrozumieć, że w momencie gdy zostawiłeś mi awizo, moja paczka magicznie zniknęła z twojej torby i znalazła się na poczcie? – Starał się by jego głos aż ociekał ironią.
– Skoro pan tak uważa – kolejny raz listonosz wzruszył ramionami. – Miło się z panem rozmawiało, ale wie pan – poklepał swoją torbę – rachunki i listy same się nie doręczą – po czym odwrócił się i odszedł w stronę następnej klatki schodowej.
Ralph stał przez chwilę, patrząc się tępo w odchodzącego mężczyznę. Co się do cholery dzieje? Wzbierała w nim także co raz większa wściekłość. On już pokaże tym cwaniaczkom z poczty co sądzi o takim traktowaniu.
Wpuścił psa do domu i od razu ruszył w stronę poczty, robiąc dużo dłuższe kroki niż miał w zwyczaju.
Na poczcie pokazał awizo grubej, podstarzałej pani, która dziś stacjonowała w okienku, dając jej także bardzo stanowczo do zrozumienia, co sądzi o listonoszach, którzy nie noszą paczek przy sobie.
– Nie mam czasu biegać po każdą przesyłkę osobiście. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz listonosz mi coś faktycznie doręczył. – Przerwał, by wziąć kilka oddechów. – Kogo wy tu zatrudniacie?
– Bardzo mi przykro – zapewniła gruba baba znudzonym głosem. – Ale po co mi pan to mówi?
– Napiszę skargę – obiecał.
– Świetnie. Oto pana paczka, życzę miłego dnia – zbyła go.
Wracał do domu nie mniej rozzłoszczony niż przed chwilą. Mimo starań cały czas myślał o swoim temacie na spiskowym forum. Czy to możliwe i nasze przesyłki specjalnie nie są dostarczane? W końcu tyle ludzi miało ten sam problem, to chyba nie jest przypadek.
Potrząsnął głową.
Nie, no chyba oszalałem, że w ogóle rozważam taką możliwość.
Wyciągnął papierosa i zaciągnął się głęboko. Smakował wspaniale. To tyle jeśli chodzi o ograniczenie palenia, pomyślał, jednak bez większego żalu.
Gdy skończył papierosa, dużo spokojniejszy wrócił do domu spokojnym krokiem. Zapomni o wszystkim i weźmie się do pracy, a może wieczorem zrelaksuje się przy pokerze, albo zaprosi gdzieś Monikę? Przypomniał sobie, że miała dziś rozmowę o pracę. Wypadałoby chyba zadzwonić i spytać jak poszło. Postanowił, że zrobi to zaraz po powrocie do mieszkania.
Włożył klucz do zamka i próbował go przekręcić. Coś było jednak nie tak. Drzwi były otwarte, chociaż doskonale pamiętał jak je zamykał.
Wszedł ostrożnie do mieszkania. Słyszał w korytarzu wyraźne odgłosy dobiegające z pokoju. Ktoś tam był i wcale nie dbał o to, by być specjalnie cicho. Reksa za to nie było słychać w ogóle, co go zmartwiło jeszcze bardziej niż intruz w jego domu.
Jeśli ktoś skrzywdził mojego psa, gorzko tego pożałuje. Szybko się jednak otrząsnął. Nie ma co działać zbyt pochopnie.
Wystukał w telefonie numer na policję i próbował jak najciszej wyjść z mieszkania. Może warto by pójść po pomoc do jakiegoś sąsiada?
W tym samym momencie, gdy próbował wymyślić plan działania na najbliższą chwilę, drzwi do jego pokoju otworzyły się. Ujrzał w nich wcześniej spotkanego listonosza, który trzymał pod pachą jego komputer. Mężczyzna uśmiechnął się szeroko na widok Ralpha.
– O, to pan. Wrócił pan nieco szybciej niż się spodziewaliśmy – powiedział wesoło.
– Co tu się u diabła dzieje? Gdzie mój pies? – warknął.
Usłyszał, że z trzymanego w ręku telefonu odezwał się cichy, przytłumiony głos.
– Policja? – rzucił do słuchawki. – W moim mieszkaniu jest...
Nagle poczuł z lewej strony szyi bardzo bolesne ukłucie. Złapał się za nią, wyczuwając jakiś plastikowy przedmiot wbity tuż obok jego gardła. Próbował go wyrwać jednocześnie się odwracając. Stanął twarz w twarz z niską, szczupłą kobietą. Z pod jej niebieskiej czapki widać było burzę rudych włosów, a w lewej dłoni trzymała strzykawkę.
Usiłował krzyknąć, ale słowa ugrzęzły mu w gardle, wydając tylko cichy bulgot. Jego nogi stały się miękkie, jakby były zrobione z bibuły. Przewrócił się na kolana i upuścił komórkę na ziemie. Nie czuł absolutnie żadnej władzy nad swoim ciałem. Nie poczuł także bólu, gdy jego głowa uderzyła z łoskotem o ziemie. Zdołał jeszcze tylko mrugnąć i zaczął szybko odpływać w narkotyczny sen. Ostatnie co usłyszał był oddalający się coraz bardziej kobiecy głos.
– Halo...Proszę powtórzyć...Halo...Jest tam pan?
**
W momencie gdy wróciła do niego świadomość, na pierwszy plan od razu wysunęły się dwie najważniejsze rzeczy. Pierwszą z nich był potworny ból głowy, przy którym wszystkie kace, które miał do tej pory wydawały się wręcz przyjemne. Drugim problemem było to co ostatnio pamiętał i olbrzymia nadzieja, że to nie wydarzyło się naprawdę. Gdy otworzył oczy nadzieja prysła.
O mój Boże gdzie ja jestem?
Był w białym, kwadratowym pomieszczeniu. Biel pomieszczenia niemal go oślepiała, więc dopiero po chwili zauważył, że przy jego wąskim łóżku, stoi mały stolik, a na nim leżało starannie złożone, białe ubranie. Na wprost łóżka wyróżniał się wyraźnie kontur drzwi, które były równie białe jak reszta pomieszczenia.
Natychmiast ruszył w ich stronę, ledwo wytrzymując ból, który nasilił się od razu gdy wstał na nogi. Doczłapał się jakimś cudem do masywnych, stalowych drzwi i spróbował je popchnąć. Bezskutecznie. Następnym logicznym wyjściem było więc walenie w nie i krzyczenie ile sił w płucach, a że Ralph próbował jak najczęściej kierować się logiką, zrobił to bez wahania
– Wypuście mnie! Co tu się dzieje!? Halo!
Zmęczył się po dwóch minutach i dał sobie spokój. Usiadł na łóżku i jednocześnie ukrył twarz w dłoniach. Próbował poskładać sobie ostatnie wydarzenia do kupy. Nie zauważył żadnych dziur w swojej pamięci. Jeden listonosz włamał się do mieszkania i próbował ukraść mu komputer, a drugi, tym razem kobieta, coś mu wstrzyknęła, po czym obudził się tutaj. To wariactwo, to przecież nie może być prawda.
Nagle usłyszał głośny odgłos. Brzmiał jak drapanie, albo szorowanie. Rzucił się w stronę drzwi i przyłożył ucho do zimnej stali, ale zdał sobie sprawę, że dźwięk nie dochodzi zza nich. Szukał więc dalej. Po kilku sekundach znalazł w końcu źródło hałasu. Była to lewa ściana.
– Halo, jest tam kto? – krzyknął do białej powierzchni.
Drapanie, która przerwa, drapanie, drapanie.
– Hej, słyszysz mnie? Potrzebuje pomocy! – Ralph łatwo nie rezygnował.
Drapanie, drapanie, długa przerwa, drapanie, krótka przerwa, drapanie.
Tego już za wiele, pomyślał rozzłoszczony.
– Odpowiedz mi do cholery! – wydarł się na cały głos, kopiąc mocno ścianę dla efektu.
– Bądź cicho, na litość boską! – nakazał przytłumiony, męski głos dobiegający zza ściany.
– Kim jesteś? Gdzie jestem? To ty tam drapiesz w ścianę? – Ralph rozpaczliwie wyrzucał z siebie kolejne pytania.
– Nazywam się Richard. Nie jestem do końca pewny. Tak to ja.
– Dlaczego drapałeś w tą ścianę i nie odzywałeś się tak długo? – zapytał z wyrzutem nowo poznanego.
Głos Richarda zmienił się w konspiracyjny szept.
– Nie rozumiesz? Na wszelki wypadek opracowałem system komunikacji, który opiera się na drapaniu, szuraniu i pukaniu. No wiesz, gdybym miał jakiegoś współwięźnia. Jak widać się opłaciło. Teraz nauczę cię mojego systemu, dzięki czemu będziemy mogli się bezpiecznie komunikować.
– Ale...czy my nie rozmawiamy teraz? – Ralph zdziwił się.
– ONI mają tu na pewno podsłuchy – odpowiedział z naganą w głosie. – Wszędzie są podsłuchy i ukryte kamery.
– ONI? Znaczy kto, listonosze? – dalej do końca nie dowierzał w to co się dzieje
– A kto inny? Mówię ci, ONI mają swoich ludzi wszędzie. W rządzie, w największych korporacjach i w sądach. Odkryłem coś i mnie tu zamknęli. Rozumiesz oni specjalnie nie donoszą do nas przesyłek, żebyśmy musieli sami po nie chodzić. Poszedłem więc tam raz i zrobiłem awanturę, a chwilę potem mnie zgarnęli. Muszą mieć mnóstwo ukrytych kamer, albo nawet satelity.
– Nie, to nie może być prawda – głos Ralpha, aż ociekał od paniki i rozpaczy. – Nie mogą mnie zamknąć za to, że napisałem jakiś głupi żart na głupim forum dla głupich maniaków. Ktoś przecież będzie mnie szukał. Mam rodzinę i dziewczynę...
Richard przerwał mu w pół zdania.
– Nikt nie będzie cię szukał – syknął. – Na pewno już upozorowali twoją śmierć, albo zastąpili cię sobowtórem. ONI tak działają. Nie mogą sobie pozwolić na pomyłkę, są zbyt potężni. A teraz słuchaj – przerwał, by dwa razy krótko podrapać w ścianę – to jest litera „a”, ewentualnie słowo „nie” używane jednak tylko jako początek zdania. A to...
Ralph oddalił się od ściany i z powrotem usiadł na swojej pryczy chowając twarz w dłoniach.
Tysiąc myśli kotłowało mu się w głowie, z czego dominująca była rozpaczliwe powtarzane – Nie, to nie może się dziać naprawdę.
– A teraz słuchaj uważnie – więzień po drugiej stronie ściany ciągnął dalej swoją lekcje. – Szuranie trudno wyłapać zwłaszcza, gdy występuje zaraz po drapaniu i łatwo się pomylić. Dla ułatwienia szuranie zawierają tylko czasowniki w czasie innym niż teraźniejszy i imiesłowy.
Przez następna godzinę patrzył się tępo w drzwi, jakby chciał otworzyć je samym wzrokiem. Musiał przez cały ten czas słuchać paplaniny Richarda, którego tak pochłonęło nauczanie i nie zwrócił najmniejszej uwagi na fakt, że jego uczeń wcale go nie słucha.
W końcu Ralph nie wytrzymał i zapytał głośno z jadem w głosie.
– Skoro mają tyle kamer i podsłuchów, to czy nauczając mnie nie zdradzasz jednocześnie IM całego swojego tajnego języka?
Odpowiedziała mu chwila ciszy, po której usłyszał głośne plaśnięcie, jakby ktoś uderzył dłonią w coś płaskiego.
– Oczywiście, jak mogłem być tak głupi – krzyknął Richard. – Czekaj, zaraz coś wymyślę i zapomnij o tym czego cię nauczyłem.
– Och, to mogę ci obiecać.
W tej samej chwili Ralph usłyszał rytmiczny odgłos dobiegający z poza jego celi. Bez trudu zidentyfikował nowo usłyszany dźwięk. To były kroki. Na dodatek co raz głośniejsze. Ktoś się zbliżał.
Rozległ się metaliczny brzdęk i drzwi jego celi otworzyły się. Stał w nich niziutki, bardzo stary Azjata, który był wręcz żywcem wyjęty ze starych filmów kung–fu. Miał nawet, długie cienkie wąsy i opierał się o drewnianą laskę, mocno się garbiąc. W drugiej ręce trzymał blaszaną tacę z jedzeniem, które pachniało wspaniale.
Po raz kolejny mnóstwo myśli biegło naraz w jego głowie. Pierwsza z nich nakazywała powalić żółtka na ziemie i uciec, druga sprzeciwiała się jej mówiąc, że ONI nie wysłaliby bezbronnego staruszka, a trzeciej leciała ślinka na widok jedzenia.
Myśl pierwsza wygrała spór dosyć szybko i Ralph rzucił się z wyciągniętymi rękami na Azjatę, wrzeszcząc głośno. Spodziewał się wszystkiego, od kopnięcia z półobrotem do jakiegoś chwytu, który obróci nim w powietrzu i rzuci na ziemie. Nie spodziewał się jednak, że po prostu popchnie staruszka na ścianę.
– Co tam się dzieje? – krzyknął Richard
Popatrzył jeszcze chwilę na spadające po całym korytarzu kawałki jedzenia, oraz na staruszka, któremu niezbyt szło wstawanie i rzucił się do ucieczki nie zważając na ciągłe pytania Richarda.
Nie wiedząc kiedy znalazł się w jeszcze szerszym korytarzu niż przed chwilą. Wydawał się ciągnąć w nieskończoność i Ralph pobiegł w losowy kierunek mijając co chwila tak samo wyglądające drzwi. Korytarz co jakiś czas skręcał w lewo, ale wciąż nie wydawał się kończyć. Po pięciu minutach sprintu i dwóch zrobionych okrążeniach zorientował się, że korytarz jest okrągły, a on biega wciąż w kółko.
Dziwiąc się, że nikt go nie goni, ani nie słyszy żadnych alarmów, wszedł w pierwsze losowe drzwi. Znalazł się w mniejszym korytarzu, w takim samym w którym znajdowała się cela jego i Richarda. Ten jednak był mniejszy i znajdowały się tylko jedne drzwi.
– To pan panie Pong? – z celi wydobył się zachrypnięty głos. – Co na obiad?
– Gdzie ja jestem? – rozpaczliwie zapytał wszechświata jako całości. – Jak się stąd wydostać? – Uspokój się. Jesteś w sali, gdzie trzymają ludzi, którzy odkryli, że to nie terroryści stali za atakiem jedenastego września.
– Wiesz jak stąd uciec?
Więzień natychmiast odpowiedział.
– Skręć w korytarzem w lewo, potem trzecie drzwi, znajdziesz się w sali „fałszywego lądowania na księżycu”. Tylko nie gadaj tam z nikim, siedzą tam same świry – zapewnił. – Oprócz cel będą jeszcze jedne drzwi po twojej prawej, pobiegnij dalej, a znajdziesz się w drugim skrzydle. Tam skręcasz w lewo, potem prosto i w prawo. Następnie wchodzisz w czwarte drzwi i to wszystko.
– To wszystko? Będę na zewnątrz? – Ralph nie dowierzał.
– Nie. Tam ONI mnie złapali i nie wiem co jest dalej.
Ralph już szykował się do wznowienia ucieczki, próbując jednocześnie powtórzyć sobie wszystkie instrukcje, które usłyszał. Jedna myśl jednak nie dawała mu spokoju.
– Dlaczego siedzisz tu sam? – zapytał więźnia. – Przecież sporo osób wierzy, że to nie byli terroryści.
– To prawda, ale tylko ja odkryłem, że za atakiem stały nowojorskie zakłady pogrzebowe.
Szaleńcy, tu wszyscy zwariowali.
Rzucił się do wyjścia. Biegł tak jak nakazały mu instrukcje. Drzwi w oddali korytarza otworzyły się i wyszło z nich dwóch mężczyzn. Mieli na sobie niebieskie mundury listonoszy. Natychmiast pobiegli w jego stronę.
Ralph krzyknął głośno jak dziewczyna i odwrócił się w drugą stronę. Tam w jego kierunku zbliżało się jednak kolejnych dwóch mężczyzn. Próbował przedrzeć się przez nich, ale szybko i fachowo powalili go na ziemię, a następnie obezwładnili.
– Przecież mówiłem szefostwu – zaczął jeden gniewnym tonem – żeby nie wysyłali pana Ponga do nowych, bo oni zawsze potem uciekają. Jak zawsze ignorują niższy sztab pracowników. Gdyby sami pobiegali chwilę za więźniami, może ich by to czegoś nauczyło, co nie Gordon?
– Tak, ale co na to poradzisz Mark? – odpowiedział drugi, wzruszając ramionami. – Dobra ptaszku – zwrócił się do Ralpha. – Wracasz zaraz do klatki.
Dwóch mężczyzn chwyciło go za ramiona i zaczęło ciągnąć za sobą, wciąż rozmawiając o głupocie ludzi na górze.
– Dlaczego? – spytał cicho Ralph
– Słucham? – odpowiedział listonosz zwany Markiem. – Co mówiłeś?
– Dlaczego nie dostarczacie paczek. O co w tym chodzi?
– Po prostu nie chcę się nam ich przy sobie nosić, są strasznie ciężkie – odpowiedział spokojnie, jakby mówił o pogodzie.
Nie chcę się nam ich nosić, powtarzał sobie bez przerwy w myślach. Są strasznie ciężkie.
To się nie dzieje naprawdę.
**
Później, tego samego dnia, siedząc w celi, Ralph patrzył się bezmyślnie w białą ścianę. Richard pogratulował mu odwagi, że zaatakował pana Ponga i próby ucieczki. Bez przerwy próbował wypytywać go o wszystkie szczegóły, nie dbając nawet o rzekome podsłuchy, ale Ralph nie odpowiedział mu ani słowem. Wciąż siedział i gapił w nieskazitelnie białą w ścianę, nie ruszając się nawet o centymetr.
– To naprawdę wydawało się zabawnym pomysłem – powiedział szeptem do siebie.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
clayman · dnia 09.02.2011 22:12 · Czytań: 841 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Inne artykuły tego autora:
  • Brak
Komentarze
katrinasr2 dnia 10.02.2011 03:47
Historia nawet taka w miarę do poczytania, ale strasznie smętnie opisana i przy nudna momentami. Błędów też kilka przyuważyłam, przeczytaj sobie tekst na głos. Nie martw się ja robię o wiele więcej byków niż ty;) No ale trzeba nad tym pracować.
Krzysztof Suchomski dnia 10.02.2011 11:30
Cytat:
To wtedy wydawało się naprawdę zabawnym pomysłem.

Święte słowa.
Najlepszy pomysł można ukatrupić przez nadgorliwość. To jest w sam raz pomysł na humoreskę - krótką i lekko napisaną. Czyta się ciężko - zacznij od przewietrzenia tekstu odstępami, żeby akapity nie wchodziły sobie na głowę. A potem mycha do ręki i kasować: wszystko, co zbędne, przegadane, zbyt szczegółowe. Na przykład: rozmowa z "babą" na poczcie, wizyta w kinie, telefon od matki. Takie uboczne sprawy, jeśli już upierasz sie przy nich, w tego typu tekście załatwia się jednym zdaniem, np.
Odebrawszy paczkę, rzuciłem kilka cierpkich słów babie przy okienku.
Obudził mnie telefon od matki i po raz kolejny musiałem wysłuchać historyjki o panu Rodgearsie, który umożliwi mi start do świetlanej kariery w telekomunikacji.
Wróciwszy z kina, rzucilem się do komputera.
Następny krok to poprawienie błędów i interpunkcja.
Przyjemności :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
Gabriel G.
14/04/2024 12:34
Bardzo fajny odcinek jak również cała historia. Klimacik… »
valeria
13/04/2024 23:16
Hej miki, zawsze się cieszę, gdy oceniasz :) z tobą to jest… »
mike17
13/04/2024 19:20
Skóra lgnie do skóry i tworzą się namiętności góry :)»
Jacek Londyn
12/04/2024 21:16
Dobry wieczór. Dawno Cię nie było. Poszperałem w tym, co… »
Jacek Londyn
12/04/2024 13:25
Dzień dobry, Apolonio. Podzielam opinię Darcona –… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty