Czarny doktor 2/2 - TomaszObluda
Proza » Historie z dreszczykiem » Czarny doktor 2/2
A A A
Tańczyła z jakimś chłopakiem. Kojarzył go, był jednym z jego studentów, ale nie pamiętał nazwiska. Nowicki czuł zazdrość i pożądanie. Uśmiechnął się do siebie. Nigdy już nie pomyśli, że prawdziwe pożądanie płynie z trzewi. Teraz nie miał ciała, a jego pragnienie posiadania pięknej studentki rosło z każdą chwilą.

To nie było normalne uczucie, nigdy wcześniej tak nie pragnął. To musiał być wynik podróży astralnej. Z każdą sekundą tracił panowanie nad swoim umysłem. Postanowił siłą woli zmusić się do powrotu, chciał zakończyć ten niebezpieczny rytuał. Nie był wstanie. Stracił kontrolę nad sobą, mógł tylko obserwować i słuchać tego, co działo się wokół dziewczyny, w której przebywał. Z czasem, kiedy wlewała w siebie kolejne łyki mocnego piwa, dostrzegł, że traci kontrolę nad sobą na jego korzyść. Jej dusza była rozchwiana i słaba, a on miał moc. Nie zdawała sobie sprawy, z tego, co się dzieje. Nowicki zaś parzył wprost na Martę i pił łapczywie kolejne piwo. To już nie była Marlena, zawładnął nią doktor.

Marta zmierzyła Marlenę niechętnym spojrzeniem i zgrabnie zeskoczyła ze stolika. Podeszła do Łukasza i zaczęła szeptać mu coś do ucha. W Nowickim zawrzała krew, podniósł ciało Marleny, która już była prawie nieprzytomna i powlókł się do wyjścia. Potrzebował powietrza, musiał się stamtąd wydostać. Wychodząc z pokoju minął bladego grubasa.
- Tomasz Karolski – syknął.
- Co? – Uśmiechnął się jeden z jego lepszych studentów. – Marlena, dobrze się czujesz?
- Spadaj – warknął stłumionym głosem dziewczyny.
Ruszył w stronę schodów, zataczając się nieznacznie. Wszedł do kuchni, odsunął szklane drzwi i stanął w mroku. Nerwowo przyglądał się drzewom w parku, łapczywie łapiąc powietrze. Nagle usłyszał ruch, dobiegający z wnętrza domu. Pijany chłopak zahaczał o wszelkie możliwe meble, szedł w jego kierunku, a właściwie w kierunku ciała, w którym był.
- Marlena – szepnął. – Ukrywasz się?
- Spadaj – Nowicki warknął najbardziej naturalnie jak potrafił. Nie chciał zwracać na siebie uwagi.
Rozpoznał studenta, który tańczył na stole obok Marty. Doktor poczuł gniew i rodzącą się nienawiść. Nie miał powodu, a jednak nienawidził go z całego serca.
- Marlena, ale ja cię ko… kocham – bełkotał Krzysiek. – Nie uciekaj ode mnie.
Chwycił jej rękę i pociągnął do siebie.
- Daj buziaka. Jednego, proszę.

Nowicki wrzał. Kątem oka dostrzegł stojącą na parapecie kryształową popielniczkę, wypełnioną niedopałkami. Schwycił ją błyskawicznie, zamachnął się i z całej siły rąbnął w głowę swojego prześladowcę. Zawartość naczynia rozprysła się w powietrzu, tworząc chmurę popiołu. Z głowy Krzyśka wąskim strumieniem trysnęła krew. Padając łapał powietrze, jego przerażone oczy rozglądały się wokół. Nowicki skoczył na chłopaka. Przyciskając mu szyję kolanem, rytmicznie raz za razem uderzał chłopaka w głowę. Wpadł w amok. Po chwili poczuł na dłoniach mózg i kawałki czaszki. Odskoczył jak oparzony, spadając z tarasu na trawnik. Zszokowany patrzył na dzieło swoich rąk widoczne w słabym świetle gwiazd i blasku okien sąsiedniego domu.

Ciało Marleny prawie zwymiotowało, ale coś powstrzymywało Nowickiego przed rozklejeniem się. Zaczynał czuć radość, a przynajmniej satysfakcję ze swojego czynu. Coś się cieszyło w jego duszy. Jakby słyszał echo śmiechu. Śmiechu Marleny, która chciała ukarać Krzyśka, jego własnego śmiechu, a może ktoś szydził z niego? To siła, którą chciał kontrolować, czarna moc nieżywych. Odrzucił te myśli. Wstał i zaczął ciągnąć ciało w stronę płotu. Na tarasie było zbyt jasno. Martwy student okazał się niezwykle lekki, a może Marlena była znacznie silniejsza niż mu się zdawało? Nie był pewien.

- Jesteś niesamowita – Łukasz szeptał wprost do ucha Marty.
Stali na korytarzu w piwnicy, okryci ciemnością. Z pokoju gdzie odbywała się główna część imprezy dochodził szum muzyki.
- Wiem głuptasie – odparła wesoło i ustami musnęła jego policzek.
Przeszły po nim ciarki – był gotów. Nie mógł się doczekać, aż pójdą na górę. Pociągnęła go za rękę. Ruszyli po schodach na pierwsze piętro. Tam Łukasz miał wolny pokój i całkiem duże łóżko. Gdyby zatrzymali się w kuchni, a nie minęli ją biegnąc na górę, może dostrzegliby ubrudzoną krwią i błotem Marlenę, która półprzytomna wracała do środka.

Sapali zmęczeni, gdy Łukasz przekręcał klucz w zamku i gdy obsypując się pocałunkami padali na pościel. Wstał jeszcze, aby włączyć muzykę w pokoju. Przeczuwał, że nie będą cicho, na dolę również hałasowali, ale nie chciał, aby przypadkiem ktoś usłyszał dźwięki rozkoszy i uniesienia, które wydobędą się z ich ust. Był tak gorący, że wydawało mu się, że za chwilę wybuchnie. Niewiele widzieli przy zgaszonym świetle i zasuniętych zasłonach, ale mógłby przysiąść, że na twarzy Marty gościł szeroki uśmiech triumfu. Jej białe zęby niemal błyszczały w ciemnościach. Może tylko mu się zdawało, zresztą jakie miało to znaczenie. Rzucił się na nią jak zwierzę. Jęknęła.

Tomek wściekły na cały świat i zalany jak nigdy, wyszedł z pokoju. Mógł jeszcze sporo wypić, ale miał inne zmartwienia. Postanowił przypadkiem zerknąć, dlaczego Marta z Łukaszem tak długo nie wracają. Chwiejąc się na miękkich nogach rozejrzał się wokół – nigdzie nie widział Marty, ani Łukasza. Chciał iść na górę, ale pomylił drzwi i bocznym wyjściem wyszedł na dwór. Od dopływu powietrza zaszumiało mu w głowie, ale po chwili wszystko zaczęło się klarować. Usiadł na schodach i oddychając głęboko postanowił doprowadzić się do możliwie największego porządku. Po kilku minutach wstał, aby przejść się kawałek. Wiedział, że to pomoże. Zastanowił się czy zwymiotować. To był dobry pomysł – pozbędzie się części alkoholu.

Ruszył w stronę płotu. Był na tyle świadomy, że nie chciał zarzygać ogródka, a tym bardziej żadnej ze ścian. Całkiem pewnym krokiem doszedł do ogrodzenia i trzymając się siatki stopniowo odsuwał się od budynku, jego pijany umysł przekonał go, że musi odejść jak najdalej. Nagle stanął na czymś śliskim i padł całym ciałem na ziemię, a właściwie na to, co na niej leżało. To było miękkie, lepkie, ciepłe i śmierdzące. Tomek klęknął i wymacał przeszkodę. Uśmiechnął się – to był człowiek.
Ktoś się nieźle narąbał – zaświtało mu w głowie. Poczuł mdłości, gdyż uświadomił sobie, że lepka substancja, której dotykał musiała być wymiocinami. Wyjął nerwowo telefon z kieszeni, aby oświetlić twarz pijanego kolegi i odskoczył. Zgiął się w pół, wydalając z żołądka alkohol i żółć. Gdy skończył wymiotować poczuł dreszcze. Tam leżał ktoś martwy. Nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Za miast twarzy miał miazgę, a lepka substancja była mieszanką krwi, ziemi i Bóg wie, jakich jeszcze organicznych substancji. Tomek wolał nie wiedzieć. Trzęsąc się ze strachu począł wycierać ręce w trawę. Tarł machinalnie, bez opamiętania. Nagle usłyszał, że ktoś wychodzi bocznymi drzwiami. Rzucił się w tamtą stronę ni to sapiąc, ni jęcząc.
- Jezu! – wrzasnął Marek, kiedy Słoniu wpadł na niego, niemal przewracając go na ziemię. – Człowieku, co jest? Ogarnij się.
Tomek wytrzeszczał oczy w przerażeniu, bełkocząc niezrozumiale. Nie mógł opanować zdenerwowania.
- Uspokój się do cholery! – Marek potrząsnął nim z całej siły. – Chyba wiem kogo widziałeś. Ale stary, nie warto, to dziwka.
- Nie – przerwał mu Tomek. – Człowieku, to nie są żarty.

Przez chwilę stali w milczeniu wpatrując się uważnie w swoje twarze. Jeden zdążył się nieco uspokoić, zaczynał trzeźwo myśleć, drugi poczuł na plecach dreszcz. Marek wcale nie był pewien czy chce wiedzieć, co jest tą poważną sprawą.
- Pokaże ci, chodź – niemal spokojnie powiedział Tomek. – Włącz komórkę, poświecisz sobie – zakomenderował i sam wyjął telefon z kieszeni.
Szedł czując, że zaczyna powoli odpływać, ale musiał się opanować, chciał pokazać Markowi zwłoki, aby mogli szybko podjąć decyzję. Kucnęli nad ciałem. Przybliżyli telefony to twarzy ofiary i Marek wrzasnął. Tomek szybko się odsunął, miał dość widoku trupa. Marek chodził w kółko, klnąc nieustannie.
- Jest bardzo, bardzo źle.
- Już to zauważyłem – odparł Słoniu. – Ale coś musimy zrobić. Chyba trzeba wezwać policję?
Marek milczał. Wpatrywał się w park za płotem, tonący w czerni – myślał.
- Najpierw musimy ustalić jakąś wersję, musimy powiedzieć ludziom. Ktoś go zabił, rozumiesz, nie chcę być oskarżony. Jemu i tak nikt nie pomoże. Rozumiesz?
- Tak. Dobrze, niech tak będzie – zgodził się Tomek. – Zejdźmy na dół i coś wymyślimy. Kijowo tylko, że wszyscy są pijani.
- Myślę, że gdyż zobaczą co się stało, ogarną się szybko.
Marek poszedł pierwszy.

Nowicki ciężko oddychał w ciele Marleny. Wszedł do kuchni i zapalił światło nad okapem. Był bardzo brudny i musiał doprowadzić się do porządku. Prawie nie myślał, ale zachował jeszcze trochę instynktu samozachowawczego. Odkręcił kran i zaczął się wycierać mokrą ścierką. Umył twarz i ręce, robił to jednak chaotycznie, co chwilę wpadając w zadumę. Ktoś włączył muzykę na piętrze – usłyszał, ale nie zwrócił na to uwagi. Myślał tylko o Marcie. Moc chciała tej dziewczyny. On też jej pragnął. Moc chciała duszy, doktor marzył o ciele.
Postanowił wrócić na imprezę. Zszedł po schodach do piwnicy i wszedł do pokoju. Nikt nie zwrócił na niego uwagi. W pomieszczeniu panował półmrok. Jedynym źródłem światła był dość ciemny ekran monitora komputerowego. Rozejrzał się mętnym wzrokiem – od chwili, gdy zamordował Krzyśka, coś złego robiło się z oczami Marleny. Mocno łzawiły, co jakiś czas wszystko widział jakby przez mgłę. Nie był pewien czy odczuwa ból. Dziewczyna wlała w siebie zbyt dużo alkoholu, a Nowicki nie do końca zintegrował się z tymczasowym ciałem.
Nigdzie nie widział Marty, wytężał wzrok z całych sił, ale żadna z osób jej nie przypominała. Ktoś zaczął się zbliżać. Zmrużył oczy. To była jakaś dziewczyna.
- Marlena, wszystko w porządku? – zapytała Kinga. – Dobrze się czujesz? Dziwnie wyglądasz. Odezwij się. O, Boże! – wrzasnęła zakrywając dłońmi usta. – Co ci się stało? Ktoś cię pobił? Gdzie Krzysiek? On ci to zrobił?
Nowicki stał, wpatrując się tępo w dziewczynę. Teraz wszyscy przyglądali się w osłupieniu brudnemu ciału Marleny.
- Daj mi spokój – warknął nienaturalnie niskim głosem. – Zaraz zwariuję!
- Uspokój się, proszę – mówiła Kinga.
Chciała ją dotknąć, może objąć, lecz Nowicki odrzucił rękę studentki, złapał się za głowę i klęknął.
- Co się dzieje?! – wrzasnął, po czym zaczął wyrywać włosy z głowy. Rwał je z cebulkami, z kawałkami naskórka. Rwał drobne kępki i krzyczał.
Kinga po chwili osłupienia doskoczyła do niego, aby przerwać to przerażające widowisko. Pochwyciła mocno ramiona Marleny, szarpiąc ciałem dziewczyny.
- Zaatakowali cię – Nowicki usłyszał szept. Złapał Kingę za gardło, a drugą ręką jak cepem uderzył w głowę. Poczuł jak puchnie mu dłoń. Puścił Kingę, która bezwładnie padła na ziemię, brocząc krwią z rozciętych ust.
Na Nowickiego skoczyło czterech chłopaków. Ten przyklęknął błyskawicznie, rozglądając się za czymś do obrony. Znów odzyskał wzrok, ale stracił część świadomości. Działał jak we śnie. Złapał za butelkę po wódce i pierwszego który się zbliżył z całych sił trafił w skroń. Poczuł jak butelka miażdży czaszkę napastnika, a krople krwi padają na jego rękę. Czuł jak wąski strumień posoki oplata jego ramię. Uśmiechnął się złowieszczo, gdyż w pozostałych napastnikach dostrzegł strach. Przyglądali się w oczekiwaniu. Nadeszła chwila zemsty. Nie wiedział za co, ale wiedział, że musi się odpłacić tej bandzie gnojków. Zabij ich – rozkazał szept.

- Słyszysz? – zapytał Marek łapiąc za klamkę tylnych drzwi. – Krzyczą głośno. Coś się dzieję.
- To chodźmy, szybciej – odparł Tomek.
- Zaraz! A jeśli tam jest morderca?
- Kurwa! Marek! – Zirytował się Tomek. – Tym bardziej musimy iść. Tam jest twoja Kinga, tam są wszyscy. Otwieraj drzwi i właź.
- Racja – niepewnie odparł Marek. Otwierając drzwi, ukradkiem spojrzał z wyrzutem na kolegę. Miał przeczucie, że to się może dla nich skończyć tragicznie.
Weszli do środka. Dopiero teraz usłyszeli z całą mocą krzyki przyjaciół. Piski dziewczyn, mieszały się z wrzaskami chłopaków. Ktoś rzucał meblami, muzyka umilkła.
- Cholera, rozwalili mi kompa – westchnął Marek.
- To chyba nie jest największy problem? – odparł Tomek i obaj uśmiechnęli się do siebie.
Nagle ktoś walnął w drzwi od pokoju tak mocno, że niemal pękły. Spojrzeli z przerażeniem w tamtą stronę i ich oczom ukazała się zakrwawiona twarz Rafała Wągrzyńskiego. Tak im się przynajmniej wydawało, bo była na tyle zmieniona, że żaden z przyjaciół nie założyłby się o to, kogo widzą. Na zniszczonej twarzy malowało się zwierzęce przerażenie. W pokoju, w którym kilka minut wcześniej odbywała się impreza, ktoś dokonał rzezi.
- Rafał uciekaj, idziemy do ciebie – wrzasnął Tomek i skoczył na dół. Nikt by się nie spodziewał, że ten otyły chłopak może być tak zwinny. Lekko upadł ze schodów i prawie natychmiast wyskoczył w stronę zakrwawionego kolegi. Marek nie ruszył się z miejsca. Sparaliżowany strachem przyglądał się zachowaniu kumpla. W pokoju była Kinga, ale czuł, że jest za późno. Kochał ją, jednak nie bardziej niż własne życie. Zresztą, każde spojrzenie na pokiereszowanego Rafała, dodawało mu pewności, że poza śmiercią mogłoby go spotkać coś znacznie gorszego. Możliwość zaznania nieludzkiego bólu pozbawiała go wszelkich myśli o bohaterstwie. Jedyne co trzymało go jeszcze w tym domu, to niespodziewane zachowanie Słonia.
Nagle drzwi rozwarły się z trzaskiem i ich oczom ukazał się ohydny widok. Marlena wykręcała ze stawu nogę Rafała. Kończyna trzymała się na nogawce spodni oraz resztkach skóry i mięśni. Jednak nie to było najstraszniejsze. Dech w piersiach odbierał wygląd Marleny, a właściwie tego co się z nią stało.
Skóra dziewczyny lśniła od potu i krwi, była popękana w wielu miejscach, odkrywając mięso i kości. Paznokcie miała pozrywane i połamane, ubranie zmieniło się w podarte łachmany. Rozglądała się szalonym wzrokiem i najwyraźniej nie zwracała uwagi na to, co stało się z jej ciałem. Marek zadrżał, ostatni raz zerknął na przyjaciela, który teraz siedział na posadzce, trzymając Rafała za rękę i rzucił się do ucieczki. Tomek spojrzał na zatrzaskujące się drzwi i przełknął ślinę. Wiedział, że to już koniec. Na swoje szczęście nie miał racji. Nowicki, który w pierwszej chwili chciał rozszarpać studenta, leżącego u jego stóp, ostatnimi resztkami świadomości podjął decyzję, że rozsądniej będzie pochwycić uciekiniera. Ruszył więc, ile sił w nogach Marleny za Markiem.

Tomek zerwał się z kolan i wpadł do pokoju. Cofnął się i prawie zwymiotował. Stał przez chwilę oparty o futrynę i oddychał głęboko. Przez ostatnie minuty widział straszliwe rzeczy, ale to, co znajdowało się w pokoju było gorsze niż najstraszniejsze koszmary. Nabrał w płuca haust powietrza, klepnął się w twarz i wszedł do środka.
Pokój tonął w krwi i ludzkich szczątkach. Kawałki mebli, potłuczone butelki i jeszcze inne nie dające się rozpoznać śmieci walały się po podłodze. Osiem porozrzucanych po całym pokoju ciał leżało w najprzeróżniejszych pozycjach. Rafał rzęził jeszcze na korytarzu, ale ilość krwi, która wyciekała mu z ust i wielu ran, wskazywała, że jego agonia już nie potrwa długo. Tomek wytrzymał chwilę, po czym odwrócił się do wyjścia, gdy nagle usłyszał dźwięk przypominający ludzką mowę. Cofnął się i zapytał:
- Ktoś tu jest? Ktoś żyje?
- Tomek, to ty? – odpowiedział znajomy głos.
- Kinga? Kinga, to ja. Gdzie jesteś?
Zza przewróconego stołu wypełzła zakrwawiona dziewczyna. Tomek podbiegł do niej, nie zważając już na przerażające otoczenie. Objął ją delikatnie i pomógł wstać. Nie płakała, nie trzęsła się ze strachu, bił z niej nienaturalny spokój.
- Kinga, wszystko w porządku? Jesteś ranna? Krwawisz?
- Jestem cała, jeśli można tak powiedzieć. Gdzie Marek?
- Uciekł.
- Mogłam się tego po nim spodziewać – skwitowała chłodno.
- Wiesz, właściwie gdyby nie odwrócił uwagi Marleny... – westchnął. – Tego czegoś, już bym nie żył. Odciągnął ją.
Spojrzała bez wyrazu.
- Uciekł, zawsze ucieka. A teraz chodźmy, za nim to coś wróci. Wierz mi Tomek, to nie jest Marlena, ma z nią niewiele wspólnego. Widziałam jej oczy, widziałam co robiła, słyszałam dźwięki wydobywające się z jej ust, wydobywające się z niej. To nie jest Marlena. – złapała go mocno za rękę i pociągnęła do wyjścia. Nie opierał się, biegli na górę.

Marta westchnęła głęboko i opadła na łóżko. Leżeli obok siebie i wsłuchiwali się w rytm swoich oddechów i dźwięków płynących z głośników. W nikłym świetle bijącym z okien domu sąsiadów widział tylko zarys twarzy dziewczyny, z którą uprawiał najlepszy seks w życiu.
- Słyszałaś coś? – zapytał.
- To znaczy? Słyszałam wiele rzeczy, mógłbyś być odrobinę dokładniejszy?
- Czy słyszałaś krzyki?
Uśmiechnęła się w ciemności. Nie widział jej ust, ale był pewien że wykrzywiły się w ironicznym grymasie.
- O tak, słyszałam. Głównie swoje.
- Tak, ja też. – Zaśmiał się. – Ale czy słyszałaś wrzaski na zewnątrz, z dołu?
- Nie, chyba nie? – Zastanowiła się chwilę. – Bawią się dobrze, nie tak dobrze jak my, ale myślę, że mogli sobie pokrzyczeć. A ty słyszałeś coś dziwnego?
- Nie wiem, byłem skupiony na czymś innym. – Pogłaskał jej piersi. – Sam już nie wiem. Idziemy na dół czy?... – Zawiesił głos.
Raptownie się zerwała i usiadła na nim okrakiem.
- Czyżbyś stracił wszystkie siły? Zaraz cię pobudzę. Chcesz?
Nie zdążył potwierdzić. Dobiegł ich ryk bólu. Był to wyraz nieludzkiego cierpienia, żadne z nich nie słyszało nigdy nic podobnego.
- Kurwa! Ubieraj się szybko, idziemy na dół. Coś się dzieje – rozkazał Łukasz.
Kinga i Tomek, trzymając się za ręce, patrzyli jak Marlena ułamanym kawałkiem nogi od ławki, która stała na tarasie, masakruje Marka. Chcieli uciekać, ale coś jakby związało im nogi. Nie byli wstanie się ruszyć, tylko z tępym przerażeniem przyglądali się temu okrutnemu widowisku. Jak krowy w ubojni cierpliwie czekali na swoją kolej.

Nowicki uniósł się powoli znad miazgi, na której klęczał. Marek już nie przypominał człowieka, był kawałkami mięsa i kości, pływającymi we krwi i wnętrznościach. Wzrok doktora był bez wyrazu, pozostało w nim już tylko jedno pragnienie. Zakończyć makabryczne dzieło, zabić tych, którzy żyją. Moc chciała duszy, a on był tylko narzędziem. Nie śpieszył się, wiedział, że Płonnicki czuwa nad nim, że ofiary nie uciekną. Na piętrze była Marta, nie widział jak tam wchodziła, ale w jakiś sposób wszystko stawało się jasne i przejrzyste. Może to jej intensywny zapach, może jej myśli – coś go informowało o tym gdzie jest.
Powoli, chwiejąc się, ciało Marleny zbliżało się w stronę sparaliżowanych mocą i strachem studentów. Charczało i śliniło się nadmiernie, w ręku trzymało kawał drewna. Nagle w kuchni rozbłysło światło. Nowicki zatrzymał się. Po schodach zbiegli Łukasz z Martą i stanęli jak wryci.
- Co jest? Co to do cholery? – zapytał Łukasz widząc zakrwawioną i brudną parę stojącą w dziwnie nienaturalnej pozycji. – Zamurowało was?
W tym momencie zamilkł, gdyż podążając za wskazaniem ręki Marty, ujrzał potwora. Nowicki utkwił łaknący wzrok na swoim celu.
- Uciekajcie! – wrzasnął Tomek, gdy Nowicki otworzył drzwi i kołyszącym się krokiem ruszył w stronę Marty. To już nie miało znaczenia - wszyscy byli unieruchomieni. Potwór kulejąc, minął Tomka i Kingę. W tym momencie Słoniu poczuł ulgę. Okazało się, że jakimś cudem wyrwał się z paraliżującej mocy. Odwrócił się, skoczył i całym ciężarem otyłego ciała padł na Marlenę. Nigdy nie spodziewał się, że stać go na tak wiele. Kinga krzyknęła z radości. Marta i Łukasz zawtórowali. Przedwcześnie. Marlena szybkim ruchem zrzuciła Tomka i wymierzyła mu potężnego kopniaka w brzuch. Tomek jęknął. Potwór znów zwrócił się w stronę Marty. Kinga, już całkiem wolna, zamiast uciekać klękła przy Tomku.
Reszta potoczyła się błyskawicznie. Oślepiły ich światła kilku latarek. Słyszeli krzyki, wściekły ryk Marleny, która rzuciła się resztkami sił na Martę. Padł strzał i kolejne. Jak się potem okazało, sąsiedzi zaniepokojeni hałasami wezwali policję.

Kiedy jeden z funkcjonariuszy schylił się nad Tomkiem, by pomóc mu wstać, chłopak grzecznie podziękował, podniósł się sam i zrobił coś najbardziej nieoczekiwanego tego wieczoru. Objął Kingę i złożył namiętny pocałunek na jej ustach. Nie protestowała, poddała się chętnie.

Epilog
Płonnicki wszedł do mieszkania doktora. Zamek nie stanowił dla niego żadnej przeszkody – mechanizm zatrzeszczał i drzwi były otwarte. Wcześniej nigdy nie odwiedzał Nowickiego, ale doskonale znał mieszkanie, nieraz rozglądał się po nim oczami właściciela. Doktor oczywiście z niczego nie zdawał sobie sprawy, Płonnicki wiele spraw przemilczał. Właściwie zdradził mu tylko te tajemnice, które były niezbędne do przeprowadzenia planu. Zamiary maga zostały zrealizowane niestety tylko w połowie. Nowicki nie zamordował kobiety, której pragnął, której z czasem pragnęli obaj. Tak złe i silne emocje, kiedy je uwolnić, dawały ogromną moc, trudną do opanowania, czarownik musiał się z tym pogodzić. Wszedł do pokoju, w którym wykładowca odprawiał swoje szatańskie rytuały i uśmiechnął się widząc nagie, dygoczące ciało. Bezmyślna istota leżała na czarnej pelerynie i trzęsła się z zimna, nie zdając sobie sprawy z tego, że może się okryć. Z Nowickiego zostało tylko tyle. Mięśnie, kości, krew, mózg. Coś, co nadawało tej kupie mięsa świadomość, co sprawiało, że pragnęła czegoś więcej niż jeść, wydalać i nie odczuwać chłodu teraz należało do maga. Uśmiechnął się na myśl, że jeszcze przez kilka dni będzie wysysał duszę doktora.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
TomaszObluda · dnia 24.02.2011 10:00 · Czytań: 1002 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 9
Komentarze
TomaszObluda dnia 24.02.2011 18:28
Nie podoba mi się ;/ kurczę, widzę znów rzecy do poprawy. Ale kicha.
czarodziejka dnia 24.02.2011 19:06
Historia jest ciekawa, lekka w czytaniu, nie nudzi ale...
Jak dla mnie nie udało ci się wywołać tego napięcia jakie towarzyszy mi przy czytaniu horrorów. Kilka kwestii mnie rozbawiło tym samym dalsze czytanie nie tworzyło odpowiedniego nastroju. Sceny mordu nie były straszne raczej przeciętne.
Jednak warto było poczytać:)
czarodziejka dnia 24.02.2011 19:07
kurcze dwa razy mi wrzuciło
TomaszObluda dnia 24.02.2011 19:19
No, tak to nie miał być typowy horror. Ale fakt, że taka tematyka nie jest typowa dla literatury. Chyba jednak ostatni raz będę próbował pisać coś podobnego. Mimo to, cieszę, się, że ktoś przebrnął przez dość długi tekst jak na warunki portalowe.
czarodziejka dnia 24.02.2011 19:49
a może ja za dużo siedzę w tym gatunku.
Wydaje mi się, że coś z humorem powinieneś spróbować napisać, bo ciekawie piszesz a i fajnie ujmujesz wydarzenia.:)
To tylko moje skromne spostrzeżenie
Wasinka dnia 24.02.2011 21:35
No, niestety, Tomaszu, nie przekonałeś mnie. Może to kwestia mojej nie-wrażliwości, jednak nie czułam grozy ani strachu, ani żalu, gdy umierali bohaterowie. Może dlatego, że jakoś specjalnie nie poczułam do nich sympatii...
Styl masz przyjemny do czytania, nie nuży, jednak zabrakło mi tu odpowiedniego klimatu klimatu i może bardziej przejmujących opisów.
Ale to subiektywne wrażenie.
"Poleciałeś" po schemacie, a ja jednak lubię, gdy coś zaskoczy. I to nie raz.
Ale podkreślam, to tylko moja opinia.
Aha, gdy Tomek skacze na Marlenę (czy jakkolwiek ją nazwać wówczas), to jednak nie wydaje mi się, że reszta bohaterów by się uśmiechnęła. Raczej czekałaby w niepokoju na dalszy bieg wypadków. Ale może niepotrzebnie się czepiam.

A oto maluszki (interpunkcji się nie tykam) :
wstanie - w stanie (dwa razy)
za miast - zamiast
Pokaże ci - Pokażę
zachował/samozachowawczego
Poczuł jak butelka/Czuł jak wąski
Coś się dzieję - dzieje
Otwieraj drzwi/Otwierając drzwi
nie dające się rozpoznać śmieci wlały się - niedające, powt. się
chodźmy, za nim to coś wróci - zanim
Wiesz, właściwie gdyby nie odwrócił uwagi Marleny... – westchnął. – Tego czegoś, już bym nie żył. Odciągnął ją. - niezgrabnie; szczególnie druga część wypowiedzi
To nie jest Marlena. - (Z)łapała
Idziemy na dół czy?... – Zawiesił głos. - proponuję: Idziemy na dół czy... – zawiesił głos.

Pozdrawiam ksieżycowo.
TomaszObluda dnia 24.02.2011 22:11
No jest schematyczne, takie miało być. Czy miała być groza, chyba też nie. Chodzi o to, że to co chciałem zrobić było złym pomysłem. Chciałem napisać coś, co chciałbym obejrzeć. A i tak nie wyszło ;)
TomaszObluda dnia 24.02.2011 22:11
Jutro poprawię.
SzalonaJulka dnia 01.03.2011 09:45
No, sympatycznie, gładko i miło, choć właściwie nic nie wnosi, ale już sama przyjemność czytania ma jakąś wartość.

Tak mi przyszło do głowy...
"Tak złe i silne emocje, kiedy je uwolnić, dawały ogromną moc, trudną do opanowania, czarownik musiał się z tym pogodzić."
...gdyby jakoś wyciągnąć fakt, że sprawa wymknęła się spod kontroli maga, że jakoś go deprymuje, byłaby mała "wredna" rysa na schemacie.

Pozdr.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty