Epizod 1 - Zakończenie - Raisa1
Proza » Długie Opowiadania » Epizod 1 - Zakończenie
A A A
Sława. Czym jest, jeśli weźmie się pod uwagę to, że na każdym kroku ludzie cię rozpoznają, szukają kontaktu z tobą, a na łamach gazet dowiadujesz się o swoich słabych i mocnych stronach, o tym, co w życiu ci się nie udało? Wszyscy wiedzą, ile zarabiasz, ile wydajesz, a także co robiłeś na ostatniej imprezie. Gdyby każdy był tak "śledzony", to ludzie znaliby siebie na wylot. O ile można kogoś poznać, czytając jakieś szmatławce.
Na szczęście do tej "elity" należą tylko nieliczni. Tylko nieliczni muszą uważać na słowa i czyny. Na nieszczęście jakimś cudem znalazłam się w tej elicie. Czy to był szczęśliwy traf? Nie wiem. Jednakże moje życie stanęło na głowie, a ja nie jestem z tego dumna. Jak znalazłam się na szczycie i jak spadłam na sam dół? To drugie jeszcze mnie nie spotkało. Jednak w podświadomości każdej sławnej osoby, "gwiazdy", jest to zakodowane w mniejszej lub większej części. Jakiś magiczny powód, dla którego wszyscy będący w posiadaniu dużych pieniędzy i wpływu swoją osobą na innych ludzi, prędzej czy później, dosięgają dna. Ważne jest to, w jaki sposób z niego wychodzą.
Siedzę właśnie w znanym klubie pod Warszawą. Otoczona znajomymi, nie tymi, których poznałam po moim dostaniu się na szczyt, nie. Jestem w gronie ludzi, którzy byli przy mnie jeszcze przed tą "metamorfozą". Bo tak naprawdę to przeszłam swojego rodzaju przemianę: z szarej myszki stałam się pewną siebie, popularną, aktywną towarzysko kobietą. I miałam przyjaciół. Mogłam wybrać się z nimi do klubu, nie zostając rozpoznana przez innych. Czasami tylko, jak zostały wywołane jakieś zamieszki, wtedy zwykle ktoś w końcu mnie poznawał.
Dzisiejszego wieczoru nie piłam żadnych drinków. Nie podchodzę dość entuzjastycznie do alkoholu, ale nie o to chodzi. Robiłam dziś za kierowcę, więc nie mogłam sobie na to pozwolić. Jak dotąd nie mam żadnych mandatów i jestem z tego zadowolona. I Bogu dzięki, że moi znajomi niezwykle rzadko sprawiali kłopoty.
Spojrzałam na prawo od naszej loży i pożałowałam pomyślanych przed chwilą słów. Dwójka z moich przyjaciół była już porządnie wstawiona, poszła do sąsiedniego stolika, by podrywać siedzące przy nim dziewczyny. Z tego, co zdążyłam już usłyszeć, to ich faceci wrócili do loży. Nie chciałam czekać na przebieg wypadków, postanowiłam wyjść przed klub. Czy zaletą sławy było to, że można wychodzić wejściem dla pracowników, by nie zostać dostrzeżonym? Raczej tak. Z drugiej strony dzisiejszego wieczoru miałam pożałować tego przywileju. Wyszłam na "świeże" powietrze. Z tyłu klubu była droga jednokierunkowa, na przeciwko drzwi poustawiano śmietniki, do których wyrzucano odpady. Zapach unoszący się z nich nie był tym, który człowiek chciał poczuć, jeśli kręciło mu się w głowie od tłumu i hałasu. Po prawej stronie od drzwi, gdzie stałam, był wylot na drogę główną. Po lewej - brama będąca zakończeniem drogi. Jedyne światło, jakie padało na tą drogę, znajdowało się za moimi plecami. Przy wyjeździe na główną latarnia była rozbita. Przymknęłam drzwi, by odciąć się od hałasu klubowego. Moje oczy powoli przyzwyczajały się do ciemności. Wyjęłam komórkę z kieszeni spodni, spojrzałam na wyświetlacz: była godzina 23:41.
Dźwięk rozbijanego szkła sprawił, że mój poziom adrenaliny podniósł się.
- Nie masz już sił?! Wstawaj! Inaczej cię zabiję. - Chłodny ton, którym zostały wypowiedziane te słowa, spowodował, iż ogarnęły mnie dreszcze. Jeśli ktoś odpowiedział temu mężczyźnie, to zrobił to bardzo cicho, nic nie usłyszałam. Za to później rozległ się suchy trzask, jakby łamano drewno lub... kości. Wiem, że muszę działać, ale nie wiem, jak się za to zabrać. Jeśli napastników jest więcej? I jak tamten ktoś zaatakowany umrze przez brak mojej reakcji? Stałam, jakby wmurowano mnie w chodnik, jakbym była jego częścią. Było mi zimno, lekki sweterek nie zapewniał dostatecznej ochrony przed wiatrem. Wiatr? Skąd tu się wziął wiatr? Jeszcze przed chwilą nic nie rozpraszało idealnego spokoju i ciszy panujących w tym ślepym zaułku. Usłyszałam szelest - to pewnie przez te podmuchy - jednak dostrzegłam, że druga postać - ta, do której należał ten głos - oddala się. Wybiegłam ze swojej kryjówki i wyjrzałam zza ściany klubu. Na głównej drodze nikogo nie było. I paliły się wszystkie światła.
Spojrzałam na zegarek - minęło ponad dziesięć minut. Pobiegłam w stronę tej bramy. Wcześniej nic nie widziałam, ponieważ wszystko było spowite niesamowitą ciemnością. Teraz od razu zauważyłam mężczyznę. Dokoła niego była krew oraz strzępy ubrań. Nogę miał wykrzywioną pod dziwnym kątem - złamaną. Nie poruszał się i nie oddychał. Jego głowa była oparta o pierś. Wiem, że powinnam wezwać karetkę, jakąś pomoc. Nie zrobiłam tego. Podeszłam jeszcze bliżej. Nogą natrafiłam na rozbite szkło, gdy po nim przeszłam, wydało cichy chrzęst.
- Odejdź... - ten głos był tak słaby, że ledwo go usłyszałam. Byłam już przy nim. Kucnęłam tak, by móc przyjrzeć mu się z bliska. Myślałam, że jest niezdolny do jakiegokolwiek ruchu, ale on podniósł głowę i spojrzał prosto na mnie. Jego twarz była oświetlona. Gdyby nie to, pomyślałabym, że mam jakieś halucynacje. A przecież nic nie piłam. A może jednak tak?
Jego oczy były czarne, wokół nich skóra na powiekach i pod oczami pokryła się warstwą żyłek koloru granatowego. Usta mężczyzny były sine, a rozchylone wargi ukazywały rząd ostrych, białych zębów. Skąd mi to przyszło do głowy, że ktoś może mieć ostre zęby? Mimo tego ta twarz była piękna. I straszna.
- Idź sobie - znów nalegał, a jego głos słabł coraz bardziej. Może to absurdalne, lecz naoglądałam się już tylu filmów i w tylu brałam udział, że ten facet skojarzył mi się z wampirem. Podciągnęłam rękaw na lewej ręce (tak było mi łatwiej, ponieważ kucałam po jego lewej stronie) i kawałkiem szkła rozcięłam sobie nadgarstek. Z gardła niedoszłej ofiary wyrwał się basowy warkot. Szybko wciągnęłam haust powietrza. Więc jednak to prawda. Wampiry istnieją. A ja próbowałam oto uratować jednego z nich. Powiedziałam mu, żeby pił i podstawiłam krwawiący nadgarstek pod jego usta. Ugryzł mnie mocno, ale nie krzyknęłam. Ręka bolała od tego uścisku. Pił moją krew i kiedy myślałam, że mnie zabije - o ironio! sławna gwiazda osuszona z krwi przez wampira! - przestał. Zachwiałam się na nogach. Szepnęłam tylko "uciekaj stąd" i wyszłam w stronę światła, zataczając się.
Zimno i twardo. Otworzyłam oczy. Zdałam sobie sprawę, że leżę w pozycji embrionalnej na chodniku. Opuściłam rękaw swetra. Na nadgarstku miałam brzydką, rozszarpaną ranę. Nie czułam bólu. Było mi na to zbyt zimno. I zbyt twardo.
***

Ocknęłam się w szpitalu. Ostatnie, co pamiętałam, to było coś szorstkiego o nierównej powierzchni. Później fakty z tego wieczoru zaczęły do mnie docierać. Wampir...
- Ilono – głos Grześka wyrwał mnie z zamyślenia. - Bogu dzięki, żyjesz. Coś ty tam robiła? W zeszłym tygodniu myślałem, że cię stracimy. Przeszłaś przez trzy transfuzje krwi. Lekarze utrzymywali cię w stanie śpiączki klinicznej, a teraz...
- Poczekaj. Jak to w zeszłym tygodniu? - Byłam ciekawa, ile mnie ominęło. Miałam wrażenie, że to działo się tak niedawno.
- Już półtorej tygodnia odkąd trafiłaś do szpitala. Gazety szaleją, telewizja też. Spałaś na chodniku. Albo byłaś pijana, albo mocno ćpałaś. Lecz lekarze potwierdzili, że nic z tych rzeczy nie miało miejsca, toteż teraz media prześcigają się z własnymi teoriami na ten temat. I straciłaś mnóstwo krwi, a jedyną ranę masz na nadgarstku. Policja znalazła co prawda miejsce, w którym doszło do bójki czy czegoś podobnego, ale z policyjnej analizy wynika, że to nie była twoja krew. Nie wiadomo kogo zresztą. Kilku ludzi i jakiś zwierząt, ale to przecież byłoby niemożliwe. Nie znaleziono nikogo oprócz ciebie. A tak poza tym – to dodał już szeptem, ponieważ z korytarza dobiegały nas odgłosy zbliżającej się pary ludzi – masz prawo nic nie pamiętać. Straciłaś ponad dwa litry krwi.
Otworzono drzwi w tym samym momencie, gdy Grzegorz dokończył zdanie. Spojrzałam w ich stronę i dostrzegłam lekarza – niskiego i otyłego mężczyznę – i policjantkę – wysoką i wysportowaną blondynkę. Pierwsza odezwała się kobieta.

***

- Nie rozumiem, dlaczego cały czas cię męczą. To już ponad trzy miesiące od tego wypadku, a oni nadal schodzą się i pytają ciągle o to samo. Bez sensu.
Grzesiek był wzburzony. Krzątałam się po domu, jak to powinna prawdziwa gospodyni, natomiast on zachowywał się jak podirytowane dziecko. Od prawie dwóch godzin słyszałam to samo. Spojrzałam w okno – słońce zbliżało się ku zachodowi. Jutro, pomyślałam, znów idę do studia. No, może trochę przesadziłam z tym „idę”. Najpierw czeka mnie lot z Pyrzowic do stanu Waszyngton w Ameryce Północnej. Walizki miałam już spakowane, a Grzesiek tak właściwie przyszedł się pożegnać i od jutra wprowadza się do mojego domu. To było dobre dla nas obu – ja nie musiałam się martwić, kto się nim zaopiekuje, a on mógł wreszcie odetchnąć od mieszkania z rodzicami. W wieku dwudziestu ośmiu lat mógłby znaleźć sobie własne M-3. Jestem od niego o osiem lat młodsza i mieszkam sama. Ale on nie zarabia milionów na jednym filmie. Czasem mu tego zazdrościłam.
- Przepraszam. - Spojrzałam na niego zaszokowana. Odkąd tu wszedł, uparcie prowadził monolog. - Nie powinienem był. Jutro wpadnę po ciebie i odwiozę na lotnisko.
- W porządku, dzięki. Musisz już lecieć? - Spojrzałam na piekarnik, w którym miałam wsadzone ciasteczka. Lubię piec.
- Muszę. - Pocałował mnie w policzek i już go nie było. Miałam z nim dobry kontakt. Czasami był aż nadto nadopiekuńczy i mi to przeszkadzało, bo traktował mnie jak młodszą siostrę. Czasem też próbował, żeby między nami było coś więcej. Jednak te próby były daremne. Dla mnie był po prostu dobrym facetem – przyjacielem.
Poszłam pod prysznic. Ciastka będą gotowe za około czterdzieści minut, a w tym czasie...
Nie pamiętam, kiedy zrezygnowałam z prysznica i nalałam sobie wody do wanny. I zasnęłam. Wciąż śniłam o tamtych oczach i sinych ustach. Drzwi od łazienki były uchylone. Dobiegł mnie zapach spalonego ciasta. Pięknie. Wyszłam pospiesznie z łazienki i wyłączyłam piekarnik. Wróciłam tam z powrotem, by wytrzeć się ręcznikiem. Kiedy założyłam świeże szorty i opinającą, białą koszulkę, usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi.
- Moment! - Wycierałam pospiesznie podłogę, a drugą ręką próbowałam rozczesać mokre włosy. Woda z nich zmoczyła mi koszulkę, ale nie miałam już czasu jej przebrać. Podeszłam do drzwi i spojrzałam w wizjer. Nikogo za nimi nie było. Otworzyłam je jednak. Stał oparty o ścianę. Skórzana kurtka, biała koszula, czarne dżinsowe spodnie. Rozpuszczone, gęste blond włosy sięgające ramion. Nie uśmiechał się, ani też nie patrzył w moją stronę. Trwało to moment. Nagle znalazł się tuż przede mną – dosłownie stykaliśmy się ciałami, dzielił nas tylko próg. Próg mojego mieszkania. Czy w każdej opowieści jest część prawdy? Pewnie tak. Odsunęłam się w głąb korytarza i uchyliłam bardziej drzwi.
- Wejdź, proszę.
I po wszystkim. Miałam przed sobą boskiego Apollina, który był śmiertelnie niebezpieczny. Zauważyłam z aprobatą, że teraz wygląda o wiele lepiej, niż te trzy miesiące temu. Miałam wrażenie, iż minął jeden dzień, odkąd go widziałam.
Zamknęłam drzwi na zamek – cokolwiek się wydarzy, powiedziałam sobie w duchu, nie potrzebujemy świadków. W milczeniu przeszliśmy do salonu, nie chciałam, by wchodził do kuchni przez zapach spalonych ciastek. Poczułam, jak zażenowanie wykwitło mi czerwonym rumieńcem na policzkach. On, jakby czytał mi w myślach, zapytał:
- Spaliłaś coś?
Och, boski głos. Czułam, że moja twarz bardziej się rumieni.
- Dzięki. - Muszę bardziej uważać na to, co myślę.
- Norbert. - Podszedł do mnie, skłonił się i ucałował moją dłoń. Oddychaj, nie zapomnij o oddychaniu.
- Ilona – rzuciłam tylko.
- Dziękuję – powiedział znowu. Nie mogłam oderwać wzroku od tego spojrzenia, które przeszywało mnie na wskroś. - Uratowałaś mi życie... - zawahał się, jakby użył niewłaściwego słowa. - Moje istnienie. A ja prawie cię zabiłem, mimo to zaufałaś mi. Teraz jeszcze wpuściłaś do swojego domu. I... umiem czytać w twoich myślach, bo oddałaś mi bardzo dużo swojej krwi. Od kilku miesięcy obserwuję cię. Nikomu nic nie powiedziałaś, jestem pod wrażeniem. Pytanie brzmi: dlaczego? - Zamilkł. Czułam, że teraz moja kolej coś powiedzieć. Jednak nie umiałam znaleźć sensownych słów, ani odezwać się jakkolwiek i o czymkolwiek. Po prostu stałam i patrzyłam na niego. Mokra koszulka przestała przeszkadzać mi już dawno. Spojrzał na nią, a ja znów oblałam się rumieńcem.
- Mógłbyś tego nie robić? Nie czytać mi w myślach?
- Nie mogę ich ignorować. Nie mogę ignorować ciebie – poprawił się. - Za dużą więzią nas połączyłaś i obawiam się, że zawsze będę słyszał to, o czym myślisz.
- Nawet jak wyjadę? Jak oddzieli nas od siebie ocean?
- Och – zaśmiał się po raz pierwszy, a rysy jego twarzy złagodniały. - Wyjedziemy razem albo nigdzie się nie ruszysz stąd. Jak już mówiłem, to zaszło dalej, niż myślisz, niż nawet ja myślałem! A przez to, co zrobiłaś jest jeszcze jeden problem, dla którego nie możesz sama ruszyć się z kraju.
- Jaki? - Nie za bardzo wiedziałam, o co mu chodzi. Przecież zrobiłam już dla niego wszystko, co mogłam.
- Właśnie – powiedział. - Przez to, co zrobiłaś, masz wroga. Tamten drugi facet, który próbował mnie zniszczyć i prawie mu się to udało. Pamiętasz go? - Jakbym mogła zapomnieć, pomyślałam i wstrząsnął mną dreszcz.
- Dokładnie – kontynuował – jest bardzo, bardzo rozgniewany. Stałem mu na przeszkodzie w zajęciu wysokiego stanowiska w Radzie Starszych. To coś na styl ludzkiej Rady Ministrów, bądź czegoś podobnego. Albo raczej sądu. Tak, to właściwe określenie. Jednak ja nie zamierzam się poddać w żaden sposób. W dzisiejszych czasach wampir bez władzy jest jak wampir bez kłów. A to boli. Teraz więc – podszedł do mnie blisko, moja mokra koszulka przylgnęła do jego ubrania, czułam też, że sama się temu poddaję, moje ciało wprost krzyczało – mamy wspólnego wroga, czy tego chcesz, czy nie. - Dokończył.
Pięknie.
Staliśmy pośrodku mojego salonu. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Najpierw ci wszyscy ludzie znający niemalże każdy szczegół z mojego życia, a teraz śmiertelne zagrożenie spowodowane uratowaniem wampira. Staliśmy w ciszy, wzajemnie się obserwując. Wiedziałam, że Norbert przysłuchuje się z uwagą każdej mojej myśli. Prawdopodobnie też znał już najdrobniejsze szczegóły dotyczące mojej osoby. To mogło być irytujące. Ale nie czułam gniewu, wstydu ani niczego podobnego. Tak właściwie to cieszyłam się, że ktoś wreszcie zna całą prawdę, nie muszę przed nim niczego ukrywać, ani też tłumaczyć się niepotrzebnie. Punkt dla niego.
Więź, którą połączyłam nas, oddając mu dobrowolnie krew, była mocna. Czułam to. Atmosfera w pokoju była jakby naelektryzowana, uznałam, że jeśli się nie zmieni, to może powstać problem. Jeden z wielu.
Miałam bardzo dużo pytań, a tak mało czasu. Podświadomie już podjęłam decyzję. Wyjadę, by ochronić bliskich, odsunąć ich od potencjalnego zagrożenia, usunąć z listy przyszłych ofiar drugiego, groźnego wampira. Skąd ten pomysł, że jakiś przedstawiciel tego gatunku może być bardziej niebezpieczny od innego? Prawdopodobnie stąd, że to tamten pierwszy zaatakował, to on prawie uśmiercił mężczyznę stojącego przede mną.
Tak, ze względu na niego też powinnam wyjechać.
Uświadomiłam sobie, że nadal jesteśmy bardzo blisko siebie. I nie chodziło mi już o duchowość. Odsunęłam się. Nie to, żeby mi to przeszkadzało. Złapałam się na tym, iż chciałam być jeszcze bliżej niego. Jakby nie patrzeć, to nadal był obcy facet.
- Och, daj spokój. - Przerwał moje rozmyślania. - Tyle między nami się wydarzyło, a ty tak panikujesz. Chcesz mnie poznać w pełni?
Musiał usłyszeć moją odpowiedź w myślach, ponieważ nie zdążyłam otworzyć ust, a on znów stał bardzo blisko mnie. Odsłonił zęby i podniósł własny nadgarstek. Zanim zorientowałam się, co robi, zdążył ugryźć.
- Nie zrobię tego. - Odrzucała mnie sama myśl o tym. Z drugiej strony mogłam poznać wszystkie jego sekrety. Chciał otworzyć się przede mną i w taki sposób mi to zaproponował. Było to równie naturalne z jego strony, co pójście do sklepu spożywczego z mojej. Chwyciłam jego rękę i podniosłam do ust. Musnęłam nimi ranę. I zaczęłam ssać. Czułam, co on w tej chwili czuje. Przez wzgląd na to, ten moment był bardzo intymny, jednak nie było w tym podtekstu erotycznego. Miał rację, poznałam go w ten sposób lepiej, niż w jakikolwiek inny mogłabym to zrobić. Powoli odsunęłam trzymaną przez siebie rękę, ale nie puściłam jej. Zobaczyłam, jak jego rana stopniowo się goi. Spojrzałam mu w oczy. Znów pokryły się ciemnogranatową siateczką żył. „Dziękuję.” Jego usta się nie poruszyły, mimo to usłyszałam ten wyraz tak wyraźnie, jak gdyby go wykrzyczał. „O co chodzi?”, pomyślałam. „Wygląda na to, że teraz ty także możesz słyszeć mnie... moje myśli.”
- Och, dobrze. - Nie przywykłam do porozumiewania się w sposób mentalny. Jak można mówić o przywyknięciu do czegoś, kiedy wcześniej nawet się o tym nie śniło? Moje życie coraz bardziej zaczęło przypominać film.
Porozmawialiśmy jakiś czas. Doszliśmy do wniosku, że wyjeżdżamy jutro razem. Tak, jak miałam to zaplanowane, czekali na mnie w studio. Cieszyłam się na tą myśl. Chyba bardziej niż powinnam. To, czego nie potrafiłam powiedzieć głośno, Norbert odczytywał z moich myśli i na odwrót. Było dobrze.
A przynajmniej przez chwilę zanosiło się, że będzie jeszcze lepiej. Nieszczęśliwy przypadek sprawił, że znów wszystko stanęło na głowie.
Siedzieliśmy na kanapie, wygodnie oparci. Oglądaliśmy film. Mój film. Grałam w nim główną rolę. Zagubioną kobietkę, która nagle odkrywa swoje atuty. Uśmiechnęłam się. Nie sądziłam, że znów będę mogła wystąpić w tej roli. Z tą różnicą, że teraz nie mam napisanego scenariusza, nie wiem, co będzie po następnej klatce.
W filmie właśnie odgrywałam scenę w sypialni z przystojnym aktorem. Szkoda tylko, że nie całował równie dobrze, jak wyglądał. Norbert parsknął śmiechem. No tak... on nie mógł „wyłączyć się” na moje myśli, za to ja nie mogłam usłyszeć wszystkiego od niego. Tylko to, co chciał, bym wiedziała.
- Co czujesz, jak grasz takie sceny?
- To znaczy?
- Kiedy całujesz się z facetem przed kamerami, jak cię rozbiera...
- Do tego pijesz. Wiesz... ja wtedy gram. Jestem aktorką na scenie, przyjmuję określoną rolę, jestem tym, kim chcą, bym była. Nie osobą, jaką widzisz i znasz. Powinieneś to wiedzieć. Każdy przyjmuje określone role w życiu. Każda sytuacja jest inna. Inaczej zachowują się wtedy ludzie. Ty też odgrywasz pewną rolę.
- Ja? Niby jaką? - Spojrzał na mnie z niekrytym powątpiewaniem.
- To oczywiste. Jesteś przecież wampirem. Przed ludźmi udajesz normalnego człowieka. Jednak nie wyrzekniesz się nigdy swojej natury, choćbyś nie wiem jak bardzo chciał. Chyba, że... - użyjesz kołka, dokończyłam w myślach.
Scena na ekranie robiła się coraz bardziej śmiała. Pamiętam, ile problemów mieliśmy z jej nagraniem. Pamiętam własne opory przed tym, jak gdyby kamera była czymś, co miało mnie pochłonąć i nie wypuścić. Natomiast ludzie komentujący później każdy ruch, patrzących na ciebie w koronkowej bieliźnie, która niewiele zasłaniała, byli niczym paszcza lwa. A ja czułam się jak jego ofiara. Teraz już nie mam takich oporów, film to sztuka, a moje ciało to rzeźba. Szkoda, że Grzesiek zawsze myślał inaczej. Jednak byliśmy tylko przyjaciółmi...
Pukanie do drzwi. Czyżby? Wstałam i poszłam otworzyć. Nie spojrzałam w wizjer. Pierwszy błąd. W roli policjantki bym się nie sprawdziła dobrze.
- Hej, zapomniałeś czegoś? - rzuciłam od razu, bo często zdarzało mu się zostawić u mnie jakąś rzecz, np. laptop, którego potrzebował w pracy. A czasem po prostu chciał mi coś powiedzieć i wracał tylko po to. Raz przejechał godzinę drogi, by powiedzieć mi zwykłe „cześć”. Spojrzałam na gościa. Drugi błąd.
- Och, przepraszam. Myślałam, że to ktoś inny.
- Odejdź – głos Norberta. A to mogło oznaczać najgorsze.
- Albo zostanę wpuszczony do środka, albo... - spojrzał na mnie całą mocą swoich ciemnych, prawie czarnych oczy. Poczułam okropny ból w klatce piersiowej, zaparło mi dech, aż musiałam przyklęknąć. Krzyczałam. Nie wiem, jak długo, lecz mój krzyk zamienił się w potok słów: „wejdź, wejdź, wejdź...”.
O nic więcej nie prosiłam. Czułam się tak, jakby ktoś miażdżył mi wszystko w środku, nie dotykając mnie, tylko patrząc. Ból ustał. Gwałtownie zaczerpnęłam powietrza. Byliśmy znów w salonie.
Klęczałam na podłodze, wspierając się na rękach. Telewizor wciąż grał. „W porządku już?” „Tak, chyba tak.” Odpowiedziałam mentalnie.
- Życie to paradoks. Najpierw ty go ratujesz, później on cię odnajduje,a teraz to ty jesteś w niebezpieczeństwie. - Zaśmiał się. Jego głos był okrutny, głęboki ton cierpki. - Wydaje mi się, że gdybyś od razu powiedziała to magiczne słowo, nie czułabyś się aż tak dyskomfortowo. I przepraszam za nietakt. Sławomir, Sławek. Jak wolisz.
- Wolę... - zaczęłam, lecz mój głos nie zabrzmiał tak, jak tego chciałam. Odchrząknęłam i spróbowałam ponownie. - Wolę, żebyś stąd już wyszedł – dużo lepiej. Wampir jednak roześmiał się. Podniosłam swoje ciało z klęczek, stanęłam w pozycji wyprostowanej.
- Hmm, nasza aktoreczka ma całkiem ładne ciało.
Spojrzałam w tym samym kierunku co on – na telewizor. Wyłączyłam odbiornik.
- Daj spokój skarbie.
- Ostrzegam cię pierwszy i ostatni raz – wreszcie jakaś reakcja ze strony Norberta. Zaczynałam się już martwić, czy aby na pewno nie zmienił zdania i nie skończę jako przekąska ich obu.
- Bo co mi zrobisz? Jestem silniejszy od ciebie i mogę cię zabić. Tym razem ten marny człowieczek ci nie pomoże. Nią zajmę się teraz. - Podszedł do mnie i położył mi dłonie na barkach. Nie wiem, skąd ta myśl, ale chciałam go odepchnąć. I zrobiłam to.
Sławek zaczął krzyczeć. Jeszcze głośniej, niż ja przedtem. Upadł na podłogę, dotykając jej własną twarzą. W tej chwili wydawał mi się całkowicie bezbronny. Jak dziecko. Norbert kucnął koło niego. Widocznie to on był teraz silniejszy. O wiele silniejszy. Zaczął się śmiać. Po chwili krzyk wampira ustał, lecz w jego oczach widać było ogromny ból. I ja mu to zrobiłam, nie wiedziałam jednak, w jaki sposób.
- Wyjdź z mojego domu! - Byłam wściekła. Kolejny krzyk wampira: „przestań! Cokolwiek robisz, przestań!”
Norbert podszedł do mnie, złapał w pasie i odciągnął od Sławka.
- Nie rób mu tego – wyszeptał tak cicho, że ledwo to usłyszałam.
- Problem w tym, że nie wiem, co mu robię. - W myślach miałam wiele problemów do rozwiązania. Nie chciałam krzywdzić tego wampira, nie żebym czuła do niego sympatię, ale na litość Boską! Nie chciałam być okrutna. Może to wszystko przez krew Norberta. Przecież czułam, jak krąży w moich żyłach, w jaki sposób mnie wypełnia. „To musi być to!” Tak, tylko jak to odwrócić? Spojrzałam na niego przez ramię, po czym obróciłam się tak, by stanąć dokładnie na wprost mężczyzny.
- Co masz zamiar zrobić?! - Kolejna fala głębokich uczuć, spowodowała atak bólu u wampira. Już prawie przypominał precel.
- Muszę zapanować nad tym, zabijasz go.
- Nie zapominaj, że to on wcześniej napadł na ciebie.
- Nie zapomniałem, ale nie możemy na to pozwalać. Muszę... - szukał odpowiednich słów. - Muszę... wpłynąć na niego przez ciebie.
- Innymi słowy – zaczęłam, lecz zdanie dokończyliśmy oboje w tym samym momencie – musisz mnie ugryźć.
- Muszę cię ugryźć.
Wiedziałam, o co mu chodzi. Dzięki temu będzie mógł mnie kontrolować, a przez to wpłynie na jego krew znajdującą się we mnie. Uspokoi rozbudzone emocje, a Sławkowi ulży. Odgarnęłam włosy z szyi i obróciłam głowę w prawo. Jak najostrożniej mógł, wbił kły w moją tętnicę. Nie było to tym samym doświadczeniem, co w ciemnej alejce ponad trzy miesiące temu. Nie przypominało tamtej brutalności. Norbert był delikatny i ssał jak najmniej się dało. Czułam, jak jego energia przechodzi na mnie, mocno musiał się koncentrować. Powoli krzyki Sławka ustały. Nawet położył się na wznak. Norbert wycofał kły, ale ustami nadal dotykał miejsca ukąszenia. „Udało się”, przeniknął do mojego umysłu. „Pamiętałem twój smak, lecz nie do końca. Jest o niebo lepszy niż ten, który sobie przypominałem.” Uśmiechnęłam się nieśmiało, niepewna, czy następny wybuch emocji znów czegoś nie popsuje.
- Brawo! - Zawołał Sławek. - Jestem pod wrażeniem. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie widziałem, a dopiero co poczuć to na własnej skórze. Brawo – powtórzył. Był rozbawiony. Nie wiedziałam, czemu jest mu do śmiechu. Chciałabym za to móc podzielić jego dobry nastrój.
- Na czym to skończyliśmy?
- Wychodziłeś właśnie – rzucił ostro Norbert.
- Tak, wychodziłem. Do zobaczenia Ilono. Wkrótce... - I już go nie było. Ogarnęłam wzrokiem salon i aż się przestraszyłam. Patrzyłam na jakieś pobojowisko. Nawet nie wiem, w której chwili pokój zaczął przemieniać się w mały poligon. Jeśli Grzesiek miał niczego nie zauważyć, to trzeba było to posprzątać. Spojrzałam na zegarek. Było już grubo po drugiej w nocy – jak ten czas szybko leci! Trzeba wziąć się do roboty. Ostatnie, o czym pomyślałam przed sprzątaniem to to, że samolot miałam o siódmej rano.
Dwie godziny później położyłam się wykończona do łóżka. Norbert wszedł na nie i usadowił się obok mnie. Może mogło wydawać się to absurdalne, lecz nie przeszkadzało mi to. W końcu wiedzieliśmy o sobie wszystko. No... prawie wszystko. W przypływie ostatku sił, nie myśląc, co robię, przysunęłam się do niego i pocałowałam go mocno i namiętnie. I jeśli jeszcze przed sekundą miałam ochotę już tylko zasnąć, to w tym momencie zupełnie wyleciało mi to z głowy. Ta noc – nasza noc – która zaczęła się dość makabrycznie, skończyła się jako moja najlepsza w życiu. Nigdy wcześniej bym nie przypuszczała, że przeżyję coś takiego. Kiedy zdążyłam zasnąć, po dziesięciu minutach obudził mnie dzwonek budzika. Była czwarta rano, po piątej musiałam, musieliśmy, być na lotnisku. Wszystkie wydarzenia minionej nocy wydawały mi się irracjonalne. Wstałam i podeszłam do lustra. Ślady na mojej szyi nie były wyimaginowane. Za mną stanął Norbert. Wkrótce usłyszeliśmy dzwonek do drzwi – to pewnie Grzesiek.
- Nie otwieraj... - miałam zaprotestować, ale położył mi palec na ustach. Chwilę potem w ślad jego palca podążyły usta. Spragnione, namiętne. „Nie myśl w takiej chwili o samolotach.” Skarcił mnie w myślach. Poddałam się. On był mój, a ja byłam jego, a samolot można złapać inny. Tylko on się liczył. Dzwonek wkrótce ucichł. Telefon wyłączyłam. Pociągnęłam Norberta na łóżko.

***
Podeszłam do telewizora i wyłączyłam go. Następny odcinek skończony. Położyłam się na łóżku i uśmiechnęłam do siebie. Pomyślałam, że muszę już porzucić karierę aktorki. Wrócę do pracy w sklepie. Mam na imię Odeta. I Odetą pozostanę. Zasnęłam.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Raisa1 · dnia 25.02.2011 09:42 · Czytań: 652 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora:
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty