Jon na dobre zadomowił się u nich i wszystko było w miarę normalnie, prawie jak dawniej, w Stanach. Coza odetchnęła trochę. Wieczorami siedzieli w trójkę, lub czwórkę, nie licząc psów przed kominkiem i grali w gry słowne, ucząc Jona języka polskiego. Szło mu coraz lepiej. Tak samo, jak oswajanie Bartka i Joasi. Nawet Daniel traktował go bardziej przyjaźnie.
Coza była zaniepokojona. To, że nie miała okresu, to jedno. To, że tyła, bardziej ją martwiło, zwykle waga jej była związana odwrotnie proporcjonalnie z nastrojami. Jednak czuła się co najmniej dziwnie. Brzuch miała jak na lekkim wzdęciu, chociaż oprócz bulgotania w jelitach nie czuła fizycznych dolegliwości, przynajmniej od strony układu pokarmowego. Przez myśl przechodziło jej, że jest w ciąży: "W tym wieku? Ja? Głupio by było, bo zwykle wiedziałam najpóźniej tydzień po, a teraz byłabym w szesnastym tygodniu..." Przyglądała się Jonowi pod względem tego, czy byłby dobrym ojcem, chociaż nie miała złudzeń, że nie on był biologicznym. Jeszcze bardziej tęskniła za Igorem: "Widzisz, gdybyś tu był, nie bałabym się zrobić testu. Po prostu potraktowałabym to jako dar od losu, taki nieco ironiczny i spóźniony, ale i tak miły..." Mocniej przylgnęła do Jona. W nocy przytuliła się do niego:
- Jon, ja za nim nadal tęsknię...
Odsunął włosy z jej twarzy:
- Wiem. Widzę. Nadal uważasz, że powinienem tutaj być?
- Tak. On już nie dotrze do mnie. Ciężko mi samej.
Mężczyzna pocałował ją w nos:
- Ze mną mimo wszystko lżej?
Musnęła ustami jego policzek, odruchowo, bez uczuć i zdziwiła się tym: "Więc dlaczego nie potrafię się z nim kochać, tak z przyzwyczajenia? Pewnie dlatego, że to tak rzadko robiliśmy...":
- Trochę. Jon, ja nie jestem stworzona do bycia singlem.
Jon przełożył ramię pod jej plecami:
- Skarbie, dasz radę, a ja będę tu tak długo, jak zechcesz. Ale na koniec... Dasz mi coś w zamian?
Roześmiała się:
- Jesteś nudny. Jak mi się zachce, to dam ci nawet w międzyczasie.
Westchnął:
- Przyzwyczajam się powoli. Ciężko mi...
Wtuliła się w jego ramiona. Wiedział, że nie powiedziała mu wszystkiego. Znał dobrze wyraz jej twarzy, który mówił, że nic z niej wyciągnie. I wiedział też, że nie naciskając zyska najwięcej.
Spała niespokojnie. Kiedy próbował ją przytulić, warknęła przez sen:
- Jon, daj mi spokój! Jeśli teraz będziemy się kochać, to tylko dla świętego spokoju! Chcesz tego?
Odsunął się, trochę rozbawiony, a trochę zirytowany. Nie chciał od niej nic, a ona nadal mu nie ufała.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
soczewica · dnia 27.02.2011 20:30 · Czytań: 761 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora: