W Lasach Misom od zawsze kryło się wiele tajemnic, zarówno mrocznych, budzących grozę, jak i bajecznych, wprawiających w zachwyt po ich poznaniu. Wiele istot strzegło ich przez lata, konsekwentnie wypełniając obowiązki narzucone przez Najwyższą Radę, której członkami byli Królowie i uczeni różnych ras z różnych stron świata. Ich głównym zadaniem było niedopuszczenie do odkrycia sekretów przez czarnoksiężników, mogących zagrozić życiu mieszkańców Lasów.
Same Lasy nie były bowiem zwykłym kompleksem zieleni, w którym wokół widać tylko zieleń i wesołe zwierzątka. Były częścią magicznej krainy siedemnastego wymiaru zwanej Natenael. Krainy, w której widok Elfów, Smoków, Aniołów, Goblinów czy Syren był normalny… no, prawie normalny. W każdym razie, siedemnasty wymiar od zawsze był krainą jak z bajki opowiadanej dzieciom na dobranoc, dzieciom, które nie lubią słuchać o wojnach i potworach, ale wolą jednorożce i białe kucyki. Do czasu…
Na zachodzie Natenael swoje małe państewko za czasów pokoju utworzył lud jednookich Olbrzymów o ciemnych, grubych skórach, z których każdy mierzył ponad trzy metry i ważył blisko pięć ton. Terytoria wynegocjowane w traktacie z miejscową ludnością Lasów były dla nich niemal skarbem. Strzegły ich przed każdym stworzeniem, którego wydało im się potencjalnym grabieżcą, choć z większością istot żyły w zgodzie.
Na dalekim wchodzie Natenael nie było już tak miło. Terytoria w tamtych rejonach siłą zostały zajęte przez niezbyt mile widziane w Lasach Wampiry – stworzenia o ludzkich postaciach, myślące tylko o wyssaniu krwi z każdej napotkanej istoty lub pożarciu jej ciała. Najwyższa Rada nie śmiała walczyć z nimi o odzyskanie sporej części Lasów, ale stawiała im warunek: Wampirom nie wolno było opuszczać swojego terytorium, w zamian za co raz w miesiącu dostarczano im chore bądź umierające stworzenia, dla których nie było już ratunku.
Północną część Natenael zajmowały dwa Królestwa – Ludzi i Aniołów. Obie rasy posiadały ludzkie postacie, jednak różniły się znacznie. Ludzie nie posiadali specjalnych magicznych mocy, nie licząc czarowników, proroków i czarnoksiężników. Polegali na sile umysłu i mięśni, dzięki którym ich imperium prężnie się rozwijało. Anioły zaś były istotami magicznymi tylko w połowie. Dojrzałe potrafiły przyjąć formę, dzięki której pojawiały się u nich skrzydła. Posiadały moc uzdrawiania duszy i ciała, a także, co najważniejsze, moc ożywiania zmarłych.
Na południu krainy znajdowały się dwa kolejne Królestwa – Smoków i Taperów. Toczące od lat wojny rasy, tak od siebie różne, również posiadały ludzkie postacie. Dojrzałe Smoki przyjmowały bardzo specyficzną i widowiskową formę – ich ciało przybierało wówczas postać uskrzydlonego, pokrytego łuskami i ziejącego ogniem jaszczura. Swoje moce wykorzystywały jednak tylko i wyłącznie do samoobrony i pomocy innym, nigdy w służbie złu, czego nie można powiedzieć o Taperach… Taperzy bowiem byli rasą wyjątkowo niecną i konfliktową. Chyba wszyscy prowadzili już wojnę z Taperami, które nigdy nie zgodziłyby się na kompromis czy podpisanie traktatu o nieagresji.
W świetle niemrawo przebijającego się przez chmury księżyca, wśród wysokich drzew i gęstych krzewów, trzy zakapturzone postacie wolnym, lecz pewnym krokiem zmierzały w stronę bram Akademii. Jedna z nich przyciskała do piersi zakrwawione zawiniątko, druga trzymała na rękach śpiące niemowlę owinięte jasnym kocykiem. Trzecia zaś, idąc przodem, rozglądała się uważnie wkoło, wycinając chaszcze przed sobą.
Mur otaczający Akademię, wysoki, gruby, porośnięty bluszczem, rozstąpił się, gdy tylko pokonali ostatni metr zarośli i stanęli na wąskiej polance. Ich oczom ukazała się ogromna łąka, na środku której znajdował się stary budynek Akademii – majestatyczny, stary zamek na planie pięciokąta, z pięcioma wieżami. W jednym ze starych okien, w najwyższej wieży, migotało niesfornie światło kilku świec.
Posłańcy spojrzeli po sobie, lecz nie ruszyli się z miejsca. Czekali na przedstawicieli Akademii, z którymi mieli się spotkać, by wypełnić swą misję. Misję, która miała być początkiem zmian w Natenael.
– I oto nasi wysłannicy z Królestwa… czyżbyście przynieśli większą przesyłkę, niż planowana?
Rozejrzeli się wokół, lecz żaden z nich nie był w stanie odnaleźć źródła niskiego i dostojnego głosu. Dochodził znikąd, zdawał się jednak zbliżać do nich z każdym słowem. Nagle zakrwawione zawiniątko wystrzeliło z rąk posłańca w stronę terenu Akademii. Bezpieczne wylądowało w ramionach mężczyzny w średnim wieku o delikatnych rysach, który nagle pojawił się dokładnie w miejscu, w którego stronę leciało. Obok niego stało jeszcze dwóch mężczyzn i dwóch uczniów. Żaden z nich nie przekroczył terenu Akademii.
– Oboje są naznaczeni – wyjaśnił spokojnym głosem stojący najbliżej nich wysłannik, nadal trzymający w dłoni otwarty nóż. – Te niemowlę znaleźliśmy na ścieżce w okolicach Malinowego Jaru. Nie mamy wątpliwości, że nie jest z naszego Królestwa.
Mężczyzna skinął głową, delikatnie rozwijając zakrwawioną tkaninę. Chwilę obserwował śpiące dziecko, po czym oddał je jednemu z uczniów. Drugie niemowlę wystrzeliło z rąk kolejnego posłańca i wylądowało z delikatnym pacnięciem w ramionach dyrektora, który natychmiast podał je jednemu ze starszych mężczyzn.
– Przekażcie swemu Królowi, że dzieci będą tu bezpieczne. Żaden z moich ludzi nie pozwoli, by Przeznaczenie się wypełniło…
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
hostessa · dnia 26.02.2011 20:50 · Czytań: 869 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 1
Inne artykuły tego autora: